30.
Ernan siedział na szczycie kościelnej wierzy w Searbhreat - jednym z największych miast Elesaid. Ignorował krople deszczu, uderzające o jego kaptur. Nie przejmował się przemoczonymi ubraniami. Cieszył się mrokiem i pustką panującą na ulicach.
Nagle jego uwagę zwróciły trzy sylwetki. Znudzony spojrzał na cienie biegnące przez zalany chodnik. Bez problemu rozpoznał po sposobie ich poruszania, kto przerwał dotychczasowy spokój.
Likwidator. Likwidator. Zdobywca. Chwila... Co? DWÓCH Likwidatorów ucieka przed JEDNYM Zdobywcą? Co jest grane?
Ześlizgnął się po śliskich dachówkach na krawędź dachu. Spojrzał w dół. Po chwili rozłożył ręce i skoczył głową w dół.
Kurczowo chwycił się masztu wystającego ze ściany świątyni. Na szczęście na czas deszczu, flaga z herbem miasta została zdjęta.
Ernan cieszył się z faktu, że miał naprawdę silne ręce i rękawice na dłoniach, dzięki czemu nie ześlizgnął się z mokrej rury. Wykorzystując rozpęd, przeskoczył na szeroki parapet, a stamtąd runął na ziemię, nie bojąc się wysokości. Gdy nogi zetknęły się z podłożem, zrobił szybki przewrót. Nie zatrzymując się ruszył za postaciami. Jeden z Likwidatorów umknął, ale drugi nie miał tyle szczęścia. Chciał zmylić ścigającą go Zdobywczynię, gwałtownie zmieniając kierunek ucieczki. Niestety poślizgnął się i niefortunnie upadł, uszkadzając sobie przy tym nadgarstek. Wrzasnął na całe gardło, gdy kość trzasnęła. Próbował zignorować ból. Chciał się podnieść, ale było już za późno. Usłyszał dyszenie. Obrócił się do Zdobywczyni, która stała tuż przy nim. Morderczyni dobyła sztyletu, którego klinga kształtem przypominała szpikulec. Likwidator zdrową ręką chwycił swój sztylet, ale Zdobywczyni szybko wytrąciła mu broń. Usiadła okrakiem na swojej ofierze. Jedną ręką chwyciła Likwidatora za gardło. Zawahała się, gdy spojrzała w oczy mordercy. Nie dostrzegła w nich strachu. Czekał, aż zada śmiertelny cios. Jej dłoń dzierżąca sztylet, zaczęła potwornie drżeć. Czuła pod palcami pulsowanie tętnicy szyjnej Likwidatora. W końcu wbiła sztylet między jego żebra, zaciskając przy tym chwyt na jego gardle, by nie mógł wrzasnąć. Gdy zamarł w bezruchu, wyciągnęła ostrze z jego ciała i przeszukała go. Wstała z niego, kiedy odnalazła plik kopert. Wepchnęła listy pod swoje ubranie i spojrzała na ciało Likwidatora.
- Ładnie to tak? - podskoczyła, słysząc męski głos. Powoli się odwróciła. Dostrzegła Łotra, spokojnie opierającego się o najbliższy budynek.
- Okradanie trupów jest takie banalne - pokręcił zakapturzoną głową - Więcej zabawy jest z żywym celem.
- Morven - zasyczała.
- Zgadza się. A ty jesteś?
- Twoją zgubą - rzuciła się na Ernana, ściskając w dłoni, wąski sztylet. Z każdym chybionym ciosem denerwowała się jeszcze bardziej, czym tylko rozbawiała rywala.
W końcu przyparła Morvena do muru. Sapiąc ciężko, dociskała ostrze do jego gardła, aż pociekła krew.
- Hm... - Ernan przesunął palcem po wąskim sztylecie - Piękne ostrze, ale trochę przytępione. No i lepsze do przebijania płuc, niż podżynania gardeł.
- Jaja sobie robisz? - wydyszała Zdobywczyni.
- Nie. Mówię zupełnie poważnie - odparł, po czym wtrącił jej broń z ręki i przewrócił ją.
Morderczyni z impetem uderzyła głową o chodnik. Zamroczona nawet nie zdążyła zareagować, gdy Likwidator usiadł na niej okrakiem i ściągnął jej kaptur. Przyjrzał się jej dokładnie. Jej włosy były śnieżnobiałe. Miała nieco zapadnięte policzki i dosyć małe, zaróżowione usta. Wlepiła w Ernana swoje duże, szafirowe oczy.
- Spałaś na lekcjach, maleńka? - zarechotał - Po pierwsze: nie daj się rozbroić. Po drugie: nie pozwól rywalowi, by zobaczył twoją twarz. A dalej... - machnął ręką - Nie pamiętam.
Zdobywczyni przewróciła oczami, po czym chwyciła jego miecz. Ernan uśmiechnął się łobuzersko.
- Tak na pierwszej randce? - złapał ją za nadgarstek, by nie mogła wyrwać ostrza z pochwy - Poznajmy się trochę.
- Kretyn - syknęła.
- Być może, ale podobno uroczy - zarechotał.
- I ty jesteś jednym z najgroźniejszych Likwidatorów? - prychnęła zażenowana - Przestaję się was obawiać.
- Chcesz grozy? - uśmiechnął się upiornie.
Dopadł sztylet i docisnął go do gardła Zdobywczyni. Uśmiech spełzł z jego ust.
Zabójczyni zadrżała, zaskoczona taką zmianą w jego zachowaniu. Od błazna, do rządnego krwi mordercy.
- A więc to ciebie Zdobywcy nasłali, by mnie zabić - przyjrzał się jej dokładnie - Liczyli, że mnie umie uwiedziesz, Noro?
- Słucham?
- Czyż nie tak masz na imię, ptaszynko?
- Ale... Skąd ty...?
- Ach... Słodka, głupiutka, Noro - pokręcił głową - Myślałaś, że jesteś pierwszą wysłaną, by mnie załatwić? Otóż sprowadzę cię na ziemię. Jesteś już czternastym Zdobywcą, który ma zaszczyt się za mną uganiać - odchrząknął - Odpowiadając na twoje pytanie... Doświadczenie z waszą "morderczą" zgrają, nauczyło mnie, że należy znać na wylot swojego... Hm... Jakby to ująć? Oprawcę? Rywala? - prychnął - Nie wiem czym Likwidatorzy się podniecają. Nie dostrzegam w was zagrożenia.
- Strasznie dużo gadasz - mruknęła Nora.
- Wiem - wzruszył ramionami - Wkurzające, prawda?
- Cholernie - warknęła.
- I o to chodzi, śnieżynko - szepnął jej do ucha.
Puścił jej rękę i uśmiechnął się, odsuwając nóż od jej szyi.
- Zabawę czas zacząć - schował sztylet za pas - Ostrzegam, że nie łatwo mnie zaskoczyć. Postaraj się.
Nora patrzyła na niego, jak na wariata.
- Uważaj, piękna, bo jeszcze oczęta ci wyskoczą z oczodołów - zarechotał wstając.
Nora podparła się na łokciu. Nie odrywała wzroku od Ernana.
- Pomóc? - wyciągnął do niej rękę.
- Zdajesz sobie sprawę, że mam cię zabić?
- Tak. A co?
- Jesteś najdziwniejszym facetem jakiego w życiu spotkałam...
- Dzięki - uśmiechnął się szerzej - No, pora na mnie. Powodzenia.
Ernan pogwizdując oddalił się od skołowanej Zdobywczyni.
Ciekawe co wymyśli, by mnie zgładzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top