4.
Największy koszmar Ardala właśnie się spełniał. Był ubrany w eleganckie szaty, które utrudniały mu swobodne poruszanie się. Do tego brał udział w przyjęciu zorganizowanym przez człowieka, który jako jedyny cieszył się jego respektem.
Młodzieniec starał się wyglądać jak najbardziej naturalnie. W końcu udawał bratanka Glewasa Paytona. Musiał się zachowywać jak szlachcic, a nie dzieciak z ulicy. Im mniej rzucał się w oczy, tym lepiej. Przecież nie chciał, by sam gospodarz zwrócił na niego uwagę.
Stał otoczony przez zgraję nadętych młodzieńców i napalonych panien, które nie mogły oderwać od niego wzroku.
- Skąd masz te blizny, Ardal? - zagadnęła nagle jedna z niewiast, która bez zawahania musnęła palcami ślady biegnące od oka do ust najemnika.
Kobieta w zielonej sukni z dość dużym dekoltem zwróciła na siebie uwagę Ardala.
Zastanowił się. Co miał powiedzieć?
- Polowałem z ojcem - odparł - Wilk rzucił mi się do twarzy.
- Ojej - westchnęła zaintrygowana panienka - Bolało?
Pokręcił przecząco głową, po czym uniósł do ust kieliszek z szampanem.
Dobrze, że rana już dawno się zagoiła...
- Musiałeś być przerażony - drążyła kobitka przysuwając się do niego - Przeżyć atak wilka... Ach! Czy może być coś bardziej ekscytującego?
Ardal przestał słuchać panny w zieleni. Jego uwagę zwróciła niebieska suknia, a raczej jej właścicielka. Młodzieniec omal nie wypuścił kieliszka z ręki.
Keira Lagun...
Spojrzała prosto na niego, zupełnie jakby ściągnął myślami jej uwagę. Uśmiechnęła się nieco. Nim się obejrzał, zniknęła pomiędzy gośćmi. Ardal poczuł, że robi mu się gorąco. Zobaczyła go. W każdej chwili wszystko może trafić szlag.
- Przepraszam na chwilę - rzucił, po czym oddalił się, próbując odnaleźć Paytona.
Dostrzegł szlachcica przy jednym ze stołów. Przemknął do niego.
- Mogę cię prosić na słówko, wuju?
Glewas wstał od stołu. Odszedł z Ardalem na koniec sali, gdzie skryli się na jednym z filarów.
- Keira mnie wypatrzyła - szepnął do pracodawcy.
- Zrobiła coś? Powiadomiła kogoś?
- Nie. Tylko się uśmiechnęła.
- Dlatego odciągnąłeś mnie od znajomych?
- Nie rozumiesz? W każdej chwili może mnie zdemaskować!
- Spokojnie chłopcze. Keira też ma sekret.
- Jaki?
- Jej druga twarz, młody - rzucił Glewas - Pamiętaj, że wiesz kim tak naprawdę jest Moira.
Hrabia powrócił do stołu. Ardal odetchnął głęboko. Payton miał rację. Zawsze mógł wykorzystać informację, że Keira jest nie tylko uroczą córeczką lorda Lagun.
Powrócił do szlachciców, z którymi wcześniej miał okazję rozmawiać, a raczej przysłuchiwać się ich pogawędce.
Kobieta w zieleni znów się do niego przykleiła. Niespodziewanie chwyciła go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę parkietu.
- Nie jesteś zbyt rozmowny - stwierdziła, gdy byli już na środku sali i kołysali się w rytm spokojnej muzyki - To intrygujące.
- Naprawdę?
- Oh, tak. Sprawiasz wrażenie bardzo tajemniczego. Twoje milczenie, aż kusi by rozgryźć co tak zaciekle ukrywasz.
Oho... Kolejna panienka, która szuka pretekstu do plotek.
