Rozdział XVI

– Naprawdę, my?

– Alfa tego chce?

– Kiedy zaczynamy?

Zgodnie z przewidywaniami, balansującymi na granicy obaw, przekazanie postanowienia przywódców wywołało poruszenie wśród omeg. Od kilku minut Bayram przyglądał się ich zaskoczonym twarzom, wysłuchiwał pytań i wyłapywał wilczym uchem przejęte szepty. Jedni zdradzali podekscytowanie, drudzy lekki szok, a jeszcze inni sprawiali wrażenie przestraszonych.

– Już, uspokójcie się – uniósł dłonie, aby bardziej zwrócić na siebie uwagę i dopiero gdy wszyscy zamilkli, kontynuował spokojnym, lecz poważnym tonem – Rozumiem, że jesteście tym poruszeni i trudno wam będzie pomyśleć o czymś innym w najbliższym czasie. Ale póki co, nic się nie zmienia, ani nasze treningi, ani mój stosunek do was, ani wasza i moja pozycja w stadzie. Mamy kilka dni na zorganizowanie się i wiedzcie, że wykorzystamy ten czas odpowiednio. Dzisiaj typowy dzień tutaj, więc do roboty. Standardowej.

Mocno podkreślił ostatnie słowo. Tknęło go przeczucie, że niektórzy, czyli ci najbardziej gotowi do nowego zadania, zechcą się jak najlepiej do niego przygotować. Oczywiście, byłoby to godne pochwały, gdyby nie fakt, że stali również między tymi, którym jego wiadomość ścisnęła żołądki. Miał tego świadomość, wręcz nastawił się na wyczucie takich reakcji. No i trafił. Zróżnicowane nastroje w grupie to najgorsza sytuacja dla lidera, choć zwykło się upatrywać w tym wyzwania, któremu wypada podołać.

Nieważne co powiedział teraz i co powiedziałby za chwilę czy dwie, atmosfera na treningowym placu uległa odczuwalnej zmianie.

***

Wraz ze światłem zachodzącego słońca, ostatni podopieczni opuścili miejsce bojowego szkolenia. Młodzieniec zatem, tradycyjnie, rozpoczął oględziny sprzętu i doprowadzanie terenu do porządku, napawając się w końcu samotnością. Po tych kilkunastu niezwykle dłużących się godzinach, łaknął jej niczym świeżego powietrza i zimnej wody.

Mówił, że miało być normalnie. Nic się nie wydarzyło, kolejna sesja ćwiczeń oraz sparingów, żadnych zmian. Mimo to, nie posłuchali i wiedział, że niespecjalnie. Dotychczasowy zbiorowy entuzjazm wszystkich utrzymał się tylko dzięki kilku jednostkom. A w trakcie bliskich starć ciało w ciało pojawiły się stres i napięcie. Nie traktowali zajęć już tak samo. W jaki sposób miał odciągnąć ich uwagę od tej wyjątkowej nowiny, skoro wpływała ona na element codziennego życia uczniów?

Po poprawieniu ułożenia najmniejszych hantli na stojaku, ostatni raz przeleciał wzrokiem po terenie. Wszystko wyglądało w porządku, więc ruszył powoli do wyjściowej bramki, gdy zobaczył przed sobą Lucasa. Chłopak stał przed ogrodzeniem, z poważną miną i rękami w kieszeniach.

– Długo tu stoisz? Jak już, to mogłeś pomóc.

– Myślałem, że skoro zawsze zostajesz dłużej to...

– Nie ma o czym mówić – przerwał młodszemu, ogarniając, że na własne życzenie odebrałby sobie możliwość spędzania w pojedynkę momentu po treningach – Pomóc w czymś?

– Właściwie, to chciałbym o coś spytać.

– Słucham cię – powiedział obojętnie, zamykając metalową furtkę.

– To, o czym rozmawialiśmy wczoraj, przy kolacji – Omega ściszył głos – Mówiłeś poważnie?

Delta natychmiast odstawił trapiące go cały dzień myśli o wilczej straży granicznej. Odezwało się snucie wspólnego, sekretnego wypadu na akcję z niższym rangą.

