Rozdział XII
- Szybki unik, a kiedy się schylił, już nie było dla niego ratunku.
- Może się nie znam, ale to chyba nie było, jak by to określić, honorowe?
- Spokojnie, nie podciągajmy tego pod takie pojęcia. Po prostu byłem sprytniejszy.
- Powinnam się domyślić, że lubisz mieć nad nimi przewagę.
Usadowieni przy narożniku długiego stołu w wielkiej jadalni, Bayram i Neira spokojnie jedli śniadanie. Byli jednymi z nielicznych, którzy o tej dość wczesnej porze zjawili się na pierwszy posiłek dnia. W przypadku dziewczyny wstawanie znacznie przed innymi było normą, natomiast młodzieniec już piąty kolejny ranek utrwalał w sobie nowy nawyk. Postanowił pojawiać się na placu treningowym godzinę przed ustalonym czasem rozpoczęcia ćwiczeń, aby witać omegi na przygotowanym terenie, samemu będąc po rozgrzewce. Konieczność szybszego zbierania się z łóżka nie przeszkadzała mu jednak w przesiadywaniu i czytaniu książek do późna, ale stopniowo przyzwyczajał się do krótszego snu.
- Niedługo przejdziemy do bardziej wymagających technik. Powinny im się spodobać, skoro są tacy wyrywni.
- Mówisz? Większość z nich znam od dłuższego czasu i nigdy nie wyglądali na walczaków - brunetka z zaciekawienia uniosła jedną brew.
- Jak widać, w każdym drzemie taka wojownicza dusza - Shayrs odpowiedział wzruszeniem ramionami.
- Dobrze, że się podjąłeś ujarzmienia jej w każdym z nich.
- To już dwa tygodnie... Pomyśleć, że zaczęło się od niewinnej pokazówki z Alanem, Christianem i Lucasem.
- No właśnie, jak idzie twojemu najbardziej ulubionemu podopiecznemu? - zapytała z mocnym przekąsem, co szatyn skwitował krótkim ironicznym uśmieszkiem.
- Nie opuścił jeszcze ani jednego treningu, zawzięty - przerwał, łapiąc w dłoń szklankę z sokiem - A co do umiejętności, ma potencjał i to spory.
- Służą mu te ćwiczenia. Jest spokojniejszy, bardziej wyluzowany.
- Skoro ma się gdzie wyżyć, po co ma się spinać? Zdrowiej dla niego i wszystkich - oparł się wygodniej na krześle, przez chwilę rozglądając się po sali.
- Widziałam was kilka razy w starciu - Cloen nachyliła się bliżej stołu - Z nikim nie jest tak zaciekły w walce jak z tobą.
- To oczywiste, przecież nadepnąłem mu na odcisk już pierwszego dnia znajomości - splótł ręce na klatce piersiowej - Ale ma jakiś swój rozum, skoro się na mnie nie obraził i chce się uczyć walczyć.
- Przyznam, że cały czas się zastanawiam, jaki ty masz plan na niego.
- Plan? Nie, żadnego - chłopak pokręcił obojętnie głową - Nie chcę z niego zrobić „kogoś". Powiedzmy po prostu, że chciałbym być dla niego takim... starszym kumplem, co go nauczy życia, o.
- Może lepiej starszym bratem? - uśmiechnęła się szeroko - Dzieli was ile, pięć lat? Idealnie wręcz.
- Tak czy siak, młodemu przyda się ktoś taki. Sama mi mówiłaś, że stracił ojca kilka lat temu. W ogóle, co się takiego stało?
- To... trudny temat, myślę - entuzjazm dziewczyny nagle opadł, co zwróciło uwagę Shayrsa - Nie jestem pewna, czy należy go teraz poruszać.
- Oho, od razu zrobiło się ciekawie - wyraźnie zaintrygowany Bayram pochylił się w jej stronę - Strzelam, że nie powinienem tego drążyć przy tobie, tylko mam przy młodym spróbować sam?
- A miałeś w ogóle zamiar to zrobić? Jeśli dobrze pamiętam, właśnie sam się chciałeś całkowicie zająć Lucasem - zripostowała natychmiast, na co lekko zaskoczony młodzieniec zareagował pstryknięciem palcami.
- Nieźle, nieźle... Niech będzie, że uznam przyznanie ci racji, zamiast potraktować to jako zręczne wymiganie się od tematu - powiedział przekomarzającym się tonem.
