XIV: Tears

1 sierpnia, 2013 roku

 Minęło pięć dni. Pięć dni bez niego, bez jego uśmiechu, cudownego głosu i bez ciepła jego ciała. Louis po prostu wariował. Już nie ze samej świadomości, że nie widział się z Harrym tak długi (jak dla niego) czas, ale na samą myśl o tym, że Harry wciąż się nie odezwał, a on bał się odezwać pierwszy. Co, jeśli coś mu się stało? Jeśli coś sobie zrobił? Znowu.

 Najgorsze w tym wszystkim było to, że Louis nadal nie znał powodu. Nie wiedział, dlaczego Harry, jego Harry, czuje obowiązek sprawiania sobie bólu (w jakikolwiek sposób, Louis wciąż nie znał szczegółów) bądź czucia się źle, ponieważ Harry jest idealny. Idealny dla Louisa

 I pomimo, że myślał o tym w każdą noc od rozmowy z jego mamą i rozważał każdą możliwość pomocy Harry'emu, to ciągle nie wiedział dlaczego, nie wiedział kiedy i Louis nic nie wiedział, jedynie zdawał sobie sprawę z sytuacji i jej powagi, został wtajemniczony ale nie za bardzo. I zasługiwał na wyjaśnienia od Harry'ego.

Sytuacja nadarzyła się, kiedy Louis wrócił po śniadaniu do swojego pokoju, a tam, leżący na jego łóżku telefon, zaczął dzwonić. Nie spodziewał się w najbliższym czasie telefonów, chyba, że byli to jego przyjaciele, chcący wyciągnąć go na wspólne wyjście. Ewentualnie Audrey albo babcia.

Jakież jego było zdziwienie, kiedy na ekranie nie ujrzał imienia osób, których się spodziewał. Kiedy jednak otrząsnął się ze zdziwienia, odebrał niemal natychmiast.

- Halo? – starał się, aby jego głos nie zadrżał. Rozmowa z Harrym po tak długim czasie, na dodatek z wiedzą, jakiej Louis wcześniej nie posiadał sprawiała, że czuł się dość niepewnie. Szczególnie, że Harry jeszcze nie wiedział, że Louis zdawał sobie sprawę z pewnych rzeczy.

- Cześć, Lou – jego głos po tak długim czasie zdawał się Louisowi bardziej ochrypły i cięższy, jednak wciąż ciepły i zachęcający, i Louis był pewien, że gdyby był teraz obok Harry'ego, to by się nie powstrzymywał.

- Cześć Harry.

- Ja chcę spytać, czy wyjdziemy gdzieś razem. Wiesz, Ty i Ja. – Louis poczuł uścisk w żołądku i dole brzucha, kiedy Harry zacytował jego własne słowa i mimowolnie się uśmiechnął, i mógłby przysiąc, ze Harry również się uśmiechał.

- Ty i Ja?

- No wiesz... – dodał nieco niepewnie, jednak Louis mu przerwał.

- Wiem – zachichotał. – W porządku. Chcę wyjść gdzieś z Tobą... Tylko Ja i Ty.

- Ty i Ja.

Przegryzł dolną wargę, starając się odpędzić myśli męczących go słowach matki Harry'ego, które nie dawały mu spokoju. Harry nie zasługiwał na żadne zło.

- Kiedy mogę wpaść?

- Dzisiaj nawet. Przepraszam, że się nie odzywałem, byłem zajęty.

- Um... jasne – przełknął ciężko ślinę, siadając na krawędzi swojego łóżka. – Będę po osiemnastej, co Ty na to? Przepraszam, ale moja siostra...

- Rozumiem – zgodził się od razu, brzmiąc entuzjastyczniej, niż kiedykolwiek. – Dziękuję. I będę czekał.

- Okej, do zobaczenia.

- Do zobaczenia Louis – pożegnał się, wraz z naciśnięciem czerwonej słuchawki przez Louisa, który już nie mógł. Louis nie mógł tego znieść. Nie mógł znieść świadomości, że Harry go okłamywał, pomimo, że znali się krótko a ten nie miał obowiązku zwierzać się Louisowi z rzeczy, które go nie dotyczyły, jednak to i tak był bardzo istotny fakt w życiu Harry'ego, który Louis powinien wiedzieć. Powinien, ponieważ troszczył się o Harry'ego, sam nie wiedział dlaczego, ale myślał, że mu po prostu na nim zależało. Bardziej, niż powinno.

