84.

Strażnik chwycił Vivian za włosy i siłą odchylił w tył jej głowę. Docisnął jej do szyi nóż, którego klinga przypominała piłę.
Dziewczyna desperacko wbiła łokcie w żebra napastnika, czym oswobodziła się z jego chwytu. Natychmiast się obróciła. Zmierzyła wzrokiem młodego chłopaka, który próbował ją uśmiercić.
Nie mógł mieć więcej niż osiemnaście lat.
Jego twarz była pozbawiona jakichkolwiek emocji.
Bez pośpiechu wyciągnął zza pasa drugi sztylet i zwinnie obrócił ostrza w dłoniach.
Młokos wyglądał, jakby ktoś mu wydarł duszę i pozostawił jedynie puste ciało, gotowe wykonać każdy, nawet najokrutniejszy rozkaz.
Vi spojrzała przerażona w jego oczy. Widziała w nich upiorną pustkę i obojętność. Wiedziała, że nawet nie mrugnie, gdy zada jej śmiertelną ranę.
Omal nie krzyknęła, gdy ruszył w jej stronę. Zrobiła szybki unik przez nożami, po czym szybko pociągnęła sukienkę i chwyciła swój oręż.
Odbiła kolejny cios i odskoczyła w tył, przed sztyletem, który miał rozpłatać jej brzuch.
Robiąc szybkie uniki, zaczęła się cofać. Odruchowo, wolną ręką chwyciła wazon, stojący na dość wysokim stoliku i uderzyła młodzieńca prosto w głowę.
Chłopak zatoczył się oszołomiony ciosem, lecz nie upadł. Potrzasnął głową, pozbywając się szkła z włosów i próbując odegnać zamroczenie.
Vi wykorzystując okazję, wypuściła grzechotnika z rękawa.
Wąż zasyczał groźnie, pełznąć w stronę młokosa.
Ten nie przejął się gadem. Rzucił jednym z ostrzy w zwierzę, pozbawiając go tym głowy. Na jego usta wkradł się okrutny uśmiech, gdy podniósł oręż i zaczął się zbliżać do Vi.
Dziewczyna zacisnęła chwyt na rękojeści sztyletu. Gdy rywal zaatakował, zwinnie uniknęła jednego z noży, lecz drugi drasnął ją w ramię, pozostawiając dość głęboką, szarpaną szramę.
Syknęła z bólu, przyciskajac wolną dłoń do rany.
Cudem odchyliła głowę przed klingą, która omal nie oszpeciła jej twarzy.
Odruchowo odbiła kolejny cios i wpakowała pięść w krtań strażnika.
Chłopakowi zaparło dech.
Upuścił noże i chwycił się za szyję. Próbując zaczerpnąć powietrza, opadł na kolana.
Vivian wykorzystała okazję. Szybko odblokowała drzwi i wypadła z komnaty.
Ruszyła biegiem w stronę schodów, widząc, że korytarz jest pusty.
Zbiegła na dół, nie dostrzegając strażników. Już miała ruszyć do drzwi, gdy dostrzegła trzech mężczyzn. Umknęła między kolumny, cudem unikając ich spojrzeń.
Kiedy na chwilę skupili się na sobie, przemknęła do schodów prowadzących w dół. Wpadła do pustej kuchni. Rozejrzała się. Zdesperowana wemknęła się do małej spiżarni. Odetchnęła głęboko kilka razy, próbując się uspokoić. Próbowała ignorować ból, jaki ogarnął jej ranne ramię. Oderwała fragment sukienki i owinęła krwawiącą rękę. W końcu zerknęła na małe okienko, przez które wpadały słoneczne promienie. Westchnęła ciężko. Pozostało jej czekać, aż stróże przestaną przeszukiwać pałac...

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Vivian natychmiast otworzyła oczy, słysząc, że ktoś wszedł do kuchni. Ostrożnie wyjrzała przez dziurę w drzwiach spiżarni. W pomieszczeniu było już potwornie ciemno, lecz dostrzegła dwie sylwetki snujące się w mroku. Wstrzymała oddech, gdy jedna z postaci podeszła do niej i już chwyciła klamkę.
- Nie czas na obżeranie się - warknął drugi ze strażników.
- Kurwa, jestem głodny - mruknął ten bliżej Vi - Szukamy tej dziwki pół dnia. Pewnie dawno stąd spieprzyła.
- Tu jesteście - ktoś zatrzymał się na schodach - Chodźcie. Trzeba jeszcze sprawdzić ogród.
Vi z trudem powstrzymała odetchnięcie pełne ulgi. Odczekała chwilę i w końcu opuściła kryjówkę. Zignorowała fakt, że jej ciało było całe zdrętwiałe i obolałe.
Z trudem wdrapała się po stopniach.
Była znacznie osłabiona przez dość obfity upływ krwi. Nie dostrzegając nikogo, ruszyła w stronę wyjścia.
Nagle ktoś ją chwycił i natychmiast zasłonił dłonią jej usta, by nie mogła wrzasnąć. Napastnik przyległ do ciemnej kolumny i mocno ją do siebie przyciągnął.
Vi desperacko wbiła paznokcie w jego rękę, próbując się wyrwać z jego uścisku.
- Nie ruszaj się - szepnął jej do ucha.
Dziewczyna natychmiast się uspokoiła, rozpoznając głos mężczyzny, który ją złapał.
