45.
Ernana i Norę od Groty Wrzasków dzieliła wielka, skalna ściana.
Morven sięgnął do kieszeni. Wyciągnął swoje rękawiczki i podał je towarzyszce.
- Będą trochę za duże, ale to da się przeżyć.
- A ty?
- I tak mam pokaleczone dłonie - uniósł ręce, pokazując liczne zacięcia - Mi już nic nie zaszkodzi.
Nora wepchnęła dłonie w rękawice. Zaczęli wspinać się na ostre skały Umarah.
- Dajesz radę? - Ernan zerknął na Norę.
- Tak.
Twardo ignorowali powoli narastający ból rąk. Nagle pod stopą Likwidatora ułamał się spory kamień.
- Uwaga! - wrzasnął.
Nora w ostatniej chwili odchyliła głowę, ratując się przed bolesnym uderzeniem.
- W porządku? - spytał.
- Nic mi nie jest.
Po długiej wspinaczce, w końcu dotarli na skalną półkę. Spojrzeli na ogromne wejście do jaskini. Ciemna wyrwa, wraz z przypadkowymi spękaniami w skałach, przypominała zmarszczony pysk jakiegoś zwierzęcia, a stalaktyty i stalagmity czekające tuż przy wejściu, wyglądały niczym kły.
Nagle zabrzmiały rozdzierające duszę wrzaski. Nora zadrżała. Tylko raz słyszała takie krzyki. Gdy była świadkiem obdzierania Likwidatora ze skóry.
- Aż ciarki przechodzą, co? - Ernan uśmiechnął się szeroko.
- Nie dziwię się, że ludzie boją się tego miejsca...
Morven wyciągnął z worka świecę i zapałki. Zapalił knot, po czym ruszył w ciemności.
Nora szła tuż przy nim. Czujnie obserwowała wilgotny korytarz. Co i rusz przechodził ją dreszcz. Niektóre skalne nacieki przypominały ludzkie ciała, jakby wtopione w kamienne ściany.
Chwyciła rękę Ernana, gdy znów zabrzmiały przerażające wycia. Likwidator spojrzał na nią zaskoczony tym gestem. Uśmiechnął się lekko, ujmując palcami jej drobną dłoń.
Po chwili na drodze pojawiło się spore jeziorko. Ernan zmarszczył brwi. Po drugiej stronie czekała tylko ściana. Puścił rękę Nory i oddał jej świecę, po czym ostrożnie wszedł do wody. Zrobił ledwie kilka kroków, a stracił grunt pod nogami. Szybko wypłynął na powierzchnię.
- Głęboko - zagwizdał.
Łapczywie wciągnął powietrze do płuc, po czym zanurkował. Po chwili wynurzył się i podpłynął do Nory.
- Tam jest tunel. Musimy przepłynąć.
- Ale ja nie umiem pływać - zbladła.
- Pomogę ci, tylko musisz mi zaufać.
Devath spojrzała na ciemną wodę.
- Nie dam rady - pokręciła głową.
- Uda ci się - wziął od niej świecę i zgasił ją, po czym wrzucił do worka na jego plecach. Wyciągnął rękę do Zdobywczyni.
- Ufasz mi?
Nora westchnęła cicho, po czym złapała dłoń Ernana i weszła do wody. Zatrzymali sie tuż przed gwałtownym spadkiem.
- Zmieniłam zdanie - chciała się wycofać, ale Morven jej na to nie pozwolił.
- Weź głęboki wdech i zachowaj spokój. Resztę zostaw mnie.
Devath pokiwała głową. Gdy Likwidator pociągnął ją w stronę głębokiej wody, wstrzymała oddech.
Straciła oparcie pod stopami. Tym razem nie spanikowała. Pozwoliła Ernanowi, by pociągnął ją za sobą do ciemnego tunelu.
Po chwili wynurzyli się i wyszli z wody.
- I co? - uśmiechnął się, wyżymając koszulę - Warto było panikować?
- Przyznaję, że nie było źle - odparła, wciskając wodę z włosów.
Zdziwili się nieco, dostrzegając, że w tej części jaskini było widno. Spojrzeli na spękane sklepienie, przez które wpadały słoneczne promienie.
