Rozdział XXII
Gdy już ostatnie tony zbiorowego wilczego śpiewu wybrzmiały na Wzgórzu Lobo, pierwsza para watahy zarządziła powrót do zamku. Reszta nocy miała zostać tradycyjnie spędzona w znajomych czterech ścianach obecnie opustoszałej rezydencji. Kolumna zmiennokształtnych pod przewodnictwem Alfy i Luny, strzeżona na samych tyłach przez specjalną grupę omeg podlegającą jednej z delt, ponownie przemierzyła malowniczą drogę do swojej siedziby.
Isabella Dunstan, swoimi bezustannie pobłyskującymi złotem oczami, czujnie obserwowała pobratymców znikających stopniowo w labiryncie korytarzy, zaraz po przekroczeniu przez nich progu głównego wejścia. Nie mogła natomiast dojrzeć swojego męża, który, wraz z Ramonem Harksem i Ethanem Flintem, pozostał krok za nią i podobnie jak ona, pilnie się czemuś przyglądał. A konkretnie, dwóm wilkom – Neirze Cloen i Bayramowi Shayrsowi. Mimo iż ich podopiecznych już nie było na zewnątrz, oni nadal stali na dziedzińcu. Stali zwróceni do siebie pyskami, jakby patrząc sobie głeboko w oczy, nie dbając co się dzieje wokół. Dopiero po cichym, brzmiącym ponaglająco mruknięciu Luny, para weszła do środka.
Gregor porozumiewawczo kiwnął głową do pozostałych Przywódców. Wiedzieli co ten gest oznacza, więc natychmiast się oddalili po to, aby po kilkunastu minutach ponownie spotkać się z głową stada, w jego gabinecie. Z racji swej siły, panowanie nad drugą naturą pozwalało im bardzo szybko się przemieniać. Lecz efektów oddziaływania pełni księżyca i tak nie mogli unikać. Ich twarze, szczególnie oczy, naznaczone były zmęczeniem.
– Chyba możemy się zgodzić, – powiedział Dunstan, podwijając rękaw koszuli – że Delta Shayrs dobrze się wywiązał ze swoich obowiązków.
– Istotnie, możemy – odrzekł obojętnie Ramon, podziwiając jeden z wiszących na ścianie obrazów – Aczkolwiek, osobiście, ograniczyłbym się do określenia "obiecujący debiut".
– Cóż, na pewno nie było po nim widać, że nieco ponad dobę temu walczył o życie – Gamma powstrzymał ziewnięcie i usadowił się wygodnie w jednym z foteli.
– No właśnie – Alfa niemal szepnął, nie okazując żadnej emocji, po czym usiadł za biurkiem i skrzyżował ręce – A co natomiast było widać?
– Każdą ranę na ciele da się opatrzeć, a blizny potrafią zniknąć, wiemy to doskonale. Co innego jednak z tymi szramami, które zadano umysłowi, myślom, wspomnieniom – Flint odpowiedział z zamyślonym wzrokiem – Te obrażenia potrzebują czasu na wyleczenie. On dopiero co dostał pazurami po skórze, a mimo to, przemienił się i dołączył do reszty. Innymi słowy, chyba nie da się go tak łatwo złamać.
Wówczas Beta odchrząknął, tym razem kierując swój wzrok ku panoramie za oknem.
– Wszyscy mamy w sobie instynkt przetrwania. Zresztą, z nim nie ma to za wiele wspólnego, ponieważ, po pierwsze, nie miał dzisiaj okazji się tym wykazać, a po drugie, to zawsze on był łowcą. Nie wątpię, że potrafi nie dać się zabić, ale kiedy i jak miał zginąć, skoro miał przed sobą tylko ludzi?
Harks wiedział, że Gregor i Ethan się z nim zgadzają, choć nie wypowiedzieli słowa, ani nawet nie kiwnęli twierdząco głowami. Doskonale znali jego stosunek do Bayrama. Z ich trójki był tym, z którym młodzieniec miał zdecydowanie najchłodniejszą relację, jeszcze nie spieszyło mu się jej w żaden sposób poprawić.
