18.
Wrota Pałacu Śmierci huknęły. Rada spojrzała na siebie zaskoczona hałasem. Nagle do sali, w której się naradzali, wpadł jeden z ich pobratymców, a tuż za nim jakiś chłopak.
Przedstawiciel Mistrzów wstał.
- Witaj, Morven - skinął głową - A to zapewne twój syn?
- Daruj sobie, Ragan - mruknął - Nie przybyłem sobie z wami pogawędzić.
- Co cię do nas sprowadza? - spytał Łotr.
- Niech no pomyślę... Może to, że Zdobywcy porywają Likwidatorów?!
Niszczycielka odchrząknęła.
- Czy powinniśmy rozmawiać przy chłopcu? - mruknęła.
- Niech wyjdzie - wtrąciła kobieta o randze Upiora.
Ernan łypnął na ojca, po czym zwrócił się do drzwi.
- Nie - Zethar chwycił go za ramię - Zostajesz.
- Ale... - urwał widząc jak ojciec gromi go wzrokiem.
- Jest wtajemniczony - mruknął po chwili Zethar - Może uczestniczyć w naszej dyskusji.
- Ależ... - Niszczycielka nie dokończyła. Zamilkła, gdy Mistrz uniósł rękę.
- Nie widzę powodu, by młody Morven nas opuścił - rzekł spokojnie - Wracając do Zdobywców... Nie umknęło naszej uwadze, że praktycznie codzień któryś z nas znika.
- Zamierzacie coś z tym zrobić? - spytał Zethar - Czy będziecie siedzieć na dupach i dyskutować o tym, że macie kolejny problem na łbach?
- To zniewaga! - oburzył się Cień.
- Nie sraj ogniem, bo się poparzysz - prychnął Morven.
- Jak śmiesz?! - Niszczycielka poderwała się z miejsca.
- Uspokójcie się - Łotr z trudem powstrzymywał śmiech.
- Uspokuję się dopiero, kiedy ruszycie swoje szanowne dupska i odnajdziecie moją żonę! - ryknął.
- Wierz mi, że pracujemy nad schwytaniem Zdobywców - zapewnił Mistrz.
- Jakoś nie widać efektów...
- Czego od nas chcesz? - prychnął Cień.
- Oczekuję, iż zaangażujecie siebie i innych w poszukiwania.
- Mamy wszystkich postawić na nogi, by odnaleźć twoją małżonkę? - mruknęła Niszczycielka.
- Tu nie chodzi tylko o Keirę - mruknął Zethar - Choć nie ukrywam, że sprowadzenie jej do domu całą i zdrową, jest moim piorytetem.
- Daj nam jeden powód, dlaczego Likwidatorzy mieliby się poświęcić tej sprawie - rzekł Wybraniec.
- Jesteście ślepi? - warknął Morven - Wyłapują nas! Pozwalacie Zdobywcom się panoszyć!
- Dość! - przerwał Cień - Kto jest za, żeby pomóc Morvenowi?
Mistrz i Łotr unieśli ręce.
- Kto przeciw? - spytał Cień, podnosząc rękę.
Zethar z kamienną twarzą patrzył na Upiora, Niszczycielkę i Cienia. Wbił spojrzenie w Wybrańca, który powstrzymał się od głosowania.
- Dobra - warknął Zethar - Sam ich odnajdę.
Odwrócił się do drzwi. Ernan posłusznie ruszył za ojcem. Zethar zatrzymał się jeszcze, nim pchnął ciężkie wrota. Zerknął przez ramię.
- Róbcie tak dalej, a będziecie mieli o wiele większy problem niż porwania.
- Sugerujesz bunt? - prychnęła Niszczycielka - To groźba?
- To ostrzeżenie - oparł dłonie na drzwiach - Nie koniecznie przed zagrożeniem ze strony NASZYCH pobratymców.
Wyszedł z sali. Miał iskry między zębami.
Nowa Rada, a robią tyle co zdrajcy, psia mać.
- Co teraz, tato? - spytał zmartwiony Ernan.
- Bierzemy sprawę w swoje ręce - odparł.
- Ale... Oni nam nie pomogą...
- Jeśli nie możesz liczyć na kogoś, licz tylko na siebie.
- Chcesz sam odnaleźć mamę? Nawet nie wiemy gdzie zacząć!
- Od lasu. Po za tym nie będziemy jej szukać.
- Co?
- Zdobywcy sami nas do niej zaprowadzą.
- Nie rozumiem...
- Później ci wyjaśnię.
Wypadali z zamczyska i podeszli do Glostera, który pilnował koni.
- I co? - spytał - Pomogą?
- Jasne, że nie - prychnął Zethar, wsiadając na swojego rumaka - Spodziewałeś się, że coś zrobią?
- Więc... Co teraz? - mruknął Gloster.
- Działamy sami. A zaczniemy od Szlaku Luny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top