Ruszyli dalej. Po chwili znów zrobiło się potwornie ciemno. Ernan próbował rozpalić wilgotne zapałki. Gdy w końcu mu się to udało, starał się zapalić świecę. Morven zaklął, kiedy zapałka zgasła, nim knot przyjął płomień. Przy kolejnej próbie, w końcu świeczka znów zaczęła dawać światło.
Dopiero wtedy dostrzegli stado nietoperzy. Gacki spłoszone płomieniami, poderwały się do lotu, piszcząc przeraźliwie.
- I pomyśleć, że ludzie boją się tej jaskini przez zwykle nietoperze - Ernan parsknął śmiechem.
- Ale musisz przyznać, że echo ich wrzasków mrozi krew w żyłach - odparła Nora.
Morven uśmiechnął się, wyciągając rękę do Zdobywczyni.
Devath złapała jego dłoń. Ruszyli w głąb ciemnego korytarza, który z każdą chwilą stawał się coraz węższy. Po chwili dostrzegli koniec tunelu.
- Ślepy zaułek - mruknęła Nora.
Ernan zmierzył wzrokiem kamienną ścianę.
- Wracamy? - spytała Devath.
- Ten mur nie wydaje ci się zbyt płaski?
Zdobywczyni wzruszyła ramionami. Morven puścił ją i oddał jej świeczkę, po czym przesunął dłońmi po ścianie, szukając jakiegoś mechanizmu. Nagle jego palce zapadły się. Zabrzmiał cichutki zgrzyt i kamień odsunął się, ukazując salę. Na samym jej środku był miecz wbity w kamienną podłogę. Panował mrok, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci i...
- Czujesz to? - mruknęła Nora - Jakby... proch strzelniczy?
- Może kiedyś to pomieszczenie robiło za skład - odparł Ernan.
Okrążył oręż. Jego klinga z jednej strony była srebrzysta, a z drugiej smolista.
- Równowaga - zagwizdał - Nigdy nie widziałem takiego ostrza.
Chwycił rękojeść i używając całej swojej siły, wyrwał miecz z podłogi.
- Coś za łatwo poszło - stwierdziła Zdobywczyni.
Jak na zawołanie ziemia się zatrzęsła. Ściany i sklepienie naznaczyły głębokie pęknięcia. Ciężkie głazy spadały na ziemię i roztrzaskiwaly się niczym szkło. Jaskinia się rozpadała.
Rzucili się do ucieczki.
- A mogłam się nie odzywać! - wrzasnęła.
Biegli ile sił w nogach. Co i rusz skakali nad dużymi fragmentami skał, które zaległy im na drodze. Starali się unikać kolejnych kamieni, próbujących ich zatrzymać.
Nora cudem uniknęła przebicia przez stalaktyt, który roztrzaskał się tuż obok niej. Nagle usłyszała okrzyk bólu. Z trudem się zatrzymała i spojrzała za siebie.
- Ernan! - wrzasnęła przerażona, dostrzegając, że Likwidator leży, a z jego nogi sączy się krew.
- Biegnij dalej!
- Nie zostawię cię! - zaczęła się do niego wracać.
- Uciekaj stąd! - ryknął podnosząc się - Biegnij, do cholery!
Devath widząc, że Morven ignoruje ból i zmusza się do biegu, rzuciła się do ucieczki.
Zatrzymała się tuż przed wodą.
- Skacz! - wrzasnął Ernan, wpadając do jeziorka niczym strzała.
Nora wskoczyła do wody i odpychając się od skał, przepłynęła przez tunel. Natychmiast się wynurzyła. Łapczywie złapała powietrze. Ernan chwycił ją za ramię i wyciągnął z jeziorka.
Biegli najszybciej, jak mogli.
W ostatniej chwili wypadli z groty, nim wejście zostało zasypane.
- Nigdy więcej nie idę z tobą do żadnej jaskini... - wysapała.
- No weź... Było fajnie!
- Prawie wszystko runęło nam na głowę!
- Prawie, śnieżynko. Prawie - uśmiechnął się - Ale najważniejsze, że odzyskaliśmy Równowagę.