– Tutaj nie ma ludzi, a jeśli jakichś spotka, to tylko na własne życzenie. I być może, trafi nie tylko na nich – Dunstan nieznacznie zmrużył oczy – Wtedy poznamy kolejne odpowiedzi. Jak choćby, czy omegi, które sam sobie dobrał do strzeżenia granic terytorium, są już gotowe do swojego obowiązku.
– O ile dobrze pamiętam, to wspominał coś o konieczności poznania ich wilków. Myślisz, że już tyle o nich wie? Wezwiesz go tutaj, żeby sobie posłuchać, jak to potrzebuje jeszcze czasu?
– Wezwę – Alfa odpowiedział Becie – Lecz nie teraz i nie po wschodzie. Na razie, niech się nacieszy tą nocą i przemyśli wszystko porządnie. Nie przyjdzie do nas z byle czym, tego jestem pewien.
Ramon i Ethan spojrzeli na siebie, jakby każdy z nich szukał w obliczu tego drugiego potwierdzenia, czy aby na pewno tak samo rozumieją słowa swojego przywódcy. Albowiem, nie do końca rozumieli jedną rzecz.
– Dajesz mu dużo czasu, jak na to poważne zadanie – powiedział po chwili ciszy Harks, Gamma splótł ręce na klatce piersiowej.
– Przyobserwowałem go podczas wymarszu. Na moje oko, omegi już się go słuchają, wyglądali na zorganizowanych, każdy znał swoje miejsce...
– Doceniam starania, Ethanie, ale ja również go miałem pod lupą – Gregor zdecydowanie, ale z zachowaniem pełnego spokoju, przerwał mu – Wiem, że otworzył się na stado, a ono go zaakceptowało. Tu muszę wam doradzić, panowie, żebyście zawsze obserwowali reakcje najmłodszych z naszego gatunku. Isabella potwierdziła mi, że maluchy mają niesamowitą zdolność wyczuwania aury, jak mało kto. Jednakże, wracając do Delty Shayrsa, teraz czeka go kolejna lekcja. Nauczyć się żyć z permanentną otwartością na innych. Znamy jego przeszłość, więc wiemy, że szybko mu to nie pójdzie. Ale cierpliwość zwykła popłacać, czyż nie?
– Jak już o tym, to wypada wspomnieć o jego dobrze układającej się współpracy z Deltą Cloen – Beta schował dłonie w kieszeniach spodni, a na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmieszek – Kto jak kto, ona jest specjalistką w tym temacie. A tyle czasu, ile spędzają razem, może dawać nadzieje, że nauka nie zajmie mu aż tyle.
– Zgadzam się, jeśli można poprzeć – dodał ochoczo Flint – A ich niewątpliwie wzajemne zrozumienie może przynieść watasze dużo dobrego, śmiem przypuszczać. Wystarczy, żeby nauczyła go otwartości na innych.
Ukazując pierwszy raz podczas tego spotkania emocje, Dunstan delikatnie uniósł kąciki ust.
– Wystarczy, żeby otworzył się przed jedną osobą.
***
– C-co ty tu robisz? Jak do tego doszło? Co w ogóle się wczoraj stało?
Bayram otrząsnął się z chwilowego szoku, po czym wyrzucił z siebie trzy pytania na jednym wydechu, podczas gdy Neira bezustannie się uśmiechała. Po usłyszeniu ostatniego pytania ziewnęła, zakrywając usta dłonią i przeciągnęła się, pilnując drugą ręką, by krawędź okrywającego ją koca nie oddaliła się zbytnio od obojczyków. Wyraźnie zarysowanych i bardzo ładnych obojczyków, jak uznał młodzieniec pod wpływem chwili.
– Jeśli na razie nie masz więcej pytań, – mruknęła, spoglądając na niego – mogę na teraz pożyczyć ten koc? Nie miałam okazji zgarnąć wczoraj żadnych rzeczy na przebranie, a chwilowo nie mam ochoty się znowu przemienić, więc wiesz...
– Jasne, żaden problem – pokiwał głową – Chyba, że chcesz coś włożyć, to zaraz poszukam w szafie.
