125.
- Zethar Morven - mruknął Audrey, mierząc Cienia surowym spojrzeniem - Sądziłem, że już dawno gryziesz piach.
- Chciałbyś, co? - warknął Zethar.
Podszedł do Gerensa, z trudem ignorując ból nogi.
- Przyznam, że ucieszyłby mnie ten fakt - odparł Audrey, uśmiechając się przy tym bezczelnie - I wiesz co? Nie wyglądasz najlepiej. Czas nie jest dla ciebie zbyt łaskaw.
- Ciebie też nie szczędził - fuknął stary Morven - Czego tu szukasz?
- Doszły mnie słuchy, że ma córka tu przebywa - Wskazał na Sivarę. - Więc przybyłem.
Dziewczyna niepewnie zbliżyła się do ojca.
- Nie jesteś za stary na zabawę w tatusia? - prychnął Cień.
- Może i jestem stary, ale jary - zarechotał Gerens - Przyznaj, że udała mi się córeczka - Objął Sivarę ramieniem.
- Przestań... - Naznaczona spuściła wzrok zmieszana.
- Skąd się znacie? - spytał Ernan, próbując nie pokazać zaskoczenia reakcją ojca na przybysza.
- To długa historia - Zethar wycedził przez zęby.
- No dalej, Morven - Audrey uśmiechnął się bezczelnie. - Pochwal się, czyją narzeczoną uwiodłeś.
- Dawno nie byliście parą - warknął Cień - I na własne życzenie ją straciłeś.
- Gdyby nie ty, to z pewnością by do mnie wróciła.
- Kpisz sobie?! - oburzył się - Biłeś ją i zdradzałeś! Dziwisz się, że nie chciała mieć z tobą nic wspólnego?!
- Prowokowała mnie - prychnął Gerens - Wielka afera, że dostała kilka razy - Przewrócił oczami. - Należało jej się - Uśmiechnął się wrednie. - Swoją drogą, doszły mnie słuchy, że nie najlepiej zająłeś się moją kobietą. Ile to już lat biedaczka wącha kwiatki od spodu?
- Tato... - Sivara odsunęła się od ojca, zlękniona jego okrutnym uśmiechem. - Przestań...
Zethar poczerwieniał. Zacisnął pięści. Rzuciłby się na Gerensa, gdyby nie Ernan, który go chwycił i zatrzymał w miejscu.
- Odkąd cię zobaczyłem w Ahen, wiedziałem, że nie jesteś jej wart - drążył Audrey, zupełnie ignorując córkę.
Cieszył go ból jaki zagościł w ślepiach starego Morvena. Cierpienie Cienia i jego powoli narastający gniew dawały mu wielką satysfakcję.
- Żyła, jak księżniczka, póki za ciebie nie wyszła - dodał po chwili - Czułem, że marnie skończy i nie pomyliłem się. Wiedziałem, że ze mną miałaby lepiej.
- W przeciwieństwie do ciebie, kochałem ją - Zethar umknął spojrzeniem w bok. - Ty tylko chciałeś się z nią ożenić ze względu na jej pozycję i położyć łapy na majątku rodu!
- Kochałeś ją? - Gerens prychnął - Nie rozśmieszaj mnie. Udajesz takiego świętego, a pewnie związałeś się z nią tylko dla tego, że była bogatą Likwidatorką.
- Nigdy nie wziąłem nawet złamanej monety od Rogana - Cień znów spojrzał na Audreya. - Nie chciałem by nam pomagał.
Gerens zmierzył Zethara wzrokiem. Zdawał się zastanawiać nad kolejnymi słowami, które jeszcze mocniej uderzyłyby w słaby punkt Morvena.
Po chwili na jego ustach znów zagościł okrutny uśmiech.
- Nawet jeśli naprawdę zdołała cię w sobie rozkochać, to serio jesteś tak naiwny by sądzić, że odwzajemniała twe uczucie? - Pokręcił głową. - Eh... Morven, Morven. Prawie mi ciebie żal.
- Co ty pieprzysz? - Cień wierzgnął, chcąc się wyrwać z chwytu syna.
Randy podbiegł do Ernana, by pomóc mu utrzymać rozwścieczonego ojca.
