3.
Po okrutnej zimie, w końcu przyszła odwilż. Nareszcie na dworze stało się wystarczająco ciepło, by nie drżeć jak osika pomimo grubej warstwy ubrań. Na chodnikach nie było już śliskiej breji, która uniemożliwiała poruszanie się po mieście i najlepsze co wiązało się z odejściem zimy, to pojawienie się ludzi na ulicach. Zwłaszcza w bogatszej dzielnicy. Zawsze można było sobie dorobić obrabiając kieszenie jakiemuś nierozgarniętemu przechodniowi, albo wtopić się w tłum, ułatwiając sobie tym robotę.
Ardal czaił się na placyku, głęboko w Północnej. Oparty o ścianę jakiegoś domu przyglądał się szlachcie, która krążyła od kramu do kramu w towarzystwie swoich wiernych sług i oczywiście prywatnej straży.
W spokoju zajadał się suszonymi owocami - jednym z najdroższych przysmaków w Derowen. Oczywiście nie wydał ani jednej monety. Los obdarzył go nie tylko niespotykanym wzrostem i sprawnością, ale też bardzo zwinnymi dłońmi. Kupiec, którego pozbawił cennego towaru, nie zorientował się, kiedy Ardal stanął z nim twarzą w twarz i jakby nigdy nic zabrał woreczek z owocami. Chłopak nagle zdał sobie sprawę jak monotonne było jego życie.
Wstawał wczesnym rankiem i wyruszał na miasto w poszukiwaniu jakiegoś zlecenia. Po pracy pozwalał sobie na porządny posiłek, następnie szukał rozrywki. Po zachodzie słońca poświęcał czas na długi i intensywny trening. Tylko czasami zamiast ćwiczeń wracał do pracy. Później przychodził moment na sen.
Teraz próbował znaleźć sobie zajęcie, nim zaczęło się ściemniać.
- Ardal - Z rozmyślań wyrwał go znajomy głos.
- Daray - Odwrócił się.
Dostrzegł swojego rówieśnika. Młodzieniec był sporo od niego niższy, ale był równie zwinny i niebezpieczny. Nie przykładał wagi do wyglądu. Ciągle chodził w połatanych, brunatnych spodniach i porozciąganej jasnej koszuli, a jego wiecznie ubłocone buty, wręcz błagały o doprowadzenie ich do porządku.
Jakim cudem nikt go nie dostrzegł i nie wypędził do Południowej?
Uścisnęli sobie dłonie i stali przez chwilę w milczeniu.
- Widzę, że stajesz się rozrzutny, bracie - zagadnął Daray, pozwalając sobie na skosztowanie suszonego przysmaku - Czyżbyś ostatnimi czasy dorobił się fortuny, by pozwolić sobie na takie luksusy?
Ardal uśmiechnął się pod nosem.
Z tej dwójki byli tacy bracia, jak wzorowi obywatele. Oprócz wychowania przez ulicę i przestępczej działalności, nic ich nie łączyło. A szczególnie wygląd. Ardal był wysoki, miał ciemne włosy i niebieskie oczy, zaś Daray był niskiego wzrostu, do tego miał rudą czuprynę i zielone ślepia.
Ale najemnikowi nie przeszkadzał fakt, że Daray nazywał go bratem. Dobrze było mieć kogoś "bliskiego" na tym okrutnym świecie.
Rudzielec zaśmiał się jeszcze zanim otrzymał odpowiedź.
- Nie boisz się, że ktoś cię w końcu przyłapie na kradzieży?
- Nie jestem dzieckiem, by lękać się, że ktoś mnie złapie za rękę. Potrafię się bronić - Uśmiechnął się. - A jeszcze lepiej uciekać.
Daray zagwizdał z podziwem, po czym szturchnął łokciem Ardala.
- Patrz! - Wskazał na młodą szlachciankę.
Najemnik zmierzył wzrokiem panienkę o talii osy i gęstych kasztanowych włosach, sięgających daleko za jej drobne ramiona, aż do połowy pleców. Była wystrojona w szeroką, granatową suknię z długimi rękawami. Zachowywała się jak każda kobieta obecna na placu. Krążyła powoli od jednego kramu, do drugiego. Zdawała się być myślami gdzieś daleko. Byłaby naprawdę łatwym celem, gdyby nie umięśniony jegomość posłusznie dotrzymujący jej towarzystwa.
