Rozdział XVIII
– Daleko jeszcze?
– Może.
– Co to w ogóle znaczy „może"? Chodzi o prostą odpowiedź „tak" lub „nie".
– Jak zadasz proste pytanie, to dostaniesz prostą odpowiedź.
– Więc moje pytanie nie jest proste?
– Tak.
– Bardzo śmieszne. Skąd niby wymysł, że nie jest proste?
– Odległościowo, jesteśmy blisko. Ale jak się będziesz dalej tak wlókł, to nie dojdziemy do rana i ciągle będziemy daleko.
– To mógłbyś chociaż trochę zwolnić, albo nie stawiać takich dużych kroków.
Bayram nie przejął się uszczypliwością Lucasa. Przywykł do zwracania mu uwagi na swój chód dopiero po czyimś komentarzu. Jeśli już miał kogoś przy sobie podczas pokonywania jakiegoś dystansu pieszo, zawsze słyszał od tej osoby prośbę o zwolnienie kroku i opinię o swoich długich nogach. Sam nigdy nie zaprzątnął sobie głowy tym, że niby za szybko maszeruje. Przecież kto by się rozwodził nad czymś takim jak sposób chodzenia?
– Włóż więcej energii w poruszanie nogami, a nie jęzorem, to od razu mnie dogonisz – sarkastyczna odpowiedź Delty spotkała się z prychnięciem.
– Wytrzymałeś kiedyś dzień bez tych swoich tekstów?
– Nie jestem pewien. A, z miejsca odradzam wciąganie mnie w jakikolwiek zakład o tym, bo dla ciebie bym wytrzymał.
– Wcale mnie to nie dziwi – Omega zmarszczył brwi i poprawił ułożenie dłoni w kieszeniach spodni – Lubisz się nade mną znęcać.
– Sam się wystawiasz, to jak tu nie skorzystać? Pierwsza zasada walki: wykorzystaj każdą okazję, która doprowadzi do wygranej.
– Bo zwycięstwo jest najważniejsze...
– A w walce liczy się coś innego? – Shayrs niespodziewanie zatrzymał się i zwrócił do nastolatka. Słowa zostały wypowiedziane obojętnym tonem, choć spojrzenie i gest oparcia dłoni na najbliższym drzewie nadawały pytaniu podchwytliwego wydźwięku.
Lucas również przystanął, a na jego twarz wstąpiła niepewność. Wytrzymywał spojrzenie swojego nauczyciela, zaintrygowane i zarazem wprowadzające zamęt w myślach. Jednak jakąś odpowiedź trzeba było w końcu podać.
– Pozwolić przeciwnikowi myśleć, że ma jakieś szanse, a tak naprawdę nie dać mu nawet najmniejszej.
– Tak, dokładnie – starszy z młodzieńców skinął głową z aprobatą, słysząc tę wyrecytowaną formułkę, którą wielokrotnie powtarzał na placu treningowym – A teraz ruchy, Maire na nas czeka.
– Tak jest, Maire czeka...
Słońce już niemal w połowie było schowane za linią horyzontu, kiedy szatyni przemierzali puszczę. Od zakończenia treningu do ich wejścia w Sinnadell minęło raptem kilkanaście minut, podczas których obaj zmiennokształtni przeżyli kilkadziesiąt zmian nastrojów.
Od powrotu z miasta poprzedniej nocy, Bayram ani na moment nie pozbył się z pamięci widoku tamtych błyszczących ślepi. Nie przestał myśleć o tajemniczej istocie, skrytej w mroku i przejawiającej niezbyt przyjazne nastawienie do jego osoby, przez wydane z siebie warknięcie. Do czego by doszło, gdyby nie dał się wtedy rozproszyć jednemu z dresiarzy, czy dowiedziałby się co to było? Właściwie, już zdążył wymyślić sobie pewną teorię i pozostawało ją tylko jakoś potwierdzić. A częścią tego eksperymentu, chcąc nie chcąc, mógł zostać Lucas.
Idziemy – to jedno słowo sparaliżowało Omegę po tym, jak Shayrs wyczekał rozejścia się pozostałych uczniów po ćwiczeniach. Domyślał się, że młodszego po prostu nie było stać na inną reakcję niż wykonane z tytanicznym wysiłkiem skinienie głową. Widząc jego oczy błyszczące jak nowe monety, Delta również nie do końca wiedział jak się zachować. W pierwszej chwili, obezwładniający strach nastolatka miał go rozbawić, potem wprawić w małe współczucie, aż nadszedł moment zawahania. Wszystko przez to coś z pomiędzy drzew.