– Tak, jak najbardziej.

– Delta Cloen nam wtedy przerwała... – młody odchrząknął – Ufam ci i jestem gotów iść z tobą na akcję.

Po tych słowach, zaskoczonego Bayrama przez chwilę stać było tylko na skrzyżowanie ramion i uniesienie brwi. Wiele spodziewał się usłyszeć od nastolatka, ale nie taki bezpośredni przekaz.

– No, no... A skąd takie zdecydowanie u ciebie, młody?

– Gdybyśmy wczoraj do tego doszli, powiedziałbym, że muszę to przemyśleć. No i przemyślałem.

– W jedną noc, szybko się uwinąłeś – mruknął podejrzliwie starszy.

– To też przez przywódców, ich dzisiejszą decyzję. Pomyślałem, że... takim zadaniem uczynili cię naprawdę godnym zaufania, że wiesz co robisz.

Shayrs szerzej otworzył oczy. Usta wykrzywił mu szyderczy uśmiech.

– Znakiem tego, potrzebowałeś pieczątki Alfy, Bety i Gammy by uznać twojego Deltę za godnego zaufania. Super sprawa, Lucas.

– Mój Delta, to na samym starcie znajomości przygwoździł mnie do drzewa, pół metra nad ziemią – Lucas wystosował odpowiedź, mieszając w niej usprawiedliwienie i pretensję.

– Ciesz się, że cię wychowawczo nie palnąłem w łeb, choć mnie korciło.

– Wierzę, że tak było, bo znalazłeś ujście w sparingach. Faktycznie, mięśnie mają dobrą pamięć.

– Grunt to umieć z tego odpowiednio skorzystać – podszedł do młodziana i ku jego małemu zdziwieniu, po przyjacielsku klepnął go w ramię, skinięciem głowy wskazując na zamek. Wolnym krokiem ruszyli ku murom.

Twierdzę stopniowo ogarniała nocna ciemność, miejscami odpędzana światłem bijącym z okien i kinkietów. Jedynym źródłem dźwięku stały się szumiące liście oraz ukryte w zaroślach świerszcze. Park dookoła zamku niemal całkowicie się wyludnił. Dopiero teraz Delta uświadomił sobie, że jeszcze nigdy nie zauważył przy rezydencji jakichkolwiek strażników, wartowników, po prostu kogokolwiek do pilnowania wejść. Nawet gdy po zmroku spędzał czas na balkonie, nie widział nikogo w okolicy. Przemknęło mu przez myśl, że przywódcy z pewnością każą mu zadbać i o ten środek bezpieczeństwa.

– No to... – w połowie drogi Omega przerwał panującą ciszę – Co dalej? Kiedy ruszamy?

Bayram wyczekiwał tego pytania, łudząc się, że ostatecznie go nie usłyszy. Skoro jednak dostał deklarację, musiał spodziewać się dopytywania o szczegóły. Tyle, że na razie sam ich nie znał. Właściwie, nic nie wiedział i trzeba było to odpowiednio rozwiązać przy chłopaku.

– Słuchaj, Lucas – zatrzymali się przed głównymi wrotami, wciąż szeroko otwartymi, a hol świecił pustkami – Na pewno potrafisz dostrzec, że dużo się będzie działo. Przez te nasze nowe obowiązki i zbliżającą się pełnię nie jestem w stanie ci powiedzieć dokładnie kiedy...

– Ale niedługo, prawda?

– Pytanie, które zadał mi dzisiaj Alfa: co ci tak spieszno? – starał się utrzymywać typową dla siebie obojętność podsycaną ironią, którą speszył podopiecznego – Tak, niedługo. Ustalmy tak, że ja się zajmę wszystkim, a ty nie obijaj się na treningach i bądź w gotowości, jasne?

– Nigdy się nie obijam! – żachnął się młody.

– Ale wciąż masz nad czym pracować.

– Ciekawe, nad czym?