Dziewczyna jednak zapewniła go, że nie ma takiej potrzeby, po czym powoli oparła się na łokciach, próbując wstać. Równocześnie, Shayrs odwrócił się do niej plecami, przytrzymując ręką kołdrę, pod którą się obudził. Zdawało mu się, że równa rangą cicho zachichotała pod nosem na jego ruch. Zaraz potem zauważył ubrania leżące na podłodze, przed drzwiami balkonowymi. Przypomniał sobie, nosił je wczoraj. Teraz na to nie było szans, skoro zostały z nich strzępy. Zazwyczaj rozbierał się przed transformacją, dzięki czemu garderoba nie wymagała uzupełnienia w kolejnych dniach, ale poprzedniej nocy nie udało się postąpić według zwyczaju. A skoro już pomyślał o tym...
– No więc?
– "No więc" co? I możesz się już odwrócić. Tak na marginesie, nie musiałeś tego robić.
W normalnych okolicznościach, takie zwlekanie z konkretną odpowiedzią już by go doprowadziło do irytacji. Ale że obecne okoliczności bynajmniej nie były normalne, skwitował te słowa tylko krótkim westchnięciem. Pilnując dłonią, by kołdra nie zsunęła mu się poniżej bioder, powoli obrócił się w stronę brunetki. Siedziała na brzegu łóżka, a koc, w który się owinęła, sięgał jej do połowy ud. Nie powstrzymał mimowolnego zerknięcia na jej nogi, po czym natychmiast się podniósł i oparł plecami o ścianę.
– Więc... – w końcu przerwał ciszę trwającą o kilka chwil za długo – Jak to się stało, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy?
– Czyżby drobna amnezja?
Dopiero teraz uświadomił sobie, że faktycznie nie pamięta zbyt dużo z poprzedniej nocy. Ostatnie wspomnienie to wspólne wycie ze stadem do księżyca na Wzgórzu Lobo, potem dziwna pustka.
– Nie martw się, to typowe dla pierwszej pełni w stadzie – Cloen zauważyła jak marszczył brwi, a pustym wzrokiem gapił się na podłogę – Mówiłam ci, że wspólne wycie całej watahy do pełnego księżyca wzmacnia więź między nami, jednoczy nas. Ale chodzi tu również o... Hm, jak by ci to wytłumaczyć...
– Prosiłbym najprościej.
– Z pewnością... Wiesz, chodzi o to, żeby całkowicie oddać się swojemu wilkowi, rozumiesz? Nie myślisz o tym, że się przemieniasz w wilka i teraz jesteś człowiekiem w wilczym ciele. Jesteś po prostu wilkiem.
– Rozumiem, rozumiem, nawet już coś kojarzę z wczoraj – istotnie, przypomniał sobie tę wewnętrzną radość, gdy absolutnie scalił się ze swoją drugą naturą, tak to odczuwał – Ale jak to niby wyjaśnia, że skończyliśmy oboje...
Czyżby jego policzki się nieco zaczerwieniły, dostrzegając na jej twarzy delikatny uśmieszek?
– Możesz się z tym nie zgadzać, ale moja skromna teoria zakłada, że w głębi swojej wilczej duszy tak się ucieszyłeś ze spotkania innych tobie podobnych, że nie zdołałeś znieść myśli o samotnie spędzonej nocy. Pewnie nie pamiętasz, ale nie rozstaliśmy się na krok od wejścia na wzgórze i dalej się trzymamy razem tu, w twoim pokoju.
I w moim łóżku, pomyślał, czując rosnącą bryłę lodu w żołądku. Wziął głębszy oddech.
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że... – zaczęło go przepełniać skrępowanie, uczucie, którego tak szczerze nienawidził odczuwać – W jakimś sensie, tak mi brakowało towarzystwa, że... ja ciebie tutaj...
– Zaciągnąłeś? Spokojnie, to nie było tak.
Zabrzmiało to jakoby weszła mu w słowo, lecz tak naprawdę musiała się zorientować, że trudno jest mu wydusić z siebie jakiekolwiek słowo i interweniowała. Z nadzieją spodziewał się, że to ten moment, w którym jego towarzyszka wreszcie opowie o wszystkim, co się wydarzyło tej nocy. Choć w sumie, teraz nie był pewien, czy chce tę prawdę poznać.
