47.

Keira siedziała znudzona przy biurku i obracała w dłoni mały nożyk do rzucania. Spośród dziesiątek Likwidatorów z Derowen została wybrana do obrony królewskiego pałacu. Jednak zamiast szykować się do wojny, miała towarzyszyć monarsze w kolacji. Zdecydowanie wolała iść na front, niż siedzieć bezczynnie w jednej z licznych posiadłości króla ze świadomością, że Zethar był tak daleko i być może już dawno zginął.
- Jak myślisz, którą suknię powinnam założyć? - z rozmyślań wyrwał ją głos Nessy, jej współlokatorki.
- Wybierz którąkolwiek - mruknęła nawet się nie odwracając.
- Doradź mi coś! - zażądała Nessa - Może założę tę czerwoną?
- Jeśli chcesz wyglądać jak kurtyzana - Keira wzruszyła ramionami, widząc w klindze odbicie sukienki.
- To może postawić na biel?
- Wybierasz się przed ołtarz? - prychnęła.

Do licha, czy nie mieli nikogo lepszego w Susaidh?

- A ty, jak się ubierzesz?
- Pójdę tak, jak jestem.
- Co? - oburzyła się Nessa - Wstydu nie masz? Z królem na kolację iść w... spodniach?!
- Nie masz innych zmartwień? Jak na przykład to, czy nasi wrócą?
- Zamartwiasz się o wszystkich, czy o kogoś konkretnego?
- Oczywiście, że o wszystkich.

Ale przyznaję, że jest osoba, na której powrocie zależy mi najbardziej... A nawet dwie.

- Tak? A ja sądzę, że oczekujesz niejakiego Zethara. I nie próbuj zaprzeczać, wszyscy Likwidatorzy gadają, że macie coś ku sobie.
- Nawet jeśli, to co? - mruknęła Keira odwracając się do Likwidatorki z Susaidh.
- Ty tak na poważnie? - zdziwiła się - Naprawdę związałaś się z kimś takim jak... on?
- Takim jak on? To znaczy jakim?
- Dziewczyno! Przecież to zwykły plebejusz!
- A to ma jakieś znaczenie?
- Cóż to za głupie pytanie? Oczywiście, że ma! Ten twój Zethar jest nikim. To zwykły szczur z ulicy!
- Ej! - Keira poderwała się z miejsca - Nie masz prawa tak o nim mówić! Zethar jest więcej wart, niż niejeden arystokrata. Wliczając w to ciebie.
- Jak możesz być taka głupia? - prychnęła Nessa.
- Może i jestem głupia, ale ty jesteś pusta.
- No cóż - wzruszyła ramionami - Nikt nie jest idealny.
Keira oparła się o stół i położyła na nim nóż. Wolała nie mieć go w rękach, bo każde słowo, wydobywające się z ust jej współlokatorki, doprowadzało ją do szału.
- Myślisz, że wrócą? - spytała po chwili.
- Sądzę, że kruki już się nimi dawno zajęły - rzuciła beztrosko Nessa - Spodziewałaś się, że garstka Likwidatorów pokona armię Larkina?
Lagun spuściła głowę.

Ma rację... Nie mieli szans...

