28.
Heres uważnie wyglądał za burtę, patrząc, czy w zatoczce przy wyspie Ager jest dość głęboko, by Regem Maris, mógł spokojnie wpłynąć.
- Dobra, tyle wystarczy! - zawołał w końcu - Zwijajcie wszystkie żagle i rzućcie kotwice.
Podszedł do Ernana, który rozmawiał z Ligią.
- Może zejdziesz z nami i pokażesz nam, jak się dostać do magazynów? - spytał Morven.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Nie chcę tam wracać... Proszę...
- Przecież cię tu nie zostawimy - zapewnił Heres.
- Nie zejdę tam...
- No dobrze... Nie mamy prawa cię do tego zmuszać - Ernan uśmiechnął się do niej łagodnie - A masz dla nas jakieś rady?
- Podejdźcie od zachodu. Od tej strony jest najdalej od domu pana, więc strażnicy kryją się za barakami i piją.
- Nietrzeźwi stróże? - Heres zatarł ręce - Ta akcja, to będzie łatwizna!
- Ale uważajcie na strzelców.
- Strzelców? - Ernan spojrzał na kapitana - O tym nic nie mówiłeś.
- Ostatni raz, kiedy tam byłem, żeby się rozejrzeć, to nie dostrzegłem żadnych typów ze strzelbami.
- Niedawno się pojawili - rzekła Ligia - Stoją na dachach niektórych baraków i wybudowano dwie wieże, tuż przy magazynach.
- W sumie, to nie będzie z nimi problemu. Mają przecież jeden strzał - stwierdził Heres.
- Huk zaalarmuje wszystkich w okolicy - mruknął Ernan - No i zapewne mają amunicję przy sobie.
- Mają łuki - odparła dziewczyna - Przeładowanie broni za długo trwa.
- A co z magazynami? - spytał pirat - Zapewne są dobrze strzeżone.
- Przy każdym z magazynów, a są ich cztery, krąży po trzech, dobrze uzbrojonych strażników.
- Niech to szlag - mruknął kapitan.
- Uważajcie też w lesie - dodała Ligia -Im bliżej pól, tym większa szansa, że traficie na Zdobywców - uśmiechnęła się nieco - Liczę, że moje wskazówki się wam przydadzą. Choć tyle mogę zrobić, w zamian za uratowanie mi życia.
Ernan spojrzał w niebo. Powoli się ściemniało. Za chwilę wyruszą po łup.
Po chwili zmierzył wzrokiem pokład. Oprócz garstki piratów, dostrzegł też Vivian i Randala, siedzących przy jednej z armat.
Podszedł do nastolatków.
- Szykuj się, chłopcze - rzekł do Randy'ego, po czym zwrócił się do córki - Liczę, że nie przyjdzie ci do głowy podążanie za nami.
- Obiecuję, że będę grzecznie siedzieć na statku.
- To do ciebie nie podobne - mruknął, patrząc na nią podejrzliwie - Dobrze się czujesz?
- Trochę noga mi dokucza - wzruszyła ramionami - Po za tym... Po przygodzie na tamtej wyspie, jakoś nie mam ochoty na spotkanie ze Zdobywcami.
- Kiedy wrócę, zmienię ci opatrunek - spojrzał na Randala - Chodź, dam ci jakąś broń.
- Powodzenia - rzuciła Vivian.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Ernan bezszelestnie wdrapał się na drzewo, tuż przy granicy lasu i zmierzył wzrokiem baraki.
Dostrzegł dwóch strzelców, wolno przechadzających się po dachach budynków. Po chwili w oczy rzuciło mu się też kilka sylwetek, dzierżących lampy, które krążyły między zabudowaniami.
Spojrzał na przyczajonego tuż obok Heresa.
- Jak robimy? - spytał kapitan.
- Ja i Randal podejdziemy od wschodu, wy od zachodu.
- Jesteś pewny?
Ernan skinął głową.
- Spotkamy się przy magazynach. Nim coś zrobicie, poczekajcie, aż załatwię snajperów.
- Uważajcie na siebie - odparł Heres, po czym zszedł na ziemię i ruszył w stronę baraków, wraz z szóstką piratów.
W końcu Morven zeskoczył z drzewa.
- Kryjemy się w cieniu i zaroślach - rzekł do Randala, który cierpliwie na niego czekał - Nogi ugięte. Kroki ciche, ale żwawe. Oddech spokojny. Jasne?
- Tak.
- Dobrze. Staraj się trzymać blisko mnie - narzucił kaptur na głowę, po czym ruszył w przeciwnym kierunku, co piraci.
Czając się w mroku, bez problemu przemknęli w gęstą trzczcinę. Przedzierając się przez wysokiego cukrowca, zbliżali się do kamiennego muru.
Nagle niebezpiecznie blisko nich pojawiła się plama światła. Randy zamarł w bezruchu, dostrzegając strażnika, dzierżącego lampę.
Ernan, który był nieco dalej od chłopaka, ostrożnie, na ugiętych nogach zaczął się odsuwać od Zdobywcy. Trzczcina cicho zaszeleściła, zwracając uwagę stróża.
Randy wstrzymał oddech.
Mieli poważny problem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top