- Keira była zimną suką - kontynuował Gerens, coraz bardziej rozbawiony sytuacją - Nie umiała kochać. Nie znała tego uczucia - Rozłożył ręce. - Zaznała trochę rodzicielskiej czułości dopiero, gdy została prawdziwą morderczynią. Do tego czasu stała się pusta. Nie miała pojęcia czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość - Poszerzył uśmiech, widząc, że Zethar jest u kresu cierpliwości. - Za to doskonale kłamała. Rola kochającej żony i matki nie była dla niej żadnym wyzwaniem - Prychnął, zerkając na Ernana. - Pewnie, gdybyś nie zrobił jej dzieciaka, to by cię porzuciła - Znów spojrzał na Zethara. - Wierz mi, nie sugeruję, że to z tobą jest coś nie tak. Choć muszę przyznać, że jesteś niezwykle naiwny, jak na osobę, której los nie szczędził. Problem tkwił w Lagun i jej lodowatym sercu. Chociaż wątpię, by je w ogóle miała.
- Nie wiesz co mówisz - Cień znów zaczął się szarpać. - Nie znałeś jej.
- Nie znałem jej? Zapomniałeś, że byliśmy zaręczeni? Zdążyłem się zorientować jaka z niej żmija.
- Zamilcz!
- Próbuję ci otworzyć oczy, Morven. Dałeś się jej omotać. Żałosne.
- Dosyć - warknął Ernan, po czym puścił ojca i podszedł do Gerensa - Matka oddała za mnie życie. Nie zrobiłaby tego, gdyby tylko udawała.
Audrey wlepił znużone spojrzenie w Łotra. Przyjrzał mu się dokładnie. Jego włosom. Brązowym ślepiom. Odkrytej piersi, naznaczonej licznymi bliznami i wyćwiczonym ramionom, z czego jedno zdobił czarny smok.
- Ernan - mruknął Gerens, krążąc wokół młodszego zabójcy - Nathair. Morven - Zmierzył wzrokiem blade rysy na jego plecach. - Aż dziwne, że ktoś cieszący się taką sławą wśród Likwidatorów ma tak żałosne korzenie - Stanął przed Łotrem i uśmiechnął się bezczelnie. - Syn szczura z ulicy i zakłamanej, szlacheckiej suki. Cudowny materiał na przywódcę sekty morderców.
- Chyba trochę się zagalopowałeś - syknął Ernan.
- Od kiedy jesteśmy na ty? - Audrey zmarszczył brwi, po czym łypnął na Zethara. - Doskonale wychowaliście synka. Jest równie bezczelny, co i wy.
- Wpierw obrażasz moją rodzinę, a teraz domagasz się szacunku? - Młody Morven zawarczał wściekły, zaciskając pięści.
- Uważaj, jak sobie dobierasz przeciwników, dzieciaku.
- Sugerujesz, że powinienem się ciebie obawiać? - Ernan prychnął - Od razu widać, że jesteś mocny tylko w gębie.
- Prosisz się o obicie ryja - zasyczał Gerens, wlepiając gniewne spojrzenie w płonące ze złości ślepia Łotra.
- Tato... - Sivara chwyciła ojca za ramię. - Uspokój się.
- Takiś chętny do bijatyki? - Łotr rzucił prowokacyjnie - Śmiało. Wal.
Audrey zupełnie zlekceważył córkę, która zacisnęła chwyt na jego ramieniu. Strącił jej dłoń, po czym chwycił Ernana za szyję, jednak nie dość mocno, by zaczął się dusić, co sprowokowałoby go do ataku.
- Nie podoba mi się twój ton, smarkaczu.
- Zostaw go, Audrey! - ryknął Zethar - To sprawa między nami!
- Ktoś musi nauczyć tego gówniarza dobrych manier, bo z tego co widzę ty i jego jędzowata matka nie daliście sobie z tym rady.
Czara się przelała.
Ernan wykorzystał fakt, że Gerens czuł się zbyt pewnie. Szybkim ruchem oderwał dłoń Audreya od swojego gardła i wykręcił ją. Odepchnął starszego zabójcę od siebie, nim ten wolną ręką uderzył go w brzuch, chcąc się oswobodzić.
Gerens wściekły chciał uderzyć Łotra w twarz, ale ten go ubiegł i wymierzył silny sierpowy w jego żuchwę.
