16.
Zethar ocknął się w środku nocy. Zdziwiło go dziwne dyszenie. Natychmiast się domyślił, że coś jest nie tak z Keirą. Odwrócił się do niej i przerażony stwierdził, że dostała gorączki.
Poderwał się z łóżka. Chwycił torbę Keiry, by znaleźć leki. Niestety odnalazł jedynie pustą fiolkę.
- Zaraz wrócę. Trzymaj się.
Młodzieniec wypadł z sypialni niczym piorun.
Na szczęście Isleen wyjechała z Rorym do rodziny.
Popędził do Edana. Zdesperowany zaczął się dobijać do drzwi.
Medyk, zaskoczony nocną wizytą, otworzył.
- Mieliście się trzymać z daleka - mruknął.
- Potrzebuję twojej pomocy.
- Czego chcesz?
- Keira, to znaczy Moira, dostała gorączki. Jest poważnie ranna. Ratuj ją, proszę.
Edan wahał sie przez chwilę. Zerknął za siebie, by upewnić się że jego córka nie obudziła się zaalarmowana waleniem do drzwi. W końcu zgodził się pomóc. Udał się z Zetharem do Keiry.
- Co on tu robi? - jęknęła dziewczyna, gdy mężczyźni zjawili się w pokoju.
- Pomoże ci.
- Nie zgadzam się.
- Ponoć masz starą, niewygojoną ranę - wtrącił Edan nie zważając na protesty Keiry - Gorączka to bardzo zły znak. Jeśli ci życie miłe, pozwól sobie pomóc.
Keira milczała przez chwilę, aż w końcu kiwnęła głową.
- Dobrze... Rób co uważasz za słuszne. - Wyjdź - powiedział Edan do Zethara - Nie zawstydzaj jej.
- Nie - zaprotestowała Keira - Zostań Zethar i patrz mu na ręce.
- Co za brak zaufania - stwierdził medyk - Pokaż ranę.
Keira z trudem usiadła, po czym podciągnęła koszulę. Edan wytrzeszczył oczy.
- Jak mogłaś to doprowadzić do takiego stanu?
- Daruj sobie - sapnęła - Zethar wystarczająco suszył mi za to głowę.
- Na początek trzeba to porządnie umyć. Później to zaszyję i opatrzę.
◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Lekarz bardzo dokładnie zajął się raną Keiry. Podał jej jeszcze środek, który pomagał zasnąć.
- Rób jej okłady, by obniżyć temperaturę - powiedział Edan, gdy Keira już spała.
- Wyliże się z tego? - spytał Zethar odprowadzając medyka do drzwi.
- Jeśli przeżyje noc, wszystko będzie dobrze. Powiedz mi, kim wy właściwie jesteście? Ile było prawdy w tym co mówiliście?
- Wszystko co wam wmówiliśmy jest kłamstwem.
- Mam rozumieć, że nie jesteście małżeństwem?
- Dokładnie tak.
- Czego tu szukacie i skąd się wzięliście?
- Jesteśmy z Derowen i przyjechaliśmy po ciebie, znaczy Jastrzębia.
- Po mnie? Dlaczego?
- Jesteśmy Likwidatorami. Tak właściwie to Keira, ja jestem tylko Naznaczonym. Rekrutem. Zostaliśmy wysłani, by przekonać cię do dołączenia do nas.
- Po co wam ktoś taki jak ja?
- Walczysz dla ludu, czyż nie?
- Owszem.
- W pewnym sensie my też to robimy. Możesz być pewien, że nikt niewinny nie ucierpiał z naszych rąk - Zethar spojrzał mu w oczy - Będę szczery. Likwidatorzy się rozwydrzyli niczym szlachta, która ich najmuje. Potrzebujemy po swojej stronie takich jak ty, by przypomnieć pobratymcom co jest ich prawdziwym celem.
- Sam nie wiem - Edan podrapał się po karku - Jastrząb to moja sekretna tożsamość. Nie chcę, by córka wiedziała co wyprawiam, gdy znikam jej z oczu.
- To nie problem. Nikt nie musi wiedzieć kim jesteś - wskazał na Keirę - Nie wpadłeś na to, że mamy coś wspólnego z Likwidatorami. Prawda?
- Nie.
Zethar uśmiechnął się nieco.
- To jedna z zalet tej całej organizacji. Dyskrecja to priorytet.
Nie licząc debili, którzy chwalą się swoją pozycją na prawo i lewo.
- Dajcie mi kilka dni do namysłu - powiedział Edan wychodząc.
Zethar spojrzał na Keirę. Podszedł do niej i dotknął jej policzka. Była chłodniejsza niż w chwili, gdy przyprowadził medyka. To dobry znak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top