14. Stay with me.

- Harry... - słyszałem, że drzwi samochodu zatrzaskują się, a po chwili drobne, szybkie kroczki informowały, że moja bohaterka do mnie biegnie. - Harry... O mój Boże, Harry. - Bo przestrzegała sumiennie wszystkich przykazań, więc musiała być naprawdę przerażona widząc mnie. Nie dziwiłem się jej. Czułem, że wyglądam jak śmierć, ale byłem zbyt dumnym facetem, by powiedzieć jej jak bardzo boli.

- Bo. - powiedziałem. Starałem się żeby mój głos zabrzmiał pewnie, ale załamał się. Pamiętam, że wtedy cholernie się tego wstydziłem. Nie wiem czemu. - Jedź do domu... J-już, jest p-późno.- wyjąkałem wypluwając krew z ust.

Ukucnęła zatapiając kolana w brudnej, czarnej ziemi. Zbierana przeze mnie siła została spożytkowana na odwrócenie i uniesienie głowy, bym mógł spojrzeć na Bo. Była blada, a jej malinowe usta kontrasowały z arystokratyczną bielą jej policzków.

- J-jest zimno. B-będziesz chora Bo. - próbowałem ją skarcić, ale mój głos mnie zawiódł.

Bo pogłaskała mój policzek swoimi palcami. Skrzywiłem się, czując ból, ale nie chciałem by zabierała rękę. Czekałem na to cały tydzień. Czekałem na to, aż zainteresuje się mną. - P-przepraszam... Bo... wiesz, że p-przepraszam, p-prawda? - znów uniosłem lekko głowę by spojrzeć w jej oczy. Były załzawione, a karmelki jej tęczówek błyszczały w świetle księżyca i ulicznych lamp. Uwielbiałem widzieć ją w lekkim świetle, bo wtedy to ona błyszczała najjaśniej, oświetlając również mnie.

-Zabiorę cię do domu, dobrze? - załkała, a ja kiwnąłem głową. Nie chciałem być powodem jej łez. Podniosłem rękę i starłem łzę z jej policzka.

- N-nie p-płacz Gwiazdeczko. - szepnąłem i z trudem usiadłem. Już nie miałem siły.

Bo wstała i złapała mnie pod ramiona, by pomóc mi wstać. W zasadzie to wzięła na siebie cały mój ciężar. Starałem się jej pomóc, ale chyba nie wyszło mi to najlepiej. Oplotła swoją rękę wokół mojej talii i odwróciła się na chwilę, tak by być twarzą do mnie.

- Co ci wpadło do głowy? - zbeształa mnie twardym głosem, mimo że po jej policzkach ciekły łzy.

Odwróciła się znów i zaczęliśmy iść w kierunku samochodu, który okazał się być długą limuzyną, w której siedzieli wszyscy uczestnicy kolacji w restauracji mamy.

Cała droga do auta okazała się być dłuższa niż była w rzeczywistości. Cały czas jęczałem z bólu, który rozprzestrzenił się na całe moje ciało.

- Csiiii, już jesteśmy. - szepnęła Bo.

Pomogła mi wejść do środka. Byłem zmęczony, a moje policzki były opuchnięte dlatego nie widziałem wszystkiego dokładnie. Wiem, że twarze siedzących zmieniły się z radosnych w pełne troski, z wyjątkiem gburowatego ojca Bo. W dłoniach wszystkich znajdowały się kieliszki z szampanem.

Dziewczyna trzymała mnie ciasno w uścisku swoich szczuplutkich ramion, mimo że jej ojciec i jego partner biznesowy pomagali jej przetransportować mnie na drugi koniec całkiem sporej limuzyny na jedną z wolnych kanap. Usiadłem, ale od razu skrzywiłem się z bólu. Nie wiem z czym mógłbym go porównać, ale był przeraźliwy.

Bo usiadła obok mnie i spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. Nakazała bym położył się na skórzanym materiale i delikatnie umieściła moją głowę na swoich kolanach.

- Ile wypił, że jest w takiem stanie? - ostro zapytał pan Alles swoją córkę. Natychmiast otworzyłem oczy.

- Nic nie piłem. - odniosłem swoje małe zwycięstwo w związku z tym, że mój głos był twardy i poważny.

- Bo wiem, że lubisz pomagać innym, ale zostaw tego pijaka. - zacisnąłem zęby i już miałem się odezwać, kiedy Bo delikatnie przejechała palcem po moich ustach, nakazując bym był cicho.