- Zastanawiam się nad odtańczeniem zwycięstwa w dyskusji z tobą, ale utrzymałeś fason, więc...
- Więc nie za bardzo wygrana, co? - odpowiedział sarkastycznie - Ale próbuj, może kiedyś.
- Na pewno, muszę być tylko cierpliwa.
- Tylko i aż.
Luźna rozmowa przy stole potrwała jeszcze przez krótki czas, dopóki w sali nie zaczęło pojawiać się więcej członków stada. Zwłaszcza dla szatyna był to sygnał, że trzeba przejść do wypełniania obowiązków. Neira postanowiła w tym do niego dołączyć i obie Delty po kilku chwilach znalazły się na zewnątrz, nie rozmawiając po drodze już tak dużo, właściwie w ogóle. Jedynymi słowami, jakie padały z ich ust były odwzajemnione powitania w stronę spotykanych omeg.
Minęło pięć dni od momentu, w którym dziewczyna wytłumaczyła i zarazem mu uświadomiła charakter jego drugiej natury. Pięć dni od ich ostatniej tak poważnej wymiany zdań, która znacząco na niego wpłynęła. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie na tyle, by miał się powstrzymywać od rozmyślania nad otaczającą go rzeczywistością. Do tego, nadal nie potrafił zapanować jednocześnie nad wrodzonym introwertyzmem i naturalną chęcią likantropa do bycia z innymi.
Starał się ignorować swoje emocje przez ciągłe bycie czymś zajętym. Dlatego postanowił zwiększyć sobie intensywność indywidualnych ćwiczeń przed i zwłaszcza po treningach z omegami. Motywował się przy tym również nauczką otrzymaną w starciu z Ramonem. A kiedy nie dawał sobie wycisku fizycznego, uciekał do książek. Wracał do tekstów, które studiował krótko po otrzymaniu rangi Delty, sami przywódcy wówczas mu doradzili nabycie pewnej wiedzy. Podczas lektury mocno się skupiał, aby nie pozwolić myślom uciekać poza treść strony.
Cokolwiek w danym momencie robił, miał z tyłu głowy jedno pytanie - czego chce wilk? Ethan powiedział mu kiedyś, że likantrop jest jednością dwóch natur, a drapieżnik uosobieniem podświadomości. Znalazł potwierdzenie tych słów w kilku źródłach, choć przecież sam odczuł to na własnej skórze. Drapieżnik kierował nim, gdy poznał Lucasa i żądał jego posłuszeństwa. Również za sprawą jego instynktu stanął do pojedynku z Betą, który jednym ryknięciem przestraszył go jak nigdy i zaznaczył dzielącą ich różnicę pozycji w watasze. Przy omegach zawsze czuł się lepszy, a jednak nigdy nikogo nie chciał traktować z góry, tylko pomagać. No i Neira, jedyna w stadzie, z którą dzielił się nie tylko rangą, ale też własnymi myślami, czego kiedyś w ogóle sobie nie wyobrażał...
- Kto cię nauczył walczyć?
Niewinne pytanie zostało zadane przez Cloen w chwili znalezienia się placu treningowego w zasięgu wzroku obu Delt. Tym samym zniknęła trwająca od dłuższego czasu cisza, w której przeszli od jadalni aż do centrum życia tych z najniższą rangą w stadzie.
- Jeśli nie licząc samego siebie, to właściwie nikt konkretny - Bayram odpowiedział biorąc się za jeden skórzany pokrowiec - Można powiedzieć, że sam się nauczyłem.
- Tak zwyczajnie sam? Jakoś trudno mi w to uwierzyć - powiedziała przyglądając się jednemu z worków bokserskich - Gdyby każdy mógł się sam ot tak nauczyć, cały świat znałby kung-fu.
- Po pierwsze, to wcale nie, bo ludzie z natury są leniwi, przykład masz przed sobą - na moment uniósł kąciki warg w ironicznym uśmieszku - A po drugie, nie każdy ma wyostrzone zmysły i refleks.
- Jednak to, czego ich uczysz, na pewno wymaga czegoś więcej niż nadprzyrodzonych zdolności.
- Wciąż, to nie są jakieś szczyty sztuk walki. Tyle że mnie to wystarczało na zwykłych ludzi.
- A więc co, jak przyjdzie kiedyś się zmierzyć z... równym przeciwnikiem?