– Grzecznie mnie zaprosiłeś do siebie, to przede wszystkim, a ja zaproszenie przyjęłam – uśmiechnęła się niewinnie – Przyszliśmy, jakiś czas podziwialiśmy księżyc i niebo, a kiedy powoli zaczynało świtać, zmógł nas sen. To było urocze, jak chciałeś mi oddać łóżko, a sam wolałeś tamten kąt pokoju. Na szczęście byłeś tak zmęczony, że już nie miałeś siły się kłócić i położyłeś się obok mnie. No coś taki zdziwiony, miałam się wylegiwać na takim wygodnym łóżku, a ty na podłodze, w swoim własnym pokoju? Aha, jako że miałam możliwość wcześniej od ciebie wrócić do ludzkiej postaci, to cię przykryłam kołdrą. Mam nadzieję, że się nie ugotowałeś do przemiany. I to właściwie jest cała historia, nic więcej się nie wydarzyło.
Usłyszawszy opowieść równej rangą, Shayrs odetchnął z ulgą, choć po momencie uznał, że mógł to zrobić w mniej rzucający się w oczy sposób. W każdym razie, nie aż tak przesadzony przy Cloen, która jednak nie przejęła się jego reakcją. A przynajmniej tego nie okazała, jeszcze.
Nic więcej się nie wydarzyło. Do niczego nie doszło. To tylko wilk czujący potrzebę bliskości. Po prostu nadmiar euforii wynikający z pierwszej pełni w watasze. Ot tajemnica tego poranka, tak ją sobie wytłumaczył, z niemałą pomocą Neiry. Wszystko niby było jasne, a serce nadal bardzo szybko biło. Spodziewał się, że zaraz to minie, gdy nagle poczuł na ramieniu dłoń dziewczyny. Po karku przebiegły mu dreszcze, co w dodatku mu się spodobało.
– Z doświadczenia wiem, że po pierwszej pełni w stadzie trzeba troszkę dłużej odpocząć, choćby dla pozbierania myśli. Sugeruję chociaż spróbować. Ale już teraz gratuluję, naprawdę świetnie sobie wczoraj poradziłeś, Bayram – spojrzenia obu Delt skrzyżowały się.
– Dzięki – odpowiedział, podziwiając ten niezmiennie kojący granatowy kolor jej tęczówek – Cieszę się, że mogłem pomóc i w ogóle za twoją pomoc wcześniej.
– Zawsze do usług. Ja również dziękuję.
– Polecam się.
Po tym, jak uzgodnili spotkanie się później na zewnątrz, brunetka wstała i wolnym krokiem ruszyła ku drzwiom. Bayram nie przestawał jej się przyglądać, nie czuł nawet chęci przestania. Nie chodziło wyłącznie o jej aurę, o wiele bardziej wyczuwalną niż na co dzień.
Gdy chwyciła za klamkę, obróciła głowę i ponownie spojrzeli sobie w oczy.
– Wiesz, od dawna tak dobrze nie spałam, jak tej nocy.
Gdy drzwi się zatrzasnęły po jej wyjściu, młodzieniec opadł na łóżku niczym pozbawiony wszelkich sił i wgapił się w sufit.
– Ani ja.
***
Tak we własnym pokoju, jak i na ciągnących się korytarzach, również na dziedzińcu Shayrs wciąż był pod wrażeniem panującej wszędzie ciszy. Jak miejsce, o którego bogatej gammie dźwięków otoczenia doskonale wiedział, potrafi drugi dzień sprawiać wrażenie opustoszałego? Nawet pogoda wydawała się dostosować do trwającego w zamku nastroju. Ptaki nie śpiewały, świerszcze nie grały, wiatr nie wiał, liście na drzewach nie szumiały. Ten kompletny bezgłos sprawiał, że młodzieniec zaczął uważać za hałaśliwe pocieranie się podeszw butów z kamienną podłogą czy żwirem na podwórzu.
Po namyśle, skierował się ku placowi treningowemu. Stały punkt na mapie codzienności, który o tej godzinie zwykł tętnić życiem, tym razem świecił pustkami. Jeden z promieni słonecznych, nieśmiało przebijających się przez chmury, odbił się od jednego z metalowych elementów i trafił Deltę prosto w oczy, ale ten nie przejął się tym drobnym dyskomfortem. Odnalazł drążek do podciągania się, po chwili siłą rąk unosił i opuszczał ciało jednostajnym rytmem.
