~ XV ~
Po roku morderczych treningów pod okiem Dermena, wreszcie z chłopakami dostaliśmy robotę. Właśnie kończyłem swoją zmianę. Po całej nocy, chodzenia po areszcie w tę i z powrotem, marzyłem już tylko o łóżku.
Słońce dawno wzeszło, więc byłem sam. Reszta ekipy już poszła do domów. Warta w więzieniu zawsze trwała kilka godzin dłużej, niż ta na mieście... Cóż... Przynajmniej mogłem pogadać z Petru, aby nie zanudzić się na śmierć.
Właśnie przebierałem się z munduru, w swoje normalne ubrania, gdy do pokoju wpadł Sander.
- Rainer - mruknął.
- Czego chcesz? - spytałem, ściągając kurtkę.
- Ilan Nertis chce z tobą pogadać.
Zdziwiłem się. Ilan? Co może sprowadzać hrabiego do aresztu?
Szybko się przebrałem i położyłem starannie złożony mundur na jednej z półek wielkiego regału, przy którym stałem.
Nertis czekał na mnie przed aresztem.
- W czym mogę pomóc? - spytałem.
- Przyszedłem ci powiedzieć, że daję twojej małżonce parę dni wolnego, żebyście mogli udać się do Tomasa.
- Coś mu się stało?
- Tomas ma się dobrze. Gorzej zaś jest z Aishą.
- Nie rozumiem...
- Zasłabła i skarżyła się na ból brzucha.
- Co z nią? - spytałem zmartwiony.
- Spokojnie, chłopcze. Już jej lepiej.
- Ale... Wczoraj nic jej nie było - podrapałem się po głowie.
- Może to z głodu?
- Może...
Zmartwiłem się. Kiedy wychodziłem do pracy, Aisha była okazem zdrowia. A teraz słabła?
- Mogę do niej iść?
- Oczywiście.
Ukłoniłem się nieco, po czym pobiegłem w stronę domu hrabiego. Natychmiast pognałem do kuchni.
Kucharki spojrzały na mnie zaskoczone, kiedy wpadłem zziajany do pomieszczenia.
Aisha siedziała przy stole i najspokojniej w świecie piła herbatę.
- Wszystko w porządku, skarbie? - wysapałem, kucając przy niej.
- Nic mi nie jest - Uśmiechnęła się łagodnie.
- Ale... Ilan mówił, że zasłabłaś.
- Już mi lepiej, kochanie.
- Hrabia dał ci parę dni wolnego. Pojedźmy do Tomasa, żeby cię przebadał.
Aisha pokręciła głową, nie tracąc uśmieszku z twarzy.
- Skoro tak ci na tym zależy. Po za tym dawno nie widziałam wuja.
●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
Jeszcze tego samego dnia, przyjechaliśmy do Tomasa.
Siedziałem zniecierpliwiony w skromnym salonie. Lekarz i moja żona, zamknęli się w jednym z pokoi. Czekałem na jakiekolwiek wieści. Liczyłem, że to nic poważnego.
W końcu wpadli do salonu. Zdziwiłem się. Medyk był uśmiechnięty.
- I co? - spytałem skołowany.
Tomas nie należał do najweselszych, a tu raptem się uśmiechał i to od ucha, do ucha.
- Aisha ma dla ciebie nowinę - Wskazał na swoją bratanicę.
Wstałem z fotela i podszedłem do niej. Uśmiechnęła się lekko, patrząc mi prosto w oczy.
Po chwili położyła dłonie na swoim brzuchu.
- Wygląda na to, że nasza rodzina się powiększy - rzekła, poszerzając uśmiech.
Stałem przez chwilę, jak słup soli i powoli analizowałem jej słowa.
- Możesz powtórzyć? - spytałem, chcąc mieć pewność, że się nie przesłyszałem.
- Będziesz ojcem, Rainer - odparła.
Ciesząc się, jak szaleniec, podniosłem ją i wyściskałem. Długo staraliśmy się o potomka. Nareszcie się udało.
Chciałem wybiec na ulicę i wykrzyczeć, że będę mieć dziecko.
Postawiłem Aishę na ziemię i jeszcze raz ją uścisnąłem. Jeszcze nigdy nie byłem taki szczęśliwy.
●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
Stwierdziliśmy z Aishą, że przenocujemy u Tomasa i wrócimy do Laus dopiero rano.
Ocknąłem się w środku nocy. Zaczęły mnie dręczyć myśli o moich braciach i ojcu. Zwłaszcza o ojcu... Kiedyś był normalny. Wszystko się zmieniło, kiedy na świat przyszedł mój najmłodszy brat, a matka zmarła przez jakieś powikłania... Od tamtej pory ojciec stał się szorstki i zaczął się na mnie wyżywać...
Ostrożnie wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Chciałem wrócić do dawnego domu, by podzielić się nowiną z moimi braćmi. Jednakże nie miałem ochoty natknąć się na ojca. Nadal nie chciałem go znać.
- Rainer? - Usłyszałem szept Aishy.
Zerknąłem przez ramię.
- Jestem, kochanie.
- Czemu nie śpisz? - spytała ledwo przytomna.
Łypnąłem jeszcze raz na skąpane w mroku miasteczko, po czym podszedłem do łóżka i położyłem się za moją kochaną żoną. Wsunąłem jedną rękę pod jej głowę, zaś drugą pod koszulkę, by oprzeć dłoń na jej ciepłym brzuchu.
Tłumaczyłem sobie, że tamto życie już dla mnie nie istnieje. Teraz liczyła się Aisha i maleństwo w jej łonie. Moja rodzina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top