- Wyskoczyć z ciuchów i przegryźć kark, to zawsze działa - odpowiedział bez zastanowienia, pozwalając sobie na krótki śmiech. Wiedział przy tym z własnego doświadczenia, że ten sposób nie był jakimś złotym środkiem.
- No pewnie, tak po prostu - dziewczyna skwitowała wymownym przewróceniem oczami.
- Swoją drogą, zdziwiło mnie, że jako takie przysposobienie obronne polega tu na tym, że ktoś ewentualnie pokaże kilka ruchów i tyle. Tak mi przynajmniej opowiedzieli młodzi.
- To nie jest wojskowy ośrodek szkoleniowy, jeśli do tego zmierzasz.
- Ale jakieś zaplecze warto mieć.
- Wilcze bojówki, proszę cię.
- A rywalizacja między watahami? - zapytał poważnie, samymi słowami paraliżując brunetkę - Nadgoniłem trochę historii, niczym się nie różni od ludzkiej. Wojny między stadami były, są i będą.
- Ostatnia prawie pięćdziesiąt lat temu, wtedy postanowiono nie dopuścić do kolejnej, choćby za skarby świata - odpowiedziała ciszej - Podobno to była taka rzeź, że samym przywódcom robiło się słabo na widok martwych.
- Nie ma czegoś takiego jak wieczny pokój na świecie, dlatego nie należy ignorować wojska i tym podobnych.
- Możliwe, ale nawet jeśli, to jestem pewna, że Gregor żadnej wojny nie planuje.
- Oficjalnie nie, kto tam wie alfy i ich interesy. Zresztą, mam też na myśli zwykłą samoobronę.
- A niby przed czym tu się bronić? Przed zbójcami w lesie? - jej przekonanie intrygowało młodzieńca. Nie widział w niej pacyfistki, ale też nie wyglądała na kogoś, kto użyłby siły.
- Domyślam się, że między te drzewa normalni ludzie boją się wejść - przestawił hantle i zabrał się za większe ciężary - Czytałem, że likantropy to potrafią, roztoczyć taką aurę by chronić terytorium.
- Jestem pod wrażeniem twojej wiedzy, Bayram - podeszła do niego - Może niedługo będziesz prowadzić wykłady z historii naszego gatunku?
- Ty też się wyrobiłaś - odezwał się po chwili, przyglądając się jej ironicznemu uśmiechowi - Może kiedyś osiągniesz ten poziom sarkazmu co ja.
- Ponownie, muszę być cierpliwa.
- Chyba, że szybciej - nagle wyprostował rękę, która trafiłaby Cloen, gdyby nie błyskawiczne schylenie się przez dziewczynę - pokonasz mnie w walce fizycznej.
- Co to miało być?! - niemal krzyknęła, szybko się prostując - Znając ciebie, mogłeś mnie zabić!
- Nie przesadzaj, nie mam takiej siły, jeszcze - obojętnie wzruszył ramionami - Chciałem coś sprawdzić.
- Co niby?
- Czy potrafisz walczyć, ładny unik.
- Głupek - odsunęła kosmyk włosów za ucho, na co Shayrs od razu zareagował uśmiechem.
- Facet, czyli według waszego rozumowania, na jedno wychodzi - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale sam został zmuszony do uniknięcia lecącej w jego kierunku rolki bandaża bokserskiego.
- Ach taki jesteś cwany, dobrze - Neira znowu sięgnęła dłońmi do włosów, tym razem wiążąc je w kucyka - To według waszej logiki, jestem gotowa do naszej rozmowy na teraz wyższym poziomie!
- Urocze - odpowiedział śmiejąc się cicho i odłożył jeden z worków treningowych. Podwinął długie rękawy swojego podkoszulka patrząc jak dziewczyna przyjmuje bojową postawę - Niesamowite jak niewiele trzeba by cię sprowokować.
- Najwidoczniej w tym też się od kogoś wyrobiłam - oboje zaczęli chodzić dookoła, co szatynowi przypomniało potyczkę z Betą sprzed kilku dni. Tym razem jednak nie kierowała nim wilcza żądza walki. Właściwie to sam nie wiedział co właśnie robi. Przestał się nad tym zastanawiać, gdy przyszło do sparowania pierwszego uderzenia wyprowadzonego przez równą rangą.