Żeby w poranek zaraz po pełni podjąć się gimnastyki, czegoś takiego absolutnie sobie nie przypominał z poprzednich miesięcy i lat. Kiedyś odsypiał noce pełnego księżyca do południa, najwcześniej, zdarzało się i cały dzień przeleżeć. A dzisiaj, mimo początkowego niewyspania, czuł w sobie zadziwiająco spore pokłady wigoru.
Spróbować dłużej odpocząć, choćby dla pozbierania myśli. No to próbuję. Mechanicznie wykonywany wysiłek przypomniał mu sytuację po przebudzeniu się. Był w stanie przyjąć do wiadomości, że pełnia w otoczeniu swoich wpływa na wewnętrznego drapieżnika zupełnie inaczej niż przywykł przez lata. Ale żeby aż tak? Do tego stopnia, że z tej niby tęsknoty za innym zmiennokształtnym zaciągnąć jednego z nich do swojego pokoju, by ostatecznie we własnym łóżku obudzić się razem z... nią.
Wtem, jego puls nagle przyspieszył, a na sercu, które było niczym ściśnięte, poczuł ukłucie. Wciąż miał przed oczami Neirę z tego poranka. Zaraz, chyba to nie przez to? Zdziwił się, przecież widywywali się codziennie. Każdego dnia mógł zobaczyć jej promienny uśmiech... lśniące czarne włosy... i te oczy, za każdym razem sprawiające, że można było zapomnieć o świecie, aby tylko podziwiać ich błękit. Uzupełniająca to wszystko jasna cera musiała być gładka w dotyku, a jeszcze te usta, które...
– Witaj, Delto.
Znajomy damski głos sprowadził go z powrotem do rzeczywistości. Można to było porównać do nieprzyjemnego wybudzenia się z przyjemnego snu. Bardzo przyjemnego.
– Wszystko w porządku, Delto? Pytam, bo tak zwisasz bez ruchu od kilku dobrych minut.
Faktycznie, w tym zamyśleniu Bayram nagle przestał się podciągać i po prostu dyndał na drążku z wyprostowanymi rękami i zgiętymi nogami. Przynajmniej miał na tyle wyćwiczone ciało, że nadwyrężenie mięśni mu nie groziło.
– No proszę, jednak ktoś postanowił przyjść – rzucił niby obojętnym tonem, który miał zamaskować małe zirytowanie – Witaj, Selino.
Piwnooka blondynka, zaledwie rok młodsza od swojego nauczyciela, spojrzała na niego zdezorientowana.
– Wybacz, Delto, myślałam, że dzisiaj nie będzie treningu.
– Po pierwsze, możesz się uspokoić, żartowałem. Powinienem wam dać znać wcześniej, także ja przepraszam. Po drugie, co ty tutaj robisz w takim razie?
– Ile można siedzieć w pokoju, leżeć w łóżku, mimo odsypiania pełni? – Omega wzruszyła ramionami – Chciałam się trochę poruszać, nic wielkiego. Myślałam, że tylko ja tak mam, ale w sumie, twoja obecność tutaj mnie nie dziwi.
Shayrs postanowił pozostawić te słowa bez komentarza.
– Czyli dzisiaj nie ćwiczymy, tak?
– Owszem, dzisiaj przerwa – odpowiedział – W każdym razie od naszych wspólnych treningów. A kto chce, niech sobie przyjdzie i potrenuje, sam czy z kimś, bez różnicy. Możesz to przekazać każdemu, kto przyjdzie.
– Dobrze, tak zrobię, o ile oczywiście kogoś spotkam.
– Cóż, w końcu byłaś przekonana, że tylko ciebie naszło na gimnastykę w taki dzień.
– No, byłam – przewróciła oczami – Przestałam się łudzić zwłaszcza po tym, jak Lucas skręcił w drugą stronę, tuż przed głównym holem.
Usłyszawszy imię chłopaka, Bayram błyskawicznie zwiększył zainteresowanie tą rozmową. Postarał się jednak tego za bardzo nie okazać.