- Zapłacisz głową za tą zniewagę - wymamrotał, trzymając się za obolałą twarz.
- Zasady się zmieniły - mruknął Ernan - Rada dawno przepadła, a wraz z nimi te idiotyczne kary.
- Lecz nasze prawo wciąż obowiązuje - warknął Audrey, dobywając przy tym miecza.
Likwidatorzy, obserwujący tę wymianę zdań, poderwali się z miejsc i chwycili za broń.
Ernan uniósł rękę, powstrzymując ich przed atakiem.
- Tak chcesz bronić swego honoru? - Opadł na kolana i rozłożył ręce. - Proszę bardzo. Czyńże swoje.
- Co ty wyprawiasz? - Zethar napiął się, jak struna. - Wstawaj! On cię zabije!
- Prawo, to prawo - odparł Łotr obojętnym głosem, nawet nie zerkając na ojca.
- Ernan, nie wygłupiaj się - wtrącił Randy, który wciąż powstrzymywał starego Morvena.
Łotr jednak nie zareagował na Ammara. Kątem oka zerknął na Vivian, która próbowała wyrwać się z uścisku brata. W końcu skupił się na Gerensie. Uśmiechnął się słabo. Bez krzty lęku, patrzył mu prosto w oczy.
- Jesteś głupszy, niż sądziłem - Audrey podszedł do klęczącego zabójcy.
Uniósł oręż, szykując się do ataku. Klinga błysnęła upiornie, powoli unosząc się wysoko nad głowę właściciela. Zawisła w powietrzu, gotowa do egzekucji i... Nie opadła.
Gerens zamarł w bezruchu, gdy zabrzmiały ciche trzaski odbezpieczanych pistoletów i poczuł, jak coś wbija mu się w kręgosłup.
Oderwał wzrok od Ernana, po czym łypnął na zabójców, mierzących do niego z broni palnej. Powoli opuścił ostrze i zerknął przez ramię, by zobaczyć co go ukuło. Zmarszczył brwi, gdy dostrzegł za sobą Sivarę.
Dziewczyna trzymała ostry sztylet tuż przy plecach ojca. Była gotowa zadać cios, choć serce jej pękało, że groziła śmiercią swojemu rodzicowi.
- Wygląda na to, że nasi bracia i siostry nie zgadzają się, byś wymierzył mi karę - Ernan poszerzył uśmiech, podnosząc się z ziemi.
- Zawiodłaś mnie - warknął Gerens na córkę, stojącą tuż za nim - Jak możesz trzymać jego stronę?!
- Posunąłeś się za daleko. To ty powinieneś klęczeć, zdany na łaskę pana Morvena - powiedziała cichutko, odsuwając się od ojca.
- Sivaro! - ryknął Audrey, gdy dziewczyna podeszła do Tristana.
- Skończmy już tę szopkę - mruknął Ernan - Zabierz resztki swej godności i odejdź stąd, nim będzie za późno. Po zmroku jeden z naszych statków stąd wypływa. Lepiej dla ciebie, byś znalazł się na jego pokładzie.
- Grozisz mi?
- Daleki jestem od tego. Tylko cię ostrzegam, Audrey. Pamiętaj, że nie mam wpływu na zachowanie naszych pobratymców i goszczących nas tubylców. Zważając na twój paskudny charakter, myślę, że nie dożyłbyś rana.
- Idziemy, Sivaro - Gerens warknął wściekły, odwracając się.
- Nie... - szepnęła.
- Coś ty powiedziała? - Spojrzał przez ramię na córkę.
- Nie idę z tobą.
- Bez dyskusji!
Rudowłosa spuściła głowę i niechętnie ruszyła w stronę ojca.
Wzdrygnęła się, gdy Ernan chwycił ją za ramię, kiedy go mijała.
- Sivara jest moją podopieczną - rzekł - Dopóki nie zakończy szkolenia, dopóty ja decyduję co ma robić. Nigdzie z tobą nie pójdzie.
- Nie masz prawa decydować o losie mojej córki.
- Właściwie to mam. Znasz nasze zasady. Naznaczony ma wykonywać polecenia mentora bez względu na wszystko - Uśmiechnął się chytrze. - Masz związane ręce.
- Sivara! - Gerens zrobił się czerwony ze złości. - Idziemy!
Dziewczyna spojrzała niepewnie na Ernana.
