26.
Jeśli istnieje coś gorszego niż treningi z Keirą, to z pewnością jest to oczekiwanie na nią.
Zethar znudzony kręcił się po najętym domku. Był z Lagun w niedużym miasteczku - Kinnat. Mieli odnaleźć słynną, wśród przestępców, trucicielkę. Nazywała się Eris Lavee. Dla odmiany Rada nie chciała kolejnej ofiary. Zarządali, by odnaleźć morderczynię i sprowadzić ją do Derowen.
Czekając na Keirę, Morven postanowił jakoś wykorzystać wolny czas i przyrządzić sobie coś do jedzenia.
Keira wpadła do domu, gdy zajął się krojeniem marchewki. Likwidatorka nie kryjąc zdziwienia, przyglądała mu się przez chwilę. Zethar ciął warzywo szybkimi i płynnymi ruchami.
- Kroisz tę marchewkę, czy ją mordujesz? - Zaśmiała się w końcu.
- Morduję - Uśmiechnął się. - Krzywo na mnie spojrzała.
- Zbieraj się. Idziemy szukać tej całej Eris.
- A kolacja? Od godziny zabijam warzywa!
- Chodź, zażynaczu zieleniny - Zarechotała.
- Eh... No dobra - Odłożył nóż. - Wiesz chociaż gdzie zacząć?
Keira uśmiechnęła się lekko.
- Radzę pilnować swoich rzeczy.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Wędrowne ludy z Talwyn, bardzo upodobały sobie zachodnią część Kinnat. Zethar z zainteresowaniem patrzył na duże namioty, będące w stanie pomieścić co najmniej dwadzieścia osób. Były niespotykanie kolorowe. Ale to ich właściciele, wzbudzali podziw. Ludzie z Talwyn słynęli z zamiłowania do zabawy i widowisk. W ich towarzystwie nie można było liczyć na spokój. Muzyka, tańce, akrobacje i niebezpieczne sztuczki były nieodłącznym kompanem wędrowców z sąsiada Naughton.
Niestety oprócz opinii rozrywkowych i nieustraszonych podróżnych, wloķła się za nimi podła plotka, iż są złodziejami. Oczywiście trafiały się przypadki, że ktoś opróżniał kieszenie jakiemuś nierozgarniętemu przechodniowi. Ale z kieszonkowcem można było się spotkać wszędzie i nie koniecznie był to któryś z wędrowców z Talwyn.
Zethar stanął na chwilę i zaczął się przyglądać muskularnemu mężczyźnie, który żąglował... nożami.
Nożownik miał na sobie jedynie luźne, brunatne spodnie, sięgające kolan. Jego umięśnione ciało zdobiły liczne tatuaże. Chwytał noże i posyłał je z powrotem w powietrze tak szybko, że zdawał się mieć więcej niż tylko dwie ręce.
- Robi wrażenie, prawda?- zagadnęła Keira, stając obok Zethara.
- Owszem - Pokiwał głową. - Ciekawe ile ćwiczył nim nauczył się tak szybko machać rękami.
- Miałam na myśli tatuaże -
Zaśmiała się.
- Tak właściwie to czemu się tatuują? Widziałem, że praktycznie każdy ma jakiś wzór.
- Podejdź i zapytaj - Wzruszyła ramionami, po czym ruszyła dalej.
Zethar spojrzał na błyszczące w słońcu noże.
Chyba sobie daruję...
Dogonił Likwidatorkę.
- I co? Zaspokoiłeś ciekawość?
- Nie. Mam blizny na twarzy po twoich paznokciach. Więcej mi nie trzeba.
- Dalej się za to gniewasz? Sam się o to prosiłeś.
- Jakoś nie pamiętam bym nastawił policzek i powiedział "wal".
Keira zaśmiała się i stanęła. Sięgnęła ręką pod kaptur Zethara, do jego twarzy i musnęła palcem blade blizny.
- Nawet nie jest źle - Uśmiechnęła się. - Dzięki nim wyglądasz groźnej.
Ruszyła dalej.
Wśród tylu kolorów, muzyki i krzyków trudno było się skupić.
- Wiesz jak ta Eris wygląda? - spytał Zethar, gdy miali grupkę tancerek.
- Podobno ma dosyć niespotykany kolor oczu i walczy egzotyczną bronią.
- Co masz na myśli?
- Nie wiem czego konkretnie używa, ale z pewnością jest to coś, co na pierwszy rzut oka wygląda nie groźnie.
- Jak wachlarze? - Złapał ją za ramię i zatrzymał.
Zwrócili głowy w stronę jednej z tancerek. Miała dosyć ciemną karnację i kruczoczarne włosy. Ubrana była w białą koszulkę, ledwie sięgającą do pępka i ciemno-fioletową spódnicę, która z przodu sięgała do połowy ud, a z tyłu opadła aż do ziemi. Stopy pozostawały bose.
Na prawej łydce miała tatuaż, przedstawiający żmiję, owijającą się wokół nogi właścicielki.
Zethar natychmiast skupił się na spoczywających w jej dłoniach czarnych wachlarzach, ozdobionych przez lśniące, srebrne nici. Ale to krawędzie narzędzi zainteresowały Morvena. To, co inni mogliby uznać za zwykle zdobienia, w rzeczywistości było ostrymi jak brzytwa żyletkami.
Gdy tancerka skończyła pokaz, ruszyła między namioty.
Zethar zerknął na Keirę, która wskazała na kobietę głową.
Śledzić ją? Mówisz i masz.
