19. Fucking dirtbag.

Zabrałem butelkę soku pomarańczowego i skierowałem się na dziedziniec szkoły. Dokładnie tam, gdzie przesiadywaliśmy z kumplami na każdej przerwie, nie licząc tych w poprzednim tygodniu, w którym zajęty byłem obserwowaniem Bo z ukrycia.

Jace, Ariel i Mike siedzieli już na głazach. Oczywiście największy pozostał zajęty przez Ariel, którą mimo wszystko darzyliśmy ogromnym szacunkiem.

Była jedyną dziewczyną w naszej grupie i podobało mi się to dopóki nie zakochałem się w Bo. Teraz czułem się niekomfortowo w jej towarzystwie, przez to że spędziliśmy ze sobą trochę czasu na wykonywaniu czynności, których nie mogę (niestety) wykonywać z moją ukochaną.

-Hey łajzo. Dawno cię nie widzieliśmy. - powiedział Jace, przybijając mi piątkę.

-Cześć wszystkim. - przywitałem się słownie, oraz z każdym powtórzyłem gest, który wykonałem z Jace'm, pomijając Ariel, którą pocałowałem w policzek, tak jak robiłem zawsze. - Co się działo jak mnie nie było? - zapytałem. Nie żebym spodziewał się jakiś rewelacji. Nawet nie byłem ciekaw tego o czym rozmawiali, z czego się śmiali i z kogo robili sobie żarty. Chciałem jak najdłużej pozostawić moją relację z Bo dla siebie.

- Nic szczególnego. - powiedział Mike, który był w tamtym momencie niezwykle wyluzowany. - Wszystko jak zwykle stary. - dodał, opierając ciężar ciała na łokciu, gdy prawie położył się na trawie.

- Mike nie widzi pewnych rzeczy, bo przed oczami ma tylko cycki Audrey Benson. - zaśmiał się Jace, który zszedł ze swojego kamienia, i usiadł na trawie pod nogami Ariel. - W zeszłym tygodniu dowiedziałem się, że w przeciągu kilku dni, do naszego rocznika dojdzie kilka osób. Nikt nie wie dlaczego przepisują się w środku roku. W każdym razie każdy z nich jest kujonem. Nic specjalnego. Nicki Drow - Jace zrobił przerwę i skierował swoje spojrzenie na grupę cheerleader'ek, które przed główną halą sportową, obok boiska trenowały nowy układ. Nicki, była kapitanką drużyny i niestety... puszczała się. - podobno zaszła w ciążę na imprezie dwa tygodnie temu, ale nie ma pojęcia z kim. - spojrzałem na grupę i odnalazłem spojrzeniem Nicki. Nie ćwiczyła, ale z uwagą patrzyła na swoją drużynę i wychwytywała wszyskie błędy jakie popełniali. Nie była nawet przebrana, co oczywiście było dziwne, bo grupa cheerleaderska zawsze była przebrana w oficjalny strój.

Odbiegając od tematu Nicki i innych nowinek z życia szkoły.

Jace był chyba pierwszą osobą, która wiedziała wszystko. Znał każdą plotkę krążącą po szkole, ale wiedzieliśmy to tylko my i niektórzy kolesie z naszej siatkarskiej drużyny.

- A Mike pieprzy Audrey Benson. - dodał na koniec. Wyplułem sok, którego łyk wziąłem sekundę wcześniej. Nie chodzi o to, że Mike lub Audrey, żyli w celibacie, ale on starał się znaleźć sobie porządną dziewczynę, która ma trochę oleju w głowie, więc nie skupiał się na tych sprawach damsko-męskich, a Audrey pilnie uczyła się, by jej średnia zawsze wystarczała na czerwony pasek na świadectwie. Nie sądziłem, że obydwoje porzucą drogę ku osiągnięciu swoich największych celów dla paru chwil przyjemności.

