14.

- Jesteście zabójcami?! - Ernan poderwał się z miejsca.
- Byliśmy - poprawił go Zethar.
- Wielka różnica!
- Uspokój się, skarbie - powiedziała łagodnie Keira.
- Mam się uspokoić?! Jak mam to zrobić?! Moi rodzice to mordercy! I czemu dowiaduję się o tym dopiero teraz?!
- Miałeś wogóle o tym nie wiedzieć - mruknął Zethar.
- Cudownie! Aż tak mi nie ufacie?!
- Nie chodzi o zaufanie - odparła Keira.
- Więc o co?
- Nie dostrzegłeś, że jesteś nieco... inny? - spytała ostrożnie.
- Co masz na myśli?
- Jesteś zwinniejszy od większości swoich rówieśników i doskonale panujesz nad emocjami. Zwłaszcza nad strachem - wyjaśnił Zethar - No i było też parę incydentów, kiedy byłeś mały.
- Jakich incydentów?
- Pamiętasz jak poszliśmy na polowanie? Zabiłeś zająca.
- To... kojarzę...
- A pamiętasz jak rzucałeś nożami? - spytała Keira - Żadne z nas cię tego nie uczyło.
- Tego nie pamiętam.
- Kiedyś wilk zaatakował ciebie, Akirę i Donowana - dodał Zethar.
- Byłeś w tedy taki spokojny - wtrąciła Keira.
- Czy... Czy to znaczy, że jestem... jestem taki jak wy?
- Być może - odparł Zethar.
- Cudownie... Po prostu świetnie...
- To, że masz... talent, nie znaczy, że musisz zostać zabójcą - rzekła Keira.
- Nie?
- Właśnie dlatego ci nie mówiliśmy - Zethar wzruszył ramionami - Żebyś nie poszedł w nasze ślady.
Ernan przetarł twarz.
- Po prostu nie wierzę... - mruknął, idąc do swojego pokoju.
Zethar zerknął na Keirę.
- I co teraz? - szepnęła.
- Spokojnie. Niech sobie to przemyśli.
Ernan zatrzasnął drzwi i osunął się po nich na podłogę. Wciąż nie mógł uwierzyć, że jego rodzice potrafiliby kogoś zabić.

Przecież matka jest taka delikatna... Owszem jej spojrzenie mrozi krew w żyłach, ale... Naprawdę miała kogoś na sumieniu? A ojciec? Zazwyczaj rozwiązuje konflikty za pomocą słów... A może jego cięte riposty to sposób na powstrzymanie się przed mordobiciem? Chociaż... Mówił, że chował się na ulicy. Tym wytłumaczył swoje blizny i pewnie tam nauczył się...

