~ VIII ~
Wściekły wpadłem do swojego pokoju. Szybko przebrałem się w swoje czarne ubrania i zabrałem ukrytą broń. Nic więcej nie wziąłem.
Wypadłem z komnaty i ruszyłem do wyjścia z pałacu.
- Rainer? - na drodze stanął mi mój brat - Stary, co to za ciuchy?
Minąłem Waymara, nie zwracając na niego uwagi.
- Rainer? - chwycił mnie za ramię.
Strąciłem jego dłoń. Nie zwalniałem.
- Rainer! - Waymar stanął przede mną - Co się dzieje? Czemu jesteś taki wściekły?
Spojrzałem mu w oczy. Był ode mnie młodszy o dwa lata, lecz zdecydowanie lepiej nadawał się na władcę. Twardo stąpał po ziemi. Był odpowiedzialny. Czasem nie mogłem uwierzyć, że jesteśmy braćmi.
- Znów pokłóciłeś się z ojcem? Rainer... Nie przejmuj się nim.
- Odchodzę - syknąłem.
- Co? Ale... Nie możesz tego zrobić!
- Nie? To patrz uważnie, braciszku - minąłem go.
- Nie pozwolę ci na to - chwycił mnie za łokieć.
Warknąłem zniecierpliwiony, wyrywając rękę z chwytu jego dłoni. Waymar był taki... uparty!
- Rainer... Nie odchodź... - spojrzał na mnie błagalnie - Bracie...
- Żegnaj - mruknąłem, odchodząc.
Chciałem pożegnać jeszcze pozostałych pięciu braci, lecz musiałem opuścić pałac, jak najszybciej.
●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
Stanąłem przed drewnianymi drzwiami. Zacisnąłem dłoń w pięść i uniosłem ją, by zapukać. Zawahałem się. Porzuciłem dotychczasowe życie, by stać się... Właśnie... Kim? Nie miałem już domu. Nie miałem środków do życia. Nie miałem pracy. Kim się stałem? Nikim...
Cofnąłem się. Ojciec miał rację... Jestem porażką...
Nie chciałem wciągać w swoje problemy Tomasa i Aishy. Zwłaszcza Aishy.
Już miałem odejść, gdy drzwi otworzyły się i stanęła w nich moja ukochana. Spojrzałem na koszyk, który ściskała w swoich drobnych dłoniach. Wybierała się na targ.
- Rainer? - zdziwiła się - Co tu robisz tak wcześnie?
- Cześć, kochanie - uśmiechnąłem się słabo.
W odpowiedzi zbliżyła się i pocałowała mnie w policzek. Skrzywiłem się nieco, czując dokuczliwy ból, wzmożony jej dotykiem. Aisha to dostrzegła. Złapała mój kaptur i zsunęła go.
- Co ci się stało? - spojrzała na mnie przerażona.
Domyśliłem się, że miałem porządnego sińca, po ciosie ojca. Wbrew temu, co powiedziałem, naprawdę zapiekła mnie twarz, po uderzeniu jego silnej dłoni.
- To nic... Idziesz na zakupy?
- Nie zmieniaj tematu.
- Później wszystko ci wyjaśnię - odparłem, biorąc od niej koszyk.
●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
- Powiesz mi w końcu, dlaczego chodzisz po mieście w ciągu dnia? - spytała Aisha, przebierając warzywa.
- Później o tym porozmawiamy - mruknąłem, łypiąc na stojących niedaleko strażników. Poprawiłem kaptur, po czym spojrzałem na Aishę, płacącą za zakupy.
Po chwili chwyciłem kosz wypełniony owocami i warzywami, i ruszyłem za ukochaną w stronę domu Tomasa.
- To może zdradzisz, skąd masz siniaka na twarzy?
- Wszystko ci powiem, ale dopiero, kiedy nie będziemy mieli zbędnych świadków.
- Jesteś dziś jakiś dziwny...
- Jest twój wuj? - spytałem, gdy byliśmy już przy domu Tomasa.
- Nie. Poszedł do pacjentów - Aisha otworzyła drzwi - A co?
- Tak pytam - wzruszyłem ramionami.
Weszliśmy do środka i od razu przeszliśmy do kuchni.
- Powiesz mi teraz, co cię ugryzło? - spytała, układając owoce w dużej misce.
- Pokłóciłem się z ojcem - mruknąłem, ściągając kaptur - Widzisz, jak to się skończyło...
- Twój ojciec ci to zrobił? - spojrzała na mnie zdumiona.
- Mhm... I powiedział, że jestem porażką i że jest mu za mnie wstyd. Prawdziwy, kochający rodzic, nie?
- Tak mi przykro...
Byłem załamany. Chciało mi się płakać. Nie z powodu ojca, lecz... mojej kochanej.
- Aisho... - westchnąłem ciężko, podchodząc do niej. Chwyciłem jej drobne dłonie i spojrzałem głęboko w oczy - Wysłuchaj mnie, najdroższa, nim cokolwiek zrobisz, dobrze?
Patrzyła na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem, ale skinęła głową.
- Ja... Muszę cię... opuścić...
- Co? - jej warga zadrżała.
- Porzuciłem dotychczasowe życie. Jestem nikim... Zostałem sam... Nie mam pracy, domu. Nic ci nie mogę dać... - spuściłem wzrok - Wybacz mi, ale... Nie jestem ciebie godzien. Nie zniszczę ci życia, tak, jak właśnie zrujnowałem swoje...
Puściłem jej ręce. Cały czas patrzyłem jej w oczy. Czekałem, aż cokolwiek zrobi. Ku mojemu zdziwieniu, nie zaczęła krzyczeć, kląć i próbować mnie spoliczkować. Po prostu... Przytuliła mnie.
Stałem przez chwilę zdumiony jej reakcją. Spojrzałem na nią. Po krótkim namyśle, odwzajemniłem uścisk.
- Nie jesteś sam, Rainer - szepnęła - Masz mnie.
- Nie chcę cię wciągać w bagno, w jakie zmieniło się moje życie...
- Damy radę - uśmiechnęła się łagodnie.
Serce zaczęło mi mocniej tłuc. Jej uśmiech zawsze podnosił mnie na duchu. Podziwiałem Aishę. Nigdy nie przejmowała się porażkami. Zawsze znajdowała wyjście z beznadziejnych sytuacji.
Niepewnie odwzajemniłem gest.
Wtedy stanęła na palcach i złączyła nasze wargi.
- Nie ważne, czy jesteś księciem, czy nie - wtuliła się w moją pierś - Kocham cię, Rainer.
Jej ostatnie słowa były dla moich uszu, niczym najpiękniejsza pieśń.
- Ja ciebie też kocham - odparłem, schylając się nieco, by wtulić głowę między jej ramię, a szyję.
Tylko Aisha mi pozostała. Gdybym stracił też ją, to bym się załamał.
Uniosłem nieco głowę, gdy zabrzmiał trzask, towarzyszący zamykaniu drzwi i skrzyżowałem spojrzenie z Tomasem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top