Przebrał się odpowiedniejsze ciuchy, ponieważ na zewnątrz, pomimo godziny, było znacznie cieplej, niż rano. Po wciśnięciu się w dżinsowe szorty z poobcieranymi nogawkami i ciemny podkoszulek zbiegł na dół, czując się jednak podekscytowany tym, że znowu zobaczy Harry'ego.

- Mamo wychodzę! – założył na stopy vansy i zerknął na matkę, stojącą w progu ze ścierką i talerzem w drugiej dłoni.

- Coś się stało? – spytała zmartwiona, widząc jego zarumienione policzki i roztrzepane włosy, ale on po porostu się cieszył. I śpieszył, do Harry'ego.

- Jadę do Harry'ego – wzruszył ramionami, kiedy się wyprostował, a róż pokrył policzki jeszcze intensywniej, kiedy uśmiech Jay się poszerzył. – Będę późnym wieczorem.

 W samochodzie wciąż myślał o tym, o czym myślał przez kilka ostatnich dni i nocy, i zastanawiał się, jak to będzie dalej. Ponieważ wiedział, że będzie musiał wyjaśnić to z Harrym, nawet, jeśli Harry nie chciał. Louisowi należały się wyjaśnienia, ponieważ Louis troszczył się o Harry'ego.

 Zanim zdążył zapukać lub chociażby zadzwonić dzwonkiem, drzwi otworzyły się i stanął w nich Harry, swoją obecnością onieśmielając Louisa, któremu słowa ugrzęzły w gardle, a wzrok miał utkwiony w jego oczach, w jego ustach i uśmiechu, który rozciągał się na jego twarzy. Louis pomyślał przez chwilę, że rzeczywiście się zakochał; Harry sprawiał, że Louis czuł się odurzony tym uczuciem, jak nigdy dotąd, czuł, jak gdyby ono nie pozwalało mu poprawnie myśleć i funkcjonować i to coś, to uczucie budził w nim tylko Harry.

- Louis? – spytał nieco niepewnie, kiedy nie usłyszał żadnego słowa ze strony Louisa, który stal jak kołek i wpatrywał się w Harry'ego, kompletnie oczarowany. Zamknął z powrotem usta, które po chwili dowiedział się, że były otwarte.

- Hej Harry – pomógł mu zamknąć drzwi i złapał go pod ramię. – Uważaj, kamień. – usłyszal chichota Harry'ego, który większym krokiem ominął wspomnianą przez Louisa przeszkodę.

- Wiem, pamiętam, że tu był.

- Przepraszam – Lousi zarumienił się.

- W porządku. To urocze, dziękuję. – wzruszył ramionami i pozwolił poprowadzić się do samochodu Louisa, zatrzymując się po drodze kilka razy, aby móc dotknąć drzewa lub liści, a Louis patrzył na niego przez ten cały czas, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Nieważne, że pomiędzy nimi panowała cisza, Louis miał wrażenie, że ich głosy nie grały teraz żadnej roli; liczyło się dla niego to, że mógł podziwiać Harry'ego i trzymać go przy sobie, i właśnie w tym momencie zastanowił się, dlaczego nie poznał Harry'ego wcześniej?

 Harry był najlepszym, co przytrafiło się w życiu Louisa od dłuższego czasu. Proste czynności wykonywane przez Harry'ego sprawiały, że Louis uśmiechał się i dziwił zarazem, ponieważ to było... dziwne. To było inne, Harry był inne, robiąc zwykłe rzeczy w niezwykły sposób, budząc w Louise niesamowicie wiele emocji. Louis nie wiedział, czego w życiu chciał, Louis nie wiedział, co tak naprawdę czuję, Louis pragnął po prostu być przy Harrym i móc opiekować się nim i sprawiać uśmiech na jego twarzy każdego dnia, i uświadomił to sobie w chwili, gdy obserwował go kiedy ten przyciskał do szyby dłoń i słuchał, jak kropelki deszczu uderzają w nią i w jego twarz, gdy tylko Louis pozwolił mu uchylić okno.