– Więc po raz tysiąc pierwszy ci mówię, abyś w walce wyłączał emocje. Nie czerp z nich siły i motywacji, bo się od nich uzależnisz. A gdy przyjdzie co do czego, to wierz mi, nigdy nie będzie czasu grzebać w pamięci. Tu nie istnieje konieczność znalezienia jakiegoś wspomnienia, aby zadziałało, rozumiesz? – mimo, że nie miał takiej intencji, wybrzmiała z jego słów postawa nauczyciela zirytowanego ciągłym powtarzaniem.

– Przecież mówiłeś, że warto mieć cel. I sam potwierdziłeś, że to dobrze, gdy na twój widok dostaję dodatkowej energii, twoje słowa! – dotknięty takim tonem Lucas nie zamierzał się cofnąć.

– Wiem, czego was uczę i jak to robię, nie musisz mi tego nakreślać – starszy powstrzymał się od zaciśnięcia zębów, by nie zdradzić rodzącej się frustracji – A takim nieodróżnianiem jednego od drugiego popełniasz głupi błąd.

– No to nie zwlekaj z wyjaśnianiem, jeśli oczywiście ci się to jeszcze nie znudziło – prychnął nastolatek.

– Czynienie lepszym nigdy się nie nudzi – Shayrs ostatnim wysiłkiem zdobył się na opanowanie.

– Tak samo jak czuć się lepszym od innych?

– Nie tym tonem, chłopcze.

– Czemu ja się właściwie pytam, to oczywiste.

– Zapominasz się, więc przypominam, że mówisz do swojego Delty.

– To nagle się przejmujesz hierarchią, jednocześnie chcąc wykiwać samego Alfę i wymknąć się kogoś zabić dla zabawy?

W tym momencie padł ostatni bastion cierpliwości młodzieńca. Bez głębszego zastanowienia nad przyczyną zachowania Omegi, widział w nim teraz wyłącznie pyskatego gówniarza, dokładnie tego samego, kiedy pierwszy raz ich drogi się skrzyżowały. I nabrał właśnie wielkiej ochoty ponownie go naprostować, jak wtedy.

– Chcesz coś jeszcze dodać, zanim sprawdzimy ile przyswoiłeś z moich nauk? – wysyczał Bayram, czując żółkniejące tęczówki.

– Mówiłem, nie boję się ciebie, już nie – Lucas odpowiedział prowokująco, stojąc z rękami wyprostowanymi wzdłuż ciała. Zaciśnięte pięści świadczyły o gotowości do starcia.

– Znamy, znamy ten tekst. Puste słowa.

– Nie tym razem.

– No to śmiało – korzystając z tego, że jego palce zdążyły nieco odpocząć, zgiął je na tyle, by wydały z siebie charakterystyczne trzaśnięcie. Przy ich rozprostowaniu już pobłyskiwały ostre pazury.

Jednak Delta nagle się zawahał, pomimo jawnie okazywanego pragnienia walki. Natychmiast zrozumiał, że wyszedł na hipokrytę. Pozwolił wilkowi dojść do głosu przez nieco zbyt ożywioną wymianę zdań z podopiecznym, zwyczajnie przesadził z emocjami. Lecz tempo wzajemnego nakręcania się i szybkość reakcji były nietypowe. Napięcie, prowokacje i mentalne próby charakteru towarzyszyły każdej ich konfrontacji. A tym razem pojawił się również element agresji. W najbardziej nieprzewidzianych okolicznościach, po treningu i u progu rezydencji, stanęli naprzeciwko siebie, wyczekując ruchu przeciwnika i szykując się na udowodnienie swoich umiejętności, szczególnie młodszy z nich.

– Długo mam jeszcze czekać? – powiedział powoli Bayram obniżonym tonem, unosząc wargi na tyle, by wysunęły się spod nich wydłużone kły. Przeszło mu przez myśl, aby warknąć na ucznia, ale zapewne usłyszałoby to pół stada. Nie potrzebowali publiki.

