66.
- Co chcesz na śniadanie, Vi? - spytała Nora, podchodząc do dziewczyny, siedzącej na schodkach chaty.
- Dziękuję, nie jestem głodna.
- Jeszcze ich nie ma? - spytała, szukając wzrokiem Ernana i Zethara.
- Nie... - mruknęła Vivian, podpierając brodę - A jeśli coś im się stało?
- Spokojnie - białowłosa, pogłaskała Vi po głowie - Jestem pewna, że za chwilę wrócą.
Nastolatka westchnęła ciężko, gdy Nora zawróciła do domu.
Nagle ogarnął ją czyjś cień.
- Czego chcesz? - mruknęła, dostrzegając Nazara.
- Auć. Co za chłodne powitanie...
- Przepraszam - przeczesała dłońmi włosy - Po prostu martwię się o tatę.
- Rozumiem. Co powiesz na spacer? Trochę się rozluźnisz.
- No nie wiem...
- Daj spokój, przecież nic ci nie zrobię.
Vi łypnęła na niego. W końcu wstała ze schodków i ruszyła w stronę lasu.
- Przestań - mruknęła, gdy Nazar próbował złapać ją za rękę.
- Czemu taka jesteś? - stanął przed nią.
- Jaka?
- Oschła. Ciągle mnie odtrącasz. To boli...
- Mówiłam ci, że między nami nic nie będzie.
- Skąd wiesz? Nawet nie dałaś mi szansy - zbliżył się do niej - Pamiętasz nasz pocałunek?
- Trudno o tym zapomnieć - przewróciła oczami.
- Nie wmówisz mi, że nic w tedy nie poczułaś - mruknął.
- Lubię cię, ale nic więcej - pokręciła głową - Nie darzę cię mocniejszym uczuciem. Nigdy nie dałam ci nadziei, że to może się zmienić.
Nazar przyciągnął ją do siebie i nie dając jej chwili na reakcję, złączył ich wargi. Vivian natychmiast go od siebie odepchnęła.
- Co ty wyprawiasz?! - oburzyła się.
- Próbuję cię przekonać, że ten czarnowłosy typ nie jest dla ciebie.
- Nie tobie o tym decydować!
- W czym jest lepszy ode mnie? Hm? Co mam zrobić, abyś dała mi szansę?
- Nic. Kocham Randy'ego, nie ciebie.
Nazar zmarszczył brwi. Chwycił Vivian za nadgarstek, gdy się od niego odwróciła i chciała odejść.
- Puść mnie! - wrzasnęła.
- Podaj mi jeden powód, dlaczego wolisz jego.
- Zabieraj łapy - z ciemnych zarośli wyłonił się Randy.
- Bo co?
- Bo obiję ci ryj i tym razem nie dam się udobruchać.
- Myślałby kto, że jesteś taki bojowy - prychnął Nazar, puszczając Vivian - Wiesz z kim zadzierasz?
- Pokaż co potrafisz, Zdobywco - Randy trzasnął stawami w dłoniach.
Vi podbiegła do Randala.
- Daj spokój - szepnęła - Nic mi nie zrobił.
- Ośmielił się cię szarpać. Nie daruję mu tego.
- Randy, nie! - chwyciła go za ramię.
- Lepiej jej posłuchaj - prychnął Nazar - Jeden fałszywy ruch, a marnie skończysz.
- Zamknij się w reszcie i walcz! - Randal wściekły skoczył w stronę Zdobywcy.
Zrobił szybki unik przez prawym sierpowym rywala i bezlitośnie uderzył w jego żebra. Blondyn zgiął się w pół. Randy lewym hakiem, zaatakował jego szczękę.
Nazar cofnął się nieco. Spojrzał zdumiony na bruneta. W końcu postanowił zadać cios. Wymierzył lewy prosty w nos przeciwnika. Jednak jego pięść nie dosięgła celu. Ryknął na całe gardło, gdy kość trzasnęła niczym gałąź.
Docisnął złamaną rękę do piersi i zaczął się cofać.
- No chodź - warknął Randy - Już nie jesteś taki odważny?
Chłopak zamarł w bezruchu, gdy Vivian pojawiła się przed nim i oparła dłonie na jego piersi.
- Dość - rzekła stanowczo.
Ammar warknął cicho, wlepiając mordercze spojrzenie w Nazara. W końcu skupił się na Vi. Wziął głęboki wdech i uspokoił się nieco. Chciał stłuc Zdobywcę do nieprzytomności, ale błagalne spojrzenie Vivian, kazało mu odpuścić. Uległ jej.
Rozluźnił dłonie dotąd zaciśnięte w pięści.
Vivian uśmiechnęła się lekko, widząc, że się uspokoił. Splotła ich ręce, po czym rzuciła Nazarowi srogie spojrzenie.
- A liczyłem na nokaut - Zethar westchnął zawiedziony, wychodząc z cienia.
- Mówiłem, że Vi nie pozwoli Randalowi dokończyć roboty - zarechotał Ernan, wyłaniając się z mroku, niczym zjawa.
Uśmiech spełzł z ust Łotra, gdy jego brązowe oczy skupiły się na Nazarze. Rzucił chłopakowi pod nogi wór przesiąknięty krwią.
- Łeb Visa. Zgodnie z umową. Teraz twoja kolej na wywiązanie się z obietnicy, albo marnie z tobą.
- Jedź na górę Ulotrix. Tam jest fort. To trudno dostępne i świetnie ukryte miejsce. Może wam się przydać. Tam jest wszytko. Strategie. Rozmieszczenie obozów. Dużo broni i zapasów. Zadowolony?
- Będę zadowolony, gdy mnie tam doprowadzisz. Staw się jutro przy rzece Liberto. Lepiej byś się zjawił.
Nazar rzucił Randalowi pełne nienawiści spojrzenie, po czym odszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top