Zamarła w bezruchu, gdy dostrzegła na schodach kilka męskich sylwetek, które schodziły w dół.
Randal zaczął się powoli przesuwać wraz z Vi, gdy strażnicy podeszli do wrót, po czym wyszli do ogrodu.
Kiedy drzwi trzasnęły, Vivian szybko obróciła się do swojego wybawcy i wtuliła się w niego.
- Nic ci się nie stało, maleńka? - spytał z troską, odwzajemniając uścisk.
- Zostałam zraniona w ramię, ale to nic. Jak się tu dostałeś?
- Wykorzystałem zamieszanie, gdy strażnicy biegli do pałacu. Wemknąłem się oknem. Szukałem cię po całym domu - odsunął się nieco - Co się stało? Czemu wzniesiono alarm?
- Jedna ze służących Tonto przyłapała mnie, jak zabierałam dowód zbrodni. Wezwała straże - poczuła, że łza spływa jej po policzku - Tak się bałam...
- Ciii... Już jestem przy tobie - starł kroplę, która umknęła jej z oka - Poczekaj tu. Sprawdzę którędy możemy się stąd wydostać.
- Nie zostawiaj mnie...
- Spokojnie - czule cmoknął ją w czoło - Za chwilę po ciebie wrócę.
Vi otuliła się rękami i skuliła nieco, gdy Randy zniknął jej z oczu.
Wstrzymała oddech, gdy drzwi się otworzyły i do pałacu wszedł jeden ze strażników. Mężczyzna dzierżył sporą lampę. Uważnie zmierzył wzrokiem korytarz. Mężczyzna ruszył w stronę schodów. Vi przyległa do ciemnej podpory i powolutku przesunęła się, tak, by ten nie mógł jej dostrzec. Nagle coś zwróciło uwagę wojownika. Spojrzał w stronę zejścia do kuchni.
Podszedł do jasnej ściany i zmierzył wzrokiem odbitą na niej krwawą dłoń. Po chwili przykucnął, zauważywszy coś na podłodze.
Vivian ostrożnie wyjrzała zza filara. Zadrżała, widząc, że stróż skupił się na małych, szkarlatnych plamkach.
Wiedziała, że jej krew zdradzi, gdzie się znajduje.
Wojownik odstawił lampę, po czym nabrał na palce trochę posoki i powąchał ją.
Po chwili wyprostował się. Ruszył za krwawymi śladami, w stronę Vi.
Dziewczyna desperacko wyskoczyła zza kolumny i rzuciła się do ucieczki. Gdyby tam została, to z pewnością by zginęła.
Mężczyzna ruszył za nią.
Vivian była przerażona. Brakowało jej sił, a strażnik biegnący tuż za nią, był gotów ją zabić i to bez zawahania.
Nie zdążyła nawet dobiec do schodów. Runęła na podłogę, gdy stróż na nią skoczył. Siłą obrócił ją na plecy. Wrzasnęła na całe gardło, gdy przyparł ją do ziemi swoim ciężarem i chwycił za sztylet.
- Nie! - pisnęła, kiedy wziął zamach.
Jednak nie zadał ciosu. Zamarł w bezruchu, nim zatopił ostrze w ciele Vi. Jego gardło przebił na wylot drobny nóż.
Krew trysnęła Vivian na twarz. Przerażona natychmiast go z siebie zepchnęła i odsunęła się od bezwładnego ciała strażnika.
Patrzyła, jak posoka rozlewa się po podłodze.
Mimowolnie krzyknęła, gdy ktoś do niej podbiegł i padł na kolana tuż przy niej. Z jej gardła znów wydarł się wrzask, gdy ten ktoś chwycił ją w ramiona.
- Spokojnie - usłyszała łagodny głos Randala - To ja.
Roztrzęsiona wtuliła się w niego i zaczęła szlochać.
- Ciii... - szepnął jej do ucha, delikatnie nią przy tym kołysząc - Już ci nic nie zrobi.
- Zabierz mnie stąd... - wydusiła z siebie - Błagam...
Randy podniósł ją i ruszył w stronę drugiego piętra.
Vi dygotała z przerażenia i ciągle cichutko łkała, wtulona w jego pierś.
- No już - cmoknął ją w czoło - Nie płacz, kochanie. Jestem z tobą.
Wspiął się po stopniach i wszedł do jednej z komnat. Odstawił Vi na podłogę, po czym otworzył okno.
Pomógł jej zejść na ziemię, po czym chwycił ją za rękę. Przeprowadził ją ciemnymi ścieżkami do wysokiego muru.
Chwycił ukochaną za biodra i pomógł jej wdrapać się na ogrodzenie.
Sam cofnął się nieco, aby wziąć rozbieg.
Doskoczył na tyle wysoko, że zdołał się chwycić krawędzi. Już miał się podciągnąć, gdy nagle strzała przebiła jego łydkę na wylot.
Ryknął z bólu, omal przy tym nie spadając.
Kolejna lotka cudem minęła jego głowę i odbiła się od muru.
Randy zacisnął zęby, podciągając się. Vi chwyciła go za koszulę i wykorzystując resztki sił, pomogła mu się wspiąć na ogrodzenie.
Szybko zeskoczyli na ziemię.
Ammar mimowolnie syknął z boleści.
- Za takie akcje nienawidzę tej roboty... - jęknął.
Vivian podparła go i najszybciej, jak mogli oddalili się od posiadłości Tonto Refta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top