20.
- Nad czym tak gorliwie myślisz? - zagadnęła Zaya, wpadając do mesy, gdzie znajdował się Ernan.
Likwidator siedział przy dużym stole. Podpierając brodę, wpatrywał się w ciemne ściany. Umknął duchem gdzieś daleko.
Zaya usiadła obok niego.
- Ernan?
Kiedy nie otrzymała odpowiedzi, uderzyła Morvena łokciem w ramię.
- Hm? - spojrzał na nią wyrwany z rozmyślań.
- Pytam, nad czym się tak zastanawiasz?
- Nie rzuciła ci się w oczy dosyć cienka księga, oprawiona w czarną skórę?
- Nie kojarzę. A co?
- Nie mogę sobie przypomnieć, czy ją miałem, gdy uratowałaś mnie przed Justerem, czy nie.
Zrobiło mu się gorąco. A co jeśli dziennik poszedł na dno wraz z karaką?
Zamyślił się. Może stracił notatnik, gdy piraci go przeszukiwali? Czyżby emocje sprawiły, że po prostu nie dostrzegł, jak korsarze zabrali zapiski, gdy pozbawiali go broni?
- Tu jesteście - ni z tego, ni z owego zjawił się Heres - Wszystko gotowe - zameldował - Możemy wpływać.
- Wstrzymajmy się jeszcze przez chwilę - Ernan podrapał się po karku -Muszę sprawdzić, czy Juster nie ma mojej księgi.
- Jakiej księgi?
- Długa historia - machnął ręką - Poczekasz do zmroku? Wpadnę na łajbę Justera, zabiorę co moje i możemy płynąć.
- Okraść pirata? - Heres uśmiechnął się - Wchodzę w to.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Okryty mrokiem nocy i czarnym strojem Likwidator bezszelestnie wkradł się na pokład fluity. Rozejrzał się uważnie. Tylko jeden korsarz siedział znudzony na beczce prochu i bezmyślnie gapił się w niebo.
Morderca podkradł się do pirata. Jedną dłonią szybko zasłonił usta swojego celu, zaś drugą ręką, bezlitośnie przygniatał mu krtań. Ignorował fakt, że korsarz desperacko wbił mu w rękę paznokcie, próbując się ratować. W końcu pirat bezwładnie opadł na napastnika. Likwidator ostrożnie położył przyduszonego na ziemi. Przysunął dłoń do ust ofiary. Korsarz oddychał, ale był nieprzytomny.
W końcu zabójca wyprostował się i zagwizdał cicho, dając znak towarzyszowi, czającemu się w pobliżu. Drugi Likwidator zwinnie przeskoczył przez reling.
- Jest podejrzanie cicho... Nie sądzisz?
- Spokojna głowa, Ernan. Większość pewnie siedzi w tawernach, a reszta śpi, jak zarżnięta - odparł Heres, przyglądając się swojej ofierze - Kusi, by wyrzucić go za burtę.
- Wstrzymaj się przez chwilę, dobra?
- Może i jestem Likwidatorem, ale do cierpliwych nie należę - zaśmiał się cicho - Radzę się pospieszyć.
Ernan pokręcił głową, po czym bezszelestnie, niczym mysz wślizgnął się pod pokład.
W ciemnościach dostrzegł kilka sylwetek, śpiących w hamakach. Na palcach minął drzwi za, którymi było królestwo kuka. Zignorował otwartą, prawie pustą ładownię.
Spojrzał na beczki z prochem i sterty armatnich kul. Łypnął na łańcuch, leżący pod ścianą kadłuba i mimowolnie zacisnął pięści.
W końcu jego uwagę zwróciły drzwi, nad którymi wisiał przybity do ściany łeb rekina. Ernan już miał chwycić za klamkę, gdy drzwi się otworzyły.
Morven stanął twarzą w twarz z młodą panienką. Odruchowo zasłonił jej usta dłonią, nim ta zdążyła krzyknąć zaskoczona jego widokiem.
Spojrzał jej w oczy. Czaił się w nich strach. Zaczęła drżeć, a po policzkach spłynęły jej łzy. Była przerażona.
