30.
- Zawahałeś się - mruknął Ernan, równając chód z Randalem.
Chłopak spuścił głowę.
- Jednakże, zaatakowałeś. Co pomogło ci się przełamać?
- Myślałem, że jesteś w niebezpieczeństwie. Nie dostrzegłem, gdy umknąłeś temu strażnikowi.
- Załóżmy, że cofamy czas do tamtego momentu. Znów myślisz, że grozi mi wykrycie. Zabiłbyś? Zrobiłbyś to ponownie?
- Myślę, że... tak.
- A gdybyś wiedział, że jestem bezpieczny?
- Nie. Nie miałbym ku temu powodu - Randy odważył się spojrzeń na Ernana - Czemu mnie o to wypytujesz?
Morven wzruszył ramionami.
Po chwili dotarli na plażę, gdzie czekała ich szalupa. Wrzucili skradziony ładunek do łódki i zawrócili, po resztę towaru.
- Co czujesz, chłopcze? - zagadnął Morven.
- Słucham? - Randy spojrzał, na niego, wyrwany z rozmyślań.
- Co czujesz po swoim pierwszym mordzie?
- Ja... Nie sądziłem, że to jest... takie trudne. Czuję się trochę, jakbym dostał obuchem w łeb... Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem. Nie poznaję samego siebie...
- Mimo to, zabiłbyś ponownie?
- W obronie, być może.
Zamilkli na chwilę.
- Z czasem zadanie śmiertelnej rany stanie się dla ciebie łatwiejsze - rzekł Morven - Sumienie ucichnie. Pamiętaj, by nie czerpać z mordu przyjemności. Zabijanie, to tylko sposób na przetrwanie. Człowiek, który widzi w odbieraniu życia rozrywkę, tuła się przez życie osamotniony, okryty hańbą - spojrzał na chłopaka - Zasługuje tylko na śmierć.
Ucichli. Wzięli resztę towaru i wrócili na plażę.
Ernan i Randal wraz z jednym z piratów zastali na brzegu, czekając, aż zapełniona szalupa dopłynie do Regem Maris, zostanie rozładowana i wróci po nich.
Nagle zabrzmiał huk i pirat padł na ziemię. Po jego plecach rozlała się upiorna czerwień.
Z lasu wyskoczyło kilku Zdobywców. Kolejna kula śmignęła tuż przy Ernanie.
- Do wody! - krzyknął, lekko popychając Randala.
Syknął cicho, gdy następny nabój minął go, zahaczając o jego ramię.
Zignorował ból. Wbiegł do morza i zanurkował. Wynurzał się tylko na krótkie chwile, by zaczerpnąć powietrza. Najszybciej, jak potrafił oddalił się opd brzegu. Kiedy był w bezpiecznej odległości, spojrzał na Zdobywców. Po chwili rozejrzał się.
- Randy? - zmierzył wzrokiem ciemne wody - Randal!
Po chwili chłopak wynurzył się i łapczywie wciągnął powietrze do płuc.
- Trafili cię? - spytał Moreven.
- Nie. A ciebie?
- W ramię, ale to tylko niegroźne draśnięcie - odparł, płynąc w stronę statku.
Chwycił się kurczowo ciemnego kadłuba i zaczął się wspinać.
- Myślałem, że już po was - rzekł Heres, pomagając Ernanowi wejść na pokład.
Po chwili wyciągnął rękę do Randala. Kiedy chłopak był już na statku, kapitan zagwizdał.
- Stawiać żagle! Kurs na Randu!
- A co z fortem? - spytał Morven.
- Widzieliśmy potężny konwój zmierzający w stronę fortu. Lepiej się do nich nie zbliżać. Płyniemy na Randu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top