 Uświadomił to sobie, kiedy Harry wysiadł z samochodu z szerokim uśmiechem na ustach i wyciągnął ręce ku górze, jak gdyby nie mogąc uwierzyć, że woda muska skórę jego szyi i dłoni, że moczy jego policzki i włosy, które przykleiły mu się do twarzy wraz z ubraniami. A Louis siedział w środku samochodu i patrzył nie mogąc uwierzyć w widok, jaki miał przed sobą. Harry stał pośrodku polany, nie zwracając uwagi, albo po prostu nie przejmując się tym, że był cały mokry, że mógłby się przeziębić, że stoi tam sam, bezbronny. Jak gdyby deszcz był tym, co go uszczęśliwia.

- Harry... Harry, będziesz mokry – Louis w końcu ośmielił się wyjść na zewnątrz, od razu krzywiąc się, kiedy woda zmoczyła jego włosy, które układał dłuższy czas. Złapał Harry'ego za rękę, chcąc wciągnąć go do samochodu, ale ten ścisnął ją mocniej i zwrócił twarz w jego stronę.

- Spójrz, Louis – powiedział cicho, odgarniając z twarzy mokre kosmyki włosów.

- Gdzie mam spojrzeć?

- Wszędzie. Wszędzie Louis. Deszcz... piękny.

 Louis podniósł głowę i wbił wzrok w niebo, mimo deszczu przejrzyście błękitne, sprawiające wrażenie nieba jako pięknego, takiego, jakiego Louis nigdy jeszcze nie dostrzegał. Znów spojrzał na Harry'ego, który wciąż uśmiechał się, a jego oczy były zamknięte. Długie rzęsy rzucały cień na policzki, a usta, mocno zaróżowione, kusiły Louis jeszcze bardziej, niż zazwyczaj.

- Chodź – pociągnął go w stron samochodu, a Harry w końcu mu uległ. Pozwolił oprzeć siebie o drzwi samochodu, zdziwiony i wystraszony, nie mogąc zobaczyć, co Louis zamierza zrobić. Ale Louis wiedział.

 Stanął przed nim, wpatrując się w jego twarz, z małą resztą nadziei, że Harry coś zobaczy. Że Harry go zobaczy, ze ten powie, że to, że jest niewidomy, było żartem, że nagle odzyska wzrok, że odzyska go chociaż na kilka sekund. Louis był zdesperowany mocniej, niż zazwyczaj, szczególnie wtedy, kiedy zobaczył Harry'ego przed chwilą, jako anioła w czystej postaci.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytał drżącym głosem, w końcu przełamując ciszę. Jego ciało przyciśnięte było do ciała Harry'ego, który ściągnął brwi, nadal trzymany przez Louisa za rękę.

- Co takiego?

- Nie udawaj – przełknął z trudem ślinę, wraz z żółcią, napływającą mu do gardła. Jednak nie przełknął guli, dzięki której łzy bezsilności utworzyły się w jego oczach. – Wiesz, o czym mówię.

- Nie, ja naprawdę, Louis...

- Gdzie ty byłeś?! – zaczesał wilgotne włosy do tyłu, wpatrując się w niego z wyrzutem i bólem, pomimo, że Harry nie mógł tego zobaczyć. A bardzo pragnął, aby mógł, Louis pragnął, aby Harry zobaczył, jak bardzo zraniony był Louis. – Te... te kilka pieprzonych dni, przez które się nie odzywałeś. Ten facet, który wychodził z twojego domu. Te twoje „spotkania". Nie powiedziałeś mi. Dlaczego?

 Potrząsnął głową, chcąc odpędzić łzy, które nagromadziły się w jego oczach, gotowe do spłynięcia po policzkach w każdej chwili, do czego nie chciał dopuścić. Harry stał tam, z początku zdziwiony, ale i zasmucony i zszokowany słowami Louisa.

- Louis...

- Powiedz mi – wziął głęboki oddech, odwracając głowę w bok. – dlaczego Harry? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

- Nie zrozumiałbyś...

- Jak to nie? – z powrotem na niego spojrzał, nie wycofując się nawet wtedy, kiedy jego głos się załamał. – Znamy się tak długo, ja... Ty wiesz, co ja... co ja Ci powiedziałem. Że podobasz mi się Harry, a teraz co? Nie wiem o tak bardzo istotnej rzeczy w twoim życiu?!

 Harry spuścił głowę, prawdopodobnie nie umiejąc poradzić sobie z poczuciem winy, jakie obarczyło go po usłyszeniu Louisa.

