Epilog
[W linku zewnętrznym jest link, który koniecznie musicie otworzyć i włączyć muzykę, która jest obowiązkowa podczas czytania]
„Lubię wiatr. Zdaję sobie sprawę z jego obecności, kiedy rozwiewa moje włosy i plącze je, uderza mocnym podmuchem w moją twarz i pozwala mi oddychać - pozwala mi żyć i cieszyć się życiem. Pozwala mi dostrzegać piękno w zwykłych rzeczach, nie dlatego, że można je zobaczyć, ale można je poczuć. Można poczuć to, jak oddziałują na nasze życie, nawet w najmniejszym stopniu, jak nudne byłaby bez nich rutyna, ponieważ wszystko jest wyjątkowe - wszystko jest piękne na swój sposób.
On potrafił dostrzegać piękno, nawet, jeśli było ono niewidoczne. Było zawsze, w każdym z nas, ukryte głęboko, jednak wciąż czyniąc nas pięknymi. Potrafił naprawiać ludzi i sprawiać, że sami dążyli do tego, aby być z powrotem żywymi - aby mogli być pięknymi. Jak gdyby piękno było tym, czym pragnęli, by się stać, chociaż sami jeszcze o tym nie wiedzieli. Jak lilie, które powoli rozkwitają, skrywamy, gdzieś głęboko w sobie jedną z najpiękniejszych wad.
Myślę, że to po prostu był sposób, w który obserwowałem go, kiedy uśmiechał się podczas deszczu, a mokre kropelki wody spływały po jego ciele, sprawiając, że ubrania przylegały do jego skóry, lub kiedy śmiał się z prostych rzeczy, które tylko na pierwszy rzut oka były zwykłe i nijakie, ale w jego przekonaniu były po prostu piękne. Starał się dostrzegać to, co najlepsze w zwykłych rzeczach. Był zabawny, nawet, jeśli nie znał żadnych żartów, kochał słońce, pomimo, że nie wiedział, jak tam jest. Ale kochał je, ponieważ ono było, i to był jeden z tych istotnych cech, które sprawiały, że zakochiwałem się w nim z dnia na dzień, coraz bardziej i bardziej, nie zdając sobie sprawy, że powinienem w końcu to docenić. Jego piękno.
Ponieważ on był piękny, jak wszystko, co nas otacza. Wystarczy zamknąć oczy i patrzeć. Wszystko jest piękne. Jak lilie."
Odłożył pióro, trącając łokciem kałamarz, którzy przewrócił się i rozlał tusz po powierzchni burka. Nie zwrócił na to nawet uwagi, będąc zbyt zaabsorbowanym zwijaniem pergaminu i zawinięciem wokół niego wstążki, uniemożliwiającej mu rozwinięcie się. Wstał. Wrzucił pióro do jednej z szuflad biurka i sięgnął po swój płaszcz, kierując się w stronę drzwi najszybciej jak to możliwe, mając nadzieję, że zdąży.
Musi.
Była już jedenasta, ale chociaż starał się wyrobić wcześniej, nie dał rady. Wcześniej był zbyt zajęty zawiązywaniem krawata i patrzeniem na siebie w lustrze, a kiedy był już gotowy, zapomniał, że nie zatankował i w ostateczności musiał wezwać taksówkę.
- Koly Souls Cementery na Arnos Vale, proszę – rzekł do taksówkarza i odetchnął z ulgą, gdy wreszcie ruszyli. Wyjrzał przez okno, akurat zaczynało padać. Przeklął się w duchu za to, że będzie spóźniony, to nieuniknione.
Bristol. Dlaczego akurat tam? Ponieważ tam poznał miłość swojego krótkiego życia. Louis był niemałym decydującym o tej decyzji, a i tak nikt nie miał zamiaru mu się sprzeciwiać.
Obok niego, na tylnym siedzeniu, leżała gazeta. Jedna z tych lokalnych, których nigdy nie zwykł czytać, ale widząc jeden z artykułów w prawym, dolnym rogu miał ochotę wyrzucić ją przez okno.