- Ojcze powiedz panu Leonard'owi by zawiózł nas do domu pani Styles. - powiedziała spokojnie, grzecznym tonem, ale głosem nieznoszącym sprzeciwu. Wydawała się być zimna w stosunkach ze swoim ojcem, a ja wcale się jej nie dziwiłem. - Poza tym nie nazywaj go tak. Nie słyszałeś co powiedział? - zapytała. Zerknąłem na rozmówcę mojej bohaterki i zdecydowanie stwierdziłem po wyrazie jego twarz, że Bo nigdy tak do niego nie mówiła.

Reszta drogi upłynęła w ciszy między Bo, a jej ojcem. Słyszałem tylko jak pan Alles mówi kierowcy adres mojego domu i niezbyt głośne rozmowy dorosłych.

Bo przekręciła moją głowę na prosto i zdecydowała się zorientować w tym jak wielkie poniosłem obrażenia.

◆◆◆

- Przepraszam. - szepnąłem jeszcze raz, gdy Bo przemywała mój łuk brwiowy wodą utlenioną.

- Powtarzasz się. - westchnęła przeciągle. Starałem nie krzywić się z bólu przez dziewczynę, która chyba ciut za mocno dociskała dasączony wodą gazik do mojej skóry.

Wyglądała ślicznie, ale jej oczy nadal były zmęczone.

- Powiesz mi jak do tego doszło? - zapytała spokojnie wkładając dłoń do miski, by wyciągnąć wilgotny ręcznik. Na sukience miała czerwone plamy mojej krwi.

- Po prostu...

- Nie mów mi, że po prostu cię pobili. Już to słyszałam Harry. Zrozum, że chce wiedzieć o co poszło. - przerwała mi. Była niegrzeczna, ale wolałem mieć ją taką przy sobie, niż ułożoną i nienaganną pod każdym względem przy Troy'u.

- Wyszedłem z restauracji zaraz po tym jak powiedziałaś, trochę mniej dosadnie, że nie chcesz mnie już znać. - zastopowałem na chwilę biorąc oddech i gestem nakazując Bo, by nie próbowała mi przerywać, co zamierzała zrobić. - Poszedłem prosto do baru przy Bakerswild i zamierzałem upić się... ummm, ale jednak tego nie zrobiłem. Kupiłem dużo alkoholu, ale napiłem się tylko łyk piwa z sokiem, resztę zwróciłem... wierzysz mi, prawda? - kiwnęła głową na znak zrozumienia. - Wyszedłem z pabu, kiedy jakieś dziewczyny do mnie podeszły... - mogłem pominąć tę kwestię. - Chciałem jakoś odreagować, wiesz, że lubię szukać zaczepek i ..., ale ich było pięciu. Byli pijani, ale na tyle sprawni, by mi wtłuc. - odetchnąłem głęboko, kiedy Bo pogłaskała mnie po policzku, gdy wilgotnym ręcznikiem przemywała moje czoło, nos i wargę z pozostałości krwi.

- Nie powiedziałam, że nie chce cię znać. - powiedziała po chwili. Wstała, a ja musiałem zadrzeć lekko do góry głowę, by móc dokładnie widzieć jej twarz. - Przepraszam jeśli tak pomyślałeś... przepraszam, że nie odbierałam... nie pisałam. - mówiła wolno, a jej głos był kojący. Przywodził mi na myśl jedwabistą złotą nić, która łaskocze każdy mój zmysł.

Stała przez chwilę nic nie mówiąc. Przygryzała wargę i na zmianę zagryzała wnętrze policzka, gdy patrzyłem na nią intensywnie zastanawiając się co teraz siedzi w jej mądrej głowie.

- Zdejmij koszulkę. - powiedziała po chwili. Jestem facetem dlatego nawet wtedy, gdy bez siły do życia siedziałem w moim własnym domu, na moim własnym łóżku, do głowy przyszła mi tylko jedna rzecz, przez którą na moich ustach od razu pojawił się uśmiech. Bo natomiast wyglądała na zawstydzoną, ale tylko odrobinę. - Przestań się głupio szczerzyć. Chcę ci tylko opatrzyć rany. - uśmiechnąłem się widząc jej poważną minę, która kryła w sobie cząstkę rozbawienia.

- Taaaak. Pewnie, że tak. - powiedziałem sarkastycznie, patrząc jak się czerwieni.

- Jeszcze jeden komentarz, a będziesz to robił sobie sam. - powiedziała i złapała za rękaw mojej marynarki pomagając mi ją z siebie zrzucić. Była taka delikatna, że nawet nie poczułem kiedy rękaw przechodził przez moje bolące ramie.