- No powiedz coś w końcu... – szepnął tak cicho, że wątpił, że Harry go usłyszał. Pociągnął nosem, wyrywając dłoń z uścisku dłoni Harry'ego. – Cholera! – krzyknął, a jego głos rozniósł się psutym echem po okolicy, nie przebijając się jednak przez deszcz, na który przestali zwracać już uwagę. Harry spróbował złapać go za rękę ponownie, prawdopodobnie chcąc go uspokoić. – Płaczę przez Ciebie, widzisz?! Nie mogę płakać, nie. Płacz jest tylko dla słabych ludzi.

- Płacz jest dla bardzo silnych ludzi, Louis.

- Ty nie możesz nie widzieć, jasne?! Nie... Ty nie możesz! – zapłakał i, po raz pierwszy od początku ich znajomości, wtulił się w ciało Harry'ego, chowając twarz w jego szyi. Nie dbał o to, czy Harry poczuje się z tym niekomfortowo, potrzebował zapewnienia, że Harry tutaj jest. – Nie, nie, nie...

- Lou... ją nie widzę – wyszeptał do jego ucha, owijając ręce wokół jego drobnego ciała i przyciskając je do swojego. Louis pokręcił głową, dając upust swoim emocjom, których nie umiał dłużej w sobie tłumić.

- Ty widzisz H-Harry, ty widzisz, ty musisz widzieć, n-nie możesz być ślepy... nie zasługujesz na to...

- Hej... hej... spójrz – złapał podbródek Louisa i uniósł ku górze, a Louis przez chwilę miał wrażenie, jakby przez zaczerwienione i spuchnięte oczy widział te Harry'ego, wpatrzone w niego i intensywnie zielone. – Zamiast wzroku Bóg dał mi coś innego.

- Co t-takiego? – spytał cicho, nie wiedząc nawet, kiedy zacisnął dłonie na koszulce Harry'ego. Ten zniżył głowę niżej, trąc nosem o nos Louisa, który przymknął oczy. Jego oddech przyśpieszył, kiedy był tak blisko Harry'ego, jak jeszcze nigdy nie był; jego serce bolało od zbyt szybkiego i nierównomiernego bicia.

- Ciebie.

 Łzy zamazały jego obraz, obraz idealnych oczy Harry'ego i ust i linii szczeki, aureoli nad jego głową, którą Louis był pewien, że widział. Dał spłynąć jednej łzie po swoim policzku, później drugiej i dopiero wtedy uśmiechnął się, przenosząc powoli dłonie na policzki Harry'ego.

- Chcę Cię pocałować.

 Harry rozchylił usta, ale nie odpowiedział, pozostając w tej samej pozycji. Louis stanął na palcach i spojrzał w jego oczy, a później przymknął powieki i przycisnął usta do ust Harry'ego, który zacisnął palce na bokach Louisa, a Louis na jego koszulce, kiedy ich oddechy zmieszały się ze sobą, a rytmy serc jak gdyby zsynchronizowały, niewidzialną linią, która połączyła ich od samego początku.

 Westchnął w usta Harry'ego i poruszył nimi delikatnie, rozluźniając się i to pozwoliło mu naprzeć nimi bardziej, pogłębiając pocałunek niemal od razu, a tak szybko, jak Harry odpowiedział mu tym samym, zaplótł dłonie na jego karku. Harry przycisnął go jeszcze bliżej siebie, ciaśniej, trzymając w swoich ramionach Louisa, a Louis trzymał się jego i całował go z pasją i namiętnością, jak gdyby ich usta miały już nigdy się nie spotkać, pomimo, że spotkały się po raz pierwszy.

 Przerwali dopiero wtedy, kiedy obydwóm zabrakło w płucach powietrza, a kiedy oderwali się od siebie, ciężko dysząc, z rumieńcami na policzkach i przemoczeni, Louis przejechał po policzkach Harry'ego, znów jak gdyby nie mogąc uwierzyć, że Harry jest prawdziwy. Kciukami pogładził jego nabrzmiałe i czerwone usta, i nie mogąc powstrzymać się musnął je po raz kolejny swoimi, otrzymując w zamian szeroki uśmiech.

 To nie było tak, że było niezręcznie. Oni po prostu nic już nie mówili, jedynie uśmiechali się, a Louis złapał dłoń Harry'ego i poprowadził ją do swoich ust, aby pokazać mu, że również się uśmiecha. Palce wolnej ręki splótł ze swoimi i pociągnął przed siebie, a deszcz przestał padać, jak gdyby chcąc zostawić ich samych, tylko Harry'ego i Louisa.