Odkąd pierwszy raz pomyślał o wspólnym wypadzie, Bayram miał w głowie bójkę z pierwszym lepszym chuliganem, może nawet całą grupą. Stworzyć coś na wzór poligonu doświadczalnego dla Lucasa. W razie czego Delta by wkroczył, urządził mały i szybki pokaz, a potem wróciliby do zamku. Zamysł wręcz prymitywnie prosty. Tyle że jak przyszedł etap jego wdrożenia, nastąpiło zderzenie z nieznanym zagrożeniem, najpewniej gorszym od zwykłego człowieka. Czyżby w samą porę rozpoczął przygotowywanie swoich uczniów do pilnowania lasu? A przywódcy? Nie powiedzieli mu czegoś...?
– Weź no zwolnij trochę!
Słysząc zniecierpliwiony krzyk niższego rangą, starszy wybudził się ze swojego refleksyjnego transu i przystanął. Faktycznie, przyspieszył kroku tak mocno, że Omega zmuszony był za nim truchtać.
– Chcesz żebym padł, zanim tam dojdziemy? – wydyszał nastolatek.
– To co z twoją kondycją? Masz pojęcie ile minęło od pierwszego treningu?
– Nie uczyłeś nas regulować oddechu podczas maratonów...
– Bez komentarza – Shayrs przystawił dłoń do czoła – Pocieszę cię tym, że dotarliśmy.
Młodzieniec wskazał skinieniem ręki na granicę ziemistego podłoża Sinnadell z ciemnoszarą szosą, która w wieczorowym mroku przybrała czarny odcień. Zerknął na swojego towarzysza – chłopak z trudem skrywał fascynację sytuacją. U niego też musiało minąć sporo czasu odkąd opuścił terytorium watahy.
– Ostatnia szansa by się wycofać. Wiedz, że jeśli to zrobisz, nie będę cię w żaden sposób osądzać – Bayram nagle stanął twarzą w twarz z Lucasem. Z poważnymi minami spojrzeli sobie w oczy, co Shayrs świadomie wykorzystał jako okazję do sprawdzenia młodego. Przez wzrok szukał w nim oznaki słabości, pierwiastka niepewności, uchylonej furtki na ścieżkę powrotną.
A tymczasem młodszy dalej stał prosto, butnym spojrzeniem rzucając swojemu nauczycielowi wyzwanie. Biły od niego pełna gotowość i stuprocentowe przekonanie, że nie bez powodu doszedł aż tutaj.
– Chciałbyś – powiedział zdecydowanie.
Delta delikatnie uniósł kącik ust.
– No to ruszamy.
***
Fakt, że przez ponad godzinę nikogo nie znaleźli, zaczynał działać Shayrsowi na nerwy. Irytację podsycała jeszcze pamięć o poprzednim wieczorze, pierwszej wizycie w Maire. Starcie w pobliżu stacji kolejowej mogło być zwykłym wypadkiem, który w najbardziej skrajnym scenariuszu został ledwo-ledwo zauważony przez lokalnych. Chyba, że tamci poszkodowani postanowili zasięgnąć pomocy u organów ścigania, w co młodzieniec zdecydowanie wątpił. Zdarzenie jednak okazało się wystarczające, by zacząć rozważać konieczność zrewidowania planów co do doszkalania omeg.
– Kogo właściwie szukamy?
Wcześniej jednak należało zająć się jednym z przedstawicieli tej rangi, który w tej chwili dosłownie podążał śladami Delty i dotychczas robił to bez wypowiedzenia ani jednego słowa. Dotychczas.
– Pewnie powiesz, że się nie znam, ale mi to miasto nie wygląda na jakoś strasznie złe.
– No nie wygląda – Bayram odpowiedział obojętnie – Choć pewnie znasz to powiedzenie o pozorach.
– Już jest wystarczająco ciemno, zaraz nie będę widział nawet tych pozorów – mruknął Lucas – A jeszcze trzeba wrócić do zamku...
– Nie marudź, nie marudź, bo i tak mnie to nie rusza – Delta zwolnił marsz i rozejrzał się po okolicy z uwagą, pozorowaną. Przed oczami miał nieduży plac, gdzie za dnia mieszkańcy spędzali czas na ławeczkach ustawionych dookoła skromnej fontanny, nieczynnej po zmroku.
Maire przed zachodem Słońca może nie tętniło życiem, ale też nie sprawiało wrażenia pustkowia. Za to już w porze włączania ulicznych świateł można było pomyśleć, że miasteczko zamiera. Nawet psy przestawały szczekać, a świerszcze dawać koncerty w chaszczach. Totalna cisza, wręcz grobowa.