Nastolatek nie rzucił nawet pojedynczego słowa od pierwszego wyzwania ze strony swojego nauczyciela. Tylko go mierzył gniewnym wzrokiem, uparcie stojąc z zaciśniętymi pięściami przy udach. Jakkolwiek sprawiał wrażenie bardziej pewnego siebie niż ostatnio, przedłużający się impas między nimi nie działał na jego korzyść.

Każda kolejna sekunda upływała w coraz wolniejszym tempie, przez co Shayrs zaczynał się niecierpliwić. I podobny stan ducha zdołał dostrzec u swojego rywala – Lucasa zdradziło nerwowe przełknięcie śliny i ukradkowe spojrzenie na wyjście z korytarza, za plecami starszego.

– Masz trzy sekundy na przynajmniej przyjęcie postawy.

– Albo co? – butnie odezwał się Omega.

– Uznam cię za marnego prowokatora i tchórza – domyślał się, że chłopak czeka na kogokolwiek, kto by im przeszkodził, czyli mu pomógł. Zastawiłeś na mnie pułapkę, czy co... – Jeden, dwa...

– Przestań.

– Trzy!

W bezruchu obserwował jak młodzian błyskawicznie odwrócił się i uciekł za róg zamku, najpewniej w stronę jednego z bocznych wejść. Gdyby ktoś właśnie zapytał wyższego rangą czy spodziewał się takiego obrotu spraw, trudno byłoby mu jednoznacznie odpowiedzieć. Zwłaszcza, że nikogo nie spotkał w sprawdzonym dla pewności miejscu, które podopieczny wydawał się obserwować.

Zdawał sobie sprawę, że ma do czynienia z trudnym, młodzieżowym charakterem. Dzięki treningom udało mu się do niego dotrzeć na tyle, by obudzić w nim chęć wykazania się. Pogoń za docenieniem miała doprowadzić do przełamania pewnej bariery. A po sytuacji sprzed chwili zaistniała obawa, że wszystko to poszło wilkowi pod ogon. Przy tym, należało zadać podstawowe pytanie – skąd u Lucasa w ogóle ten wybuch emocji?

Póki co, skupił się na tym, by to zmartwienie zwyczajnie przykryć sutą kolacją. Szukanie odpowiedzi i rozwiązań miało nastąpić później.

***

A jednak ani się nie przesłyszał, ani nie była to sprawka upadającego ołówka – ktoś pukał do drzwi. Delta potarł więc przemęczony kark i ruszył je otworzyć. Za progiem czekała Neira. Wyraz jej twarzy od razu rzucił mu się w oczy, z miejsca wiedział o czym przyszła porozmawiać.

– Już się poskarżył? – mruknął.

– Dobry wieczór – ostentacyjnie przekręciła głowę – Ciebie też miło widzieć.

– Dobrze, wchodź już.

Zamykając za nią, układał w głowie scenariusze nadchodzącej rozmowy. Trzeba było to zrobić szybko, szczególnie, że w ogóle nie spodziewał się jej wizyty. Co nie zmieniało faktu, że ostatnio lubił, gdy była przy nim.

– Po co ci te mapy, nad czym pracujesz? – brunetka ostrożnie przesuwała rozłożone na biurku kawałki papieru, przelotnie przyglądając się każdemu.

– To na potrzeby nowego zadania od przywódców, muszę od czegoś zacząć – wzruszył ramionami – Nie chcę cię nim zanudzać, więc jakbyś mogła już przejść do rzeczy...

– A potem spadać, tak? – uniosła brew w cwaniackim uśmieszku.

– Zawsze miałem wrażenie, że likantrop potrafi czytać w myślach – odpowiedział przekomarzającym tonem, otrzymując za to delikatne dźgnięcie palcem w brzuch.

– Dobra, chodząca riposto – złożyła dłonie tuż przy twarzy, w geście opanowania się, choć uśmiechu nie ukryła – Nie zajmę ci dużo czasu. Tak, chodzi o Lucasa. A ty, to przede wszystkim powinieneś chyba zrobić sobie przerwę. Ile nad tym ślęczysz?

– Nie aż tak długo by umierać – przewrócił oczami.

