28.

- Powiesz mi w końcu, co tu robimy? - mruknął Zethar.
Byli w lesie. Pół dnia drogi od Derowen.
Morven nie miał pojęcia, czemu Keira zorganizowała wyprawę tak daleko od stolicy. Właśnie stali przed zapadniętą bramą.
Sile było niegdyś pięknym i pełnym życia miasteczkiem, ale teraz było zapomnianą, zarośniętą ruiną.
Keira zdawała się zupełnie ignorować towarzysza. Od kilku minut stała w milczeniu i gapiła się na spękany mur.
- Ej, pobudka - Zethar chwycił ją za ramię.
- Hm? - mruknęła wyrwana z rozmyślań.
- Pytałem co tu robimy.
- Narzekałeś na monotonnię naszych treningów - wskazała na ruiny - Oto dzisiejsze wyzwanie.
- Sile? - prychnął - Uważasz to za wyzwanie?
- Złodziejskie szajki czasem trenują w tych ruinach. Wiesz ile śmiałków się tu połamało? Powiadają, że wystarczy jeden nieostrożny ruch, by skręcić kark.
- Jakoś trudno w to uwierzyć.
- Zatem się przekonajmy - Keira wróciła do jednego z koni i odwiązała od siodła swoją torbę - Jutro o świcie wejdź do ruin. Radzę mieć broń w pogotowiu.
Zethar patrzył jak bez wysiłku przeskakuje przez zawalony fragment ściany i znika gdzieś w ruinach.

Nieźle się zapowiada...

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Dreptał ostrożnie, ale żwawo. W myślach ciągle sobie powtarzał: "Nie zmieniaj tępa, nogi lekko ugięte i równy oddech".
Cały czas miał miecz w ręku. Czujnie rozglądał się za Keirą. Czuł, że gdzieś się czai. Spodziewał się też, że może w każdej chwili skądś wyskoczyć i go zaatakować. Ba! Nie byłby zdziwiony, gdyby się okazało, że cały czas chodzi tuż za nim.
Niespodziewanie usłyszał cichy szelest. Mocniej chwycił rękojeść miecza i powoli ruszył w stronę dźwięku.
Serce zaczęło mu mocniej tłuc, a po czole spłynęły krople potu. Czuł jak wszystko w nim szykuje się do ataku.
Przylgnął do, na wpół zrujnowanej, ściany i zaczął nasłuchiwać.
Zapadła grobowa cisza.
Wziął głębszy wdech. Licząc, że Keira nie skróci go o głowę, wyskoczył zza muru. W duchu zaczął się śmiać sam z siebie. Zobaczył szkielet. Po chwili wypatrzył też węża badającego zakamarki zwłok.
Zethar wbił miecz między kamienne płyty, robiące niegdyś za chodnik i otarł spocone czoło. Pomimo, że słońce dopiero wchodziło, temperatura już zaczynała dokuczać, no i dołączał do tego stres związany z tropieniem Keiry.
Rozejrzał się. Dookoła nie było nic, co by sugerowało obecność Likwidatorki.
- Mam nauczkę - mruknął pod nosem - Nigdy więcej nie zarzucę Keirze, że organizuje nudne treningi...
Wyciągnął miecz z ziemi i ruszył dalej. Nim się obejrzał zrobiło się zupełnie widno, a słońce powoli nagrzewało ruiny.
Stracił poczucie czasu. Nie wiedział ile już pałętał się między zniszczonymi ścianami i nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Każda część Sile zdawała się być taka sama.
Zmęczony długim marszem i upałem, usiadł pod murem, który dawał minimum cienia. Był głodny i spragniony. Zostawił przy siodle wszystko co mogłoby go spowalniać.

Dobrze, że nie nałożyłem płaszcza...

Ściągnął przepoconą koszulę i narzucił ją na głowę, by choć trochę uchronić się przed palącym słońcem.
Poczuł jak ubranie się nagrzewa.

Cholerna czerń.

Zerknął na miecz. By nie myśleć o upale, przyjrzał się dużej rysie szpeczącej wypolerowaną klingę. Dostrzegł w niej odbicie bladych śladów sięgających od lewego oka, do kącika ust. Zauważył coś jeszcze. Ciemną plamę na murze sporo nad jego głową. Przechylił nieco miecz, by lepiej przyjrzeć się przebarwieniu. Przeszedł go dreszcz, gdy dostrzegł buty i drobne dłonie. Poderwał się z miejsca i natychmiast obrócił.
Keira kucała na wąskiej ścianie i uśmiechała się triumfalnie.
- Dałeś się zaskoczyć - wyprostowała się - Punkt dla mnie.
Rzuciła małym nożem prosto w Zethara.
Naznaczony w ostatniej chwili odskoczył w bok. Ledwie unikając lecącego ku niemu ostrza.
Keira śmiejąc się, ruszyła biegiem po pozostałościach muru. Zethar pobiegł za nią, zostawiając miecz i koszulę.
Lagun miała przewagę. Co i rusz jakiś kawałek muru rozpadał się, zmuszając Zethara do zmian trasy. Keira przeskoczyła na inny budynek. Ten miał nawet fragment dachu.
Zatrzymała się.
Zethar nieufnie przeskoczył na pozostałości daszku. Nie było drogi ucieczki. Z jednej strony była tylko sterta gruzów, a każda inna droga kończyła się w przepaści.
- Koniec trasy, kotku - wysapał.
W odpowiedzi Keira wycofała się aż do krawędzi dachu. Na jej ustach pojawił się chytry uśmieszek.
Zamknęła oczy i rozłożyła ręce, a po chwili odchyliła się do tyłu i... spadła.
- Keira! - wrzasnął podskakując do krawędzi.
Nie mógł złapać tchu. Patrzył w wielką, czarną otchłań, w której zniknęła Lagun.
Po chwili usłyszał... plusk?

