25. I'm like Romeo.

- I gdzie ona jest teraz? - otworzyłem oczy, słysząc głos. Odwróciłem głowę w stronę źródła dźwięku i zobaczyłem dziewczynę, siedzącą w za dużym swetrze, którego rękawy próbowały zakryć bandaże na jej nadgarstkach.

Była podobna do mojej Bo. Miała wielkie, sarnie oczy, włosy związane w kok na czubku głowy, z tym, że jej wydawał się być niechlujny, a Bo z pewnością wolałaby rozpuścić włosy, by elegancko spływały po jej smukłych ramionach, niż związać je całkowicie nie ułożone.

- Aylin. - dziewczyna została cicho napomniana przez swoją matkę.

- Nie, spokojnie. Chyba lepiej odpowiedzieć na pytania, niż trzymać to w sobie. - uśmiechnąłem się smutno do dziewczyny, a ona odwzajemniła mój uśmiech.

Mimo, iż Aylin była niemalże lustrzanym odbiciem Bo, to jednak nią nie była. Nie szukałem nowej miłości,

ponieważ moje serce całkowicie oddane było Bo, a właściwie to co z mojego serca pozostało.

- Tak więc Bo wyjechała tam gdzie zawsze chciała wyjechać. Wyleciała do Auckland dwa i pół tygodnia temu, w dzień naszego pożegnania, z którym nigdy się nie pogodzę. Nie mam pojęcia kiedy wróci. Nie macie pojęcia jak to jest chodzić spać każdego wieczora z nadzieją, że jutro zobaczysz kogoś kogo tak strasznie kochasz i budzić się każdego ranka ze świadomością, że być może już nigdy jej nie zobaczysz.

Każdego ranka umieram z tęsknoty bardziej niż poprzedniego dnia. - usiadłem na krześle i zamrugałem parę razy by oczyścić oczy z łez.

- To brzmi jak kiczowata historia miłosna z książki. - chłopak, który boi się odrzucenia przemówił, a jego głos do cna przesiąknięty był kpiną. Nawet nie miałem ochoty mu odpowiadać. Od jakiegoś czasu nie miałem ochoty na nic.

- Stul swój cholerny pysk! On przynajmniej przeżył prawdziwą miłość i nie obawiał się, że po chwili rozmowy Bo go odrzuci! - Aylin warknęła podniesionym głosem. Spojrzałem najpierw na kulącego się ze wstydu chłopaka, a później na Aylin.

Z każdą sekundą coraz bardziej przypominała mi moją dziewczynę, której raczej już nie mam prawa nazywać swoją.

Była tak samo waleczna jak Bo.

Bo była moją bohaterką na każdej płaszczyźnie życia, a Aylin właśnie zdawała się walczyć o mój honor, stając się bohaterką mojego uczucia do Bo i jakkolwiek patetycznie to brzmi, byłem jej wdzięczny za przypomnienie mi i odświeżenie pamięci, której w gruncie rzeczy nie trzeba było odświeżać, o małych rzeczach, które dzieliła z Bo.

- Mówiłeś, że wtedy nie wiedziałeś, że Bo nauczy Cię słów, których nie usłyszysz, a zobaczysz w jej oczach. - moja uwaga całkiem skupiła się na Aylin, która zarumienona przytaczała moje słowa. Była urocza. Jak Bo. - Jak cię ich nauczyła?

- To całkiem proste... - powiedziałem i znów zamknąłem oczy, by urzeczywistnić wspomnienia, które żyły tylko dla mnie.