Ernan zaklął w duchu. Nie chciał jej wystraszyć. Nie miał zamiaru jej skrzywdzić. Wogóle nie spodziewał się, że trafi na niewiastę.
W końcu przyłożył palec do warg, każąc kobiecie być cicho. Ta niepewnie pokiwała głową.
- Spokojnie. Nic ci nie zrobię - szepnął - Puszczę cię. Tylko nie krzycz.
Ernan powoli odsunął rękę od jej twarzy. Dziewczyna otuliła się rękami, jakby zrobiło jej się zimno i wlepiła szkliste oczy w Likwidatora. Chciała uciec, lecz nie miała dość odwagi, by to zrobić.
- Śpi? - Morven wskazał na kajutę, z której dziewczyna się wymknęła.
- Tak - odparła cichutko.
- Na górze jest mój towarzysz - ostrzegł ją - Nie bój się, nie skrzywdzi cię, o ile bezszelestnie opuścisz statek. Rozumiesz?
Pokiwała głową. Już chciała odejść, gdy Ernan chwycił ją za ramię. Z trudem powstrzymała wrzask, który chciał umknąć z jej gardła.
- Jeszcze jedno - mruknął - Nikogo nie widziałaś. Jasne?
- Nikogo - przytaknęła posłusznie.
Morven puścił ją, po czym skupił się na pokoju. Na palcach wszedł do środka. Spojrzał zniesmaczony na skotłowaną pościel i śpiącego w niej Justera.
Pokręcił głową, przypominając sobie twarz panny, którą przed chwilą minął. Na oko mogła mieć ze dwadzieścia lat. Była starsza od Vivian ledwie o pięć wiosen. A Juster? Z pewnością jego wiek zbliżał się do pięćdziesiątki.
Łotr skrzywił się z obrzydzeniem.
Zdesperowany człowiek jest wstanie zrobić wszystko dla paru marnych monet...
Skupił się na regałach stojących pod ścianami kajuty. Trudno było rozpoznać tą właściwą księgę. W końcu ściągnął kaptur i podrapał się po głowie. Gdzie korsarz mógł schować tak niecodzienny rękopis, jakim był dziennik z Oliverto?
Ernan łypnął na pirata. Na jego miejscu na pewno nie zostawiłby księgi w tak oczywistym miejscu, jak regał, bądź biurko. Nie. Z pewnością wymyśliłby kryjówkę, do której nikt o zdrowych zmysłach nie ośmieliłby się zajrzeć. Zwłaszcza, kiedy właściciel jest w pokoju.
Bezszelestnie zbliżył się do łóżka. Miał wielką ochotę wziąć poduszkę i udusić pirata, ale nie to było jego celem.
Niespodziewanie w oczy rzucił mu się jego sztylet z wężem, wbity w drewnianą ścianę. Robił za trofeum, jak wiele innych ostrzy. Jedne wyglądały zwyczajnie, ale niektóre szczyciły się niecodziennymi kształtami kling, bądź wyjątkowymi ozdobami, jak oręż Ernana.
Likwidator bez zawahania zabrał swoją własność. Teraz tym bardziej chciał zamordować Justera. Wystarczyłoby szybko przeciągnąć nożem po gardle korsarza, bądź wykorzystać całą siłę i wbić oręż w serce.
Morven pokręcił głową, przywołując się do porządku. Jego celem był dziennik, a nie odebranie życia piratowi.
Nagle dostrzegł coś ciemnego, wystającego spod poduszki, na której spał kapitan. Łotr załamany złapał się za głowę i zaklął w myślach. Tylko tego mu brakowało... Juster spokojnie spał na notatniku Rainera.
Ernan ostrożnie nachylił się nad korsarzem. W jednej dłoni ściskał swój sztylet, na wypadek, jakby kapitan się ocknął, zaś drugą wyciągnął po dziennik. Chwycił róg księgi i powoli pociągnął w swoją stronę. Wstrzymał oddech i zamarł w bezruchu, gdy Juster poruszył się niespokojnie.