Posłusznie ruszył za tancerką, która nucąc pod nosem, mijała kolejne namioty. W końcu zatrzymała się przy czerwono - zielonym szałasie. Jednak nim weszła do środka, zerknęła przez ramię.
Zethar dostrzegł, że jej dłoń powoli rozkłada morderczy wachlarz. Nagle kobieta obróciła się szybko i zaprezentowała swoją niespotykaną broń.
Keira chwyciła czubek swojego kaptura i lekko skinęła głową.
- Eris Lavee? - spytała, splatając za sobą ręce.
- Zależy kto pyta - odparła.
W jej delikatnym głosie, można było rozpoznać Talwynski akcent. Zethar zaciekawiony spojrzał na jej oczy. W istocie były wyjątkowe. Barwą przypominały pitny miód.
- Likwidatorzy z Derowen - powiedziała Keira.
- A czego mogą chcieć ode mnie słynni mordercy? - spytała zainteresowana, składając wachlarze.
Lagun wyciągnęła spod czarnego płaszcza zapieczętowany list.
Eris przejęła papier. Przyjrzała się lakowej pieczęci z odciśniętym symbolem Likwidatorów.
Po chwili złamała zabezpieczenie i rozłożyła papier.
Po przeczytaniu listu zmierzyła wzrokiem wpierw Keirę, następnie Zethara. W końcu ukłoniła się lekko.
- Eris Lavee - Wyprostowała się. - Do usług.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Jeszcze tego samego dnia opuścili Kinnat. Keira jechała przodem, tuż za nią podążała Eris, a Zethar trzymał się daleko z tyłu.
Dla miłej odmiany wszystko szło po ich myśli. Lavee zgodziła się pracować dla Likwidatorów bez zbędnych gróźb i rękoczynów lub prób przekupienia.
Zethar pochwycił zainteresowane spojrzenie Eris, która zwolniła konia, by się z nim zrównać.
- Zawsze tak milczysz? - zagadnęła.
- Różnie z tym bywa.
- Jesteś... Naznaczonym? Tak? Tak się nazywają Likwidatorscy rekruci?
- Zgadza się.
- Hm. Jesteście rówieśnikami, prawda? - Wskazała na Keirę. - Twoja towarzyszka ma sporo wyższą rangę. Jak to możliwe?
- To długa historia.
- Może chociaż wyjawisz skąd masz te blizny na twarzy?
Zethar uśmiechnął się pod nosem.
- Nie polecam bijatyki z Keirą.
Spojrzał przed siebie. Lagun zatrzymała konia i zsunęła się z siodła.
Postanowili spędzić noc na łące. Eris niemalże cały czas przyglądała się Zetharowi.
To przesadne zainteresowanie trucicielki jego osobą było wręcz stresujące.
- Długo się szkolisz? - spytała Eris Zethara, gdy zasiedli przy ognisku.
- Można powiedzieć, że całe życie.
- Niech zgadnę... Jedno z rodziców to szanowany Likwidator i chciał byś kontynuował morderczą tradycję?
- Pudło. Jestem sierotą.
- Oh. Zatem jak trafiłeś pod skrzydła Keiry?
- Przypadkiem.
Spojrzał na Lagun, która leżała, oparta o siodło i obracała w dłoni mały nóż.
Eris przysunęła się do Zethara. Zaczęła coś mówić, ale połowa słów, które padły z jej ust była niezrozumiała przez akcent.
- Powiedz mi, czemu ludzie Talwyn się tatuują? - spytał, przerywając falę słów.
- To taki nasz zwyczaj. Można powiedzieć, że zapisujemy na ciele nasze wspomnienia. Każdy symbol, napis, albo po prostu rysunek świadczy o jakimś doświadczeniu, którego nie chce się wymazać z pamięci.
Tym razem Morven słuchał jej z uwagą. Była taka podekscytowana, gdy opowiadała o ludziach, którzy towarzyszyli jej w wielu podróżach. Z niebywałą dokładnością opisywała każdy tatuaż, jaki miała okazję oglądać.
- Wiesz co - Eris musnęła dłonią ramię Zethara. - Tatuaż by do ciebie pasował. Pomyśl nad tym.
Morven uśmiechnął się pod nosem.
- Tak sądzisz?
- Cudownie by wyglądał pysk wilka na twoim ramieniu, albo na piersi.
Morven kątem oka dostrzegł dziwny błysk w ślepiach Keiry. Jej dłoń powoli zacisnęła się na drobnej klindze, którą po chwili oznaczył cieniutki, szkarłatny strumyk.
Nagle poderwała się z miejsca i ruszyła w stronę ciemnego lasu.
- Gdzie cię niesie? - Zethar dogonił ją.
- Przed siebie - mruknęła - A ty czemu uciekłeś od Eris?
- Ha! Tu cię boli - Zagrodził jej drogę. - Jesteś zazdrosna!
- Słucham? - Parsknęła śmiechem. - Chyba śnisz.
- Nie udawaj - Uśmiechnął się prowokacyjnie. - Twoje oczy aż płoną z zazdrości.
- Przed tobą nic się nie ukryje - Zatrzepotała rzęsami.
Powoli zbliżyła się do niego. Przejechała dłońmi po jego ramionach. Wspięła się na palce i spojrzała mu prosto w oczy. Ich usta dzieliły centymetry.
Nagle Keira chwyciła kaptur Zethara i naciągnęła materiał, aż na jego twarz.
Kiedy Morven ściągnął kaptur, Lagun znów zmierzała w ciemności.
Uśmiechnął się szeroko.
Ha! Wrze z zazdrości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top