- Cały czas robie to sam. - zaśmiałem się. Spojrzałem jak Bo chowa twarz w swoich dłoniach i zacząłem się śmiać jeszcze głośniej, ale za moment przestałem czując ból w klatce.

- Gdyby nie to, że jesteś poszkodowany i potrzebujesz mojej pomocy to sama bym ci wtłukła. - powiedziała, gdy rumieńce z jej policzków zniknęły, a ona sama wyprostowała się. - Zdejmiesz w końcu tą koszulę? - zapytała niecierpliwie. Nie była zła. Brzmiała na szczęśliwą... albo raczej radosną. Tak! Radosna to dobre określenie. Ja też teraz byłem radosny. Co z tego, że czułem się połamany, ale Bo była przy mnie i zabierała ode mnie ból lepiej niż najlepszy lek.

- Skoro już nie możesz się doczekać to tak. - otrzymałem lekkie pstryknięcie w nos, ale nie zabolało mnie to bardziej niż ugryzienie komara.

Po chwili zdjąłem koszulę i czekałem, aż Bo przemyje moje ciało. Zamknąłem oczy, żeby nie widziała, jak cieszę się z tego, że pomaga mi urzeczywistniając moją wizję, o tym, że jest nie tylko moją miłością, ale i przyjaciółką, opiekunką i bohaterką.

Leżąc tak z zamkniętymi oczami, gdzie moją twarz raz po raz wykrzywiał grymas bólu, oficjalnie przyznałem się przed samym sobą, że nie wyobrażam sobie spędzić choćby jednej sekundy mojego dalszego życia, w wiedzy, że Bo Alles będzie na mnie rozgniewana. Już raz zdążyłem umrzeć z tęsknoty. Drugi raz nie zamierzam.

♦♦♦

- Połóż się. - rozkazuje Bo tonem nieznoszącym sprzeciwu, gdy wchodzę do pokoju świeżo po prysznicu.

- Wow, dziewczyno! Daj mi dojść do siebie. - żartuje, ale widząc, że jej nie jest do śmiechu od razu poważnieje i przepraszam.

- Musisz iść spać. Już późno, a ty musisz odpoczywać. - powiedziała szybko wiążąc w kok swoje długie włosy. - Dzwoniłam do twojej mamy i... co robisz? - zapytała, gdy podszedłem do niej i zciągnąłem gumkę z jej włosów. Brązowe fale znów znalazły się na jej szczupłych ramionach.

- Nic. Mów dalej. - odpowiedziałem i złapałem między palce pasmo jej włosów.

- Dzwoniłam do twojej mamy i powiedziałam jej co się stało, dlatego wyjdzie z pracy wcześniej, ale nie była przerażona, więc śmiem twierdzić, że to nie jest pierwszy raz kiedy wracasz do domu poobijany. - powiedziała przyciszonym głosem, na co pokiwałem głową. Miała rację. To nie był pierwszy raz, ale ten był najbardziej dotkliwy. - Idź do łóżka. - rozkazała jeszcze raz.

Zrobiłem co kazała i za chwilę leżałem rozłożony na miękkim materacu.

- Poza tym mógłbyś się ubrać. - zaczęła narzekać spoglądając na moją nagą klatkę piersiową. Czy ona sobie żartuje? Patrzy na mnie tak niewinnie, nie myśląc o tak nieprzyzwoitych rzeczach, o których myślę ja. - A poza tym mógłb...

- Chodź tu! - zarządałem, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. - Chcę żebyś położyła się obok mnie i przestała zrzędzić, bo znam pewnien sposób na to, żeby cię uciszyć. - napiąłem mięśnie i podniosłem się do pozycji siedzącej, czekając, aż Bo przestania skubać nitkę swojej sukienki i w końcu do mnie przyjdzie. - Jestem poszkodowany. Potrzebuję cię tutaj. - powiedziałem i przy ostatnim słowie klepnąłem wolną połowę łóżka.

- Dobrze. - westchnęła i powoli do mnie podeszła. Wspięła się na łóżko i usiadła na nim. Spróbowałem przyciągnąć ją do siebie, ale zaparła się i sprzeciwiła się temu by położyć się obok mnie. Nie posądziłbym ją o tak wielką siłę. - Załóż koszulkę. - powiedziała. Wiedziałem, że postawiła mi ultimatum i w miarę szybko (na tyle na ile pozwoliło mi moje bolące ciało) podszedłem do szafy i wyjąłem z niej biały t-shirt. Przeciągnąłem go przez głowę i jak najprędzej udałem się z powrotem do łóżka. Bo przyglądała mi się intensywnie, gdy siedziałem obok niej.