 Rozłożyli koc pośrodku i położyli się na nim plecami, ramię w ramię, twarzami zwróconymi w stronę nieba, które pociemniało i chociaż Harry nie mógł tego zobaczyć, Louis mógł i był pewien, że ono również było dla Harry'ego piękne.

- Jesteśmy cali mokrzy – zachichotał, od dłuższego czasu leżąc na boku, przodem do Harry'ego i wpatrując się w niego jak w obrazek. Wyciągnął mały listek, wplątany w jego długie włosy i przeczesał je na bok. Czuł się teraz dziwnie uprawniony do dotykania Harry'ego i patrzenia na niego bez skrępowania, co i tak robił przez większość czasu.

- Wiem. Przepraszam, bardzo kocham deszcz.

- W porządku – pokręcił głowa, unosząc się na łokciu, aby móc spojrzeć na niego w całej okazałości. Położył dłoń płasko na jego torsie, czując od palcami przyśpieszone bicie serca. – Jest piękny?

- Jest przepiękny.

 To wciąż było jedną z najbardziej zadziwiających rzeczy, ponieważ Harry widział rzeczy, których nie widział Louis, i chociaż brzmiało to jak najbardziej śmiesznie, to tak było. Louis mógł uczyć się od Harry'ego patrzeć na świat tak, jak nigdy jeszcze nie patrzył.

- Wiesz, Louis – zaczął cicho, zwracając tym uwagę Louisa po raz kolejny, który zajęty był układaniem kwiatów i źdźbeł trawy wokół nich. – Może nie mogę Cię zobaczyć. Ale mogę Cię poczuć, mogę Cię usłyszeć, mogę Cię... dotknąć. – mówiąc to wyciągnął rękę, aby przejechać nią po szorstkim policzku Louisa, dotknąć jego dolnej wargi i wpleść palce w jego miękkie włosy.

 A Louis wciąż leżał tak i nie ruszał się, patrząc na Harry'ego, który zafascynowany tą czynnością sprawiał wrażenie piękniejszego, niż zwykle. Minę miał skupioną, a język wystawił spomiędzy zebów.

- Co robisz?

- Zastanawiałem się zawsze... czy masz długie włosy, takie, jak ja. Myliłem się.

Louis zachichotał.

- Naprawdę? Nie, mam bardzo krótkie. Za to ty masz bardzo długie. – dla potwierdzenia swoich słów złapał pomiędzy palce kilka kosmyków włosów Harry'ego, które kręciły się jeszcze na końcach. – Miałeś loki? Nie wyglądają jak loki.

- Loki, to znaczy, że takie... takie o? – wykonał w powietrzu dziwny ruch palcem, po raz kolejny rozbawiając tym Louisa, który nie mógł przestać się uśmiechać.

- Tak, takie „o".

- Więc miałem loki – skinął głową i pociągnął delikatnie za włosy Louisa, po chwili zostawiając je w spokoju i położył swoje dłonie na brzuchu. Louis za to wciąż wpatrywał się w Harry'ego, na jego rozchylone usta i szeroko otwarte oczy.

 Wciąż trzymał włosy Harry'ego, bardzo długie i miękkie i pochylił się, nieświadomie, albo zupełnie świadomie zaciągając się ich zapachem. Wtulił je w nie bardziej, przymykając oczy i wiedział doskonale, że Harry wie, co Louis robi, ale nie chciał chyba zwracać na to uwagi, bo mu to nie przeszkadzało.

 Nosem przejechał po policzku Harry'ego, po jego brodzie, aż w końcu ich usta ponownie się spotkały, nieplanowanie, ale chciały być chyba razem i jakaś niewidzialna siła zaciągnęła je do siebie, a której nie mogli powstrzymać. Nie umieli. Nie chcieli.

 Palcami zahaczył o dekolt koszuli Harry'ego, muskając opuszkami jego miękką i jedwabistą skórę i obojczyki, aby sprawdzić, czy jest prawdziwy, a zarazem bojąc się, czy nie rozpadnie się, tak bardzo kruchy i delikatny. Przez zmrużone oczy widział, jak Harry również zamyka oczy i niepewnie obejmuje Louisa w pasie, rozchylając nieco swoje usta, aby pozwolić mu posunąć się nieco dalej. Ale Louis nie chciał.

