60.

Zethar i Keira siedzieli w salonie domu Rogana Lagun. Odwiedził ich Gloster. Mężczyźni oddali się dyskusji. Omawiali szczegóły przeprowadzki do Elesaid, a konkretnie do małego miasteczka - Brae.
Keira była niepokojąco cicho. Zdawała się ich uważnie słuchać, jednak w rzeczywistości była myślami bardzo daleko.
- Zethar - przerwała im nagle, po czym zaczęła ciężko dyszeć.
Mężczyźni natychmiast zwrócili na nią swoją uwagę.
- Co się dzieje? - spytał zaalarmowany Morven.
- To chyba już! - wrzasnęła łapiąc się za brzuch.
- Biegnij po medyka! - krzyknął Zethar do Glostera, po czym wziął Keirę na ręce i zaniósł do ich sypialni.
Położył ją delikatnie w łóżku, po czym chwycił jej dłoń, by dodać otuchy.
- Spokojnie, lekarz zaraz przybędzie.
- Boję się...
Pogłaskał ją po głowie.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Po kilku minutach do pokoju wpadł zasapany Ibor.
- Medyk już biegnie - wydyszał.
Nim się obejrzeli pojawił się mężczyzna w towarzystwie swojej pomocnicy i służącej Maggie.
- Wy za drzwi - rozkazał lekarz, patrząc na Zethara i Glostera.
Morven był gotów się wykłócać. W końcu to jego żona rodziła.
Przełknął przekleństwo cisnące mu się na usta. Ostatnie czego mu było potrzeba, to awantura z medykiem, w którego rękach spoczywał los Keiry i dziecka.
Ucałował dłoń ukochanej, po czym wyszedł z pokoju. Wszystko w nim drżało, gdy drzwi się zamknęły i jedyne co można było usłyszeć to wrzaski Keiry. Krążył przy pokoju. Czas zdawał się stanąć w miejscu, ale w rzeczywistości mijały kolejne sekundy. Minuty. Godziny.
Zethar wbił spojrzenie w zatrzaśnięte drzwi. Miał ochotę je wywarzyć.

Ile, do cholery, to jeszcze potrwa?

Gloster położył rękę na jego ramieniu.
- Spokojnie, przyjacielu. Keira jest silna, da radę.
Nagle wrzaski ucichły. Mężczyźni stali napięci jak struny, oczekując na jakiekolwiek wieści. Po chwili drzwi się otworzyły i wyszedł zza nich medyk, który z kamienną twarzą miął w dłoniach kawałek szmatki, wycierając krew.
Zethar pobladł. W pokoju było niepokojąco cicho, a medyk miał taką minę jakby.... Coś poszło nie tak.
- I co doktorze? - wydusił w końcu.
- Wszystko w porządku.
Zethar odetchnął z ulgą.
- Żona i dziecko mają się dobrze. Gratuluję, ma pan syna - powiedział znużony, po czym odszedł.
- Mam syna - Morven rzekł cicho - Mam syna!
Uradowany uścisnął Glostera, po czym wpadł do komnaty.
- Kochana - szepnął siadając na krawędzi łóżka.
Od razu spojrzał na maleństwo, które otulone zakrwawionymi ścierkami, już słodko spało.
- Mogę? - spytał wyciągając ręce.
Keira uśmiechnęła się lekko, po czym delikatnie oddała mu dziecko.
- Jak go nazwiemy? - spytał już tuląc chłopca.
- Może Ernan? - zaproponowała.
- Ernan - powtórzył Zethar - Podoba mi się.
Maggie podeszła do Zethara.
- Umyję go - powiedziała cicho, po czym wzięła dziecko i wyszła.
Gloster wszedł do pokoju.
- Odwaliliście kawał dobrej roboty - uśmiechnął się - Powinniście już pracować nad rodzeństwem dla małego.
- O nie - odparła Keira opadając na poduszkę - Nigdy więcej. Drugą ciążę jeszcze bym jakoś zniosła, ale nie poród.
Parsknęli śmiechem.
Po chwili, wróciła Maggie z małym Ernanem na rękach. Delikatnie oddała chłopca Zetharowi.
Dosłownie kilka minut później do komnaty wpadł Rogan Lagun. Lord był ubrany w elegancki frak. Z pewnością był na jakimś spotkaniu. Zdyszany przykucnął przy łóżku, na którym leżała Keira.
- Wyruszyłem... - wysapał - Jak... tylko... dostałem... wiadomość...
- Napij się czegoś, bo mi tu jeszcze padniesz - zaśmiała się cicho.
- Zaraz wracam - Rogan ruszył do drzwi. Zatrzymał się jeszcze przy Zetharze, by zerknąć na wnuka. Kiedy wyszedł, Morven oddał żonie noworodka.
- Odpoczywajcie - szepnął, po czym ucałował jej czoło.
Wyszedł z Glosterem przed pokój.
- Myślę, że za parę dni możemy ruszać - stwierdził Ibor.
- I zacząć wszystko od nowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top