20.
- Dół pułapkę jeszcze rozumiem - mruknął Gloster - Ale skąd, do licha, wytrzasnąłeś sidła i potrzask?
- A bo mało tu kłusowników? - Zethar wzruszył ramionami.
Spojrzeli na związanych Zdobywców.
- No - Morven zatarł ręce - Który pierwszy?
Młodzieńcy wymienili się spojrzeniami. Żaden z nich się nie odezwał.
- To może ty? - Zethar uśmiechnął się upiornie do "wisielca" - Gdzie są Likwidatorzy, których pojmaliście?
- Chrzań się, nic nie powiem.
Morven uderzył go w twarz.
- To na zachętę - uśmieszek na jego ustach stał się okrutny, gdy warga Zdobywcy pękła i popłynęła z niej szkarłatna strużka. Przeszedł go przyjemny dreszcz. Był gotów okładać Zdobywcę tak długo, aż w końcu by powiedział, gdzie zawlekli schwytanych Likwidatorów - Gadaj, póki mam cierpliwość.
Młodzieniec spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się słabo.
- Podejdź - wychrypiał.
- Żebyś mi przyłożył swoim pustym łbem? Nie nabiorę się na to.
- Liczyłem, że jesteś głupi, jak większość z was - chłopak zaśmiał się cicho.
- Dobra, dosyć tego - Zethar chwycił go za ramię. Zmarszczył brwi i zmienił ton na groźny, przepełniony jadem i nienawiścią - Gdzie są Likwidatorzy?
- Wykopaliśmy im sporą mogiłę - Zdobywca uśmiechnął się prowokacyjnie.
- Ernan - Zethar zerknął na syna - Idź się przejść.
- Co? Czemu?
- Bo teraz będę bardzo okrutny - syknął, zaciskając chwyt na ramieniu Zdobywcy - Idź stąd.
- Nie - mruknął Ernan, krzyżując ręce na piersi - Chcę zobaczyć cię w akcji.
- Jak sobie życzysz - Zethar z powrotem skupił uwagę na jeńcu.
- Zgłupiałeś? - wtrącił Gloster, po czym spojrzał na Ernana - Nie patrz na to, dzieciaku!
Obaj go zignorowali.
Zethar stanął za Zdobywcą i siłą przysunął go do ogniska. Uśmiech natychmiast zniknął z ust młodzieńca. W jego oczach pojawił się strach. Wrzasnął, gdy języki ognia musnęły jego twarz, powoli przypalając mu skórę.
- Zaczniesz gadać? - Zethar nieco odciągnął go od płomieni.
- Nie! - ryknął, powstrzymując łzy.
Morven schylił się, by szepnąć do jego poparzonego ucha.
- Bardzo niemądrze - ścisnął jego ramiona - Masz ostatnią szansę.
- Pierdol się - wysyczał chłopak.
- Sądziłem, że masz minimum rozumu - Zethar zaśmiał okrutnie, po czym wepchnął Zdobywcę do ogniska.
Z kamienną twarzą patrzył, jak jeniec wije się z bólu. Napawał się jego agonalnymi wrzaskami i syczeniem ognia, pochłaniającego ciało ofiary. Skrzywił się nieco, gdy do jego nozdrzy dotarł odór palonego mięsa i włosów. Gdy "wisielec" przestał się rzucać i krzyczeć, chwycił go za nogę i wyciągnął z ogniska, by pozostali jeńcy mogli dokładnie się przyjrzeć spalonemu żywcem kompanowi.
- Kto następny? - Morven wbił żądne mordu spojrzenie w Zdobywców.
Jeńcy zaczęli drżeć.
Zethar chwycił jednego z nich. Tego, co wpadł w potrzask. Chłopak był tak przerażony, że nie był w stanie utrzymać nerwów na wodzy. Zaczął łkać, niczym małe dziecko.
- Błagam nie krzywdź mnie - powiedział cichutko.
Morven kątem oka spojrzał na Glostera, który siedział na dużym kamieniu i przyglądał się przesłuchaniu. Ibor śmiał się cicho, rozbawiony rozpaczą Zdobywcy.
- Nic ci nie zrobię - Zethar uśmiechnął się upiornie - O ile powiesz więcej niż "węgielek".
- Mamy obóz daleko w lesie - zaszlochał - Dostaliśmy rozkaz, by wyłapywać Likwidatorów i dostarczać ich do Fearghas...
- Zamknij się, idioto! - warknął jeden z jeńców.
- Stul dziób, bo cię upiekę - zasyczał Morven, po czym znów skupił się na łkającym chłopaku - Mów dalej.
- Tam... Mają być przesłuchani, a później straceni...
- Zaprowadzisz nas do tego obozu, jasne?
Młodzieniec szybko pokiwał głową.
- Grzeczny chłopiec.
- Zdrajca! - warknęli pozostali Zdobywcy.
- Jeszcze pożyjesz - Zethar poklepał gadułę po ramieniu.
- Co z resztą? - mruknął Gloster.
- Jak to co? - Morven dobył noża - Pozbywamy się ich.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top