- Bądź dobrą koleżanką i pomóż mi zawiązać gorset - Likwidatorka z Susaidh podeszła do niej ubrana w różową sukienkę - Ha! Nie mogę uwierzyć, że kochasz tego prostaka!
Keira z całej siły ścisnęła sznurki gorsetu Nessy. Likwidatorka z trudem sapnęła.
- Uh... Aleś ty silna...
Lagun spojrzała zażenowana na sterty ubrań, które zaległy na obydwóch łóżkach i podłodze.
- Posprzątaj ten bajzel - mruknęła podchodząc do skrzyni, w której miała swoje starannie poukładane rzeczy.
Otworzyła pudło i wyciągnęła z niego prostą, czarną suknię.
- Wybierasz się na pogrzeb? - prychnęła Nessa.
- Jeszcze nie - Niszczycielka mruknęła pod nosem posyłając współlokatorce ostrzegawcze spojrzenie - Ale to szybko może się zmienić.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Lagun nie podzielała entuzjazmu Likwidatorki z Susaidh schodząc na kolację z królem Kentigernem.
Ogromny stół był już usłany potrawami po brzegi i wręcz zachęcał, by przy nim zasiąść i oddać się ucztowaniu. Pozostali wybrani Likwidatorzy już się zjawili i cierpliwie oczekiwali na monarchę. Oprócz Keiry i Nessy, były jeszcze tylko cztery Likwidatorki, wśród dwudziestu wybrańców.
- Dobry wieczór - zaszczebiotała przedstawicielka Susaidh, zajmując jedno z wolnych miejsc.
Keira z kamienną twarzą usiadła na krześle obok towarzyszki, które niestety było ostatnim wolnym, nie licząc potężnego fotela przygotowanego dla monarchy.
- Uśmiechnij się - szepnęła Nessa do Keiry - Chyba wpadłaś w oko Ronatowi.
Lagun łypnęła na siedzącego naprzeciwko młodzieńca, który z lekkim uśmiechem, wymalowanym na ustach, przyglądał się jej dokładnie.
- Panienka z rodu Lagun? - zagadnął - Z Derowen?
- Owszem - odparła szorstko Keira nalewając sobie wody do kieliszka - Kto pyta?
- Sommer Ronat - przedstawił się - Z Uistean.
Dziewczyna nie patrzyła na niego. Znużona skupiła się na lśniącym kieliszku. Patrzyła z podziwem na srebrną, wąską nóżkę naczynia, która pięła się w górę z czasem przypominając zarys płatków tulipana, uzupełniony przez przezroczyste szkło.
- Ponoć doskonale miotasz nożami - Sommer nie odpuszczał.
- A jeszcze lepiej słowami - mruknęła Niszczycielka błądząc wzrokiem, gdzieś w bok.
- Zwłaszcza tymi pozbawionymi ogłady - wtrąciła Nessa zniesmaczona obojętnością Keiry wobec Likwidatora.
Ronat uznał to za żart. Uśmiechnął się szeroko, ukazując zaskakująco proste i białe zęby, po czym podniósł kieliszek z winem i skinął głową do Keiry.
Niespodziewanie wszyscy umilkli i poderwali się z miejsc, gdy do sali wkroczył król. Był to tęgi mężczyzna, o zielonych oczach oraz niemalże całkowicie już siwej czuprynie i gęstym zaroście. Odziany był w fioletowe, jedwabne szaty, zdobione złotym nićmi. Ciągnął za sobą też długi płaszcz, czerwony niczym krew, przelana przez wszystkich zebranych. Władca odgarnął swoją długą, szkarłatną pelerynę, po czym zasiadł przy stole.
- Usiądźcie, proszę - powiedział spokojnie i natychmiast zmierzył wzrokiem Likwidatorki - Moje panie, urody pozazdrościć wam może niejedna bogini.
Keira przewróciła oczami zażenowana.

Król rozgląda się za morderczą kochanką? Jest głupszy, niż sądziłam.

- Czemu tak ucichliście, przyjaciele? - zagadnął Kentigern - Śmiało! Rozmawiajcie! Częstujcie się! Czujcie się swobodnie!
Rozmowy znów zagrzmiały, a po chwili dołączyły do nich ciche brzdęki naczyń. Keira siedziała napięta jak struna. Z niesmakiem patrzyła na przepełnione talerze. Znów nie mogła odgonić od siebie myśli, że Zethar najprawdopodobniej już dawno nie żył. W końcu wstała, po czym ukłoniła się lekko.
- Racz mi wybaczyć, panie - powiedziała prostując się - Nie najlepiej się czuję. Proszę mi nie mieć za złe, że się oddalę.
- Oczywiście - monarcha pokiwał głową - Możesz iść.
Lagun wróciła do przydzielonej komnaty. Chciała chwili ciszy i spokoju. Nawet nie zdążyła rozluźnić gorsetu, gdy do pokoju wpadła Nessa.
- Co ty wyprawiasz? Wracaj tam! Jak mogłaś zostawić Sommera?
- Tak samo, jak teraz opuszczę ciebie - mruknęła Keira wymuszając z siebie lekki uśmiech - Po prostu wyjdę.
Udała się do ogrodu, licząc, że chociaż tam będzie miała chwilę spokoju. Z dala od marudnej współlokatorki , zbyt ufnego króla i natrętnego zalotnika. Przemknęła przez oświetloną ścieżkę z lśniących, ozdobnych kamieni, by w końcu zasiąść na brzegu fontanny. Westchnęła ciężko, po czym zanurzyła dłoń w zimnej wodzie. Po chwili uniosła głowę.
- Czego chcesz? - rzuciła niespodziewanie.
Pomimo szumu wody, usłyszała ciche kroki. Stukot butów był stłumiony, co podpowiedziało jej, że obcas był niski, a jego właścicielem był najprawdopodobniej mężczyzna.
- Jesteś bardzo bezpośrednia - zabrzmiał głos Ronata - Wyglądasz na zmartwioną. Coś cię dręczy?
Keira zmierzyła go wzrokiem. Był dosyć wysoki, a elegancki frak doskonale podkreślał jego mięśnie. Miał jasne, krótkie, nieco postawione włosy i brązowe oczy.
Prychnęła w duchu.