Młody ma rację, na tym zadupiu nie ma nawet pół podejrzanego miejsca. Szlag by to – pomyślał wyższy rangą – Tylko co teraz...
Wtem poczuł jak na całe jego ciało wstąpiła gęsia skórka, a serce być może całkowicie zniknęło z klatki piersiowej. Zamarł w pół kroku, podczas gdy w głowie doszło do gwałtownej lawiny zapewniania się, iż zmysł słuchu spłatał mu figla. W następnej chwili z przejęciem uświadomił sobie, że uszy go jednak nie zwiodły.
Usłyszał wycie wilka. Wyraźnie, czysto, jakby miał go tuż przed sobą, obok, w pobliżu. Przeciągły, przenikliwy, donośny i melodyjny zew. Naturalnie wybrzmiewały z niego piękno i siła, ale dla Shayrsa niosła się w nim również aura swego rodzaju ostrzeżenia. Może wyczucie intruza i wysłanie pierwszej przestrogi?
A chwila zastanowienia nad osobistą teorią co do tajemniczej istoty z lasu bynajmniej nie przyniosła satysfakcji z bycia krok bliżej poznania prawdy. Po karku młodzieńca przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Co do...
– Dlaczego tak tu stoimy, czekamy aż... – Lucas z małym zaniepokojeniem zareagował na gwałtowne odwrócenie się Bayrama w jego stronę – O c-co chodzi?
Tym razem nie doszło do typowego przypadku wyrwania Shayrsa z refleksji, że potrzebował kilku sekund na ogarnięcie rzeczywistości. Przejęty najnowszym doświadczeniem Delta zachował się w sposób wskazujący, że coś go przestraszyło. Pierwszy raz Lucas widział taką niepewność na twarzy swojego nauczyciela.
– Coś się dzieje? – młody zapytał ostrożnie.
– Musimy wracać, natychmiast – starszy odpowiedział chłodnym tonem, obracając się na pięcie i kierując ku drodze powrotnej wzdłuż ulicy.
– Ale dlaczego? Przyznaj się, usłyszałeś coś!
Zignorował podniesienie głosu przez Omegę, po raz kolejny pozwalając praktycznie nieść się swoim nogom. Nie dbał o to, czy chłopak za nim nadąży, a jeśli nie, sam go zaciągnie za sobą. W tej chwili najważniejsze było wrócić do zamku. Między swoich. Niepokojący skowyt sprawił, że poczuł się niebezpiecznie osamotniony. Pierwszy raz dotarło do jego świadomości takie poczucie, że jest sam i przez to jest słaby oraz pozbawiony szans.
Wszelkie wątpliwości zniknęły – w mieście Maire grasuje wilk. W dodatku raczej nie mający nic wspólnego z watahą Gregora Dunstana, watahą, której Bayram jest częścią. To z automatu czyniło ich przeciwnikami, którzy przy pierwszym spotkaniu musieliby stanąć do walki, jak nie w obronie terytorium, to własnej. I pół biedy, że nieznany drapieżnik mógł być silniejszy – chodziło o bezpieczeństwo Lucasa.
Bayram nie potrafił wyobrazić sobie sytuacji, że jego podopiecznemu coś by się stało. Aż go zmroziło na myśl o reakcji przywódców, Neiry... Gdyby trzeba było się przyznać i zmierzyć z faktem, że ich wszystkich zawiódł...
– Ej, zaczekaj!
Jedno łypnięcie spode łba całkowicie zatrzymało Shayrsa. Nastolatek stał kilka metrów za nim, przystawiony bokiem do rogu uliczki i pilnie się czemuś przyglądał. Zauważywszy Deltę, gestem dłoni poprosił go o podejście, a zaraz potem przystawił palec do ust i wskazał na to, co znajdowało się przy przecznicy. Serce młodzieńca zaczęło bić jak dzwon, lecz w miarę spokojnym krokiem przybliżył się do przeciwległego narożnika budynku, zapewniając się w myślach, że przecież Lucas nie mógł tam zobaczyć tego wilka.
– Patrz.
Na to jedno słowo wypowiedziane przez Omegę z fascynacją, Bayram również zareagował zainteresowaniem, aczkolwiek umiarkowanym. Ostrożnie wychylił się w stronę pokazywaną wcześniej przez chłopaka i zmarszczył brwi.
