X: Selfish

21 lipca, 2013 roku

- Od kilku dni czuję się źle. Taki jakby... przytłoczony? Sam nie wiem. I na pewno samotny. Czuję, że chłopaki mnie nie rozumieją, nie chcę zadręczać dziewczyn, a mama i tata są zajęci konkursem Lottie, więc nie chcę ich zadręczać swoimi problemami. I jeszcze do tego wszystkiego dochodzi... Harry.

 Nie uważał, że zwariował. Wcale. On po prostu potrzebował kogoś lub czegoś, aby mógł wygadać się ze swoich problemów, a w tym momencie najlepszym pomysłem okazał się Tom.

- Bo widzisz, poznałem go niecały miesiąc temu, mieszka niedaleko Ciebie i jest niewidomy. Na początku nie umiałem sobie z tym poradzić, bo się bałem, oceniłem go, zanim tak naprawdę mogłem go poznać. A teraz nie widzieliśmy się już kilka dni i chyba za nim tęsknię, ale wstyd mi tym iść, bo ostatnio powiedziałem coś, czego nie powinienem. To w porządku?

 Spuścił wzrok na swoje dłonie, bawiące się sznurówkami jego adidasów i westchnął przeciągle, wiedząc, że to nie ma najmniejszego sensu.

- Na co dzień jestem chyba uśmiechnięty i pełen energii, bezczelny czasem, no i lubię żarty i dobre imprezy. Ale nikt tak naprawdę nie interesuje się, co czuję w środku. - zmarszczył brwi, kiedy własne słowa do niego dotarły. - Ale myślę, że przy Harrym jestem... inny. Normalny. Może to dlatego, że on mnie nie zna? Nie zna tego Louisa, którym jestem każdego dnia, tego, którego udaję. Myślisz, że Harry... to jest ten? Ten, który ma mi pomóc przez to wszystko przejść?

 Zerknął na nagrobek, nie oczekując żadnej odpowiedzi, jednak mimo to i tak poczuł się zmieszany i rozbawiony zarazem, z tego, co właśnie robił.

- Zamierzam zaprosić go gdzieś, ale nie wiem, czy mogę nazwać to randką. Myślisz, że mogę?

 Sięgnął do tyłu i wyciągnął zza pleców bukiet lilii.

- Przyniosłem coś dla Ciebie. Lilie, ulubione kwiaty Harry'ego, mam nadzieję, że również je polubisz. - ułożył starannie bukiet na warstwie ziemi i uśmiechnął się do siebie smutno. - Przepraszam Tom, muszę już iść. Do usłyszenia, tak?


***


 Wczesnym wieczorem Louis poważniej myślał o swoich słowach i o tym, co zamierza zrobić, ponieważ zamierzał. Nawet, jeśli było to głupie i tandetne, i może trochę babskie, wybrał numer do swojego przyjaciela, Leo, i rzucił się na łóżko przykładając telefon do ucha.

- No?

- Leo, musisz mi pomóc - zaczął od razu, ze zdenerwowania mnąc w dłoni pościel.

- W czym? - odparł lekko zdziwiony.

- Pamiętasz Harry'ego? Tego... tego z lasu?

- No... tego niewidomego Do którego wbiliśmy do domu?

- Tak, właśnie ten! Chcę go gdzieś zaprosić, ale nie wiem gdzie, a Ty zawsze mi pomagałeś w takich rzeczach.

- No jak to gdzie? Do klubu go weź, idioto. Tak, jak zawsze to robiłeś, jak kogoś zapraszałeś na randki.

 Skrzywił się, nie wyobrażając sobie jednak obrazu jego i Harry'ego, siedzących przy barze, popijających drinki i tańczących do muzyki, która mogłaby nie przypaść Harry'emu do gustu.

- To chyba jednak zły pomysł.

- Ach tak? - parsknął. - To co, w takim razie, zamierzasz? Płatki róż, szampanik i te sprawy? Przestań być taką ckliwą ciotą, Louis, ten facet i tak pewnie leci tylko na to, jak wyglądasz.

