69.

- Więc? - zagadnął Zethar - O czym chcesz pogadać?

- Mam tego dość, ojcze... - westchnął Ernan, zatrzymując się - Nie mogę dłużej bezczynnie patrzeć na zbrodnie Zdobywców. To mnie niszczy...

- Do czego zmierzasz?

- Powinniśmy walczyć. Przysięgaliśmy chronić niewinnych. Naszym obowiązkiem jest stanąć przeciw Zdobywcom.

- Zapominasz o jednym, młody - mruknął Cień - Nasi wrogowie już nie są małą sektą, kryjącą się niczym szczury. W każdym większym mieście trafisz na CONAJMNIEJ setkę tych sukinsynów. Do tego wspomagają ich żołnierze Larkina. Dwóch Likwidatorów nic nie zdziała.

- Powiedział facet, który sam rzucił się na całą armię.

Zethar przewrócił oczami.

- Zapomniałeś o Heresie i Sheridanie - dodał Łotr - Jestem pewien, że nam pomogą. Sądzę, że nawet Donowan nas poprze.

- To będzie nas pięciu. Naprawdę wielka różnica - Cień pokręcił głową. - Chcesz dokonać niemożliwego.

- Po kimś to mam, nie? - Ernan rzucił mu wymowne spojrzenie.

Zethar uniósł brew. Po chwili splótł ręce za sobą i wbił błękitne ślepia w syna.

- Napewno ktoś jeszcze przeżył. Spróbujmy odnaleźć naszych pobratymców - powiedział młody Morven.

- To, jak szukanie igły w stogu siana.

- Chociaż spróbujmy. Nie mogę spokojnie siedzieć na dupie i ich ignorować. To tak, jakbym czekał, aż Zdobywcy w końcu dotrą też tu i zamordują moją rodzinę!

Cień odwrócił wzrok i zamyślił się, analizując słowa syna.

- Już raz Likwidatorzy pokonali Zdobywców - drążył Łotr.

- Gówno prawda - prychnął Zethar - Zdrajcy, którzy nami sterowali oddali się bez walki. Mieli nas wszystkich w garści, a pozwolili byśmy od tak wtargnęli do ich twierdzy i ich stracili. Podłożyli się, aby nie narazić swoich towarzyszy. Szykowali się do ataku. Nie chcieli ryzykować, że wszystkie ich plany trafi szlag - Pokręcił głową. - Zaślepieni "zwycięstwem" nie dostrzegliśmy zagrożenia i przyszło nam za to słono zapłacić...

- Nigdy cię nie dziwiło, że Rada, która manipulowała Likwidatorami, jak tylko im się podobało, od tak się poddała?

- Nie zastanawiałem się nad tym - Zethar wzruszył ramionami. - Miałem ważniejszą sprawę na głowie.

- Mianowicie?

- Ciężarną partnerkę - mruknął - Przestałem się interesować sprawami Likwidatorów. Moim priorytetem była Keira i ty.

Zapadła niezręczna cisza.
Ernan podrapał się po karku.

- Spróbujmy odnaleźć ocalałych Likwidatorów i przekonajmy ich, aby stanęli do boju - rzekł po chwili.

- Aleś ty uparty - Zethar westchnął zrezygnowany.

- To odziedziczyłem po mamie - Łotr uśmiechnął się słabo.

- Eh... Jesteś zupełnie taki, jak Keira - Zethar pokręcił głową. - Nie wiesz, co to znaczy odpuścić.

- To co? Pomożesz mi?

- Szanse, że nam się uda są marne - mruknął Cień, po czym uśmiechnął się nieco - Ale spróbować nie zaszkodzi, prawda?

- Serio? Wchodzisz w to?

- A mam coś do stracenia? - Wzruszył ramionami. - Przynajmniej na coś się przydam.
Ernan uśmiechnął się upiornie, zacierając przy tym ręce.

Drżyjcie Zdobywcy. Czas na odwet.

***
I tym rozdziałem zakończę maraton. Mam nadzieję, że się podobało :)
Do nexta 👋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top