Po chwili podszedł do niej mężczyzna w średnim wieku.
Ardal od razu rozpoznał w nim jednego z najbogatszych szlachciców w Naughton - lorda Rogana Lagun.
- Keira Lagun - rzucił Daray - Ślicznotka, co?
- Niczego sobie.
- Niczego sobie? - prychnął rudzielec - Piękniejszej kobiety nie znajdziesz w Derowen.
- Mogę się z tobą założyć, że jest taka jak wszystkie panienki z tej dzielnicy.
- To znaczy?
- Jest pusta - Wzruszył ramionami. - Dla kobitki z jednego z najbogatszych rodów liczy się tylko pochodzenie i bogactwo.
- Przecież nikt nie każe ci się z nią wiązać na stałe.
- Marna z ciebie swatka. Serio sądzisz, że panienka z dobrego domu spojrzy na kogoś mojego pokroju? Zresztą mówiłem ci, żebyś przestał szukać dla mnie panny.
- Bracie, potrzebujesz odrobiny kobiecej czułości, bo postradasz zmysły.
- To już nie twoje zmartwienie - Najemnik łypnął na Daraya. - Bracie.
Rudzielec wzdrygnął się słysząc z jakim naciskiem przyjaciel wypowiedział ostatnie słowo.
- Która godzina? - Ardal zmienił temat.
- Nie mam pojęcia. Szczęśliwi czasu nie liczą.
- Nie zwinąłeś może ostatnio komuś zegarka? - Uniósł brew, przypominając sobie, jak Daray kilka dni temu bezczelnie opróżnił kieszenie jakiegoś arystokraty.
- Dawno go sprzedałem. Co, boisz się, że naruszysz swój, dopięty na ostatni guzik, plan dnia? - Wskazał na niebo. - Spokojnie, słońce jeszcze na widoku.
- Dziś jeszcze popracuję - Ardal przeciągnął się. - Ptaszki ćwierkały, że mój cel wybiera się na dziedziniec między dzielnicami.
Daray przyłożył rękę do czoła przyjaciela.
- Nie masz gorączki - stwierdził - A co z treningiem?
- Pora wprowadzić kilka zmian - odparł, wzruszając ramionami - Nie rób ze mnie takiego sztywniaka.
Daray już miał coś odpowiedzieć, gdy w okolicy rozniosło się dzwonienie zegara, znajdującego się kilka przecznic dalej.
Ardal oddał torebkę z owocami przyjacielowi, po czym nałożył kaptur na głowę.
- Pora zarobić - rzucił, opuszczając towarzysza.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Wykorzystując zbiorowisko, uważnie obserwował Moirę. Długo mu zajęło odnalezienie kobiety, która w ostatnim starciu odniosła zwycięstwo i do tego pozostawiła mu nieprzyjemną pamiątkę. Dziś zawdzięczał okazję do wykonania zleconego morderstwa, znajomemu kieszonkowcowi, któremu nigdy nie umknęła żadna ploteczka. Wiedział niemalże wszystko.
Moira nie zmieniła swoich zwyczajów. Znów ubrana na ciemno, przyczajona za ścianą z papierosem w zębach.
Ardal prychnął zażenowany.
Pewnie za chwilę wyciągnie bombę.
Nic takiego nie nastąpiło. Po jakiś dwóch godzinach oczekiwania do Moiry podszedł młodzieniec. Nie wyglądał na zabójcę, a raczej na drobnego złodziejaszka. Był wychudzony i dosyć niski. Miał gęste, jasne włosy w zupełnym nieładzie. Ubrany w porozciąganą koszulę i podarte spodnie, od razu odwracał od siebie uwagę innych kieszonkowców.
Moira nachyliła się nieco. Chłopak wyszeptał coś do jej ucha i ostrożnie wsunął do ręki kartkę. Cokolwiek to było, musiało być cenne, bo dziewczyna mu zapłaciła.
Chłopak po chwili zniknął w tłumie, pozostawiając Moirę samą.