Szczęście w nieszczęściu, że muzyka stała się o wiele szybsza i wymusiła zmienianie par. Ardal omal nie pozwolił sobie na westchnięcie pełne ulgi, gdy panna w zieleni zniknęła gdzieś w objęciach innego mężczyzny. Jednak radość Ardala nie trwała długo. W jego ramiona trafiła Keira Lagun i jak na złość muzyka znów stała się spokojna i zmusiła go do tańca z kobietą, którą za wszelką cenę wolał omijać. Przeszedł go dreszcz, gdy spojrzał prosto w jej przenikliwe, piwne oczy.
- Co za spotkanie - uśmiechnęła się chytrze - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- Raczej marę z najgorszych koszmarów...
Keira zaśmiała się.
- Umiesz prawić komplementy - powiedziała nie tracąc uśmiechu z twarzy - A więc, jesteś bratankiem hrabiego Glewasa Paytona ?
Ardal nie odpowiedział.
- Mmm. Zebrało ci się na milczenie? Ostatnio nie było okazji pogadać, ale teraz chyba nigdzie ci się nie spieszy. Prawda?
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać.
- Oh, doprawdy? - zadarła głowę, by dosięgnąć do jego ucha - To może wyjaśnisz mi jakim cudem wciąż żyję?
Ardal odpowiedział jej zaciekłym milczeniem.
- Pogadajmy - powiedziała odsuwając się od niego - Ale na osobności.
Ruszyła w stronę schodów. Ardal się zawahał. Nie powinien z nią iść. Czuł to całym sobą. Keira zatrzymała się tuż przed stopniami, po czym rzuciła mu oczekujące spojrzenie. W końcu ruszył za nią. Weszli na piętro i zniknęli za jednymi z wielu drzwi. Komnata była spora. Okna zostały dokładnie zasłonięte długimi firanami. Pod jedną ze ścian stało duże łóżko. W pomieszczeniu znajdował się jeszcze regał, dwa fotele i biurko.
Keira zamknęła pokój na klucz, który od razu schowała w dekolcie. Ardal zaklął w duchu. Właśnie dał się uwięzić. Dziewczyna spokojnie podeszła do regału i otworzyła barek.
- Powiedz Ardal, co cię skłoniło do pracy dla hrabiego Paytona? - zagadnęła wyjmując dwa kieliszki - A może powinnam zwracać się do ciebie Zethar?
Ardal wytrzeszczył oczy.
- Słucham?
- Och, nie udawaj - mruknęła nalewając wina do naczyń - Trochę mi zajęło zebranie wiarygodnych informacji, ale w końcu się udało. A więc, naprawdę nazywasz się Zethar Morven i chowałeś się na ulicy. Pierwszy raz zabiłeś mając jakieś dwanaście lat. W obronie własnej, jeśli dobrze pamiętam - podała mu jeden z kieliszków - Znam takich jak ty, Zethar. Ulica stworzyła wielu zabójców, ale ty jesteś inny. Wręcz stworzony do tego fachu.
- Czego chcesz?
- Paru drobiazgów - wzruszyła ramionami.
Już uniosła kieliszek do ust, gdy Zethar odebrał jej naczynie i zamienił je na to, które dostał.
- Zawsze czujny, co? - uśmiechnęła się, po czym bez zawahania wzięła łyk wina - Najpierw chcę się dowiedzieć czemu mnie nie zabiłeś.
- To chyba oczywiste.
- Mam rozumieć, że chodziło o mojego ojca? - spytała siadając wygodnie w jednym z foteli.
- Owszem - odparł zasiadając na drugim siedzisku.
- Czemu hrabia Payton chciał mojej śmierci?
Młodzieniec zaśmiał się cicho.
- Powiedzmy, że nie tylko on chciał się ciebie pozbyć.
- Czyżbyś się na mnie gniewał za pamiątkę, którą ci zostawiłam? - uśmiechnęła się złośliwie - Gdybyś pozwolił mi odejść, wciąż byłbyś śliczny.
- Po co mnie tu ściągnęłaś?