Westchnął ciężko, zerkając na okno. Potrzebował powietrza. Zimnego powietrza. Podniósł się z podłogi i podszedł do szyby. Zawahał się. W końcu otworzył okno. Zerknął jeszcze na drzwi, po czym wyskoczył. Bezszelestnie, na ugiętych nogach przeszedł do płotu. Zobaczył przez okno rodziców. Rozmawiali. Pomimo wcześniejszej kłótni i wyznania prawdy o sobie, wydawali się być spokojni.
Nie odważył się ich podsłuchać. Gdyby go przyuważyli...
Szybko przeskoczył przez płot i sprintem oddalił się od domu. Był w szoku. Ciągle miał przed oczami skrytkę z morderczymi narzędziami i te czarne stroje. Zatrzymał się na chwilę. Usiadł pod chłodną ścianą. Pociągnął nogi i oparł głowę na kolanach. Nie wiedział jak ma się zachować. Udawać, że wszystko jest takie jak dawniej? Jak ma im spojrzeć w oczy? Miał wrażenie, że jego rodzice są mu zupełnie obcy. Ile było prawdy w słowach, którymi go karmili przez całe życie?
Poderwał się z miejsca. Wziął rozbieg i wdrapał się na najbliższy budynek. Bez zawahania przechadzał się po dachach. Nie chciał wracać do domu.
Udał się na cmentarz. Położył się na spękanym murze, otaczającym cmentarzysko i wbił spojrzenie w gwiaździste niebo. Ignorował chłodny wiatr, który co i rusz szarpał jego ciemnymi włosami. Zadrżał. Nie miał zamiaru wracać, choćby miał się przeziębić. Potrzebował ciszy. Samotności.
- Ernan? - usłyszał szept.
- Co tu robisz, Akiro? - mruknął nawet nie podnosząc głowy.
- Rodzice cię szukają.
- Nie chce mi się z nimi gadać.
Po chwili dostrzegł nad sobą niewyraźną sylwetkę. Długie włosy dziewczyny zaczęły łaskotać jego policzki.
- Już wiesz? - spytała cicho.
Ernan natychmiast usiadł.
- Ty... Ty wiedziałaś?! I nic mi nie powiedziałaś?!
- Nie mogłam... Mój ojciec też był mordercą. Zabronił mi ciebie wtajemniczać. Powiedział, że to rola twoich rodziców - sięgnęła do jego dłoni - Nie gniewaj się... Naprawdę nie mogłam ci powiedzieć.
- To jakieś szaleństwo... - westchnął - Jak zareagowałaś, kiedy się dowiedziałaś?
- Cóż... Na początku byłam w szoku. Unikałam ojca. Ale później zaczęłam udawać, że wszystko jest jak dawniej, bo nigdy nie był agresywny w stosunku do mamy, mnie i Donowana.
Nagle zabrzmiały kroki. Serce Ernana przestało bić na kilka sekund, gdy dostrzegł zgraję chłopców, którzy ledwie kilka godzin temu chcieli go zabić.
Poderwali się z miejsc.
- Ernan? - głos Akiry się załamał.
- Schowaj się za mną.
Dziewczyna posłusznie skryła się za jego plecami.
- Proszę, proszę - zabrzmiał głos Pedeira - Nasz cwaniak ma dziewczynę. Cudownie. Będzie więcej zabawy.
- Ernan... - omal nie pisnęła, widząc noże czające się w dłoniach Chojraków. Chwyciła rękę Morvena.
- Pod ścianę - szepnął.
- Co?
- Do muru! - wrzasnął, w chwili, gdy pierwszy z młodzieńców ruszył w ich stronę.
Ernan odruchowo zrobił szybki unik i natychmiast uderzył napastnika w krtań. Przechwycił nóż Chojraka i rozpłatał mu gardło.
Przed następnym atakiem nie zdążył uskoczyć. Poczuł piekący ból i ciepłą krew, spływającą mu po żebrach.
Akira wrzasnęła wystraszona.
Ernan przyłożył dłoń do rany. Na szczęście nie była głęboka. To było tylko draśnięcie. Bolesne draśnięcie.
Uniósł rękę, osłaniając się przed kolejnym cięciem. Ostrze musnęło jego przedramię, zostawiając smugę, z której pociekła posoka. Tym razem zignorował ból i natychmiast zadał cios rywalowi. Wbił swoje ostrze w brzuch Chojraka. Nóż zanurzył się w ciele chłopaka, po samą rękojeść. Ernan szarpnął narzędziem w górę, rozpruwając rywala niczym świnię.
Chojrak upadł i zabarwił ziemię swoją krwią.
Morven sapiąc ciężko wbił spojrzenie w pozostałych. Złapał drugi nóż i przygotował się do dalszej potyczki. Nie było chętnych. Młodzieńcy po kolei rzucali swoje sztylety na ziemię.
- Co wy wyprawiacie?! - oburzył się Pedeir - To tylko dzieciak! Zabijcie go!
Nikt się nie poruszył.
- Dobra - warknął lider Chojraków - Sam go załatwię - Obrócił w dłoni swój nóż - Jakieś ostatnie słowa, Morven?
- Idź do diabła, Pedeir - syknął Ernan.
- Ty pierwszy się z nim spotkasz.
Chojrak był pewny siebie. Wziął zamach, chcąc ugodzić Ernana w pierś. Morven jednym z noży odbił cios, a drugi wbił między żebra Pedeira. Chojrak spojrzał przerażony w oczy Ernana. Były puste. Nie było w nich krzty zawahania, czy wyrzutów sumienia.
Pedeir opluł się własną krwią, po czym padł bez życia.
Ernan łypnął na pozostałych. Uciekli, bojąc się, że podzielą los Pedeira i dwóch pozostałych towarzyszy.
Akira była roztrzęsiona.
- Nic ci nie jest? - spytał Morven wyrzucając noże.
- Nie - szepnęła - Boże... Ty...
- Chodźmy stąd, zanim tamci się rozmyślą i wrócą. Odprowadzę cię do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top