– I dlatego wyglądasz jak trup, wierzę.

– Już nie przesadzaj. Dobra, tylko chodźmy na balkon.

Na zewnątrz przywitał ich padający deszcz. Mżawka błyskawicznie przekształciła się w ulewę, a dotychczas rześkie powiewy wiatru mocno się ochłodziły. W akompaniamencie szumu wywołanego przez opad, Shayrs opowiedział równej rangą o spotkaniu z Omegą sprzed kilku godzin. Oczywiście w narracji pominął gotowość młodego do wspólnego wypadu. Za przyczynę wybuchu podopiecznego wskazał typową nastoletnią niecierpliwość, związaną z nadgorliwością do bycia w pierwszym patrolu strzegącym granic.

– Cóż, odkąd go znam, to miał problemy z wyrażaniem emocji – Cloen schowała dłonie w kieszeniach bluzy.

– No to jest nas dwoje – młodzieniec oparł się łokciami na balustradzie, jeszcze w zasięgu zadaszenia.

– Wychodziłam od siebie, gdy go zauważyłam. Biegł, jakby był czymś przestraszony...

– I od razu pomyślałaś o mnie – zaśmiał się pod nosem.

– Nie będę ukrywać, że tak, nawet szybciej – uśmiechnęła się na jego teatralnie skwaszoną minę – Teraz wiem, że powinnam się domyślić, że chodziło o twoje nowe zadanie.

– Na twoim miejscu też bym tak pomyślał. Jednak ja nie mogę się pozbyć wrażenia, że to przez tę zbliżającą się pełnię.

– Przecież pełny księżyc wzejdzie za trzy dni. Wątpię, aby już teraz ktoś był na niego podatny.

– To raczej kwestia indywidualna – potarł się po szczęce – Może jego wilk już tak bardzo się rwie, że trudno mu go opanować.

– A więc będziesz musiał wkroczyć, jako Delta.

– Twierdzisz, że do tej pory nie działałem jak Delta? – zapytał lekko zdziwiony.

– Inaczej – splotła palce na barierce – Teraz dopiero nadejdzie czas, gdy będziesz musiał się wykazać. Taki chrzest bojowy, co ci się pewnie spodoba.

– Oczywiście – w swoim stylu odbił jej sarkazm – I to w blasku księżyca, tak bardzo... romantycznie, chyba.

– Chyba – przewróciła oczami i zaciągnęła kosmyk włosów za ucho. Bayramowi z miejsca na twarz wskoczył lekki uśmiech, co nie uszło uwadze dziewczyny – Dlaczego zawsze się śmiejesz, gdy to robię?

– Bo zawsze rozmawiamy o czymś zabawnym, gdy to robisz? – poczuł się nieco speszony, że dał się na tym przyłapać, ale opanował swoją mimikę i pozostał niewzruszony.

– Dlaczego ci nie wierzę? – uniosła podejrzliwie brew.

– Kwestionujesz moją wiarygodność? – udał poruszonego tym pytaniem, choć w duchu skarcił się za drugie już tego dnia wyjście na hipokrytę. Zatajanie prawdy, czego się przy niej dopuszczał, to w końcu też kłamstwo. Jak żyć...

– Gdzieżbym śmiała, rycerzu bez skazy i zmazy – odpowiedziała z fantazyjnym podziwem.

– Urocze.

– Zapewne – wzruszyła ramionami – To wytłumaczysz mi teraz, do czego ci te mapy?

– A, rozumiem już! Cierpisz na bezsenność i potrzebujesz, żeby cię szybko zmogło z nudów – szarmanckim gestem dłoni zaprosił ją z powrotem do środka, a kiedy oboje opanowali śmiech, podeszli do biurka.