Tam jest woda?!

- Skaczesz, czy już masz pełne spodnie? - zabrzmiał głos Likwidatorki.

Przyprawisz mnie kiedyś o zawał, kobito.

- Raz kozie śmierć - sapnął ciężko, po czym wziął rozbieg i skoczył. Te parę sekund w powietrzu, zdawało się być wiecznością.
W końcu wpadł do przyjemnie chłodnej wody.
- Nigdy więcej tego nie rób! - zawołał do Keiry, gdy zaczerpnął powietrza.
- Czyżbyś się wystraszył? - zarechotała.
- No pewnie - podpłynął do niej i uśmiechnął się - Przecież twój ojciec posiekałby mnie na kawałeczki, gdyby coś ci się stało.
Keira przewróciła oczami. Chwyciła Zethara za głowę i wepchnęła go pod wodę. Nie szarpał się. Pozwolił sobie spokojnie opaść na dno, by w końcu się od niego odbić i bez zbędnego wysiłku powrócić na powietrze. Gdy się wynużył, Lagun stała już na resztkach jakiejś ściany.
- To jeszcze nie koniec treningu - oznajmiła.
- Czy ty nigdy się nie męczysz?
Dostrzegł w jej rękach krótkie miecze.
- Wygląda na to, że nie - wzruszyła ramionami, po czym wrzuciła jedno z ostrzy do wody.
Zethar wziął głęboki wdech i zanurkował. Nie odnajdując miecza, powrócił na powierzchnię. Keira cierpliwie czekała. Morven doskonale wiedział, że jeśli nie wyłowi ostrza, Likwidatorka wymyśli dla niego jakieś niemożliwie trudne zadanie w ramach kary za niewykonane polecenie.
Uspokoił oddech, następnie łapczywie wciągnął powietrze do płuc i zanurkował. Dopadł utopiony miecz, po czym odbił się od dna, by wydostać się na powierzchnię.
- No i co? - Keira skrzyżowała ręce na piersi.
- Mam - uśmiechnął się, pokazując odzyskany oręż.
- Ale to nie jest mój miecz.
- Co? - Zethar zdumiony spojrzał na znalezisko.
Klinga była nieco dłuższa i zdobiło ją wygrawerowane słowo "Sprawiedliwość".
- Dobra, później się tym zajmiemy - Keira machnęła ręką, po czym odwróciła się do wielkiego, ciemnego tunelu, w którym znikały ruiny.
Rzuciła jeszcze Zetharowi wyczekujące spojrzenie.
Skacząc po wynużonych skałach ruszyła w stronę ciemności.

Ona mnie kiedyś wykończy...