W końcu dziewczyna dokończyła fajkę, po czym ruszyła w głąb ciemnej uliczki, w której się zaszyła.
Ardal wyczuł swoją okazję.
Kretynka sama wpędziła się w pułapkę.
Ruszył za Moirą. Zanim się obejrzał dziewczyna była w ślepym zaułku. Żadnej drogi ucieczki. Tylko on, ona i ściany.
- Twój upór robi wrażenie, Ardal - powiedziała nie odwracając się od muru, który stanął jej na drodze.
Dopiero po chwili Moira obróciła się do rywala i wykrzywiła usta w chytrym uśmieszku.
- Jakieś ostatnie słowa? - rzucił najemnik.
- Pracujesz dla Glewasa Paytona, prawda? - spytała, nie zwracając uwagi na nóż, który czaił się już w dłoni Ardala.
- Może tak, może nie. A ciebie kto najął?
- A czy to ważne? - Wzruszyła ramionami.
- Nie. Bo już jesteś martwa.
Skoczył w jej stronę i przygwoździł ją do muru. Zaciekle przyciskał nóż do jej szyi, aż pojawiła się strużka krwi. Moira twardo się z nim siłowała, nie pozwalając ostrzu głębiej zanurzyć się w jej ciele. W końcu szarpnęła ręką Ardala, strącając ją z gardła, ryzykując przy tym przecięciem tętnicy.
Odepchnęła od siebie młodzieńca, po czym skoczyła na jedną ze ścian, odbiła się od niej i wylądowała na jego ramionach. Wściekle zacisnęła nogi, próbując udusić chłopaka. Ardal doskonale wiedział, co się za chwilę stanie. Moira nie miała dość siły, by go udusić, ale miała wystarczająco dużo krzepy, by skręcić mu kark, wykorzystując swój ciężar. Zranił dziewczynę sztyletem w nogę. Moira syknęła z bólu i natychmiast rozluźniła chwyt, co umożliwiło Ardalowi zrzucenie rywalki z siebie. Dziewczyna twardo gruchnęła o ziemię, ale prędko zerwała się na nogi, po czym zarechotała.
Ardal zdał sobie sprawę, że właśnie wypuścił ją z potrzasku. Teraz to on stał przy ścianie. Moira rzuciła małym nożykiem tak, że najemnik został przygwożdżony do muru wskutek przytrzaśnięcia szat przez ostrze.
Posłała rywalowi całusa, po czym rzuciła się do ucieczki.
O nie, nie tym razem.
Ardal wyrwał nóż ze ściany i zaczął gonić przeciwniczkę. Rana na nodze dziewczyny dała mu przewagę. Zdążył ją powalić, nim zbytnio zbliżyła się z powrotem do placu. Usiadł na niej okrakiem, dociskając ją do ziemi swoim ciężarem. Moira szarpała się i znów próbowała dosięgnąć jego twarzy swoimi długimi paznokciami. Ardal postanowił zaryzykować. Chwycił oburącz jej szyję i zaczął ją dusić. Moira nie mogła złapać tchu. Desperacko starała się zaczerpnąć odrobinę powietrza, albo chociaż rozluźnić chwyt Ardala. W końcu zemdlała.
Młodzieniec puścił jej szyję i sięgnął po sztylet. Już miał zatopić ostrze w jej piersi, gdy spojrzał na szary kaptur. Skoro już była nieprzytomna, to mógł chociaż zerknąć kto tak zaciekle z nim walczył. Zsunął materiał z głowy rywalki i zamarł. Miała delikatne rysy twarzy i kasztanowe włosy. Już ją kiedyś widział. Imię Moira było tylko jej pseudonimem. W rzeczywistości była to Keira Lagun - córka jednego z najbogatszych lordów w kraju.
Ardal prędko z niej zszedł i zaczął krążyć. Jeżeli zabije oczko w głowie lorda Rogana, to podpisze wyrok na wszystkich rzezimieszków w mieście.
Nie ważne czy będziesz zwykłym złodziejaszkiem, czy zawodowym mordercą, Lagun zrobi wszystko byś zawisnął. Pewnie jeszcze pogrążyłby pół kraju odcinając króla Kentigerna od swojej gotówki.
