~ X ~
Nie wiem, jakim cudem udało nam się przetrwać z Tomasem pod jednym dachem ponad rok.
Przez ten czas miałem okazję trochę poduczyć się sztuki leczenia. Kiedy wuj Aishy dzielił się ze mną swoją wiedzą o właściwościach roślin, które mogłem napotkać w lesie na każdym kroku, dla odmiany nie próbowaliśmy się pozabijać.
Byłem też bogatszy o doświadczenie w łowiectwie i rybołówstwie.
Zawsze wpadało do kieszeni parę monet, za dorodną zwierzynę, bądź kosz ryb.
Pracowałem również jako kurier. Moja zwinność przynajmniej na coś się przydała.
Chwytałem się wszystkich możliwych prac, a zarobione pieniądze oszczędzałem. Oczywiście część moich wypłat trafiała w ręce Tomasa. Nie chciałem, żeby mnie utrzymał. Wystarczał fakt, że mieszkałem w jego domu.
Starczyłaby jedna praca, lecz miałem pewne plany, a do tego potrzebowałem pieniędzy.
Siedziałem z Tomasem w kuchni. Był środek nocy, więc szeptaliśmy, aby nie obudzić Aishy.
- Myślę, że będziecie zadowoleni - mruknął lekarz - Ilan jest naprawdę w porządku. Co ty na to? Przyjmujesz ofertę?
- Najpierw muszę spytać Aishę o zdanie. W końcu to dotyczy też jej.
Zamilkliśmy na chwilę.
- Denerwujesz się? - w końcu na usta medyka wkradł się wredny uśmieszek.
- Trochę - skinąłem głową - Myślisz, że się zgodzi?
- Szczerze? Gdyby cię odrzuciła, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ale... wiem, że niestety się zgodzi.
- Niestety? Ej... Dalej mnie nie lubisz? Myślałem, że choć trochę ci przeszło.
Zmierzył mnie wzrokiem.
- No, może odrobinę.
Klepnął mnie w ramię, po czym ruszył do drzwi.
- Odpocznij, chłopcze. Przydadzą ci się siły.
●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
- Dokąd mnie zbierasz? - spytała Aisha, kiedy jechaliśmy konno leśną ścieżką.
Zerknąłem na nią i uśmiechnąłem się nieco.
- Niespodzianka.
- Nie bądź taki - objęła mnie i oparła głowę na moim ramieniu - Powiedz, gdzie jedziemy.
- Zobaczysz - uśmiechnąłem się szerzej - Cierpliwości. Już nie daleko.
W końcu zatrzymałem konia i zeskoczyłem na ziemię. Pomogłem Aishy zejść.
- Rainer - jęknęła, gdy chustką zasłoniłem jej oczy.
Śmiejąc się cicho, chwyciłem jej rękę i poprowadziłem ją w stronę niespodzianki.
Po chwili chwyciłem Aishę za ramiona i zatrzymałem w miejscu.
- Gotowa? - spytałem, rozwiązując chustę.
- Tak.
Odsłoniłem jej oczy.
Aisha łapczywie wciągnęła powietrze do płuc i przyłożyła dłoń do ust.
- Podoba się? - przylgnąłem do jej pleców i otuliłem ją rękami.
- Jest cudownie - obróciła się do mnie i złączyła nasze wargi.
- Wszystkiego najlepszego - zamruczałem jej do ucha.
Zasiedliśmy na miękkim kocu, gdzie czekała kolacja. Mieliśmy cudowny widok na odległe górskie szczyty, zalane promieniami zachodzącego słońca. Uroku dodawały też liczne świece.
Po posiłku ułożyliśmy się wygodnie i zaczęliśmy podziwiać nocne, usłane gwiazdami niebo.
- Poczekaj chwilę - wstałem i ruszyłem w ciemności.
Aisha zaskoczona moim zrywem, usiadła.
Po chwili wróciłem do niej i padłem przed nią na kolana.
- Najdroższa - chwyciłem jej dłoń - Zabrałem cię tu nie tylko, by świętować twoje urodziny.
Spojrzała na mnie pytająco.
- Zostaniesz moją żoną? - spytałem, wsuwając jej do ręki małe pudełko.
Aisha przez chwilę patrzyła na mnie zdumiona.
Serce waliło mi jak szalone. Twardo czekałem na jej odpowiedź. Czułem, że cały się trzęsę. Mimowolnie wstrzynałem oddech. Dawno nie byłem taki zestresowany.
W końcu Aisha uśmiechnęła się szeroko.
- Tak! - krzyknęła, rzucając mi się na szyję.
Przytuliłem ją mocno. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Kiedy nieco się odsunęła, wsunąłem jej na palec pierścionek. Niestety nie miał największego na świecie brylantu, ale i tak Aisha była zachwycona.
Musnąłem dłonią jej policzek, patrząc w jej cudowne oczy.
Dzięki niej moje życie miało sens.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top