Zethar ruszył śladem Lagun. Z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz ciemniej.
Morven z trudem znajdował oparcie dla stóp. Raz nawet poślizgnął się i omal nie wylądował w wodzie. Odetchnął z ulgą, gdy opuścił ciemny korytarz. Jego oczom ukazała się część miasta, której budynki wyłaniały się z wody.
Z zachwytu widokiem, wyrwał go okrzyk bojowy Keiry. W ostatniej chwili skrzyżował z nią miecz. Siłowali się przez chwilę, aż fragment muru, na którym stali, zaczął się kruszyć.
Keira wykorzystując okazję, zaczęła uciekać, skacząc z jednych skał na drugie. Morven ruszył za nią.
Gdy przedostali się do nieco lepiej zachowanych ścian i fragmentu chodnika, zaczęli pojedynek. Stojąc w wodzie po kostki, wymieniali się szybkimi ciosami.
Zethar wziął zamach. Lagun zwinne odskoczyła w tył przed ostrzem, które z hukiem wbiło się w szparę między cegłami. Podcięła Morvena, a gdy ten runął na zalany chodnik, wskoczyła na ścianę i znów zaczęła uciekać.
Zethar podniósł się i chwycił miecz. Ostrze ani drgnęło. Musiał zaprzeć się nogami o mur, by wyrwać oręż.
Z trudem wdrapał się na ruinę, po której umknęła Lagun. Był już zmęczony tą gonitwą.
Likwidatorka nie uciekła daleko. Zethar dogonił ją, gdy bardzo powoli i ostrożnie dreptała po starych, drewnianych belkach, które być może kiedyś robiły za podporę dachu.
- Może już wystarczy, co? - wysapał.
- Poddajesz się? - Keira rzuciła mu chytry uśmieszek.
Morven dopiero wtedy dostrzegł, że Lagun z trudem chwyta oddech, ale mimo widocznego zmęczenia, stała gotowa do boju. Ostrożnie wszedł na belkę.
Keira zaatakowała pierwsza. Zethar odbił jej cios, za co zapłacił wytrąceniem z równowagi. Zachwiał się i omal nie spadł do wody.
Gdy odzyskał stabilizację, uśmiechnął się i skoczył w stronę Likwidatorki. Walka na wąskiej belce była prawdziwym wyzwaniem. Najmniejszy ruch groził utratą równowagi i upadkiem. Mimo to z każdą chwilą czuli się coraz pewniej. Zwinnie skakali po starym drewnie i pozwalali sobie na ataki, które zagrażały stabilizacji obydwóm stronom. W końcu ich miecze skrzyżowały się, unieruchamiając właścicieli.
Nagle zabrzmiał głośny trzask. Nim zdążyli jakkolwiek zareagować, stracili grunt grunt pod nogami i runęli do wody.
- To było do przewidzenia - zaśmiał się Zethar.
- Cóż, możemy to uznać za dobre zakończenie treningu - Keira podpłynęła do spękanej ściany.
Wsunęła palce między cegły i wspięła się z powrotem na górę.
- Wracamy, Trytonie - zawołała.
Zethar niechętnie wyszedł z przyjemnie chłodnej wody i ruszył za Keirą. Wrócili do miejsca, gdzie Lagun utopiła oręż.
- Nurkujesz? - spytała.
- Ja? Przecież to twój miecz.
- Jak chcesz - wzruszyła ramionami.

Oj, coś mi tu nie gra.

Keira wskoczyła do wody. Wzięła głęboki wdech, po czym zniknęła w ciemnej otchłani.
Zethar zaczął wpatrywać się w lustro wody, które po chwili zupełnie się wygładziło. Serce zaczęło mu mocniej tłuc. Keira nadal się nie wynużyła.

No co jest?

Nagle poczuł kopnięcie. Zaskoczony, zachwiał się na krawędzi muru, a w końcu wpadł do wody.
Keira zwiajała się ze śmiechu.
- Chcesz bym padł na zawał? - zawołał.
- Jakiś ty strachliwy - zarechotała.
- Wyławianie twojego trupa jakoś by mnie nie bawiło.
- Nie? - uniosła brew.
- Nie, bo bym musiał cię jakoś wynieść na górę.
- Bardzo zabawne... No, czas na wspinaczkę.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- Piękne ostrze - stwierdziła Keira.
Byli już przy swoich koniach. Przysiedli w cieniu drzew, oczekując aż słońce przestanie grzać i będą mogli spokojnie ruszyć z powrotem do Derowen.
- Ciekawe ile leżał w wodzie - odparł Zethar.
- Podejrzewam, że długo. Jest w nawet dobrym stanie, ale na krawędziach jest odrobina rdzy - Keira zerknęła na wyryty napis - Jestem pewna, że gdzieś już widziałam podobny miecz.
- Tak?
- Kiedy wrócimy do Derowen, zajrzymy do Białego Dworu.
- Po co?
- Zobaczysz - odparła tajemniczo, po czym uśmiechnęła się upiornie - A teraz czas na karę.
- Karę? Za co?
- Dałeś się zaskoczyć - zaczęła wymieniać - Porzuciłeś miecz. Zawahałeś się przed skokiem. Wbiłeś oręż w ścianę i pozwoliłeś się podciąć. Dałeś się podejść i wrzucić do wody - machnęła ręką - Przymknę oko na to, że wyłowiłeś nie ten miecz co trzeba.
Zethar podrapał się po karku.
- Eh... To co mam zrobić?
- Zrób parę pompek - wzruszyła ramionami.
- Tylko tyle? - zdziwił się - Łatwizna!
Położył się na brzuchu. Oparł dłonie i stopy o podłoże i już miał się unieść, gdy poczuł na sobie dodatkowy ciężar.
Zaskoczony zerknął na Keirę, która z chytrym uśmieszkiem przyklejonym do ust, siedziała mu na plecach.
- Teraz już nie będzie tak łatwo - zaśmiała się.
Zethar uniósł się na rękach. Nie sprawiło mu to większego problemu.
- Nie jesteś ciężka - uśmiechnął się pod nosem - Ile pompek mam zrobić?
- Ile jesteś w stanie.
Zethar bez problemu podniósł się na rękach kilkanaście razy. Jednak z czasem, każde kolejne kosztowało go coraz więcej siły.
- Dobra wystarczy - Keira wstała i podeszła do swojego konia - Jedziemy do Białego Dworu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top