Kiedy kapitan znów leżał nieruchomo, Morven ponownie przystąpił do działania. Ostrożnie wysunął notatnik spod poduszki. W końcu wziął go do rąk i zajrzał do środka, by się upewnić, że zabrał to, co trzeba. Omal nie padł, gdy dostrzegł normalne zdania, a nie szyfr Rainera.
Wściekły, ledwo powstrzymał się przed rzuceniem księgi na podłogę. Ernan pacnął się w czoło, kątem oka dostrzegając na ziemi płaszcz Justera. Podniósł ubranie i wyciągnął...
To są, kurwa, jakieś żarty!
Z niedowierzaniem patrzył na księgę, którą wydostał z kieszeni szaty. To było takie proste... Dziennik z Oliverto leżał sobie spokojnie w szkarłatnym odzieniu, w bezpiecznej odległości od właściciela.
Morven oparł palce na nasadzie nosa. Chciało mu się śmiać.
Tak niewiele brakowało, by Juster złapał go na gorącym uczynku...
Serce na chwilę mu zamarło, gdy poczuł silną dłoń korsarza na swoim ramieniu.
- Ty, pieprzony... - morski zbój nie dokończył.
Nie pozwoliła mu na to, dłoń Ernana, która bezlitośnie chwyciła jego gardło i pozbawiła go tchu.
Likwidator poczuł, że pirat zaczął się trząść.
- Nie jesteś taki twardy, gdy nie masz pod ręką swoich przydupasów - Morven uśmiechnął się upiornie - Przyjemnie jest stanąć twarzą w twarz ze śmiercią?
Poczuł pod palcami, jak Juster z trudem przełyka ślinę.
- Zgnijesz w piekle, cholerny Likwidatorze - wydusił z siebie.
- Ty trafisz tam pierwszy - Ernan przyłożył zimne ostrze do gołej piesi korsarza - Zaklep dla mnie jakieś znośne tortury.
Bez zawahania wbił nóż między żebra kapitana, po czym docisnął go do łóżka. Trzymał go jeszcze przez chwilę za szyję, by nie mógł wrzasnąć. Posoka szybko rozlała się po łożu. W końcu oddech Justera ustał, a szeroko otwarte oczy zastygły w bezruchu.
Ernan zadowolony z wykonanej roboty wytarł sztylet w kołdrę, po czym trzymając kurczowo w swojej silnej dłoni zapiski Rainera, opuścił kajutę.
Cicho przemknął obok wciąż śpiącej załogi. Już miał wyjść na pokład, gdy usłyszał dźwięk odbezpieczanego pistoletu. Dostrzegł męską sylwetkę, mierzącą do Heresa.
- Czego tu szukasz? - padło pytanie.
Morven uśmiechnął się pod nosem, słysząc znajomy głos. Bezszelestnie wszedł na pokład.
Heres uniósł ręce i cierpliwie czekał. Nie wyglądał na wystraszonego. W przeciwieństwie do pirata, który mu groził, widział, jak Ernan czając się w mroku, cicho się skradał.
Kiedy strzelec obrócił się w stronę Morvena, ten przyłożył mu pięścią w twarz.
- Pogięło cię? - Donowan upuścił pistolet i przyłożył dłonie do nosa, z którego krew lała się wartkim strumieniem.
- Zemsta za przypieprzenie mi w ryj na oczach Vivian - Ernan zarechotał, po czym chwycił Ibora za szczękę i obrócił do siebie - Wyglądasz wiarygodnie.
- Co? - Donowan spojrzał na niego, jak na idiotę.
- Twój kapitan właśnie pożegnał się z tym światem - Łotr wzruszył ramionami - Nie pytaj.
- Wyjaśnisz mi chociaż co tu, do cholery, robicie?
- Zabieram co moje - pokazał dziennik.
Pirat złapał swoją burą koszulę i otarł nią twarz.
- Dobra... Przyleźliście po tą książkę i zabiłeś Justera - wypluł krew - A przyjebałeś mi w nos, ponieważ...?
- Załoga będzie zadawać pytania, gdy odnajdzie ciało "kochanego" kapitana. Wtedy powiesz, że wracając z tawerny trafiłeś na dwóch zakapturzonych typów. Jednego omal nie ustrzeliłeś, ale drugi cię zaskoczył i oberwałeś. Nikt nie będzie cię podejrzewać.