– Spotkałaś go?
– Tak, choć to trochę za dużo powiedziane – Selina podeszła do stojaka z ciężarkami, szukając odpowiedniego dla siebie. Nie widziała przez to twarzy swojego nauczyciela, która zastygła w skupieniu na uzyskaniu pożądanej informacji – Po prostu go minęłam w korytarzu. Myślałam, że pójdziemy razem na plac, ale on wtedy poszedł gdzie indziej, a zanim zdążyłam go zawołać, przy nim już był Gamma.
– I co było dalej? – niemal zacisnął szczęki, mimo że starał się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
– Uznałam, że nic tam po mnie i przyszłam tutaj. Wątpię, żeby mnie nawet wtedy zauważyli.
Tyle myśli naraz przeleciało Delcie przez głowę, że z trudem utrzymał koncentrację, aby w miarę normalnie zakończyć rozmowę z dziewczyną i opuścić plac treningowy. Chęć utrzymywania pozorów, że nic go obecnie nie zajmuje, zmusiła go do spokojnego marszu w kierunku zamku.
Mijał drugi dzień od tego ryzykownego wypadu do Maire, a jemu dalej nie udało się zamienić choćby słowa z Lucasem. Czuł się mu winny wytłumaczenie, przeprosiny, że go naraził na atak obcego wilka. Teraz sytuacja się pogorszyła, skoro przywódcy postanowili najpierw porozmawiać z młodym. A co, jeśli to Lucasa podejrzewają o pomysł z wymknięciem się z terytorium watahy, albo może próbę ucieczki? Zatroskany o podopiecznego delta ruszył za nieroztropnym dzieciakiem i uratował mu życie, niemal opłacając to swoim własnym. Zaraz potem wyśmiał w głowie ten absurdalny scenariusz z jednego powodu.
Któż miał bowiem ubzdurać sobie wyjście do miasta, żeby się zabawić w jakieś polowania czy inne atrakcje, jeśli nie ktoś, kto coś takiego robił przez ostatnich parę ładnych lat? No właśnie. Lecz skąd w tym udział młodego Omegi? Możliwe, że został do tego nakłoniony przez swojego mentora, ewentualnie udał się za nim w tajemnicy, z czystej ciekawości, tylko potem idealny początkowo plan okazał się mieć luki.
Nie zdążyli porozmawiać o tych wydarzeniach, nie wymienili się myślami, żeby wynaleźć z nich nauczkę na przyszłość czy coś podobnego. Bądź, najzwyczajniej w świecie, nie przygotowali wspólnej wersji wydarzeń, narracji, którą należało sprzedać Gregorowi i reszcie rządzących – ot, najgorszy efekt braku ich rozmowy. No i trzeba w tej chwili, jak najszybciej, znaleźć wyjście z tej matni.
Ale wcześniej, jak uznał z chwilą przekroczenia progu głównego wejścia, wypadałoby się zorientować dokąd Ethan z Lucasem mogli się udać. Logika podpowiadała jedno miejsce – gabinet Gregora. Udając się tam, nie przyspieszając kroku, szukał jakiejś wiarygodnej historii do opowiedzenia wielkiej trójce. Z pewnością najrozsądniej byłoby powiedzieć prawdę, jednak po zastanowieniu, nasuwało się pytanie: co było prawdą w tej sytuacji?
Poszli do Maire, żeby mógł chłopakowi nauczkę. Ich wcześniejsze spięcia odebrał osobiście. Nie miał zamiaru go wpędzić w tarapaty, nic poważnego w każdym razie. Z drugiej strony, swoje zrobił też charakter młodziana, tak podobny do usposobienia Shayrsa, gdy był w wieku Lucasa. To było prawdą, podobnie jak przekonanie Delty, że w razie czego będzie mógł usprawiedliwiać tę wycieczkę otrzymanym przez Dunstana, Harksa i Flinta nakazem utworzenia grupy pilnującej granic terytorium stada. W końcu, miał prawo wybadać teren, zorientować się czy istnieje grunt pod, jak to aktualnie szukał ładnych określeń, bardziej zaawansowane ćwiczenia.