– Przecież to tylko banda jakichś gotów, albo innych punków, dzieciarnia – ściszył nieco ton i ze zdziwieniem popatrzył na ucznia.
– Nie znoszę tych gości, a skoro mieliśmy poćwiczyć co umiemy... – młodszy przerwał, usłyszawszy szydercze prychnięcie.
– Ty chyba nie chcesz im dokopać za to, że ich po prostu nie lubisz?
– A ty zawsze atakowałeś takich, co lubisz?
– Nie możesz być aż tak głupi, żeby coś takiego powiedzieć.
O sekundę za późno Shayrs zrozumiał jaki błąd popełnił.
– Czy ty właśnie nazwałeś mnie głupim? – Lucas wyprostował się i splótł ręce na klatce piersiowej, a na jego twarzy pojawił się grymas złości.
Bayram wziął głęboki oddech – jego odpowiedź oczywiście trafiła w czuły punkt Omegi. Z tymże w obliczu rozpoczęcia się pełni w ciągu następnych godzin, tych czułych punktów znacząco przybyło, a w połączeniu z młodzieńczym temperamentem tworzyły one mieszanką naprawdę wybuchową. Moc Księżyca dopiero miała wpłynąć na dotychczas uśpione pokłady wilczego wigoru.
– Dobrze wiesz co miałem na myśli – Delta wycedził każde słowo, siląc się na spokój – Więc najpierw wyluzuj, następnie odpuść im, a potem wracaj ze mną do zamku, jasne?
– Nie wyciągnąłeś mnie stamtąd bez powodu, dlatego nie mam zamiaru teraz wracać.
– Choćby przed nami stanęła zgraja uzbrojona w kałasznikowy, nie zmieniłoby to nic co do walki, rozumiesz? Ja o tym decyduję, ja! – Shayrs praktycznie syczał, tłumiąc rosnącą irytację.
– Mieliśmy nabierać doświadczenia w walce, a nie uciekać przed pierwszą nadarzającą się okazją – Lucas delikatnie podniósł głos – Nie mam zamiaru jej zmarnować.
– Dobrze ci radzę zmarnować tę okazję, zanim zmarnujesz do reszty moją cierpliwość.
– I co mi niby zrobisz?
– Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć – gdyby wzrok mógł zabijać, Omega właśnie padłby trupem, takie piorunujące spojrzenie posłał nastolatkowi starszy – Mówię po raz ostatni, kończmy tę żenującą dyskusję i wracajmy.
Młodszy od razu otworzył usta, ale nic nie powiedział. Karcący wzrok nauczyciela wywoływał w nim prawdziwą furię, dla której na razie nie znalazł ujścia, stąd tylko z całej siły zaciskał pięści i napinał mięśnie.
W końcu, po kilkunastu niezwykle dłużących się sekundach, Lucas wypuścił z siebie powietrze i pochylił głowę. Bayram odetchnął z ulgą, po dyskretnym i delikatnym odwróceniu się plecami do niższego rangą. Udało się uniknąć gorszego rozwoju sytuacji. Nawet rozumiał irytację swojego podopiecznego, najpewniej na jego miejscu zachowałby się tak samo.
– Słuchaj, młody, najpewniej ci to jeszcze wytłumaczę, tylko teraz... – nie dane było Delcie zwrócić się do młodego z jakimś wyjaśnieniem swojego zachowania, ponieważ, po pierwsze, chłopak zniknął mu z pola widzenia, a po drugie, właśnie usłyszał krótki damski krzyk.
Ty chyba sobie żartujesz...
Zgodnie z najgorszymi obawami, które przeleciały mu przez głowę w ciągu milisekundy, po wejściu w alejkę Shayrs ujrzał swojego podopiecznego już przy zaledwie kilkuosobowej grupie nastolatków. Nieznajomi, mający na sobie czarne ubrania przyozdobione ćwiekami, łańcuszkami i innymi ozdobami różnego rodzaju, próbowali przerwać szarpaninę, w którą zaangażowani byli ich kolega oraz Lucas. Omega w jednej dłoni trzymał ramię rówieśnika, a drugą wściekle miotał na wszystkie strony, otoczony chmarą przeciwników. Całej scenie towarzyszyły steki wyzwisk i wzajemne przekrzykiwanie się, a także obserwujący to wszystko z dystansu Bayram.
Na chwilę znalazł się w kropce. Nieposłuszny dzieciak bez wątpienia zasłużył na nauczkę, najlepiej właśnie taką dotkliwą. A z ran się przecież wyliże, po dwóch dniach nie będzie najmniejszego śladu bijatyki. Raz na zawsze by się nauczył, że poleceń Delty się nie ignoruje. Tak, to byłoby najchętniej zastosowane przez niego rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Gdyby nie pewien szkopuł.