- Jace pieprzy Ariel. - powiedział Mike. Z jego głosu wyciekał jad, co mogło świadczyć tylko o tym, że dwaj panowie całkiem poważnie skoczyli sobie do gardeł.

Najmniej jednak obchodziła mnie ich kłótnia. Ariel do niedawna chciała spędzać ze mną każdy nasz wolny wieczór, a teraz umawia się z Jace'm, który w tamtym momencie groził Mike'owi spojrzeniem. Zerknąłem na Ariel, która w oczach miała wstyd i zażenowanie oraz prośbę o przyjęcie jej z powrotem do siebie na samotne wieczory.

W tamtym momencie uświadomiłem sobie, że wcale nie potrzebowałem pieprzenia.

Bo wypełniała każdą moją myśl (tylko niektóre były marzeniami o spędzeniu z nią nocy). Bo sprawiała, że mogłem poczekać na nią nawet całe życie. Wtedy, jej pocałunki wystarczały mi całkowicie.

Zagwizdałem, po czym uśmiechnąłem się do nich. - Witamy nową parę. - powiedziałem i przybiłem piątkę Mike'owi, który odarł się o jeden z większych kamieni, na którym kluczem wyżłobione były inicjały w serduszkach.

- Wpierdole ci! - Jace skrzywił się, niezadowolny z tego, że teraz on będzie obiektem żartów jeśli chodzi o domniemany związek z Ariel. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że Ariel chciała żebym to ja był jej chłopakiem, co od początku naszej znajomości mogło pozostawać jej marzeniem. Nie chciałem się wiązać. Nie chciałem dopóki nie poznałem Bo. - Może powiedz lepiej jak twój związek z Bo. - uśmiechnął się fałszywie. Teraz już wiem jak bardzo nienormalnym człowiekiem był, ale wtedy uważałem go za najlepszego przyjaciela. - Przeleciałeś ją już? - zapytał unosząc wzrok znad telefonu, którym przed chwilą zaczął się bawić.

- Ty i nasza niewydymka? - moje pięści automatycznie zacisnęły się na przezwisko, którym obdarzył moją małą Bo, Mike.

- Nie spałem z nią, a zreszą co cię to obchodzi? - zapytałem starając się żeby mój głos brzmiał normalnie.

- Miałeś wyjaśnić o co chodzi. - powiedział Jace, który był widocznie zainteresowany całą sprawą.

- Muszę iść. - powiedziała szybko Ariel i równie szybko zniknęła z pola widzenia.

Postanowiłem zrobić coś okropnego. Na samą myśl o powiedzeniu słów, które ułożyłem w głowie robiło mi się niedobrze.

- Bo została moją partnerką na literaturze. Nie sam ją sobie wybrałem, ale dostałem z przydziału. Mamy pracować razem cały rok nad pracami, które Valdez zada na lekcji do tego w tych dwójkach mamy robić projekt roczny poza szkołą. - to co powiedziałem było całą prawdą. - Wszyscy wiemy, że na koniec roku i w czasie wiosennych ferii są najlepsze imprezy, a ja mam zamiar iść na każdą, dlatego właśnie zaprzyjaźniam się z Bo, która, mam nadzieję, odwali cały projekt za naszą dwójkę.

Poza tym dyrektor znalazł coś co zostawiliście za szkołą jełopy i dostałem karę. Muszę chodzić na zajęcia teatralne i wystąpić w sztuce, która grana będzie też na koniec roku.

Wszyscy wiemy, że Bo również chodzi na te zajęcia. Na dodatek, narzucili mi główną rolę męską, a Bo gra główną postać żeńską, dlatego musimy po szkole spotykać się i ćwiczyć sceny sztuki.

Nie chce wyjść na debila przed całą szkołą dlatego umawiam się z nią, żeby nauczyła mnie aktorstwa, bo naprawdę ma talent.