- Twoja decyzja.
Naznaczona po krótkim namyśle skupiła się na ojcu. Pokręciła głową, cofając się nieco.
Audrey wściekły obrócił się i żwawym krokiem zaczął się oddalać.
- Pożałujesz, Morven - warknął na odchodne.
- Przepraszam... - szepnęła Sivara, gdy jej ojciec zniknął już w gęstych zaroślach.
- Za co? - Ernan uniósł brew.
- Za ojca... Nie wiem co go ugryzło...
- Nie przejmuj się, dziecko - Łotr uraczył ją łagodnym uśmiechem - Przecież nie masz na to wpływu - Wskazał głową na skały. - Usiądź i nie martw się swoim ojcem.
Sivara pokiwała głową, po czym podeszła do Tristana i przysiadła z nim na jednym z kamieni.
Ernan zmierzył wzrokiem Likwidatorów, którzy już uspokoili się po incydencie z Audreyem i z powrotem zajęli swoje miejsca.
Po chwili jego spojrzenie padło na ojca.
Zethar siedział na uboczu. Wyglądał na przygnębionego. Przygarbił się i nieco spuścił głowę. Jego zniszczone wiekiem i pracą dłonie kurczowo ściskały laskę. Błękitne ślepia nieobecne i jakby przygaszone, wpatrywały się w ziemię. Spierzchnięte usta zacisnęły się w wąską linię. Ich kącik czasem lekko drgał. Morven twardo zaciskał zęby. Wbrew jego w oczach pojawiły się łzy. Uparcie ze sobą walczył, by nie dać słonym kroplom spłynąć po twarzy. Nie chciał pokazać, że słowa Audreya go dotknęły. Lecz nie było to łatwe. Wszystko w nim drżało z emocji. Gerens bezlitośnie uderzył w jego słaby punkt.
Ernan podszedł do ojca. Martwił się. Jeszcze nigdy nie widział swego rodzica w takim stanie. Zethara było naprawdę trudno wyprowadzić z równowagi, ale każdy ma jakąś słabość. A Audrey bez krzty zawahania ją wykorzystał.
- Trzymasz się? - Łotr spytał z troską.
- Tak - stary Morven odchrząknął, biorąc się w garść - Wszystko w porządku.
Choć w jego głosie brakło przekonania, Ernan nie chciał drążyć tematu. Wiedział, że Zethar musi się uspokoić.
Łotr odetchnął głęboko, wychodząc na środek.
- No dobrze. Zaczynajmy - Spojrzał na Heresa. - Jak się miewa nasza flota?
- Aktualnie mamy cztery galeony, sześć fluit, piętnaście pinek, trzy karaki i karawelę.
- Nieźle, jednak to wciąż za mało.
- Mamy jeszcze kilka statków, ale są w trakcie napraw. Jakoś Zdobywcy nie chcieli ich dobrowolnie oddać.
- A jak z piratami? Dalej nie chcą nam pomóc?
- Pracujemy nad tym. Parę załóg udało nam się skłonić do współpracy, ale wciąż wielu nie chce się mieszać w konflikt z Larkinem. A niestety nie stać nas, by ich przekupić.
- A inni piraci?
- Masz na myśli tych, którzy nie stacjonują w Krwawej Zatoce?
- Tak.
- Próbowałem pogadać z kapitanem karaki, pływającej po lodowatych wodach Fearghas. No cóż... Powiedzmy, że nasza konwersacja nie najlepiej się skończyła.
- To znaczy? - Ernan uniósł brew.
- Regem Maris musiał przejść porządną naprawę, ale tamci skończyli gorzej - Heres uśmiechnął się dumnie.
- Eh, źle się za to zabrałeś - wtrącił Daisho.
- Słucham? - Muzzir wlepił zdumione spojrzenie w pobratymca.
- Z piratami z Fearghas się nie gada. Im trzeba pokazać, że jesteś twardy i nie ma z tobą żartów. Dlatego zamiast gawędzić z kapitanem, powinieneś rzucić mu wyzwanie i porządnie skopać dupsko podczas pojedynku na szpady. Wtedy może rozważyłby przyłączenie się do wojny.
- Hm... Dobrze wiedzieć - Heres uśmiechnął się słabo. - Piratom z Krwawej Zatoki czasem wystarczy pomachać przed nosem butelką z rumem, lub sakiewką z monetami.