 Louis nie potrzebował posuwać się dalej, wystarczyło mu, że Harry był obok i pozwalał mu na niego patrzeć, pozwalał mu siebie dotykać i skradać nawet najkrótsze całusy, że uśmiechał się i śmiał z jego mało zabawnych żartów, że cieszył się z najprostszych rzeczy i nazywał je pięknymi, że po prostu... był.

- Louis? – wymamrotał w jego usta, zaciskając ze zdenerwowania palce na jego biodrach. – Zrobiłem coś nie tak?

 Louis jak gdyby się ocknął, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że tkwił w pocałunku z Harrym już jakiś czas i kompletnie odpłynął, nie odpowiadając nawet na ruchy warg chłopak i myśląc o nim samym.

- Przepraszam – po raz kolejny dzisiejszego dnia musnął jego usta swoimi i usiadł. – Zaraz możemy kontynuować, napiszę do mamy.

- Okej – zgodził się i nieco rozluźnił, więc Louis wyjął telefon i po raz pierwszy w swoim życiu napisał mamie, że nie wróci na noc do domu. Nie wracał na noc do domu praktycznie cały czas, ale nigdy jej o tym nie informował.

Do: Mama: Nie wrócę na noc, pojechałem do Harry'ego.

 Po krótkim namyśle dodał na końcu uśmiechniętą buźkę, nie wiedząc jednak, jak daleko może się posunąć. Odłożył telefon na bok, chcąc w pełni nacieszyć się Harrym i oddać mu cały swój czas, poświęcić mu całą swoją uwagę.

- Jestem – powiedział cicho, kładąc się z powrotem obok i złapał dłoń Harry'ego, splatając ją ze swoją. Dostrzegł delikatny zarys dołeczka w lewym policzku i zbliżył się, aby złożyć tam pocałunek. – O czym tak myślisz?

- O gwiazdach – westchnął. – Chciałbym je zobaczyć. Skoro ludzie potrafią godzinami leżeć i wpatrywać się w niebo w poszukiwaniu gwiazd, to na pewno muszą być piękne, skoro nawet Wy, widzący, je kochacie.

- Tak, są... przepiękne – szepnął Louis, nie mając jednak do końca na myśli gwiazd, a Harry'ego. Ponieważ ciągle na niego patrzył, to, z jakim zaangażowaniem i jak intensywnie myśli o tym, co by było gdyby, jak marszczy nos, kiedy się zastanawia, albo jego twarz wykrzywia się w uśmiechu, kiedy znów sobie coś uświadamia. Louis po prostu wciąż nie mógł w to uwierzyć. – Ale ty jesteś... bardzo piękny Harry. Piękniejszy od nich, od tych gwiazd. Najpiękniejszy.

 Przełknął z trudem ślinę, obserwując, jak Harry odwraca głowę w jego strony, jego puste oczy patrzą na Louisa, ale myśli są skupione na nim. Jego policzki oblewa delikatny rumieniec, ale jego oczy niebezpiecznie błyszczą i Louis bał się, czy aby nie przesadził.

- Jesteś piękny, Louis.

 Zmarszczył brwi, zupełnie się tego nie spodziewając, ale był również zaskoczony i poczuł dziwne ciepło w dole brzucha, na które starał się nie zwracać uwagi. Chociaż było to bardzo uciążliwe.

- Ale... Ty mnie nie widzisz, Harry – przysunął się jeszcze bliżej niego, tak, że prawie stykały się nosami, a ich oddechy mieszały się ze sobą. Nie mogąc się powstrzymać znowu położył dłoń na policzku Harry'ego i kciukiem pogładził jego policzek, wzdychając rozmarzony.

- Jestem pewien, że jesteś piękny, Louis. Tak samo, jak w środku.

 Louis był pewien, że przez chwile łzy były gotowe wypełnić jego oczy, ale nie te złe łzy, te łzy szczęścia i wzruszenia. Ponieważ słowa Harry'ego sprawiały, że on rzeczywiście poczuł się piękny, chociaż tak bardzo, jak go to nie obchodziło, czy będzie piękny dla całego świata, obchodziło go tylko to, że był piękny tylko dla Harry'ego.

- Nie wiem, co powiedzieć – oparł siebie ich czoła, rzeczywiście mają w głowie pustkę, albo po prostu nie wiedząc, jak wyrazić to, co czuł. A czuł w tej chwili niesamowicie wiele rzeczy. – Więc powiem tylko, że bardzo Cię lubię.