Ardal chwycił kaptur i zsunął go, by przeczesać nerwowo włosy.
Do jasnej cholery, jeśli ją zabiję, to nie będę miał szans nawet zwiać z miasta.
Miał do wyboru, duża zapłata i piekło na ziemi, albo brak pieniędzy i życie.
Podjął decyzję. Kucnął przy Keirze, po czym schylił się, przysuwając policzek do jej ust. Oddychała. Bardzo słabo, ale ważne, że chwytała oddech.
Wyprostował się, po czym zarzucił kaptur na głowę i wyszedł z ciemnego zaułka na zatłoczony plac, by tam zniknąć.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Wściekły ruszył do posiadłości Glewasa Paytona. Strażnicy natychmiast zeszli mu z drogi. Doskonale wiedzieli kim był i że miał prawo wejść na posesję nawet w środku nocy.
Ardal wpadł do domu i natychmiast udał się do gabinetu hrabiego. Miał do pogadania z pracodawcą. Bez ostrzeżenia otworzył drzwi pokoju gospodarza i wszedł do środka. Hrabia podskoczył, słysząc huk drzwi. Krew odpłynęła mu z twarzy, kiedy zobaczył rozwścieczonego Ardala.
- Zamierzałeś mi powiedzieć, że poluję na Keirę Lagun?! - ryknął zabójca.
- Nie wiem, o czym mówisz - odparł arystokrata, odwracając wzrok.
- Nie igraj ze mną, Payton - syknął najemnik opierając się o biurko szlachcica - Już miałem ją zabić, gdy tknęła mnie ciekawość i zajrzałem pod kaptur. I co tam zobaczyłem?! Córkę lorda Rogana!
- Ups - Uśmiechnął się niewinnie.
- Ups?!
- Oj, nie mogłem ci powiedzieć, że Moira to tak naprawdę Keira Lagun. W życiu byś nie wziął tego zlecenia.
- I tu masz rację! - ryknął, po czym trzepnął pięścią o stół - Przez ciebie mogłem doprowadzić do tragedii! Wiesz co by się działo, gdyby Rogan się dowiedział, że jego ukochana córeczka nie żyje?!
- Oczywiście, że wiem - odparł Glewas spokojniej, odchylając się w fotelu.
- Co? - Ardal zgłupiał.
- Lagun zacząłby wybijać takich jak ty - Hrabia wzruszył ramionami. - Przestałby wspomagać króla Derrick'a swoimi pieniędzmi. Miasto zaczęłoby upadać. W tedy ludzie tacy, jak ja mogliby wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc biednemu monarsze, zyskując jego wdzięczność. A rzezimieszcy tacy, jak ty pomogli by nam, chcąc ratować swoją głowę. Genialne, prawda?
- Ciesz się, że nie miałem cię pod ręką, tam na dziedzińcu - syknął Ardal, siadając na krześle naprzeciwko pracodawcy.
- Pomożesz? - spytał hrabia - Będziesz pod moją osobistą ochroną. Żadna straż nie będzie miała prawa cię tknąć, bez mojej zgody.
- Mam tylko jedno pytanie. Po cholerę chcesz wywołać taką rewolucję?
- Dla pozycji i majątku oczywiście.
Ardal przewrócił oczami.
No tak, jakże by inaczej. Władza i kasa na pierwszym miejscu.
- A więc? Dalej jesteś po mojej stronie?
Jeśli odmówię, Payton znajdzie sobie kogoś innego na moje miejsce i zrealizuje swoje plany. W tedy pozbędzie się mnie natychmiast, bo będę dla niego zbyt dużym zagrożeniem.
Pokiwał głową.
- Możesz na mnie liczyć - powiedział, wstając - Ale chcę wszystko wiedzieć o następnych celach. Jeszcze jeden taki numer jak z Keirą Lagun, a załatwię cię nim zdążysz powiedzieć "Ups".
Wychodząc, trzasnął drzwiami. Czym prędzej opuścił posiadłość Glewasa. Gniew mu nie minął, ale przynajmniej wyjaśnił sobie tę sprawę z hrabim. Kopnął kamień, wzdychając ciężko.
Trzeba było spławić tego kretyna i wiać jak najdalej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top