Poza tym, całkiem ją polubiłem. - skończyłem mówić. Czułem się tak cholernie żałośnie. Wtedy nawet chciało mi się płakać. Nie chciałem wygadywać takich bzdur o swojej miłości, ale podświadomie wiedziałem, że Jace, który dowiedziałby się o faktycznym powodzie moich spotkań z Bo jakim była szczera i prawdziwa miłość, nie dał by jej spokoju.

Choć może nie dałby spokoju mi?

- Całkiem ją lubisz? - zapytał Mike. Spojrzałem na niego. Wyglądał na zadowolonego z tego, że spotykam się (nawet pod takim pretekstem) z Bo.

- Tak. - nie do cholery! Ja jej nie lubie! Jestem w niej żałośnie zakochany!

- Jeszcze raz... Po prostu ją wykorzystujesz. - powiedział Jace.

- Taa. - mój głos był cichy, ale starałem się by brzmiał luzacko. Chciałem jak najszybciej powiedzieć im całą prawdę, ale nie było już odwrotu. Może za jakiś czas. - Ale zatrzymajcie to dla siebie. Niech inni myślą, że naprawdę chodzimy. - powiedziałem. Czułem jak kręci mi się w głowie, którą najchętniej rozbiłbym o najbliższy mur.

- Dlaczego? - dopytywał Jace.

- Jesteś głupi czy udajesz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. - Jak po szkole będzie chodziło to, że chce ją wykorzystać to od razu dojdzie to do niej i nici z naszych imprez w ferie wiosenne tępaku.

- Jasne. Wie tylko nasza trójka. - powiedział Mike, a Jace kiwnął głową, głupio się uśmiechając.

- W porządku. Idę. - powiedziałem i zsunąłem się z cholernego głazu.

- Do niej? - zapytał Mike uśmiechając się, ale w żadnym stopniu jego uśmiech nie był złośliwy. Teraz wiem, że on był moim prawdziwym przyjacielem i cieszył się z tego, że znalazłem kogoś, kto wyciągnie ze mnie wszelkie zło i zasadzi w jego miejscu dobro.

Kiwnąłem głową i poszedłem wolno do budynku, w którym na pewno siedziała Bo. Była długa przerwa, więc moja ukochana pomagała chince Lily, przed kolejną lekcją z języka dodatkowego.

Byłem zawiedziony sam sobą. Miałem nadzieję, że jeszcze zmienię zdanie i odkręce to co powiedziałem. Nie chciałem jej przecież wykorzystać. Chciałem podarować jej miłość, a w zamian otrzymać tą, którą darzyła mnie, miałem nadzieję, że taką do mnie pałała.

Czułem się jak pieprzony gnój.

Wszedłem po schodach do budynku. W środku było chłodniej niż na zewnątrz, dzięki temu, że szkoła była bogato wyposażona w klimatyzatory i wszystkie inne temperaturowe urządzenia.

Przechodziłem przez korytarz popijając sok pomarańczowy, który na dworzu zdążył się odrobinkę zagrzać. Kierowałem się do auli, w której większa część uczniów, nie siedzących na dziedzińcu spędzała przerwy.

Przed aulą stała pierwszoroczniaczka Maddie Sparks wraz z koleżankami. Gdy mnie zobaczyła, wdzięczyła się uśmiechami i kręceniem włosów na palcu. Pokręciłem głową z uśmiechem.

Od jakiegoś czasu takie zachowanie dziewczyn wydawało mi się śmieszne.

Zanim zacząłem spędzać czas z Bo lubiłem takie zachowanie, ale teraz sam wolałem zdobywać. Wolałem, gdy dziewczyna nie zgadza się na wszystko o co proszę i nie robi wszystkiego co mówię.

Z minuty na minutę coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że Bo Alles została mi przeznaczona. Zesłana jako doskonały anioł, by uporządkować moje życie.

Stanąłem w drzwiach auli i rozejrzałem się po przestronnym pomieszczeniu.

