21.

- Ilu waszych tu jest? - Zethar zacisnął chwyt na karku Zobywcy.
Nadal było potwornie ciemno, ale bez problemu mogli dostrzec starą chatkę, otoczoną przez kilka namiotów. Do ich uszu docierały urywki rozmów Zdobywców, skrytych w namiotach. Słychać było też ciche parskanie koni, skrytych gdzieś w mroku.
- W domu siedzi trzech, a w namiotach powinno być ośmiu. Gdy zacznie świtać, pięciu pójdzie na "polowanie".
Zethar poklepał chłopca po plecach. Szybkim ruchem zasłonił mu usta dłonią i wbił sztylet między żebra. Zdobywca padł bez życia na ziemię.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zasyczał Ernan - Doprowadził nas tu!
- Pomógł nam, bo groziło mu bliskie spotkanie z płomieniami. Gdybym go wypuścił, natychmiast zaalarmowałby swoich.
Ernan odwrócił wzrok.
- Poczekamy do świtu - mruknął Zethar - Kiedy część z nich odjedzie, wkradniemy się do domu.
Westchnął w duchu.

Obyś tam była, maleńka...

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Gdy pięciu Zdobywców odjechało, Zethar bezszelestnie podkradł się do jednego z namiotów. Było tam trzech mężczyzn. Wszyscy spali.
Dał znak Glosterowi i Ernanowi, by do niego doszli.
Ostrożnie przemknęli do starej chaty i zajrzeli do środka przez okno. W małym pokoiku siedziało dwanaścioro Likwidatorów. W tym...
- Keira... - szepnął Zethar.
Wszyscy byli związani. Oprócz nich, było tam jeszcze dwóch Zdobywców. Jeden z nich opierał się o ścianę i patrzył, jak jego kompan wściekły krąży po pomieszczeniu i coś mówi.
Zethar skupił się na ruchu jego warg. Mężczyzna wyklinał dziesięciu ludzi, którzy wyszli na "polowanie" i nie wrócili.

Ciekawe dlaczego?

Ostrożnie wyjrzeli zza rogu. Jeden Zdobywca stał pod drzwiami. Był ledwo przytomny. Omal nie usnął na stojąco.
- Czekajcie - Zethar szepnął, po czym na ugiętych nogach zbliżył się do młodzieńca, który dosłownie na kilka chwil przymknął oczy. I już ich nie otworzył.
- Jak tylko wrócą, to powieszę ich za jaja! - usłyszeli, gdy lekko uchylili drzwi.
- Czym cię tak przejmujesz? - odparł mężczyzna stojący pod ścianą.
- Było nas dwudziestu pięciu - zasyczał ten krążący po pomieszczeniu - Dwóch zarżnęła ta suka - wskazał na Keirę - A jeszcze jednego straciliśmy, bo debil nażarł się jakiś cholernych grzybów. A teraz gdzieś wcięło aż dziesięciu! - złapał się za głowę - I jeszcze kolejna piątka pojechała na łowy...
- Macie spory problem - wtrąciła Keira - Radziłabym uciekać. Dwanaścioro Likwidatorów kontra sześciu Zdobywców? - pokręciła głową - Dostaniecie łomot.
- Najpierw się uwolnij zdziro, a późnej kłap dziobem - zerknął na towarzysza - Przeszukałeś ją, prawda?
- Mhm - mruknął - Nic przy sobie nie ma - wskazał głową na skrzynię stojącą w kącie - Wszystko jest tam.
- Mocna w gębie, a gówno potrafi - prychnął Zdobywca, podchodząc do Keiry.
Ktoś za jego plecami odchrząknął. Powoli się obrócił. Nim zdążył cokolwiek zrobić, jego gardło otworzył lśniący nóż.
- Zmywajmy się stąd, nim ktoś nas przyuważy - mruknął Gloster, nie przestając dusić Zdobywcy, który do tej pory podpierał ścianę.
Zethar rozwiązał wszystkich Likwidatorów. Mocno przytulił Keirę, po czym ucałował ją czule. Odetchnął z ulgą. Była przy nim. Cała i zdrowa.
- Mogłam cię posłuchać... - szepnęła wtulając się w jego pierś.
- Już po wszystkim - powiedział łagodnie.
Keira odsunęła się od niego. Uśmiechnęła się ciepło do Ernana. Podeszła do syna i ujęła w dłonie jego twarz. Po chwili chłopak uścisnął ją.
- Bałem się, że coś ci się stało - szepnął.
- Nic mi nie jest - pogłaskała go po głowie.
- Wracajmy do domu - powiedział Zethar.
Wymknęli się z chatki i podeszli do koni przywiązanych do powalonych pni.
Nagle z namiotu wyszedł jeden ze Zdobywców. Zamarł.
- Więźniowie uciekają! - ryknął po chwili.
Likwidatorzy szybko wsiedli na wierzchowce i popędzili w ciemny las.
Zethar zaklął pod nosem, gdy usłyszał, że ktoś zadął w róg. Wzywał pomoc.
Morven wiedział co to oznacza. Starcie ze Zdobywcami jeszcze się nie skończyło...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top