Na blacie znajdowały się trzy mapy, a po poruszeniu ich przez Shayrsa, spod jednej wysunęła się kartka z wypisanymi imionami. Tę młodzieniec odsunął na bok, skupiając uwagę swoją i Neiry na planach. Pierwszy przedstawiał las, drugi miasto, a trzeci obejmował oba w szerszej perspektywie, która rozciągała się do znanych młodzieńcowi gór, na które miał widok z okna i kotlinę, gdzie kiedyś spotkał Lucasa. To z załączonych opisów szatyn dowiedział się w końcu, że puszcza otaczająca rezydencję watahy nazywała się Sinnadell, a pobliski zalążek cywilizacji nosił nazwę Maire. Jakoś od przybycia do zamku nigdy nie zainteresował się tym, gdzie dokładnie mieszka. Gdyby go ktoś zapytał, zwyczajnie odpowiedziałby, że w wielkim, czarnym zamku, pośrodku głuszy.

– Dostałem je od Bety, chyba miał na imię Robert. Gamma polecił mi udać się do niego, wyglądał na sympatycznego.

– Nasz las i miasto – spojrzała na niego – Wycieczkę im organizujesz, czy co?

– Skoro mamy strzec naszego domu, trzeba poznać tę okolicę. W końcu, odkąd tu jestem, najdalej się zapuściłem może tutaj – wskazał palcem na zachód od punktu oznaczonego jako twierdza stada – Ewentualnie na wschodzie, trafiłem tu na Lucasa, krótko po tym jak się poznaliśmy.

– A, wtedy gdy tak zniknąłeś na większość dnia i nie pozwoliłeś mi z nim porozmawiać.

– Brawo za pamięć – szybko zbył te słowa i wyciągnął na wierzch drugą mapę.

– No, a po co wam znajomość miasta? Jakoś mi to nie pasuje.

– Dlaczego?

– Myślisz, że w Maire kryją się jakieś potencjalne zagrożenia dla nas?

– Tego nigdy nie można wykluczyć – odrzekł spokojnie – Ale mniejsza z tym, tutaj mam inne zamiary.

– To znaczy? – jej spojrzenie spoważniało, jakby obawiała się poznania szczegółów. Bayram po krótkim namyśle niespecjalnie się zdziwił z tego powodu. To, o czym miał właśnie powiedzieć, nie mogło jej się spodobać.

– Jeśli mają odpowiednio wykonywać swoje nowe zadanie, to potrzebują odpowiednich ćwiczeń. Nasz plac już nie wystarczy.

– Czy ja dobrze rozumiem, że ty chcesz z nimi urządzać regularne polowania na ludzi? – niemal wyszeptała te słowa, otwierając szeroko oczy – Oszalałeś?

– Chcę tylko zaznaczyć, że nie na ludzi, tylko na przestępców, zbirów i zbrodniarzy, a to zasadnicza różnica – dokładnie takiej reakcji Cloen się spodziewał. Zauważył jak zamarła na obojętność z jaką wypowiedział te słowa.

– Nie wmówisz mi, że Alfa się na to zgodził.

– Dał mi wolną rękę w kwestii szkolenia ich.

– Ale żeby aż tak? Uważasz, że będą do tego zdolni? – coraz słabiej ukrywała przejęcie graniczące ze strachem – Jak możesz posuwać się do czegoś takiego?

– Ja i moi uczniowie dostaliśmy ważne zadanie, więc musimy do niego poważnie podejść – odpowiedział po momencie ciszy – Robię to, co muszę.

– I uważasz za słuszne, nie zapomnij tego dodać.

– Z jakiegoś powodu to ja ich prowadzę, ja ich wszystkiego uczę i do mnie zwrócili się przywódcy, więc chyba wiem, co należy zrobić – wypalił bez namysłu, co szybko sobie uświadomił patrząc na zszokowaną minę dziewczyny – Neira, ja...

– W porządku, rozumiem, nie chciałeś powiedzieć, ale wyszło – uniosła dłoń – Nic się nie stało.

– Nie miałem tego na myśli – z zakłopotaniem podrapał się po głowie – Chciałem tylko zapytać czy widzisz inne rozwiązanie tego, po prostu.

– Czego bym nie zaproponowała, widzę, że już zdecydowałeś. Zresztą, nie powinnam się mieszać, masz rację. Masz poparcie Alfy, więc co mi do tego.

– To nie tak, że cię ignoruję...

