13
-Muszę to dzisiaj skończyć za wszelką cenę - uparłam się.
Naemin kolejny raz się zaśmiała z mojej miny. Zawsze się śmiała gdy na coś się upierałam. Moja stanowcza strona była dla niej zabawna.
-Wcale nie żartuję. Nawet powiedziałam Jiminowi żeby wpadł - pochwaliłam się przed nią.
-Czemu tak często wspominasz o nim? Nie chciałaś tylko wyłudzić pieniędzy? - dalej się śmiała, unosząc swoją brew - Jesteś nim zafascynowana zupełnie jakbyś planowała z nim swoją przyszłość - zakryła usta ręką.
Przymrużyłam oko bo nieświadomie uderzyła w czuły punkt. Jimin nie miał przyszłości, ale o niczym jeszcze jej nie powiedziałam. Po prostu wiedziała już jak ma na imię.
-Jest przystojny, co mogę na to poradzić? - ścisnęłam rękę w pięść żeby utrzymać ciężką torbę.
-Dać go na okładkę - chichotała. Zdecydowanie miała dzisiaj znakomity humor, a to się ostatnio nie zdarzało za często.
-Właśnie to zrobię. Niech cały świat mi zazdrości! - krzyknęłam z podekscytowania.
-Szef też? - spytała się mnie z powściągliwością.
-Park Jihyun strzeż się! - podniosłam energicznie rękę w górę.
Jednak opuściłam ją równie szybko żeby zakryć usta ze śmiechu.
Pożegnałam się z nią bo byłam już pod moim mieszkaniem. Gdy weszłam do środka winda była na dole. Od razu do niej weszłam wciąż uśmiechając się i rozpamiętując każde śmieszne słówko.
Westchnęłam mając nadzieję, że Jimin niedługo się zjawi. Przez codzienne spotkania zaczynało mi brakować jego obecności. Można powiedzieć, że powoli uzależniałam się od niego. Uwzględniałam go we wszystkim co robiłam. Gdy tylko wysiadłam, wyciągnęłam klucze i weszłam do środka.
Koko podbiegła do moich nóg. Pogłaskałam ją na przywitanie.
-Aha tęskniłaś za mną - powiedziałam słodkim głosem.
Zamknęłam są sobą drzwi i zdjęłam buty. Zaniosłam siatkę pełną potrzebnych dokumentów do mojego biura i westchnęłam. Niedługo będę się wśród nich męczyła.
-Jesteś głodna? - zauważyłam jak chodziła za mną krok w krok.
Dwa szczeknięcia dały mi znak, że trafiłam w dziesiątkę. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej puszkę karmy. Gdy tylko dostała ją do miski, wiedziałam, że psa mam już z głowy.
Wybrałam numer Jimina. Chciałam zadzwonić do niego i mu przypomnieć o naszym spotkaniu. Chciałam żeby przyszedł, nawet jeśli by mi nie pomagał i go zobaczyć.
-Jiiiiiiiiiimin - przeciągnęłam gdy usłyszałam, że odebrał - przyjdziesz do mnie? - spytałam się go słodkim głosikiem.
Poszłam do biura i usiadłam na obracany krześle. Wyprostowałam nogi bo trochę mnie bolały.
-Jesteś tam? - zapytałam bo się nie odzywał.
-Ymm tak przyjdę, ale gdzie? - był zdezorientowany. Pewnie nawet nie wiedział kto dzwonił.
-Wyślę Ci dokładny adres, dobrze? - byłam zmartwiona tym, że musiałam zaufać jego pamięci i orientacji w terenie - Tylko pamiętaj, siódme piętro - pokiwałam palcem wskazującym zupełnie jakby był koło mnie - Albo to też Ci napiszę - stwierdziłam nie chcąc ryzykować.
-Mmhm - mruknął.
-Jestem Lila i idziesz do mojego mieszkania - chciałam uświadomić co się dzieje - Przyjdź szybko, żebym się nie martwiła - nakazałam mu mając nadzieję, że się posłucha.
Rozłączyłam się słysząc kolejne mruczenie jako odpowiedź. Szybko napisałam mu wszystkie dane. Miałam nadzieję, że się nie zgubi. Kiedyś już tu był, ale wciąż..
Odrzuciłam włosy do tyłu i otworzyłam laptopa. Miałam sporo pracy do wykonania. Pocieszał mnie fakt, że czym szybciej skończę tym więcej wolnego czasu będę miała z Jiminem.
Ciągle siedział mi w głowie. Nie potrafiłam go wyrzucić z myśli.
Wyciągnęłam okulary i założyłam na nos. Rozłożyłam ręce i rozciągnęłam palce powodując w nich strzykanie. Za dużo czasu spędzałam przed komputerem. Czułam jak czasem moje oczy piekły mnie przez zbyt długie patrzenie w lekko przyciemniony monitor. Stąd też musiałam zakładać do niego okulary.
Moje palce dotknęły myszki, która po znajdywała pliki. Palce poszły w ruch, a klawiatura chwilami trzeszczała pod naciskiem palców. Kompletowałam wszystko tak jak to zaplanowałam. Pod tym względem lubiłam być perfekcjonistką.
Po godzinie moja ręka sięgnęła do lampki, a biurko od razu stało się jasne. Zrobiło się ciemno za oknem, a Jimina nadal nie było widać. Zassałam środek policzka i dopisałam jeszcze kilkanaście linijek tekstu. Zastanawiałam się gdzie teraz jest.