Parę minut zajęło mi znalezienie w tłumie jej małej osóbki. Właśnie wstawała od stolika i żegnała się z Lily, w tradycyjny chiński sposób. Dziewczyna uwielbiała swoją tradycję, a Bo jak najbardziej chciała by cudzoziemka dobrze się tutaj czuła, dlatego, gdy tylko miała okazję starała się nauczyć od Lily tradycyjnych gestów używanych w jej kraju, co sprawiało radość jednej i drugiej.

Uśmiechnąłem się idąc do przodu, w kierunku mojej Bo.

Wyciągnęła z kieszeni plecaka komórkę i nagle posmutniała. Nie wiedziałem dlaczego, ale postanowiłem poważnie porozmawiać z osobą, która sprawiła, że na ślicznej twarzy mojej ukochanej zagościł smutek.

Podszedłem do niej i zabrałem telefon z jej drobnych dłoni. Szybko zablokowałem ekran i schowałem urządzenie do swojej kieszeni.

W ułamku sekundy schyliłem się i pocałowałem jej słodkie usta. Tak bardzo chciałem nigdy nie kończyć tego zbliżenia.

- Dzień dobry. - powiedziałem, gdy oderwała swoje usta od moich. - Jak ci mija dzień? - zapytałem. Nie widzieliśmy się dziś za długo, bo mieliśmy inne zajęcia.

- W porządku, a tobie? - odpowiedziała i zapytała o to samo. Usiadła na drewnianej ławce i zapięła swój plecak wcześniej wkładając do niego książkę, która pomagała jej wytłumaczyć Lily, kolejne czasy gramatyczne.

- Teraz już cudownie. - usiadłem obok niej i złapałem jej dłoń, wplątując między jej palce swoje.

- Dlaczego przed chwilą byłaś smutna? Czy ktoś napisał ci coś przykrego? - zapytałem. Martwiłem się o to, jak Bo czuję się z wszystkimi wyśmiewankami kierowanymi w jej stronę.

- Nic się nie stało. - powiedziała i uśmiechnęła ciepło. Kochałem jej uśmiech. Kochałem wszystko co w jakiś sposób powiązane było z jej osobą.

- Bo... - nakazałem jej odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie.

- Ja po prostu... ymmm...

- Hey! Nie wstydź się. To tylko ja. - gładziłem jej policzek kciukiem. Zrobił się cieplejszy, co znaczyło, że na jej twarzy zaraz zawitają soczyste rumieńce.

- Pomyślałam, że o mnie zapomniałeś. - wyznała. Jej oczy zdradzały, że była zawstydzona, szczera i szczęśliwa. - Bo ty, ymmm, nie... n-nie napisałeś do mnie... z-zawsze piszesz, a... a t-teraz nie. - jąkała się. Nigdy nie słyszałem, żeby tak bardzo pokazała mi wszystkie swoje emocje. Zawsze ukrywała je przynajmniej w połowie.

- Zasmuciłaś się, bo myślałaś, że nie chcę widywać się z tobą w szkole? - kiwnęła głową. Jej palce szarpały za nieistniejące, wystające nitki spódnicy. - Oh, kochanie. - przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. - Zaprzątasz moją głowę każdej sekundy, każdego dnia. Nie mógłbym o tobie zapomnieć. - powiedziałem co miałem na myśli i pocałowałem ją w czoło.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że moja osoba tkwi w głowie Bo tak samo często jak jej osoba w mojej.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo Bo chciała, bym stał się jej, choć być może nie była świadoma tego, że od pierwszych chwil naszej pierwszej rozmowy należę do niej bezgranicznie i nieodwołalnie.

Na ślepo powierzyłem jej całego siebie, nie wiedząc czy dziewczyna o sarnich, czekoladowych oczach tak naprawdę przyjmie mnie do swojego serca, które wkrótce miałem zniszczyć obrcając je w drobny pył.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top