-Bo, przepraszam...- śmiałem się, ale tak, że mój brzuch zaczął boleć i nie mogłem złapać oddechu.
-Nie powinnam była ci tego mówić. - wydawała się być urażona. -Nie wiesz jak się bałam. Byłam tylko dzieckiem. - zasmuciła się, a ja bezskutecznie próbowałem zatrzymać napad śmiechu.
Wyobrażałem sobie jak małą dziewczynkę w różowej sukience w kratkę i pantofelkach goni stado gęsi i kur.
- To była twoja... ostatnia wizyta na wsi? - zapytałem poważnie, zagryzając wnętrze policzków by choć na moment przestać się śmiać.
- Tak. Nigdy już tam nie pojadę. - powiedziała przejęta, a ja nie wytrzymałem wybuchając śmiechem.
-Ughhhh, jak ja strasznie cię nienawidzę! -pisknęła dziewczyna i zaczęła uderzać małymi dłońmi w moją klatkę przez co spadłem z jej łóżka na plecy. Pociągnąłem ją za sobą.
Patrzyłem na jej piękną twarz, aż w końcu spojrzenie jej oczu spotkało moje.
Jej tęczówki wydawały się być pamiętnikiem, który tylko ja miałem sposobność czytać.
'Tak naprawdę cię kocham.' - jej oczy przemówiły.
Jej dusza mówiła przez nie, bo to właśnie oczy są odzwierciedleniem duszy.
'Ja ciebie bardziej.' - Bo była świetna w odczytywanie moich niemych słów. Na jej ustach zagościł uśmiech więc i ja się uśmiechnąłem.
'Chcę żebyś mnie pocałowała.' - kilka sekund później usta Bo pieściły moje.

- ...Bo miała w sobie coś takiego czego nie potrafiłem określić, a jednocześnie rozumiałem to w stu procentach. Wystarczyło jej jedno spojrzenie bym wiedział o co jej chodzi i korzystaliśmy z tych niemych słów naszego własnego, prywatnego języka, gdy tylko mieliśmy okazję.

Myślę, że rozumiesz się z drugim człowiekiem bez słów, gdy razem dzielicie serce i duszę, a my właśnie je

dzielimy.

- Co z jej rodzicami i domem? Czy w końcu nauczyła się kochać swój dom? -Aylin, a raczej druga Bo zadawała masę pytań, ale nie miałem nic przeciwko. Tylko dzięki wypowiedzeniu wszystkiego mogłem zrzucić z siebie ten ciężar.

-Bo od zawsze kochała swój dom... - zastopowałem na chwilę i uśmiechnąłem się do siebie przez łzy.

-Daj mi trochę. -zrzędziła Bo, gdy celowo, jak najwolniej piłem sok pomarańczowy z butelki. -Proszę. - dodała po chwili.
-A kto wypił już cały swój sok? -zapytałem retorycznie i oparłem się o korę drzewa w ogródku za moim domem. Robiło się już chłodno, ale Bo uparła się, że chce jeszcze posiedzieć na dworzu i popatrzeć na gwiazdy.
-Proszę...-zaskomlała i ostrożnie wyjęła butelkę z mojej dłoni. Jej usta natychmiast pochłonęły pyszny napój.
Kochałem na nią patrzeć i mieć ją blisko siebie.
-Robi się już późno. Muszę odnieść cię do domu kochanie. - powiedziałem, a przez jej twarz od razu przemknął smutek. -Dlaczego tak nienawidzisz tam przebywać? -zapytałem. Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat, ponieważ nie chciałem wywoływać u niej smutku.
-Kocham tam być. Mój dom jest najlepszym na świecie. Właśnie tam czuję się kochana i chciana. -powiedziała uśmiechając się do mnie wesoło.
-Wiec chodź. Musimy jechać, inaczej twój ojciec mnie zabije.- spróbowałem wstać, ale Bo szybko usiadła na moich kolanach, oplotła się moimi ramionami i wtuliła nos w moją szyję.
-Już. Już jestem w domu. -oznajmiła i przytuliła się jeszcze bardziej.
-Oh Bo. -powiedziałem zanim zacząłem obdarowywać jej włosy milionem pocałunków.

-... ponieważ to moje ramiona były jej domem.

-To słodkie. -skomentowała dziewczyna. W pokoju było jeszcze kilku zdeprasowanych nastolatków i ich rodzice, ale tylko z Aylin prowadziłem rozmowę. -Co było, gdy nie byliście razem?