Na samo przypomnienie sobie tego skowytu przebiegł mu nieprzyjemny dreszcz po plecach i karku. Skoro faktycznie Maire było terenem, gdzie rezyduje inny wilk, niepowiązany z watahą Gregora, od razu robiło się niebezpiecznym choćby planować przybycie do miasta. A jeśli ten drapieżnik aktualnie znajdował się w pobliżu, w trakcie łowów? W każdej chwili mógł się pojawić i... Nie, nie, nie myśl o tym.
– Ej, człowieku, weź pomóż, to jakiś psychol! – młoda dziewczyna o blond włosach i z bardzo ponurym makijażem nieco oddaliła się od swoich towarzyszy, zauważywszy stojącego niecałe dziesięć metrów dalej Bayrama. Z prośby tej naprawdę wybrzmiewało przejęcie, czy wręcz przerażenie, co wystarczyło młodzieńcowi do porzucenia rozważań wszelkich scenariuszy. Darując sobie jakąkolwiek odpowiedź słowną, Shayrs zdecydowanie ruszył ku Lucasowi. W kilka sekund znalazł się przy niższym rangą, którego wytargał za fraki spomiędzy rozjuszonych innych przedstawicieli młodzieży.
– Dosyć! – jeszcze ostatnie na co miał teraz ochotę, to użerać się z bandą smarkaczy. Z łatwością porozstawiałby ich wszystkich po kątach dwoma ruchami, ale tłuc się z dzieciakami... Grunt to mieć swoją godność. Bezceremonialnie szarpnął Omegę za bark, a ten uderzył plecami o ścianę i z cichym jękiem osunął się na ziemię. Delty jakoś to nie ruszyło.
– Sytuacja opanowana, zabierać mi się stąd – stanął plecami do ucznia, a frontem do nieznajomych. Jeden z nich trzymał się za nos, przez palce przeciekała mu krew.
– Ten gość przed chwilą rozwalił Kurtowi nos i jeszcze chciał do każdego doskoczyć! – brunetka z dużym okrągłym kolczykiem w nosie wskazała kolegę dłonią, a pozostali jej zawtórowali.
– Nie znamy go nawet!
– Zwyczajnie tu sobie staliśmy, a on rzucił się na niego bez powodu!
– Widziałem, widziałem. A teraz spadać, ja się nim zajmę. Już! – ostatnie słowo zostało wypowiedziane przez Shayrsa głosem niższym i groźniejszym. Wewnętrzny drapieżnik postanowił się obudzić. Uświadomiwszy to sobie, Bayram wstrzymał oddech, szukając w głowie spokoju. Nie było to jednak możliwe, ponieważ w tej chwili podszedł do niego chłopak wyglądający na niewiele starszego od Lucasa, za to był wyższy i lepiej zbudowany. Dowodził tego mocno opinający ciało materiał koszuli z podwiniętymi rękawami. Jego piwne oczy błyszczały w panującym półmroku, podobnie jak wszelkie metalowe dodatki do ubrań, zwłaszcza krótki łańcuszek na boku przypięty do paska. Postawione na żelu czarne włosy dodawały mu wzrostu, ale nie na tyle, by przerosnąć Deltę.
– Najpierw się z nim policzymy, potem go sobie zabierzesz – arogancki ton tej wypowiedzi ugodził zmiennokształtnego tam, gdzie podświadomość kontrolowała pokłady cierpliwości.
– A której części „zabierać mi się stąd" nie zrozumiałeś?
– Nikt mi nie będzie wjeżdżał na moich ludzi, gdy jestem w pobliżu, czaisz? A teraz zejdź mi z drogi, zanim ci w tym pomogę.
Bayram uniósł kąciki warg w ironicznym uśmiechu. Jeszcze raz zmierzył wzrokiem stojącego przed nim nastolatka i zrobił krok w jego stronę.
– Chłopczyku, wiedz, że to nie jest dobry czas na teatrzyki. Dobrze ci radzę, bierz swoją ekipę i spadajcie, zanim zrobi się nieprzyjemnie.
– Twój koleżka nie dał rady nam wszystkim...
– Bo interweniowałem.
– Bo i tak by nie dał rady. Chcesz się przekonać na sobie?
Shayrs wykonał kolejny krok.