Przez następne kilka minut obie Delty toczyły spontanicznie zorganizowany pojedynek, w którym Cloen bezustannie atakowała, a Bayram spokojnie blokował i unikał. Każde z nich przy tym zachowywało pogodny wyraz twarzy, komentując niektóre ruchy śmiechem.
- Myślałem, że dość powalczyłem w życiu, ale tutaj to po prostu wpadłem w rutynę - odskoczył od ogrodzenia, zostawiając za sobą kraty, w które uderzyła stopa brunetki - Chyba zaraz będę potrzebować urlopu.
- A mówią, że jak pasja staje się zawodem, to raj na ziemi gwarantowany - zripostowała, popisując się efektownym saltem w tył, co młodzieniec skwitował gwizdnięciem - Potrafię co nie co.
- Owszem, te ruchy wydają mi się znajome...
- W teorii muszę mieć na oku wszystkie omegi, więc przychodzę sobie popatrzeć.
- Powiadasz? To miłe.
- Do nich też tak mówisz?
- Nie, do nich przemawiam tak - pozorując kolejne zejście do obrony, Shayrs niespodziewanie całkowicie zacisnął dłoń na nadgarstku Neiry. Ta po kilku nieudanych podejściach wyrwania go z pułapki w końcu poświęciła dłuższą chwilę na zebranie siły i ostateczną próbę uwolnienia ręki. Niemal w tym samym momencie chłopak rozwarł palce i jego przeciwniczka na chwiejnych nogach zaczęła się szybko cofać, w ostatniej chwili unikając stojaka do podciągania się, dzięki kolejnemu przewrotowi.
- „Piękny motyl zwodzi ćmę na cyprysie", tak chyba to nazywają w kung-fu. Nie uważałaś.
- Wyciągnę wnioski, tej ćmy już więcej razy nie zwiedziesz.
- Powiedz mi coś nowego.
- To patrz.
Neira przypuściła kolejne ataki, tym razem wzbogacając je o kilka akrobatycznych ruchów, które bardzo się przydały w otoczeniu różnego rodzaju sprzętów na siłowni. Spokojnie broniący się Bayram tylko unosił brew z wrażenia, podziwiając zwinność i gibkość swojej rówieśniczki. Teraz zrozumiał skąd mogła się ona pochwalić taką szczupłą sylwetką, tego dnia okrytą krótkimi spodenkami jeansowymi i ciemnym T-shirtem. Odzyskał skupienie na defensywie tuż przed zderzeniem się plecami ze ścianką wspinaczkową, co mogło się skończyć ograniczeniem manewrów i w dalszej perspektywie przegraną, a do tego nie chciał dopuścić.
- Chyba byłabym jedną z lepszych wśród twoich uczniów, co?
- Staram się ich nie klasyfikować, pokora przede wszystkim.
- Co innego pokora, co innego świadomość własnych możliwości. Umiem tyle co oni.
- Czyli dokładnie tyle, ile wam pokazałem - nieco zaskakiwała go jej pewność siebie - A to co pokazuję, nie jest nawet połową tego, co potrafię.
Prosta blokada kopnięcia z półobrotu zmieniła bieg pojedynku, Shayrs przeszedł do ofensywy. Nacierał o wiele bardziej zdecydowanie, czasem agresywnie. Zapragnął zwycięstwa, szukał upojenia się przewagą. Jak za dawnych czasów, gdy tworzył pozory wyrównanego starcia, a potem wykańczał rywali jednego po drugim. Cloen przestało wystarczać zwykłych manewrów w obronie i zaczęła stosować więcej uników, sprawiając wrażenie nieradzącej sobie z siłą młodzieńca. Nie miała jednak zamiaru prosić go, aby przestał, starała się zachowywać powagę i dzielnie wytrzymywać ataki.
Nagle Bayram zamachnął się prawą ręką, by w ostatniej chwili wyprowadzić niemożliwy do zatrzymania cios ręką lewą. Jego pięść jednak nie zderzyła się z biodrem dziewczyny. Przechytrzył brunetkę, która zanim zdążyła się zorientować w sytuacji, już miała swoje skrzyżowane nadgarstki uwięzione w jego żelaznym chwycie. Dynamika całego zajścia doprowadziła ich do nachylenia się w swoją stronę, z ledwie kilkoma centymetrami odległości między twarzami. Mogli teraz świetnie słyszeć nie tylko swoje przyspieszone oddechy, ale też bicia serc. Moc wilczego słuchu w pełni.