– Nie pomyślałam tak nawet.

– Proszę cię, nie rozmawiajmy w ten sposób – nie zdołał się opanować i jego dłonie wylądowały na jej ramionach, a spojrzenia się spotkały.

Przez kilka długich chwil żadne nie odezwało się ani słowem. Niemal bez pojedynczego mrugnięcia patrzyli sobie w oczy. Połączeni hierarchią, wzajemnym zrozumieniem i pewnym rodzajem sympatii, lecz w tym momencie przepełnieni kompletnie różnymi myślami.

Poznała jego przeszłość. Jeszcze wcześniej widziała go w akcji. Zapamiętała jego spiętą twarz, gdy praktycznie instynktownie podjął decyzję o ataku na tamtych bandytów przy granicy lasu. Wtedy nie zdołała go od tego odwieść, wspomnienia całkowicie pochłonęły jego umysł. Tego wieczoru był to incydent. A teraz dowiedziała się, że jego dawne nawyki staną się regularnością. Ludzie, nieważne, że źli, będą ginąć jako manekiny szkoleniowe. Tylko ktoś nawykły do odbierania życia mógł podjąć decyzję o powrocie do czegoś takiego i zmusić do uczestniczenia w tym innych.

Nie dał się powstrzymać i ruszył na tych oprychów, którzy zabili swoich więźniów. Jednak ostatni ze zbirów padł z karkiem rozprutym przez nią. Wówczas od razu wyczuł, jak równej rangą to ciążyło, nie tyle dopuszczenie się mordu, co obserwowanie jak on sam oddał się żądnej krwi podświadomości. W staniu się członkiem stada dojrzał dla siebie nowy początek, przede wszystkim przez odcięcie się od autorskich samosądów na przedstawicielach przestępczego półświatka. Tyle, że mosty, które uznał za spalone, okazały się zbyt wytrzymałe, by tak szybko paść. A przypadek wynikły z polecenia Alfy okazał się preludium do ich rekonstrukcji.

Obowiązek obowiązkiem, rozkaz rozkazem. Niemniej, ostatnim, czego pragnął, byłoby pogorszenie relacji z jedyną osobą w watasze, którą szczerze polubił. Między innymi za przekazywaną wiedzę w kwestii podejścia do omeg.

– Może nie wyglądam, ale wiedz, że mnie też to się nie podoba – przerwał w końcu tę obezwładniającą ciszę, bezustannie wpatrzony w jej granatowe tęczówki – Dlatego nie będziemy z tym szarżować, mają jeszcze czas.

– Mówisz tak ze względu na mnie? – ton Cloen podszyty był cienką warstwą kpiny.

– T-tak – odpowiedział po momencie zamyślenia – Właściwie, to powinienem powiedzieć, że dzięki tobie.

– Jak to?

– Jako Delta, powinienem być ich opiekunem. Takie oczywiste, a ja ciągle o tym zapominam. Oni nie są żołnierzami, którzy wymagają musztry, nie mogę ich tak traktować.

– Ale radzisz sobie świetnie, bardzo cię szanują i lubią – nagle położyła dłonie na jego klatce piersiowej – Tak jak ja.

Dotyk Neiry był dla niego jak impuls wybudzający z jakiegoś transu, jednak nie przerwał kontaktu wzrokowego. Zorientowawszy się, że ani na moment nie przestał trzymać brunetki blisko siebie, dopadło go dziwne samopoczucie. Puls gwałtownie przyspieszył, wszystkie mięśnie się napięły, a na gardle powoli zaciskała się niewidzialna dłoń. Zabrakło mu tylko ciepła w skroniach, by pomyśleć, że zaraz się przemieni.

– Wszystko dobrze?

Zadane przez nią pytanie objawiło mu się jako idealny pretekst, by w końcu cofnąć swoje ręce i zwrócić się w stronę biurka. Pochylił głowę, ale wcale nie utkwił wzroku w rozłożonych mapach. Opuścił powieki i głęboko odetchnął.

– Przepraszam, przez chwilę miałem głowę zupełnie gdzie indziej.