– Wybrałeś złego gościa, przed którym możesz zgrywać badboya. Popisy urządzaj sobie pod szkołami, taka rada – szatyn zacisnął pięści. Miał coraz większe wątpliwości, czy słusznie powstrzymywał się od siłowego rozwiązania sprawy.
– Patrzcie, jaki dojrzały mądrala się tu znalazł. To dostaniesz kolejną lekcję, nabierzesz wiedzy. Chłopaki!
Dokładnie w tym samym momencie, w którym chłopak odwrócił twarz w stronę swoich znajomych, po jego szyi błyskawicznie przesunęło się kilka palców. Uderzenie miało taką siłę, że młodzian zakrztusił się własną śliną i z trudem łapiąc oddech, lekko zgiął się w pasie. Wtedy spróbował sięgnąć swojego gardła, tyle że uprzedził go starszy przeciwnik. Shayrs chwycił bruneta pod szczękę i bez większego wysiłku odepchnął w stronę kilku metalowych koszy na śmieci. W akompaniamencie brzęczącego huku pozostali młodzi natychmiast zrozumieli powagę sytuacji i po zajęciu się swoim towarzyszem, uciekli z alejki.
– Chyba nie przepadasz za takimi gośćmi... – Lucas pocierał tył głowy, kucając przy ceglanej ścianie. Delta po chwili skierował się w jego stronę.
– Ci cali niegrzeczni chłopcy to zazwyczaj zwykli pozerzy, którzy spieprzają jak tylko robi się poważnie... Zrób mi tę przyjemność i nigdy nie stań się kimś takim, inaczej wyrzeknę się całej naszej znajomości – mruknął wyższy rangą i wyciągnął rękę, by pomóc wstać nieco obolałemu Omedze.
Chłopak ledwo się wyprostował, kiedy dwie silne dłonie pochwyciły kołnierz jego bluzy, ponownie przybijając go do muru. Jeszcze nie w pełni ogarnięty po starciu z tamtymi ludźmi, znów poczuł ból w plecach i potylicy, aż musiał zmrużyć oczy. Gdy po kilku chwilach znów je otworzył, ujrzał przed sobą bijące wściekłością szmaragdowe tęczówki.
– Słuchaj no, młody. Żeby postawić na swoim, przede wszystkim trzeba umieć wyczuć na to moment i dzisiaj ci akurat nie wyszło. Albo przeceniłeś siebie, albo nie doceniłeś mnie – ton Shayrsa był przeraźliwie lodowaty – Więc zapamiętaj dobrze dzisiejszą noc, a ja ten wybryk ci daruję. Daruję, nie zapomnę. Pewnych zasad z pewnej pozycji się nie łamie. Rozumiesz?
– R-rozumiem – Lucas odpowiedział cicho, pochylając głowę. Nie miał odwagi spojrzeć na śmiertelnie poważne oblicze swojego nauczyciela. Zdawał sobie sprawę, że teraz absolutnie nie miał podstaw, by podważyć jego zdanie. W tej konfrontacji przegrał, dużo.
– Idziemy.
***
Przez całą drogę powrotną nie zamienili ani jednego słowa. Lucas specjalnie trzymał się kilka kroku z tyłu, tym razem nie musiał i nawet nie chciał prosić o zwolnienie marszu przez Bayrama. On sam z kolei nie narzucił tempa takiego jak podczas wyjścia z Sinnadell czy po usłyszeniu niepokojącego wilczego zewu, który to obecnie zajmował jego umysł.
Delta cały czas trzymał głowę prosto, jedynie ruchem gałek ocznych i słuchem wyszukując oznak bliskiej obecności nieznajomego drapieżnika. Poprzedniego wieczora zmierzał ku tej nieczynnej stacji kolejowej rozczarowany faktem, że w Maire dosłownie nic się nie działo wartego częstszych wizyt. Teraz za to sądził, że nieprędko wróci do tego miasta. Pytaniem najważniejszym było jednak, czy ten wilk był w jakiś sposób znany w okolicy, a kto wie, może i komuś z watahy Gregora? Nie można było tego inaczej sprawdzić, niż bezpośrednim zwróceniem się do kogoś w tej sprawie. Tylko do kogo?
Wreszcie obu młodzieńcom ukazała się granica wejścia do lasu, jednoznacznie utożsamiana przez nich z powrotem do innego świata. Uzgodnili wcześniej – specjalne zadanie Shayrsa dla Lucasa i poza tym, co się stało w Maire, tam też zostało. Krąg zainteresowanych tematem miał absolutnie pozostać jak najmniejszy.