- Co jeśli uznają, że kapitan się bronił i to on mi przyłożył? Nie pomyślałeś o tym, co?
- Nie tylko ty jesteś poszkodowany - Ernan wskazał na pirata leżącego na podłodze - Gdybyś był mordercą, to nie zostawiłbyś świadków - spojrzał na Heresa - Swoją drogą dobrze, że nie wrzuciłeś go do morza.
- Nie zdążyłem... - westchnął zawiedziony.
Likwidatorzy ruszyli do burty.
- Jutro wypływamy? - spytał Heres, zatrzymując się tuż przed relingiem.
- Myślę, że możemy ruszyć jeszcze dziś, jeśli nie masz nic przeciwko - odparł Morven, zerkając na Donowana.
- Powiem chłopakom, żeby się zbierali - pirat zeskoczył ze statku na pomost, do którego był przycumowany.
Ernan już miał przeskoczyć przez reling, gdy spojrzał na Donowana.
- Jak myślisz, spotkamy się jeszcze? - spytał.
- Nie wiem - Ibor podszedł do niego - Jeśli jednak na siebie trafimy, to pójdźmy na piwo, jak normalni ludzie, a nie okładajmy się po twarzach. Dobra?
Ernan uśmiechnął się.
- Jasne. Tym razem ty stawiasz.
- O ile nie rozwalisz mi kufla na głowie, to mogę ci kupić nawet dwa.
- Trzymam cię za słowo.
Stali przez chwilę, nie bardzo wiedząc, co więcej powiedzieć. W końcu uścisnęli się, niczym bracia.
- Uważaj na siebie - rzekł Donowan - Trzepnięty Likwidatorze.
- Ty też bądź ostrożny - Morven zaśmiał się, wchodząc na barierkę - Podły piracie.
Skinął głową do Ibora, po czym zeskoczył na pomost i ruszył biegiem w ciemności.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
- Już myślałem, że Donowan cię ustrzelił - rzucił Heres, gdy Ernan wskoczył na pokład pirackiego galeonu.
- Jak widzisz jestem cały - odparł, podchodząc do korsarza, który spokojnie opierał się o reling i trzymał w palcach papierosa.
- Wyjaśnisz mi w końcu co to za książka?
- Znalazłem ten dziennik w Oliverto.
- No i? - mruknął Heres, wyciągając rękę z tlącym się tytoniem w stronę Morvena.
Ernan przejął papierosa i zaciągnął się.
- Obiło ci się o uszy coś o mieczach z podpisanymi klingami? - wypuścił dym z płuc, po czym oddał towarzyszowi używkę.
- Kiedyś Zaya o nich wspominała - pirat skinął głową, wkładając papierosa do ust.
- Te zapiski prawdopodobnie mają z nimi coś wspólnego. Być może zawierają odpowiedzi na pytania nurtujące Likwidatorów przez tyle lat.
- Ja tam bym nie nastawiał karku dla nędznego notatnika - Heres wzruszył ramionami, po czym wyrzucił resztkę papierosa do morza - Skoro uważasz, że jest tak ważny, to dobrze, że wrócił do twoich rąk - klepnął Ernana w ramię - Idź się połóż.
- Nie jestem potrzebny?
- Nie. Możesz spokojnie spać - wskazał na piratów krążących po pokładzie -My się wszystkim zajmiemy.
Morven udał się do kubryku. Zmierzył wzrokiem prycze. Część z nich była zajęta, ale znalazł miejsce dla siebie. Rzucił zapiski Rainera na jedno z wolnych łóżek. Nim wskoczył na wybrane miejsce, zerknął na Vivian, która spała otulona kocem po nos. Na łóżku nad nią drzemał Randal.
Ernan uśmiechnął się nieco, patrząc na córkę. W końcu wdrapał się na swoją pryczę. Schował dziennik pod poduszką, po czym ułożył się na plecach i zaczął bezmyślnie patrzeć w sufit.
Po chwili zamknął oczy i odetchnął głęboko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top