75.
- Nie chcesz się pożegnać z rodzicami? - spytała Vi, zeskakując z konia, tuż przed wioską ludu Narraset.
- Niezbyt - odparł Randal, zerkając na swój Likwidatorski strój.
- Wcześniej, czy później i tak się dowiedzą.
- Lepiej później - mruknął, zeskakując na ziemię z grzbietu rumaka.
- Randy... Wiesz, że możemy już nie wrócić... Powinni wiedzieć, że ich syn jest Likwidatorem.
- Ojciec pewnie da mi za to w łeb.
- Jesteś szybki, więc myślę, że unikniesz ciosu - zachichotała.
- Może pójdziesz ze mną? Skoro już mamy dzień szczerości, to w końcu powiemy im o zaręczynach?
- Twój ojciec mnie nie lubi, więc to chyba nie najlepszy pomysł... Ostatnie czego nam potrzeba, to awantura.
- I tak będzie afera - przewrócił oczami - Dobra... - chwycił wodze swojego rumaka i pociągnął go za sobą - Pójdę do nich. Później do ciebie dołączę.
- Pozdrów ich.
Vivian patrzyła przez chwilę, jak brunet odchodzi.
W końcu poklepała swojego wierzchowca po szyi, po czym ruszyła w stronę swojego dawnego domu.
Zamarła w bezruchu, dostrzegając przed chatę mężczyznę o ciemnych włosach, który właśnie rąbał drewno. W końcu ruszyła w jego stronę.
- Z dala wyglądasz, jak tata - zaśmiała się - Tylko tatuażu brakuje.
Zmierzyła go wzrokiem. Nawet nie wiedziała kiedy, z małego chłopca, biegającego wszędzie za starszym bratem, stał się młodym mężczyzną.
- Zabawne - odparł Victor, rozłupując kolejny fragment drewna - Nawet nie wiesz, jak często to słyszę. Raz omal przez to nie oberwałem w ryj od pana Ammara - odłożył siekierę - Co cię sprowadza?
- Jest Nora?
- W domu. A co?
- Wyjeżdżam.
- Serio? Dokąd, jeśli mogę spytać?
- Do Oliverto, a konkretnie pustynię Tibilisi.
- Na pustynię? - zdziwił się - Po cholerę?
- Szukać Likwidatorów.
- Nie lepiej w dżungli? - zamyślił się - Łatwy dostęp do wody, jedzenia...
- I kanibali - wtrąciła.
- Hm... Trochę marni sąsiedzi.
- Victor? - z chaty wyjrzała Nora - Nie widziałeś...? - urwała dostrzegając Vivian - O, witaj, Vi.
- Cześć - uśmiechnęła się.
- Jesteś sama? - spytała białowłosa, podchodząc do pasierbicy.
- Nie. Randy poszedł do rodziców, ale powinien za chwilę przyjść. Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jaką?
- Wyjeżdżam z Randym, aby poszukać Likwidatorów. Zastąpisz mnie?
- Oczywiście.
- Gdybyś miała jakiś problem, to Butch na pewno ci pomoże
- Gdzie was niesie?
- Wpierw na pustynię Tibilisi.
- Dobrze, że nie do dżungli Ingala.
- Później sprawdzimy tereny daleko na północy Fearghas.
- Fearghas? Pakujecie się do paszczy lwa!
- Ale musimy to sprawdzić. Każdy wojownik jest nam potrzebny.
- Jakbym słyszała Ernana - Nora uśmiechnęła się lekko i zmierzyła wzrokiem Vivian.
Dziewczyna niepewnie odwzajemniła uśmiech.
- Tęsknię za tatą i nie wierzę, że to powiem, nawet brakuje mi Trisa - olśniło ją - A wy? Dostaliście od nich jakieś wieści?
- Od dawna nie - odparł Victor.
- A od dziadka?
Pokręcił głową.
Vi spuściła wzrok.
- Nie martw się - Nora uśmiechnęła się łagodnie - Kogo, jak kogo, ale rodzinę Morvenów wcale nie tak łatwo zabić. Jestem pewna, że są cali i zdrowi.
- Obyś miała rację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top