-Rozmawialiśmy przez telefon. Nie ważne z kim i gdzie byłem chciałem rozmawiać z nią przez telefon bez przerwy.

Gdy Bo nie zostawała u mnie na noc rozmawialiśmy do późnej nocy, a później śpiewałem jej kołysanki. -uśmiechnąłem się. - Bo nie chciała żyć w tamtym świecie, bo nasze światy zupełnie się różniły. Ja mieszkałem z mamą w przytulnym domu, z którego buchało rodzinne ciepło i miłość. Bo mieszkała w zimnym zamku, w którego wnętrzu nie znajdowała się nawet odrobina rodzinnej miłości.

Ja spędzałem czas z mamą gotując, śpiewając, rozmawiając czy nawet siedząc przed telewizorem z pizzą, a Bo nigdy nie zaznała ciepła ze strony rodziców, dlatego będąc ze mną mogła poczuć matczyne ciepło, którym obdarzyła ją moja mama.

Mógłbym śmiało stwierdzić, że Bo chciałby życia, które miałem ja, ponieważ według niej rodzina powinna być najważniejsza.

- Uprawiałeś z nią w końcu seks, czy nie? - zapytał jakiś chłopak, na którego jakoś nie zwróciłem uwagi.

-Bo chciała zaczekać do ślubu, ale... -zastopowałem na chwilę i rozejrzałem się. - nie sądzę by wasi rodzice chcieli tego słuchać. -po sali przeszedł szmer chichotów, gdy dzieci spojrzały na rozszerzone oczy swoich rodzicieli. Sam pierwszy raz zaśmiałem się, gdy mama lekko klepnęła mnie w kolano.

- Czy ktoś jeszcze ma pytanie do Harry'ego? -zapytał Richard.

-Ja. -odezwała się Aylin. -Obiecuje, że to już ostatnie. - odwzajemniłem jej uśmiech. - Czy myślisz, że mógłbyś zakochać się w kimś innym? -zapytała.

-Chyba nie, ponieważ dziura w moim sercu ma jej kształt i nikt inny do niego nie pasuje. - posłałem jej przepraszający pół uśmiech, a ona wesoło rozświetliła pokój swoim pełnym uśmiechem.

-Zawsze można spróbować.

-Można spróbować.

◆◆◆

-Harry naprawdę jej nie będzie. - powiedziała mama, gdy stałem przed szybą od strony kierowcy.

-A może już wróciła. Muszę to sprawdzić. - odpowiedziałem i pocałowałem ją w policzek schylając się odrobinę.

-Chodzisz tam codziennie od dwóch tygodni Harry... - więcej już nie usłyszałem bo szybkim krokiem pomaszerowałem w stronę jej domu.

Miałem miejsca, które odwiedziliśmy razem z Bo, ale ich wcześniejszy blask i wyjątkowość straciły kolor. Nie były tymi samymi miejscami, gdy wiedziałem, że już nigdy nie zabiorę do nich mojej pięknej dziewczyny, która już nie była moja.

Rozglądałem się, szukając naszej części 'naszych' miejsc i wpadłem na kogoś.

-Sorry...- powiedziałem i znów zacząłem iść naprzód.

-Hey stary. Jak się czujesz? -odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą Mike'a. Nie widziałem go od jakiegoś czasu, ale nie ubolewałem nad tym. Nie chciałem widzieć nikogo z moich starych znajomych, na razie nawet jego, chociaż to on był moim prawdziwym przyjacielem.

-Nijak.-odpowiedziałem.

-Rozumiem.

-Gówno rozumiesz! - powiedziałem zrezygnowany i odwróciłem się w kierunku mojego celu.

-Bo wróciła. -usłyszałem głos, ale gdy się odwróciłem Mike z daleka uśmiechnął się smutno i pokazał że życzy mi szczęścia.

Czułem szczęście rozsadzające moją klatkę.

Bo byłem jak Romeo.

Nie mogłem, żyć w świecie, w którym nie ma mojej ukochanej.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top