- Ja Ciebie też lubię... bardzo – przyznał nieśmiało, uśmiechając się lekko i nieco pewniej wtulił się w ciało Louisa, który objął jego ciało ramionami. Nos Harry'ego posmyrał jego szyję, więc zachichotał. – Ładnie pachniesz.

- Dzięki.

 Mimo, że nie było jeszcze aż tak późno, to rzeczywiście było widać już gwiazdy i Louis żałował, że Harry nie mógł ich zobaczyć. Był w stanie kupić mu kiedyś jedną, oddać za nią wszystko oszczędności, ale jeszcze bardziej za to, aby Harry mógł ją zobaczyć.

- Louis?

- Hm?

- Skąd wiesz? – Louis spojrzał zdziwiony na niego z góry. – Wiesz... o tym.

 Och. Czy Louis powinien powiedzieć Harry'emu prawdę? Osobiście wiedział, że było to odpowiednie, ponieważ była to osobista sprawa Harry'ego ale z drugiej strony gdyby nie matka Harry'ego, Louis nie dowiedziałby się i nie leżałby tu i teraz z Harrym.

- Ja... Twoja mama mi powiedziała. Byłem u Ciebie jakiś czas temu i wpuściła mnie do środka, ale wiem, że nie miała nic złego na myśli. Ja rozumiem Harry.

- Nie rozumiesz – pokręcił głową, odsuwając się i siadając. Louis również usiadł, znów czując się niepewnie, nie wiedząc, czy może objąć Harry'ego albo dotknąć go, gdy ten przyciągnął kolana do klatki piersiowej. – Myślisz pewnie, że jestem nienormalny. Niewidomy i nienormalny.

- Nie Harry, wcale tak nie myślę – pokręcił głową chociażby do samego siebie, ponieważ to, co mówił Harry było kompletną bzdurą. – Jesteś cudowny, nie wiem, jak mogłeś pomyśleć, że ja mógłbym pomyśleć tak o Tobie. Słuchaj – westchnął, przeczesując włosy palcami. – Uważam, że jesteś bardzo mądry, że jesteś... bardzo trakcyjny, że masz ciekawe zainteresowania, jesteś zabawny i interesujący i wolę twoje towarzystwo od towarzystwa kogokolwiek innego. – ponieważ sprawiasz, że jestem szczęśliwy, pomyślał, nie mogąc zebrać się jednak na odwagę, aby powiedzieć to na głos.

 Złapał dłoń zaskoczonego Harry'ego w swoją i usiadł szybko na przeciwko niego.

- No naprawdę, ja nie kłamię. Wiem, że kochasz lilie, że często grasz Canon D-dur, bo jesteś miłośnikiem muzyki klasycznej, że kochasz słońce i tak naprawdę kochasz wszystko, ale nienawidzisz ludzi za to, co mówią o wazonach, że lubisz zieloną herbatę, ale pamiętam, że jej nie słodziłeś. Pamiętam też, że mówiłeś po francusku, że jesteś bardzo utalentowany w grze na fortepianie i masz od groma wyróżnień i dyplomów, a nawet nagród! Wiem, że gdybyś widział, twoim ulubionym kolorem byłby kolor błękitny, taki, jak moje oczy, że... że miałbyś obsesję na punkcie obrazów i sztuki, i że mówiłbyś mi, abym obciął już te włosy, bo moja mama tak mówi, twierdząc, że są za długie. I wiem też, że codziennie patrzyłbyś na zachód słońca, tak, jak mokniesz, aby poczuć deszcz, bo nie możesz go zobaczyć. I wiem również, że jesteś przepiękny, i że nie zasługujesz na to wszystko.

 Zakończył przemowę z głębokim wdechem nie wiedząc nawet, kiedy jego przyśpieszyło swoje bicie tak mocno, że był niemal pewien, że Harry również je słyszy. Harry, który wycierał mokre policzki, odwracając głowę tyłem do Louisa. Ale Louis, czując w żołądku uścisk, odciągnął dłonie Harry'ego od jego twarzy i pocałował go krótko w usta, po chwili sam ścierając kciukami jego łzy.

- Wiesz, co jeszcze wiem? Że kocham Cię całować, i będę to chyba robił do końca swojego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top