On cierpiał. Zasługiwał na wszystko, oprócz cierpienia – potrzebował zaznać spokoju, który nie dany był mu tutaj, nawet, jeśli Louis był jego osobistym, małym światem, w którym czuł się dobrze.
„A może on nie był człowiekiem? Może był aniołem, zesłanym z nieba specjalnie dla mnie? Mógłbym przyrzec, że momentami widziałem nad jego głową aureolę i skrzydła, wyrastające z tyłu jego ciała, wzbijające się w górę. Żałowałem tylko, że nie mogłem odlecieć z nim, jakikolwiek był jego cel."
Ocknął się, słysząc zirytowane chrząknięcie taksówkarza.
- Należy się sześć funtów.
„Wkroczyłem do jego życia za późno, a być może w najlepszym momencie - może miałem uczestniczyć w jego ostatnim etapie i sprawić, aby nie był aż tak bolesny. Może zjawiliśmy się w swoich życiach w jakimś celu - ja w jego, aby kazać mu, czym jest szczęście, a on w moim, abym nauczył się docenić piękno.
Był zbyt piękny na cierpienie. Zniknął. Odszedł, tak po prostu, jakby był przygotowany na to od dawna, ale poznał mnie i to ja byłem tym, który podtrzymywał go przy życiu. A kiedy stwierdził, że wypełnił swoje zadanie, zostawił mnie, kiedy byłem, według niego gotowy, aby żyć."
Oparł się o chłodny pień drzewa, zakrywając się za jego częścią i przygniótł butem papierosa, którego jeszcze chwile wcześniej chciał włożyć do ust, ale w ostateczności zrezygnował. Nie spuszczał wzroku z kilkunastu osób zgromadzonych w jednym miejscu, i chociaż widział znajome twarze, niektóre rozglądające się w poszukiwaniu jego osoby, pozostał w tym samym miejscu.
„Ale on cały czas tutaj jest."
To nie tak, że nie miał odwagi. Po tym wszystkim miał sporo odwagi.
„Co sprawia najwięcej szczęścia? Szczęście drugiej osoby. Ukochanej osoby. On czynił mnie szczęśliwym, więc odszedł szczęśliwy."
- Cholera jasna - wytarł spocone ze zdenerwowania dłonie o uda i schwał się bardziej, gdy tylko zobaczył twarz Audrey. Widział twarz swojej mamy i ojca, jego rodziców i swoje siostry. Chciał pozostać niezauważonym, niewidocznym dla oczu innych, ale czekał, aż rozejdą się i dopiero wtedy, kiedy to się stało, zebrał w sobie siły, aby podejść bliżej.
Chciał zostać z nim sam.
Gdy był coraz bliżej, jego serce biło coraz szybciej, jego dłonie drżały, ale uśmiechał się delikatnie, chcąc pokazać, jakby samemu sobie, że wszystko było w porządku.
„Mój ideał jest długimi włosami i zielonymi oczami, jest poranną chrypką, jest skrzydłami i wielkim sercem i darem czynienia cudów. Mój ideał smakuje jak własnoręcznie hodowane truskawki i zielona herbata, pachnie jak lilie i świeże powietrze, jest słodkimi i nieśmiałymi pocałunkami na dobranoc, piękną melodią i szczerym uśmiechem. Mój ideał nie istnieje, nie można go zobaczyć, ale można go poczuć."
Zamiast na jednej z pobliskich ławek usiadł na ziemi, nie przejmując się, że wstanie brudny i zmarznięty. Wzbił wzrok w kamienną płytę.
„Dziękuję Ci, Boże, za kogoś takiego jak Harry."
- Teraz czuję się jak Ty, wiesz? - zamknął oczy, czują delikatny powiew wiatru, który rozwiał kosmyki jego włosów. - Nie mogę Cię zobaczyć, ale czuję twoją obecność.
Od autora: Koniecznie przeczytajcie Podziękowania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top