13.
- Mówiłem ci, że masz się trzymać z daleka od Pedeira! - warknął Zethar.
- Oj, daj spokój... - westchnął Ernan - Nic się nie stało.
- Mogli cię zabić! - szarpnął ramieniem syna - Co ci strzeliło do głowy, by samotnie pałętać się nocą po mieście?! I to jeszcze po Bagnach!
- Jestem prawie dorosły - mruknął Ernan.
- Uważasz się za takiego dojrzałego? A dziś zachowałeś się jak gówniarz. Gdybym ci nie pomógł, wąchałbyś kwiatki od spodu!
- Przecież nic nie zrobiłeś!
- Nie? A jak myślisz, mądralo, czemu nikt cię nie ścigał po dachach? Odwróciłem ich uwagę!
- Chwila, chwila... Śledziłeś mnie? - zdziwił się.
- Oczywiście. Wiedziałem, że mnie nie posłuchasz.
- Ale... Skąd?
- Obaj mamy problem ze słuchaniem kogokolwiek... Ale to i tak cię nie usprawiedliwia!
Ernan spuścił głowę.
- Widziałeś jak pomogłem tej dziewczynie?
- Tak. Oczekujesz oklasków?
- Było by miło - prychnął.
Zethar poczerwieniał.
- Oj masz ty charakterek mamusi - oparł palce na nasadzie nosa - Do domu! Ale już!
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
- Przestań traktować mnie, jak dziecko! - ryknął Ernan wpadając do domu.
- Przestań zachowywać się, jak szczeniak, to przestanę cię tak traktować - syknął Zethar.
- Gdzieś ty był?! - wrzasnęła Keira na syna.
- Teraz ty zaczynasz?
- Uważaj sobie - Zethar rzucił ostrzegawczo - Już dosyć narozrabiałeś.
- Wyjaśnisz mi co się stało? - mruknęła Keira.
- Nasz nieustraszony synek polazł na Bagna, by pogawędzić z Chojrakami. Zanim się obejrzałem horda rozwścieczonych małolatów zaczęła go gonić!
- Miałem ją zabić?! - wrzasnął Ernan.
- Tu przyznam, że postąpiłeś słusznie i za to jestem z ciebie dumny - pokiwał głową - Ale gdybyś grzecznie siedział w domu, cała ta sytuacja nie miałaby miejsca! Mogłeś zginąć!
Ernan stanął z ojcem twarzą w twarz. Wyglądali jakby mieli się za chwilę pobić.
- Dobra, dosyć tego - Keira wepchnęła się między nich. Łypnęła na Zethara - Ty, przestań się drżeć - zwróciła się do Ernana - A ty, do pokoju.
- Ukarzesz mnie za to, że uratowałem życie jakiejś dziewczynie?! - oburzył się.
- Nie. Ukarzę cię za wymknięcie z domu - wskazała w stronę drzwi od ich pokoi - Idź do siebie i na litość Boską zdejmij te zabłocone ciuchy.
- To nie sprawiedliwe! - wrzasnął Ernan. W napadzie złości uderzył pięścią w kominek.
Zethar i Keira pobladli, gdy skrytka się otworzyła.
Ernan spojrzał zdumiony wpierw na przejście, później na rodziców.
- Eh... Gorzej być nie może - westchnęła Keira chowając twarz w dłoniach.
- C-co to jest? - chłopak wciąż nie mógł uwierzyć w to, co widział.
Zethar i Keira spojrzeli na siebie.
- Wejdź - Zethar wskazał na skrytkę.
Ernan niepewnie schylił się i wszedł do odkrytej sali.
Zmierzył wzrokiem regały, na których leżała wypolerowana broń, gotowa do użycia. Stanął przed sporą skrzynią.
Łypnął na rodziców, którzy z kamiennymi twarzami patrzyli na niego.
- Zajrzyj - szepnęła Keira, wskazując głową na pudło.
Ernan niepewnie uchylił wieko. Chwycił jeden z czarnych płaszczy i wyciągnął go.
Spojrzał pytająco na ojca i matkę.
Po chwili Zethar ściągnął koszulę i odwrócił się pokazując starą bliznę na łopatce. Ernan musiał się dobrze przyjrzeć, by dostrzec w czaszkę.
- K-kim wy jesteście? - spytał przerażony.
- Mamy ci sporo do powiedzenia... - westchnęła Keira.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top