- Sporo podpatrzyłaś - odezwał się pewnie - Ale „sporo" to nie wszystko.
- Musisz jednak przyznać, że jestem dla ciebie godną przeciwniczką - odpowiedziała równie butnie.
- To tylko niewinna potyczka na rozgrzewkę.
- I dlatego świecą ci się oczy?
Dopiero po chwili uświadomił sobie czucie znajomego ciepła w skroniach. Starał się zachować niewzruszoną twarz, kiedy w środku naprawdę zrobiło mu się gorąco. Uwolnienie instynktu drapieżnika przy brunetce było dla niego scenariuszem z gatunku najmniej pożądanych. Czego wilk chciał tym razem?
Wtedy niemal jak na zawołanie usłyszał w głowie pomrukiwanie, dla chłopaka trudne do rozpoznania w kontekście wytłumaczenia sobie odczuwanych aktualnie emocji. Naprawdę dałby się porwać bestii w najzwyklejszym pojedynku bez znaczenia? Przez dziwnie pożądaną pogoń za pewnym zwycięstwem w takich okolicznościach? Przeciwko komuś, kto niby tylko się przyglądał, a umiejętnościami dorównywał najlepszym uczniom? Znajdując się naprzeciwko Neiry, w której ciemnoniebieskie tęczówki mógłby wpatrywać się bez przerwy, wdychając przy tym bijący od niej zapach bzu...
Ostatnia myśl była jak trzask bicza, wybudzający z przedłużającej się ciszy. Ogarnęła go świadomość, że stali w tym klinczu nieco za długo, choć tak naprawdę żadne z nich nie wykazywało jakichkolwiek oznak sprzeciwu wobec zaistniałej sytuacji. Zaczął nawet odnosić wrażenie, że Cloen to się podoba, tak przynajmniej sugerował jej delikatny uśmiech i uniesiona brew. Rozluźnił uścisk i stanęli przed sobą wyprostowani.
- Cóż, no więc - przerwał, by odchrząknąć i przy okazji upewnić się, że jego oczy odzyskały zielony kolor - Adrenalina, te sprawy.
- Oczywiście - przytaknęła, zachowując tę minę sprzed chwili - Nieźle to o tobie świadczy.
- To znaczy?
- Umiesz się zaangażować. Niby trening, a potraktowałeś mnie serio. To się ceni, Bayram - zbity z tropu tylko przełknął ślinę, a ona poprawiła włosy.
- Polecam się - przejechał sobie dłonią po karku - Trochę jak w teatrze. Jak na próbach, tak na scenie, wiesz.
- Teatr jednakowoż opiera się na ustalonych scenariuszach - splotła ręce za plecami - Chyba że mówimy o teatrze improwizacji, gdzie, no, improwizujesz w każdej kwestii.
- Czyli życie to taki teatr.
- Improwizacji, ale to już zależy od aktora - wzruszyła ramionami, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Chyba masz rację - odpowiedział po chwili.
Zaczęły między nimi upływać kolejne sekundy bez wymienienia pojedynczego słowa. Shayrs czuł, że chciałby coś powiedzieć równej rangą, ale w jego umyśle zapanowała pustka. Wszystkie mięśnie jego ciała się spięły, jakby potrzebował co najmniej dwustuprocentowej pewności do wykonania kolejnego ruchu. Ale znowu, nie wiedział jakiego. A próby odczytania jakiejkolwiek intencji ze strony dziewczyny spełzły na niczym. Widział, że była spokojna, choć jej wzrok wydawał się zdradzać czekanie na ruch młodzieńca.
Nagle usłyszeli zbliżające się omegi. Grupa uczniów Bayrama szła w akompaniamencie rozmów i śmiechów, na razie jeszcze nie zwracając uwagi na obie Delty, które szybko zerknęły na nadchodzących członków stada. Znów zielone tęczówki napotkały granatowe.
- Czas brać się do roboty - ostentacyjnie zacisnął pięści tak, aby palce wydały z siebie ciche trzaski.
- Obowiązki, obowiązki.
- Na szczęście nie pracujemy cały dzień, więc może...
- Do wieczora, oby - przerwała mu, dotykając przez krótką chwilę jego ramienia, by po chwili powoli się wycofywać. On tylko przytaknął bez słowa, nie spuszczając z niej wzroku aż brama wejściowa na siłownię nie wydała z siebie głuchego łoskotu, oznajmiającego przybycie uczniów.