– Zauważyłam – powiedziała spokojnie – Skąd wróciłeś?

– Pomyślałem o tym, co będzie podczas pełni. Mojej pierwszej pośród innych likantropów... Kompletnie nie wiem czego się spodziewać, a trochę już poczytałem o wpływie księżyca na nas – odpowiedź szybko pojawiła się w umyśle, lecz przekazał ją powoli, jakby dawkując w każdym słowie odpowiednią porcję przemyśleń.

Odpowiedź nie do końca zgadzająca się z jego prawdziwymi myślami. Bo choć naprawdę przejmował się nadchodzącą pełnią, w tej chwili zdecydowanie bardziej skupił się na sytuacji sprzed minuty. Pierwszy raz tak otwarcie okazał swoją sympatię do niej... a potem zechciał się jak najszybciej wycofać. I przy tym podziękować losowi, że równa rangą nie czyta w myślach, aczkolwiek jej niezwykła empatia skłaniałaby do przypuszczania inaczej.

– Sprawa z pewnością ważna, ale czy warta wybiegania w przyszłość już teraz? – podeszła, wpatrując się w jego profil.

– Chcę być przygotowany, gotowy na wszystko – odparł, spoglądając na nią kątem oka.

– To dobrze, ale pamiętaj, że najważniejsze będzie zachowanie spokoju. Przez nas, Delty.

– Może mi opowiesz, co się dzieje podczas pełni w tym zamku? – spróbował podstawić inny temat do rozmowy, szukając luźniejszej atmosfery.

– Kiedyś może. Będziesz mógł sobie porównać z tym, co przeżyjesz już niedługo.

– Się boję pomyśleć o tych niespodziankach...

– Nie masz czego, przecież tu jestem – uśmiechnęła się, a on odwzajemnił – W każdym razie nie na długo, późno już. A miałam wpaść na chwilę...

– Oczywiście, króciutką chwilkę – pokręcił głową, z typową dla siebie ironią w głosie.

– Ta, formę trzymasz, ale też się lepiej połóż. Co za dużo ślęczenia nad mapami, to niezdrowo.

– Powiedzmy, że posłucham. Głosu podświadomości, dla jasności.

– Cokolwiek ci ona tam podpowiada. W każdym razie, nie wnikam.

– Słusznie.

Zmarszczyła brwi na ostatnie słowo, by w następnej chwili westchnąć ze zrezygnowania, ale z pozytywnym nastawieniem.

– Śpij dobrze, Bayram.

– Ty również, Neiro.

Uściskali się na dobranoc, po czym dziewczyna opuściła pomieszczenie. Jeszcze zanim przekroczyła próg, puściła mu oczko, co skwitował powtórzeniem gestu. Miły akcent na zakończenie dnia. Potem wrócił do biurka i stres oraz napięcie z ostatnich kilkunastu godzin błyskawicznie wróciły.

Kartka, którą odsunął na bok, gdy pokazywał jej mapy. Zapisana imionami wszystkich omeg, które trenował. Słońce, którym była obecność Neiry, zostało przysłonięte ciemną chmurą, podpisaną „Lucas". Wystarczył rzut oka na te pięć liter, by pomyślał o takim poetyckim porównaniu.

Dostaniesz swoje pięć minut w walce, smarkaczu.

******

Oto i on, nowy rozdział. Lub też kolejny przypadek, gdy życie codzienne wybija z rytmu (albo przynajmniej z możliwości próbowania powrotu do niego) pisania. Chciałbym pisać rozdziały w jak najkrótszym czasie, ale dzieje się to i to, no i kończy się takim rozłażeniem, że trudnym staje się utrzymanie jednego tonu, bądź stylu, przez cały tekst. Jeśli to tutaj widać, możecie śmiało wytknąć to w komentarzu ;p

Tak trochę dzieje się, co? Jakiż może być kolejny krok bohatera, spróbuje go wykonać przed pełnią, a może właśnie czeka na księżyc i jego moc? Snujcie teorie śmiało ;d

Do następnego!

A.I.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top