Dochodziła północ, a panujący dookoła mrok, jeszcze gdzieniegdzie nieśmiało odpychany przez pomarańczowe światło ulicznych latarni, miał nie ułatwiać przeprawy przez puszczę do zamku. W teorii, ponieważ wchodzący powoli w swój szczyt księżyc okazywał się sojusznikiem dla doskonałego, wyostrzonego wzroku likantropa. Do pełni, prawdziwego apogeum naturalnego satelity Ziemi, pozostawało raptem kilkanaście godzin. Następna noc bez wątpienia dostarczy wrażeń większych niż dwie poprzedniego, o tym Delta był święcie przekonany. Zostawili za sobą opuszczony peron kolejowy, który o tej porze przypominał miejsce rodem z filmów grozy i weszli między drzewa. Blada poświata, wprawdzie niewiele, ale wciąż pomagała im przy przedzieraniu się przez wszędzie znajdujące się gałęzie.
Jeszcze trochę..., myślał Bayram pochylając głowę i ratując tym samym czoło od zaznajomienia się z tęgim konarem. Chciałby już trafić do własnego łóżka i na moment zapomnieć o wszystkim, co się dzisiaj stało. Ale do bezpiecznego azylu od świata wciąż było daleko, nadal wszystkie jego zmysły pracowały nad wczesnym wychwyceniem potencjalnego niebezpieczeństwa. Od opuszczenia Maire nie mógł się pozbyć przeczucia, że jeszcze coś się wydarzy. Wątpił, by taki dzień mógł się tak spokojnie skończyć.
Tymczasem Lucas zwolnił. Po ostatnich godzinach, spędzonych głównie na nadążaniu za nauczycielem walki, zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać, nie wspominając o dziennym treningu. Przystanął i oparł jedną dłoń o najbliższe drzewo.
– Poczekaj, muszę odpocząć – zawołał za Shayrsem, który wydawał się stawiać kroki tak szybkie, że w ciągu paru sekund zniknąłby w ciemności.
– Jak słowo daję, ta twoja kondycja... – wyższy rangą westchnął z rezygnacją i powoli obrócił się twarzą do podopiecznego, po czym zdębiał – Lucas, padnij!
Chłopak bez namysłu wykonał polecenie i od razu położył się na ziemi. W tej samej sekundzie nad jego plecami przeleciał wielki czarny kształt, który z głośnym warknięciem natarł na Bayrama. Delta zdążył ustawić się bokiem z wystawionymi przed siebie dłońmi tak, by w jednej chwili wyczuć w zaciskających się palcach grube futro i zaraz potem rozluźnić chwyt, pozwalając by ogromne cielsko pomknęło dalej. Zwierzę z łoskotem wylądowało na czterech masywnych łapach, rozdzierając glebę długimi pazurami i wściekle dysząc. Starszy z młodzieńców poczuł jak wszystkie włosy na ciele stają mu dęba, albowiem wpatrywał się w niego ogromny wilk o ciemnej sierści, błyszczących zębiskach i wręcz świecących na złoto ślepiach.
Uznał, że chyba właśnie poznał wilka z Maire.
Nie spuszczając wzroku z bestii, Shayrs powoli ustawił się plecami do Lucasa, który uniósł głowę i podniósł się z ziemi. Młodzian na widok drapieżnika cicho zaklął pod nosem, nie dowierzając własnym oczom. Akurat tę reakcję podopiecznego Bayram rozumiał doskonale. Cofnął się kilka kroków, aż nie poczuł łokciem jego barku.
– Trzymaj się za mną.
– Czego on chce? – Omega zapytał roztrzęsionym głosem, utkwiwszy wzrok w powarkującym drapieżniku.
– Nieważne, teraz skup się na tym by trafić do zamku – Delta spróbował zrobić pół kroku w bok, co spotkało się z krótkim rykiem wilka – Będziesz musiał go jakoś obejść.
– J-ja? A ty co?
– Zatrzymam go tutaj. Będziesz musiał się pospieszyć.
Tym razem obaj młodzi podjęli próbę pójścia po obwodzie, ale wilk sam nieznacznie się przybliżył i kłapiąc wielkimi szczękami skutecznie wybił im z głowy ten zamiar.
– Nic z tego, nie odpuści nam...
– To monstrum ma grzbiet na tej wysokości, gdzie tobie kończą się żebra i ty chcesz z nim walczyć? Oszalałeś.
– Zamknij się i rób co mówię, albo rozszarpie nas obu! – Shayrs łypnął kątem oka na chłopaka – Zajmę go, a ty sprowadzisz pomoc. Kogokolwiek, choćby samego Alfę.