Przybliżyłem się do niej i zacząłem wolno zbliżać swoją twarz do jej twarzy. Nie odsuwała się, a jedynie wpatrzona była w moje oczy.

- Nie powinniśmy. - powiedziała Bo, gdy nasze usta dzieliły już jedynie milimetry. Odsunąłem się i pogłaskałem ją po policzku. Nie chciałem tęsknić za nią znów, przez kolejny pocałunek. Na to jeszcze przyjdzie czas. Bo pewnie przewidziała idealny plan naszych pocałunków, o ile w ogóle o nich myślała. (Ja myślałem bardzo często.)

Bo zaczęła się śmiać, gdy pociągnąłem ją tak, by położyła się obok mnie pod kołdrą.

-Co jest? - zapytałem bojąc się, że coś ze mną jest nie tak.

- Nic... to głupie.

- Powiedz mi. - zarządałem.

- Moi rodzice, przed tym jak zaproponowałeś mi wspólne spędzenie czasu w restauracji twojej mamy...

- Zaproponowałem ci randkę Bo. - przypomniałem przerywając jej. Parzyłem jak się rumieni, i zdałem sobie sprawę, że nie chciała nazywać tej rzeczy po imieniu, by nie wpędzać się w zakłopotanie.

- jak zaproponowałeś mi randkę, na którą się zgodziłam - uściśliła uśmiechając się do mnie, przez co ja uśmiechnąłem się do niej - postanowili porozmawiać ze mną na oczywisty temat i zakazali mi...

- Całować się? - zdziwiłem się.

- Nie przerywaj mi chłopcze...- czy to dziwne, że pomyślałem o niej jak o domin..., zresztą nieważne. - zakazali mi wykonywać różnych czynności seksualnych dopóki nie wyjdę za mąż, lub co najmniej nie osiągnę wielku pełnoletniego. - zaśmiała się jeszcze raz, ale wiedziałem, że ukrywa pod tym zawstydzenie.

- Całowanie nie jest czynnością seksualną. - powiedziałem.

- Ale prowadzi do czynności seksualnych. Nie zawsze, ale zaryzykuje stwierdzenie, że w twoim przypadku tak właśnie by było. - zamknęła oczy, po czym za chwilę znów je otworzyła i zaczęła bawić się moimi włosami. - Moja mama zawsze bawiła się moimi włosami, gdy byłam chora i nie mogłam zasnąć. - powiedziała Bo. Przytuliłem się do niej, a ona nadal bawiła się moimi włosami, nie mając nic przeciwko temu.

- Ale ja nie jestem chory, więc nie mam pojęcia czemu to robisz, ale...

- Twoje ciało jest chore. Powinieneś spać. - przerwała mi podnosząc się.

- Zostań ze mną. - powiedziałem i złapałem jej dłoń pod kołdrą. Jej włosy lekko potargały się od leżenia na poduszce, ale i tak była najpiękniejszą dziewczyną jaką w życiu widziałem. Pokiwała głową i znów się położyła, ale tym razem nie przytuliłem jej, ale trzymałem jej dłoń w swojej, by mieć przynajmniej część pewności, że mnie nie zostawi.

- Myślisz, że twoja mama zawiezie mnie do domu, gdy przyjedzie, a ty będziesz już spał? - zapytała, a gdy otworzyłem swoje oczy widziałem, jak Bo wpatruje się we mnie. Najchętniej wcale nie zamykałbym oczu i tylko podziwiał bym moją Bo, ale naprawdę byłem wykończony.

- Zostań ze mną. - powtórzyłem i przysunąłem się na tyle by móc pocałować ją w czoło.

- Przecież zostałam. - uśmiechnęła się. Drugą ręką pogłaskała mój policzek, który (jak czułem) był bardzo spuchnięty.

- Zostań ze mną na noc. - powiedziałem, ale zanim pokręciła głową dodałem: - Obiecuje żadnego dotykania, ani innych czynności mogących nas zaprowadzić do odbycia czynności seksualnych. - podkreśliłem ostatnie słowa i znów zamknąłem oczy, widząc, że Bo robi to samo przystając na moją prośbę.

Zanim usnąłem i krążyłem w błogim letargu usłyszałem.

- Tęskniłam za tobą. - i poczułem jej usta na swoim policzku.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będę miał sposobność budzić się i zasypiać obok Bo częściej. Myślałem, że Bo widzi we mnie kłopot. Widzi, że jestem problemem, który będzie starała się naprawić. Ponieważ ona jest Aniołem, a Anioły nie są stworzone dla diabłów.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo się myliłem.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ten Anioł będzie krył w sobie coś skomplikowanego.


Aj dont lajk dis czepter ; (

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top