- Żebyś przejrzał na oczy, Zethar. Twój pracodawca chce z twoją pomocą zniszczyć Derowen, a później cały kraj. Pewnie też planuje obalić króla Derrick'a Kentigerna. To kwestia czasu, kiedy pozbędzie się też ciebie.
- Co ty wygadujesz?
- Naughton ma dość groźnego wroga. Nazywa się Cedric Larkin. To trzynastoletni gówniarz, który niedawno doszedł do władzy. Sęk w tym, że jego ojciec był żądnym krwi psychopatą i synkowi to się udzieliło. W tym dziecku drzemie chęć podboju. Wiesz co by się tu działo, gdyby wkroczył z całym wojskiem niedawno zmarłego króla Riddocka? Roznieśliby nas i wytłukli każdego kto jakkolwiek wspomagał Kentigerna. Ciebie Glewas też każe zabić. W końcu wie, do czego jesteś zdolny. A szkoda by było takiego najemnika jak ty.
- Do czego zmierzasz?
- Kopnij w dupę tego nadętego hrabiego Paytona i przyłącz się do nas.
- Do was? Czyli do kogo?
- Likwidatorów - odparła - Naszym zadaniem jest nie tylko usługiwanie szlachcie. Musimy też pomagać królowi.
- Nie jestem szlachetnie urodzony. Nie mogę zostać Likwidatorem.
- Oczywiście, że możesz, ale musisz sobie na to zapracować. Więc jak, dołączysz do nas?
- Co jeśli odmówię?
- Nic. Możesz sobie iść.
- Zamknęłaś drzwi.
Na jej ustach znów zagościł chytry uśmiech.
- Musisz znaleźć jakiś sposób, by się stąd wydostać.
- Wiesz, że w każdej chwili mogę cię zabić, prawda? Już raz prawie mi się udało.
- Nie zrobisz tego.
- Skąd ta pewność?
- Nie wyglądasz mi na samobójcę.
Zethar uniósł brew.
- O co ci chodzi?
- Straże nie będą teraz patrolować piętra. Zapewne sądzą, że się zabawiamy. Gdybyś mnie zabił, bez problemu mógłbyś zejść na dół - powiedziała narzucając nogę na nogę - Ale kiedy strażnicy znaleźliby moje ciało, to ty byś od razu został oskarżony o morderstwo. W końcu to ciebie ostatniego widziano jak wchodziłeś ze mną na górę.
Jak mogłem dać się tak złapać?
- Co mam zrobić, byś mnie wypuściła? Po dobroci.
Keira zachichotała cicho. Sięgnęła pod ubranie, wyciągnęła klucz i rzuciła go prosto do rąk Zethara.
Zmierzył ją wzrokiem. Natychmiast wstał i podszedł do drzwi.
- Tak właściwie, to czemu panienka z takiego domu zaczęła mordować? - rzucił siłując się z zamkiem.
- W przeciwieństwie do ciebie, nie robię tego tylko dla pieniędzy - odparła.
- To by było dziwne, gdybyś brała zapłatę od tatusia.
- Pracuję nie tylko dla ojca. Jednak pieniądze nie są dla mnie najważniejsze.
Zethar odwrócił się.
- Chcesz powiedzieć, że...?
- Traktuję tę robotę jak sport - wzruszyła ramionami - W końcu do tego mnie wychowano.
Zethar otworzył drzwi i czym prędzej opuścił pokój. Keira Lagun zaczynała go przerażać. Z pozoru urocza i delikatna córeczka bogacza, a w rzeczywistości była bezlitosną Likwidatorką.
Może być jeszcze gorzej?
Młodzieniec odetchnął głęboko przypominając sobie swoją rolę. Z kamienną twarzą wtopił się w gromadę gości i znów zaczął udawać, że świetnie się bawi.
Keira też zeszła na dół. Zethara przeszły ciarki, gdy dziewczyna wlepiła w niego swoje przenikliwe spojrzenie, wzbogacone o upiorny uśmieszek. Po chwili zniknęła mu z pola widzenia.
Z trudem dotrwał do końca balu i z wielką ulgą opuścił dom lorda Lagun.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top