- Skoro mowa o Fearghas - rzekł Ernan - Jak się miewają sprawy z tamtejszymi Likwidatorami?
- Jeśli chodzi o moich ludzi, to możecie na nas liczyć - odparł Nergal - Po wizycie Randala i Vivian, postanowiłem porozmawiać jeszcze z kilkoma wodzami. Dwóch z nich zgodziło się pomóc.
- Dobrze. A jak z naszymi pustynnymi braćmi? - spytał Łotr.
- Likwidatorzy z Tibilisi czekają na rozkazy - powiedział Kadaj.
- Doskonale.
- A co z Elesaid? - wtrącił Sheridan - Talwyn? Naughton?
- W Elesaid czuwają głównie Przeklęci, pod rozkazami Haythama - odpowiedział Ernan - Wśród nich kryją się Likwidatorzy. A o Talwyn nie musimy się martwić. Tamtejsze plemiona tylko czekają na sygnał do ataku. Gorzej zaś jest z Naughton. Większość tamtejszych Likwidatorów dawno się wyniosła, albo zwiała na trudno dostępne tereny takie, jak mokradła Ursu - Zatarł ręce. - No, ale zebrałem was tu jeszcze w jednej sprawie. Otóż mamy okazję dostać się do Pałacu Śmierci.
- Naprawdę? - Zethar spojrzał na syna, nie kryjąc zdziwienia.
- Na świat przyszło trzecie dziecko Larkina. Córka.
- O kurwa, jak im współczuję - Heres podrapał się po policzku.
- Zdobywcy będą świętować - drążył Łotr - A to będzie dla nas doskonała okazja, aby się tam włamać.
- Ale... Jeśli nas sprawdzą... - Sheridan skrzywił się nieco.
- Spokojnie. Haytham wybrał kilku najbardziej zaufanych Przeklętych. Oni wejdą normalnie. Zaś Likwidatorzy dostaną się do zamczyska dopiero w nocy. Wślizgną się oknami, które Przeklęci zostawią otwarte.
- Tylko po co chcecie tam wejść? - spytał Daisho.
- Z kilku powodów. Tam są dwa pozostałe miecze, które otwierają komnatę w Gillis. Mamy szansę wybić wielu Zdobywców i w lochach więzione są rodziny pojmanych przed laty królów.
- Chwila, chwila - mruknął Nergal - Nadal nie rozumiem jak Przeklęci dostaną się do środka.
- To proste. Zrobią sobie tatuaże z henny. Świeże wyglądają, jak te na stałe. Po za tym Zdobywcy coraz częściej zamiast tatuaży robią sobie nacięcia w kształcie "x" i posypują je solą, aby były widoczne. Te rysy nie zwracają na siebie uwagi tak bardzo, jak czarne tatuaże. Przeklęci, którzy mają podobne rany nie muszą się martwić.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytał Heres.
- Od pewnego Zdobywcy o imieniu Gaspar. Został zmuszony do pracy dla Larkina. Ponieważ go oszczędziłem, zaczął nam pomagać.
- Można mu ufać? - Nergal mruknął podejrzliwie.
- Tak. Ostrzegłem Gaspara, że jeśli nas oszuka, to przyjdziemy po niego i jego córkę. A ojciec zrobi wszystko, by jego dzieci były bezpieczne - Ernan spojrzał na Vi, następnie na Tristana. - Dosłownie wszystko.
- Chcecie się włamać do nory Zdobywców? - Nagle zabrzmiał męski głos. - Przyda wam się pomoc.
Ernan napiął się, jak struna. Wlepił zaskoczone spojrzenie w młodzieńca, przyczajonego w cieniu. Zdumienie w ciągu sekundy zastąpił gniew, gdy rozpoznał jego rysy twarzy i blond włosy.
Zagotowało się w nim. Nie spodziewał się JEGO obecności.
- A ty co tu robisz?!
***
Witam z powrotem :)
Darujcie mi proszę tą długą nieobecność, ale niestety wcześniej nie byłam w stanie nic wrzucić. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.
Tym rozdziałem chciałam bardzo podziękować za 445 follow i powitać (z lekkim opóźnieniem xD) wakacje.
Mam nadzieję, że się podobało ;)
Do nexta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top