3.

Keira obudziła się wcześnie. Jak codzień przygotowała śniadanie i zabrała się za sprzątanie. Mając w domu nadpobudliwego sześciolatka, zawsze było coś do ogarnięcia.
Spojrzała na niemożliwie ciche mieszkanie. Gdyby parę lat temu, ktoś jej powiedział, że przestanie być morderczynią, a będzie żoną i matką, parsknęła by śmiechem.
Jej uwagę zwróciły kroki. Po chwili w salonie pojawił się Zethar. Podszedł do niej i objął ją. Zaspany oparł głowę na jej ramieniu.
- Dzień dobry - szepnął jej do ucha.
Keira uraczyła go swoim uroczym uśmiechem.
- Mówiłem ci, że jesteś cudowna? - zamruczał, dostrzegając gotowe śniadanie.
- Powtarzasz to codziennie - zaśmiała się cicho.
- I będę ciągle tak gadał - cmoknął ją w policzek.
- Mhm. Trzymam cię za słowo - odsunęła się od niego - Lepiej się zbieraj, bo czas ci ucieka.
Nim się obejrzała Zethar był gotowy do wyjścia. Cmoknął żonę w usta i zniknął za drzwiami.
Keira powróciła do sprzątania, wykorzystując fakt, że Ernan nadal śpi.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Nucąc pod nosem, wyszła do ogrodu, by zebrać już suche pranie. Kątem oka dostrzegła Ernana. Stał w sporej odległości od dużej beczki i...

Zaraz co?!

Keira stanęła jak wryta i z niedowierzaniem patrzyła na synka. Chłopiec rzucał... kuchennymi nożami!
Podeszła do niego.
- E... Kochanie? Co robisz?
- Bawię się - odparł beztrosko.
- Synku, noże nie służą do rzucania.

Bynajmniej nie kuchenne.

- Przepraszam - wlepił w nią te niewinne oczka - Mogę ostatni raz?

Normalna matka wrzasnęła by "nie!" i zabrała by dziecku noże, ale...

- Ostatni raz.
Ernan uśmiechnął się szeroko. Podniósł z ziemi jeden z noży. Chwycił go za klingę.
- Czemu trzymasz za ostrze, a nie rękojeść? - spytała zdumiona.
- Bo tak jest zabawniej!
Keira wytrzeszczyła oczy. Czy właśnie jej sześcioletni synek powiedział, że możliwość pokaleczenia dłoni go bawi? Patrzyła jak Ernan szykuje się do rzutu.
Miotał prawą ręką, więc wysunął do przodu prawą nogę.
Złapał nóż za sam koniec ostrza. Trzymał narzędzie pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem, tak że było umieszczone prostopadle do przedramienia. Wyciągnął ramię na całą długość w kierunku celu i uniósł je równolegle do ziemi. Dłoń skierował knykciami do góry. Uważnie obserwował swój cel. W końcu wziął zamach i nóż wyleciał z jego drobnej dłoni. Niestety zabrakło mu siły, by ostrze wbiło się w twarde drewno.
Keira stała przez chwilę niczym słup soli. Postawa Ernana była perfekcyjna. Gdyby miał dobry nóż i więcej siły...
- Skąd wiesz, jak należy się ustawić? - spytała w końcu.
Chłopiec wzruszył ramionami.
- Stanąłem jak mi było wygodnie. Było źle?

Właśnie w tym sęk, że było dobrze... Za dobrze...

- Było świetnie - uśmiechnęła się łagodnie - A teraz pozbieraj noże i zanieś je do kuchni.
Chłopiec zabrał ostrza i ruszył z nimi do domu.
Keira podrapała się po głowie. Nie wiedziała jak na się zachować. To nie było normalne, że sześciolatek sam z siebie nauczył się tak rzucać nożami.
Po chwili Ernan wrócił do niej.
- Mamo? Mamy coś w co mógłbym rzucać?
Keira zamyśliła się na chwilę. W końcu ruszyła się z miejsca i przyniosła kilka butelek. Ustawiła je w równych odstępach, po czym dała Ernanowi kamień i zaczęła obserwować jak jej maleństwo próbuje rozbić szkło.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- Dobrze się czujesz, kotku? - spytał Zethar.
- Tak. Czemu pytasz? - odparła Keira.
- Martwię się, bo jesteś dziś podejrzanie cicho.
- Dureń.
- Ale twój - zaśmiał się.
- Mam się z tego powodu cieszyć, czy płakać?
- O! Twój stary charakterek wraca? - otulił ją ramionami - Uwielbiam, kiedy jesteś taka zadziorna.
- Dasz mi dokończyć kolację?
- Nie - szepnął jej do ucha, po czym zaczął całować jej szyję.
- Puszczaj, bo pójdziesz dziś spać z pustym żołądkiem - zachichotała.
- Jakoś to przeżyję - odparł nie rozluźniając chwytu.
- A Ernan? Chcesz go zagłodzić? Tak swoją drogą, to już dawno powinien być w domu.
- Nocuje u Glostera. Nie wymigasz się.
- Wcale się nie migam - odparła odwracając się do niego.
- To dobrze - Zethar uśmiechnął się, po czym wbił się w jej usta.
Po chwili podniósł Keirę i zaniósł ją do ich sypialni. Opadł z nią na łóżko. Zsunął ramiączko jej sukienki i zaczął delikatnie całować jej ramię, powoli zbliżając się do szyi. Znów skupił się na jej ustach.
Nagle oderwał się od Keiry, słysząc dziwny trzask za oknem. Brzmiało jak rozbijane szkło.
- Słyszałaś?
- Spokojnie, to tylko butelki, które dałam Ernanowi. Pewnie jakiś kot je przewrócił.
Zethar nie uspokoił się. Nie pierwszy raz miał wrażenie, że ktoś czai się przy domu.
Keira oplotła go nogami, a dłońmi ujęła jego twarz.
- Nikogo tam nie ma - szepnęła.
Zethar spojrzał w jej łagodne oczy. Bił się z myślami.
- Może masz rację - mruknął, łącząc ich usta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top