Nora wyjrzała ze skalnej półki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak było wysoko i stromo.
- Jak zejdziemy?
- Tak, jak weszliśmy.
- Pozabijamy się!
Ernan wyciągnął z worka linę.
- Nie będzie źle.
Udało im się zejść na ziemię, bez problemów.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Kiedy oddalili się Umarah, odnaleźli rzekę i ruszyli wzdłuż jej brzegu.
- Odpocznijmy - jęknęła Nora.
- Zmęczona?
- Potwornie...
Spojrzała na niego. Jego nogawka była zupełnie mokra od posoki. Utykał, a mimo to szedł żwawo.
- Podeprę cię - zaproponowała.
- Znowu do tego wracamy?
- Jesteś ranny.
- Nic mi nie jest.
- Typowy facet - przewróciła oczami.
Ernan zaśmiał się.
- To urocze, że się o mnie tak martwisz - uśmiechnął się.
Wbił Równowagę w ziemię, po czym wszedł do wody.
Nora zarumieniła się lekko. Usiadła na sporym kamieniu i zaczęła się przyglądać Likwidatorowi.
Morven przykucnął. Nabrał chłodnej wody w ręce i chlusnął nią sobie w twarz, by zmyć pył. Po chwili zajął się płukaniem rany na udzie.
- Ernan... - szepnęła Nora.
- Hm?
- Chodźmy stąd - powiedziała cichutko.
- Czemu?
Uniosła drżącą rękę, wskazując na niedźwiedzia, krążącego przy przeciwnym brzegu.
Ernan wzruszył ramionami, po czym oderwał lewy rękaw swojej koszuli.
Nora dopiero teraz zauważyła liczne blizny. Biegły poziomo od nadgarstka, aż do łokcia, jedna pod drugą.
- Nie ma powodu do strachu - powiedział spokojnie, odrywając drugi rękaw - Przyszedł zapolować na ryby. Dopóki nie poczuje się zagrożony, nie zaatakuje - związał fragmenty materiału - Siedź spokojnie i daj mu robić swoje.
Owinął nogę "bandażem", po czym przysiadł obok Nory.
- Ernan... Czy ty...? Czy ty się... ciąłeś? - spytała ostrożnie, mierząc wzrokiem duże blizny.
- Co? Skąd ci to przyszło do głowy? - spojrzał na nią zaskoczony.
- No... - wskazała na jego lewe przedramię - Te blizny...
- A! O to ci chodzi - machnął ręką - To ślady po karach.
- Karach?
- Kiedy narozrabiałem, mój mentor robił nacięcia nożem i posypywał rany solą, by zostawały widoczne blizny - odparł beztrosko.
Devath patrzyła na niego zdumiona. Opowiadał o tym, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Po chwili zerknęła na niedźwiedzia, który był już daleko od nich. Wzdrygnęła się, gdy coś musnęło jej policzek. Spojrzała na Ernana.
Uśmiechnął się łagodnie, po czym oderwał kolejny fragment swojej koszuli i zanurzył go w chłodnej rzece.
- Nie boli cię? - spytał, przykładając materiał do małego zacięcia na jej policzku.
- Nie - odparła - Jak myślisz czemu grota się zawaliła?
- To bardzo stary numer - wzruszył ramionami - Kiedy wyciągnąłem miecz ze skały, poszła iskra, która odpaliła ukryte ładunki wybuchowe.
- To dlatego czuliśmy proch...
- Zgadza się - odparł, wbijając wzrok w Równowagę.
Po chwili podniósł się z miejsca.
- Nie wiem, jak ty, ale padam z głodu - wyciągnął miecz ziemi.
- Daleko do wioski?
- Nie.
- To dobrze - wstała - Może nie będziesz musiał mnie nieść.
Ernan zaśmiał się.
Kiedy spojrzał na spoczywającą w jego dłoni Równowagę, przeszedł go dreszcz. Nauczyciel wpajał mu, że Likwidatorzy i Zdobywcy nigdy nie będą ze sobą współpracować. Że jedyne co może połączyć przedstawicieli tych dwóch zgromadzeń, to czysta nienawiść.
Morven kątem oka zerknął na Norę.
Jego mentor się mylił. I to bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top