Z Zetharem równać się nie może.

- Nie twój interes - syknęła po dłuższej chwili.
- Śmiało, powiedz co ci ciąży na sercu - naciskał.
- Nie będę się zwierzać. Zwłaszcza tobie.

Jedyna osoba, której mogłam wszystko powiedzieć prawdopodobnie już gryzie piach...

- Intrygujesz mnie - powiedział Sommer powoli podchodząc - Jeszcze nie spotkałem kobiety takiej jak ty.
- Fascynujące - prychnęła Keira wstając z fontanny - Jednakże nie jestem w nastroju, by słuchać o twoich kochankach.
Ronat zaśmiał się cicho, znów racząc Keirę swoim idealnym i nieco drażniącym uśmiechem.
- Jakaś ty wygadana, podoba mi się to.

Ciekawe co by powiedział, gdybym zaczęła się z nim przekomarzać jak z Zetharem.

Keira mimowolnie się uśmiechnęła na samą myśl o Naznaczonym. Każdy świadek ich dyskusji drapał się po głowie i szczerze zastanawiał, czy aby za kilka chwil do gry nie wejdą noże. Ich to bawiło. Zarówno słowne przekomarzanki, jak i reakcje gapiów.
- Panienko Lagun! - ktoś zawołał.
- Tutaj jestem.
Po chwili zjawił się drobny chłopak. Zdyszany zgiął się wpół przed Likwidatorami.
- Kim jesteś? - spytała znużona Keira.
- Jestem posłańcem z Quilan - wysapał.
- Z Quilan? - ożywiła się.
Niedaleko tej wioski wojsko, składające się z Likwidatorów z całego kraju, miało stanąć do walki z armią Larkina.
- Przysyła mnie Zethar Morven - wyciągnął list.
Keira natychmiast przejęła kartkę i zaczęła czytać.

Najdroższa Keiro,
chyba nie liczyłaś, że uwolnisz się ode mnie tak łatwo?
Pozostała nas garstka... Ale pomimo licznych strat, odnieśliśmy sukces. Zmusiliśmy armię Larkina do odwrotu. Na razie nie zdradzę jak tego dokonaliśmy. Na powitanie wolałbym zobaczyć Twój uśmiech, a nie dostać ochrzan.
Brakowało mi Ciebie i naszych przekomarzanek. Straciliśmy sporo czasu więc, nie myśl, że odpuszczę. Mam nadzieję, że choć trochę się za mną stęskniłaś.
Już niedługo się spotkamy, kochana. Powinienem dotrzeć do Derowen za jakiś tydzień. Do zobaczenia.
Twój Zethar.

Keira z trudem powstrzymała łzy szczęścia. Jeszcze raz przeczytała otrzymaną wiadomość, by się upewnić, że to pismo jej ukochanego. Litery były długie i wąskie. W jednym słowie niemalże nie było odstępów między znakami, za to pomiędzy wyrazami znajdowały się spore przerwy. I ta specyficzna miniaturka litery "v" zamiast kropki nad "i". Tak, to był list od Zethara.
Łypnęła na Sommera i bez zawahania go opuściła.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Wpadła do sali, gdzie monarcha wciąż zabawiał swoich morderczych "ochroniarzy".
- Przepraszam, że przerywam biesiadę - zaczęła Keira - Możemy porozmawiać, panie? W cztery oczy?
- To coś ważnego?
- Wierz mi, królu, że przez błahostkę nie odciągałabym pana od stołu.
- Mów tutaj - rozpostarł ramiona - Nie powinniśmy mieć tajemnic przed twoimi pobratymcami.

Masz zbyt dużo zaufania do ludzi...

- Właśnie otrzymałam wiadomość od Likwidatorów, którzy walczyli na naszej wschodniej granicy. Są w drodze do Derowen.
- Czemu ty otrzymałaś wieści? - zdziwił się Kentigern, wskazując na list w drobnej dłoni Keiry.
- To prywatna korespondencja - odparła - Proszę o zgodę na powrót do stolicy.
- Mam lepszy pomysł - monarcha się uśmiechnął - Wszyscy tam pojedźmy! Trzeba godnie powitać naszych bohaterów!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top