Wtedy usłyszałam dzwonek od drzwi. Pobudzona wstałam z fotela o mało nie przewracając się o reklamówki pozostawione na podłodze. To musiał być on.
Od kluczyłam drzwi, a za nimi stał właśnie on.
-JIIIIIMIN!!! - pisnęłam uradowana, czując w środku ulgę, że nic mu nie jest.
Byłam szczęśliwa, że przyszedł. Przytuliłam go na powitanie i pociągnęłam w głąb mieszkania.
-Nie zgubiłeś się po drodze, prawda? - zamykałam drzwi na wszystkie zamki jakie miałam. Byleby nie wyszedł.
-Zgubiłem.. - powiedział swoim cichym głosem - ale miła Pani powiedziała, że cię zna i mnie podwiozła - trzymał coś w rękach.
Patrzyłam na pudełko czekoladek, które starał się schować. Miła pani brzmiała znajomo.
-A to? - wskazałam na czekoladki.
-Dla ciebie.. ode-ode mnie - zająkał się.
Nie mogłam przestać się uśmiechać. Był zbyt uroczy jak na swój wiek. Wzięłam od niego pudełko czekoladek i dałam całusa w policzek. W tym samym czasie Koko zdążyła znaleźć się przy naszych nogach.
-Zostało mi jeszcze trochę do zrobienia. Możesz się rozgościć - dałam mu wolną rękę.
Poszłam do biura, a dla niego towarzystwo Koko też dobrze się nadało. Gdy pracowałam, słyszałam śmiechy i warczenie psa. Musieli się ze sobą bawić.
Nie chciałam się odrywać. Byłam na finiszu pisania i potrzebowała tylko kilku minut na okładkę. Po dobrych pół godziny śmiechy ustały przez co przypuszczałam, że po zasypiali albo się zmęczyli i odpoczywali.
Zatwierdziłam wszystko. Weszłam na maila i od razu wysłałam. Miałam nadzieję, że szybko to przejrzy. Nie lubiłam długo czekać na rezultat mojej pracy bo w międzyczasie szukałam w nich błędów. Z tego powodu miałam później wiele żali o to, że mogłam zrobić coś lepiej.
Zmęczona zdjęłam okulary i przetarłam oczy. Małe ziewnięcie wydobyło się z moich ust, ale to tylko dlatego, że mogłam rozprostować nogi i było ciemno. Zgasiłam lampkę i udałam się do sypialni, gdzie prawdopodobnie dwójka się znajdowała.
Światło było zgaszone, jedynie księżyc wpadający przez okno dawał trochę światła. Pies rozłożył się na środku łóżka, a Jimin siedział na krześle i patrzył się w stronę okna. Wyglądał na zamyślonego.
-Zajęła całe łóżko - uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Od razu znalazł mnie wśród ciemności.
Siedział w takiej pozycji, że aż było grzechem tego nie wykorzystać. Obeszłam powoli krzesło na którym siedział. Moja ręka znalazła się na jego karku. Usiadłam na jego kolanach okrakiem i zarzuciłam ręce na jego szyję. Otworzył szerzej oczy, gdy patrzył na mnie.
Był w samej koszulce dzięki czemu jego obojczyki były widoczne. Obserwowałam je przez kilka sekund, gdy w głowie wyobrażałam sobie ich smak. Delikatnie pocałowałam go w tym miejscu. Był pociągający, cokolwiek by na siebie założył.
Jego oczy błyszczały, gdy patrzyły na mnie. Uważnie go obserwowałam, a w międzyczasie wślizgnęłam ręce pod jego koszulkę. Jego mięśnie napięły się zapewne z powodu moich zimnych dłoni.
Całowałam jego szyję, zostawiając na niej mokre ślady. A moje ręce zadowalały się dotykiem jego ciepłego ciała. Z każdą sekundą rozluźniał się coraz bardziej do tego stopnia, że z jego ust wydobyło się westchnięcie.
Odchylił głowę dając mi lepszy dostęp. Przymrużył oczy dzięki czemu wiedziałam, że mu się to podobało. Brnęłam w to i bawiłam się jeżdżąc językiem po jego skórze. Wsunął rękę pod moją spódniczkę powodując u mnie niekontrolowany jęk.
Skubany, dobry jest.
Uczył się szybciej niż myślałam. Wsunął drugą rękę pomiędzy moje uda, szukając miejsca gumki od majtek. Nie ukrywałam mojego podniecenia, które tylko narastało pod każdym jego dotykiem.
Przesunęłam ręce na jego plecy, gdy on znalazł to czego szukał. Szarpnął mocno, aż zatrzeszczało. Wyjęłam jedną rękę i złapałam tą jego, która usiłowała pozbyć się mojej bielizny.
-Dzisiaj bez rozbierania - szepnęłam mu do ucha ukradkiem przygryzając płatek jego ucha.
Położyłam jego rękę na moim biodrze. Już po sekundzie docisnął mnie do siebie. Wbiłam paznokcie w jego plecy i przyssałam się do obojczyka, na którym wkrótce powstała krwista malinka.
Sapnął z powodu niewielkiego bólu. Jego dłoń odnalazła mój policzek i odciągnął mnie od swojej szyi. Złączył nasze usta w przeciągu następnej sekundy nie pozwalając sobie nawet na krótką rozłąkę. Przyciągnęłam go do siebie i pogłębiłam pocałunki, które stawały się coraz bardziej chaotyczne i niedbałe.
Tego wieczora zadowoliliśmy się pocałunkami pełnymi podniecenia, które ciągnęły się aż do późnej nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top