- On nie widzi, dupku - splunął do słuchawki i natychmiast się rozłączył, czując, jak jego tętno przyśpiesza, a w dłoni mocno zaciska telefon. Wstał i włożył go do tylnej kieszeni spodni, decydując się sam wymyślić coś, co będzie mógł zrobić dla Harry'ego i gdzie go zabrać, skoro nie może liczyć nawet na Leo.

 Dał sobie czas na przemyślenie tego w samochodzie, w drodze do domu Harry'ego i postarał się wywnioskować w swojej głowie, co lubi Harry. Harry zdecydowanie nie gustował w imprezach i głośnej muzyce, ani też alkoholu czy papierosach, Harry zdawał się lubić rzeczy proste i zwykłe, nazywając je jednak pięknymi, co w oczach Louisa było zagadką. Harry był dla niego zagadką i to być może sprawiało, że go do niego ciągnęło. Był zupełnie inny od innych i nie tylko ze względu na to, że nie widział, chociaż to również czyniło go wyjątkowym.

 Wziąwszy głęboki oddech zapukał do drzwi Harry'ego, stojąc już pod jego domem, nie mogąc uwierzyć, że ta podróż minęła mu tak szybko. Zaledwie kilka minut temu siedział w samochodzie, a teraz okropnie się denerwował, nie mogąc wykrztusić słowa, kiedy Harry stanął przed nim ze zmarszczonymi brwiami.

- Kto to?

- Hej. Ja. - Louis uśmiechnął się niezręcznie, zupełnie zapomniawszy, że Harry tego nie widzi. Na szczęście poczuł się mniej niezręcznie, kiedy uśmiech rozciągnął się na twarzy Harry'ego, sprawiając wrażenie, jakby odwzajemnił ten Louisa.

- Cześć Louis.

- Hej Harry - przegryzł dolną wargę, przełykając z trudem ślinę, ponieważ wiedział, że to ten moment. Przyjechał tutaj dzisiaj tylko w jednym celu. - Chciałem Cię o coś spytać.

- O co takiego?

- Czy-czy... dasz się gdzieś wyciągnąć? To znaczy nie, źle! - powiedział szybko, klnąc w myślach. - Czy umówisz się... Ja chcę spytać, czy wyjdziemy gdzieś razem. Tak ogólnie. No wiesz, Ty i ja.

 Wcisnął dłonie w kieszenie swoich spodni i zakołysał się na stopach, w napięciu obserwując, jak i wyczekując, aż Harry coś powie.

- Och.

- Nie musimy iść do miasta, właściwie miałem plan, ale to niespodzianka, jeżeli się zgodzić oczywiście.

- Kiedy? - spytał w końcu, dając odpocząć płucom Louisa, kiedy ten wypuścił wcześniej wstrzymywane, nieświadomie, powietrze.

- W sobotę, jutro. Pasuje Ci?

- Chyba tak - skinął głową i oparł się ramieniem o framugę drzwi, spuszczając głowę. Kąciki jego ust znów uniosły się lekko ku górze, a Louis widząc, jak róż oblewa jego policzki, odwrócił spojrzenie, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu.

 Harry być może i był niewidomy, ale przez sposób, w jaki się ubierał Louis mógł stwierdzić, że właśnie wyszedł z wybiegu. Tak właściwie, to niby nic - spodnie jak spodnie, wąskie i czarne, buty przypominały buty, będąc skórzanymi botkami, a koszula, śnieżnobiała i zapięta pod samą szyję sprawiała wrażenie elegancji i szyku, czyli tym, co przeważało w Harrym najbardziej.

- To do jutra - zaczął się wycofywać, nie spuszczając z niego wzroku.

- Um, Louis?

- Tak?

- W co mam się ubrać?

 Po raz pierwszy zauważył chyba na jego twarzy zdenerwowanie i nie wiedział, czy było to wywołane tym, że Louis właśnie zaprosił go na randkę, czy tym, że lubi Louisa. Louis też tego nie wiedział.

We wszystkim wyglądasz pięknie.

- Jakkolwiek będzie Ci wygodnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top