A jeśli uznają to wszystko za zbyt naciągane? Czy w ogóle będą chcieli go słuchać, przyjmą jakiekolwiek tłumaczenia? Czy dobrze robi, że sam do nich idzie? Jednakże, gdyby chcieli go ukarać, nie czekaliby tyle czasu od zajścia, bez względu na oczekiwanie w apatii przed pełnią...
– Ej, uważaj!
Głęboko zamyślony, nie zauważył ani nawet nie usłyszał zbliżającej się zza rogu Neiry. Głos dziewczyny dotarł do jego uszu dopiero w chwili zderzenia się z nią bark w bark. Siła tego kontaktu wytrąciła Delty z równowagi, nie do tego stopnia jednak, by oboje nie mogli ostatecznie ustać na nogach. Kolizja podziałała również otrzeźwiająco na młodzieńca.
– Aj, wybacz... Zamyśliłem się.
– A nad czym to, jeśli można wiedzieć? – powiedziała, zaciągając kosmyk włosów za ucho. Nie wyglądała na złą czy choćby zdenerwowaną tym małym wypadkiem, za to standardowo ją rozbawiło zauważenie Bayrama, jak niemal zahipnotyzowany podziwia ten jej prosty gest.
– Właściwie, to nad niczym konkretnym... – odrzekł obojętnie, co ewidentnie nie przekonało brunetki. Splotła ręce na klatce piersiowej i uniosła brew, mierząc go spojrzeniem jednocześnie zaciekawionym i oznajmiającym, że już przeczytała jego myśli – Szukam Lucasa, chciałbym z nim w końcu pogadać.
– To mogłeś powiedzieć, od razu bym zrozumiała, czemu tak prułeś przed siebie – z dobrze udawanym oburzeniem odepchnęła go lekko. Z nieznanego mu powodu, jej dotyk wywołał przyjemny dreszcz.
– Faktycznie, powinienem... Nie spotkałaś go może przypadkiem, gdzieś po drodze?
– To chyba już długo go szukasz, skoro rozpytujesz przechodniów, co?
– Przepraszam, że zepsuję przytyk, ale nie, dopiero zacząłem i jesteś pierwszym przechodniem, na którego trafiłem – styl tej odpowiedzi natchnął go przekonaniem, że czuł się w wyśmienitej formie na cały dzień – To jak?
– Wypada mi odpowiedzieć do rymu, ale przez kulturę powstrzymam się – zmarszczyła brwi – Nie, nie spotkałam go wcześniej. Bo mogę to zrobić zaraz.
Mówiąc to, Cloen delikatnie przechyliła głowę i przyjrzała się czemuś przed sobą. Zaintrygowany tym szatyn obrócił się delikatnie, dostrzegając na drugim końcu korytarza Lucasa. Chłopak szedł sam, z dłońmi schowanymi w kieszeniach bluzy i pochyloną głową. Zdawał się jeszcze nie zauważać Delt przed sobą.
– Powodzenia. I do wieczora – szepnęła Neira, zanim zniknęła za rogiem.
Shayrs nie odpowiedział, nawet się do niej nie odwrócił. Teraz interesował go tylko podopieczny, z którym musiał poważnie porozmawiać. Tyle że nie czuł się na to gotowy. Serce zaczęło mu walić jak młotem, a palce u rąk lekko trząść. Że też zawsze tak bywa w życiu, że jak ma przyjść co do czego, to zapada się pod człowiekiem grunt. Z drugiej strony, może lepiej podejść do tego bez przygotowania? Młodzian mógłby pomyśleć, że został wplątany w jakąś szopkę, gdzie każdy ma przygotowany tekst na każde okoliczności. Szczerość, choćby w najbardziej surowej formie, wyrażona na żywo, powinna zawsze wypaść lepiej.
Wtem zorientował się, że powolnym krokiem zbliża się do młodszego, a ten już to dojrzał. Wyglądał jakby w ogóle się tym nie przejął, lecz starszy z dużą dozą pewności wyczuwał u niego strach i niepewność. Czyli już trafili na jedną ścieżkę.
******
Witam i bardzo dziękuję za (przekroczone już) trzy tysiące wyświetleń :) Próbujemy, próbujemy nadać bieg i historii, i częstszym publikacjom ;>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top