– Nie dasz mu rady!
– Pamiętaj, biegnij cały czas przed siebie! Na mój znak!
Wpatrzony bezustannie w żarzące się tęczówki bestii, Bayram skupił się na przywołaniu swojego wewnętrznego wilka. Jeszcze nie rozważał przemiany, ale same gołe pięści zdecydowanie nie mogły wystarczyć. Mimo, że tuż przed pełnią tych sił nie miało być dużo. Ciepło zalało mu skronia, na końcówki palców wstąpił chłód, a spod warg wysunęły się długie kły.
To nie był odpowiedni moment na kalkulacje. Instynkt nakazywał mu stanąć do walki z dzikim przeciwnikiem przede wszystkim w obronie Omegi. Tylko o tym teraz myślał – aby Lucas dotarł do zamku. Nic więcej się nie liczyło. Poza tym, by wytrzymać to starcie wystarczająco długo.
– Teraz!
Równocześnie zaczęli biec w kierunku wilka, który jednym susem doskoczył do starszego. Młodzieniec w ostatniej chwili powtórzył manewr sprzed minuty i przerzucił ogromne cielsko nad sobą, podczas gdy Lucas wykonał przewrót w przód. Schował się za grubym pniem i już miał się zerwać w pełnym biegu przed siebie, gdy postanowił spojrzeć za siebie. Delta w delikatnym przykucu rozłożył szeroko ręce, a obie dłonie zwieńczone były pobłyskującymi szponami. Postawa oznaczająca gotowość do walki. Chłopak podświadomie zapragnął ujrzeć swojego nauczyciela w akcji i na moment zapomniał, dlaczego stoi dalej niż jego towarzysz, który, jakby na samą jego myśl, odwrócił wzrok w stronę Omegi.
– Idź, już! – niski, ale donośny głos wydobył się z gardła Bayrama na widok Lucasa. Nastolatek szerzej otworzył oczy widząc u niego nie tylko żółte tęczówki, ale również śmiertelną powagę, jak nigdy wcześniej. Przerażony przełknął ślinę, obrócił się i ruszył prosto przede siebie, ile tylko sił mu zostało w nogach.
Bayram ogarnął spojrzeniem rywala. Zdawał sobie sprawę, że jego wilcza postać przerastała typowego przedstawiciela tego gatunku, ale tak naprawdę nie wiedział jak bardzo. A ten, którego właśnie miał przed sobą, z pewnością do typowych nie należał. Przez swój rozmiar spokojnie mógłby być wzięty za niedźwiedzia, tylko, że te zwierzęta odznaczały się bardziej zbitą budową ciała. Tymczasem on miał sylwetkę smukłą i zarazem umięśnioną, jak na zwierzę. Długi pysk, a w nim rzędy zębisk, które bez problemu przegryzłyby ludzką kość, u łap pazury gotowe przebić się na wylot przez szkielet, mięśnie i skórę jednocześnie... Przeciętny wilk uciekałby przed tym potworem w popłochu i nikt by go za to winił.
Na jego kolejne warknięcie, Shayrs wstrzymał oddech i napiął wszystkie mięśnie. Przypomniał sobie wycie, które go przestraszyło w mieście. To był on, olbrzym, którego miał obecnie przed sobą. Przewidywał, że przy potencjalnym spotkaniu nie dojdzie do spokojnych negocjacji, no i oto znaleźli się w sytuacji.
Odświeżając w pamięci wszystkie momenty gniewu, który go ogarniał podczas pełnych przemian, ryknął jak najgłośniej tylko potrafił. Chciał wzmocnić swoją postawę gotowego do walki, uzupełnić wysunięte pazury i błyszczące oczy, pokazać, że nie boi się starcia. Tak naprawdę odczuwał strach przed bestią, ale zmieszał się on już z adrenaliną i stresem, po prostu wszystko w nim buzowało. Tymczasem wilk odpowiedział swoim donośnym rykiem i ze zjeżoną sierścią na karku ugiął łapy, ustawiając się do ataku. To był wystarczający impuls dla Delty, by ruszyć przed siebie. W konfrontacji człowieka z bestią, tej nocy zmienił stronę.
******
Powiem tylko tyle, że długo się zastanawiałem co do zakończenia tego rozdziału ;p
Bo poza tym, standardowo - kolejna (zbyt) długa przerwa, słabo mi idzie ogarnianie czegoś takiego jak samodyscyplina, itepe itede... Znacie to ;p
Dajcie znać jak wam się rozdział (nie) podobał ;D I do następnego!
A.I.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top