***
Jak co dzień, z placu treningowego dochodziło mnóstwo odgłosów walki. Omegi ścierały się ze sobą, traktując każdą potyczkę bardzo poważnie, a wszystko odbywało się pod czujnym okiem Bayrama. Delta nie obserwował wszystkiego biernie, tylko chodził po całym terenie i przyglądał się swoim podopiecznym w akcji. Jako że osiągnęli już pewien biegłości w walce, nie włączał się tak często do pojedynków, tylko sporadycznie prezentując określony manewr w razie konieczności.
Shayrs również znacznie ograniczył ilość uwag w stronę Lucasa. Choć nie było to czepianie się dla samego czepiania, Neira kilka razy zwróciła mu uwagę, że w stosunku do chłopaka wykazywał on zbytnią nadgorliwość w egzekwowaniu poleceń i to z ironicznym uśmiechem na twarzy. Nawet jeśli młody faktycznie się starał, zwłaszcza w obecności nauczyciela.
Mimo nadciągających ciemnoszarych chmur zwiastujących burzę, słońce i tym samym gorąc nie zamierzały ustąpić. Nie były to odpowiednie warunki do uprawiania tak wzmożonego wysiłku fizycznego, co młodzieniec zauważał u podopiecznych. Po zrobieniu kolejnego obchodu zatrzymał się przy bramie i przerwał ćwiczenia.
- Prędzej przyjdzie burza, niż zelżeje ten upał, dlatego możecie się powoli zbierać lub zrobić ostatnią luźną sesję. Odpocznijcie i wypijcie dużo wody.
Nie zdziwiło go, że praktycznie wszyscy opuścili plac i pochowali się w altanach lub pod szerokimi koronami drzew. Tak zrobił też Lucas, który usiadł na jednej z ławeczek w cieniu wielkiego dębu. Chłopak zaczął uwalniać swoje dłonie ze specjalnej taśmy bokserskiej, gdy nagle przysiadł się do niego Bayram. Omega niespecjalnie zwrócił uwagę na obecność Delty, który rozprostował ramiona na oparciu i rozglądał się po okolicy.
- Nie wiąż jej tak mocno, przy takich ciosach będzie ci się wrzynać w knykcie.
- Też się cieszę, że cię widzę - odburknął młodszy.
- Nie tak jak ja, gdy przyglądam się twojemu zapałowi, zwłaszcza ilekroć przechodzę obok - Shayrs miał w głowie słowa Neiry z tego poranka.
- Mówiłem, że kiedyś cię rzucę na te maty - Lucas w końcu pozbył się zabezpieczenia na lewej dłoni i odrzucił je na bok.
- A ja odpowiedziałem, że chętnie tego doczekam. Bo doczekam, prawda? - Bayram nie mógł się oprzeć używaniu sarkazmu.
- Nigdy nie miałem większej motywacji do treningu niż marzenie o tej chwili - Omega odpowiedział po dłuższej chwili. Zaciśnięte palce obwiązanej dłoni były wystarczającą reakcją na słowa starszego.
- To dobrze, zawsze warto mieć jakiś cel.
- No właśnie. A jaki był twój? - Delta z zaciekawieniem spojrzał na chłopaka, który nie odwzajemnił spojrzenia. Odkąd się znali, Lucas właściwie nigdy nie zadał mu pytania dotyczącego czegoś innego niż tajniki walki.
- Co dokładnie masz na myśli? - poczuł, że to odpowiedni moment na dłuższą rozmowę z młodym. Już zaczął obmyślać plan tej wymiany kilku słów.
- Co ciebie napędzało, jak ty chciałeś zaimponować swojemu mistrzowi, to dokładnie mam na myśli - Lucas odpowiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem, a Shayrs spokojnie splótł ręce na klatce piersiowej.
- Widzisz, ja miałem trochę inaczej - kolejne sięgnięcie pamięcią do przeszłości, ale tym razem z innym zamiarem - Byłem zdany tylko na siebie, nikogo obok i nade mną.
- Co ty, jak to? - Omega pozbył się taśmy również z prawej dłoni i kątem oka zerknął na starszego. Ton jego wypowiedzi nosił znamiona drobnego powątpiewania.
- Normalnie, tak mnie los urządził - starszy odparł obojętnie - Sam na świecie, jeśli nie liczyć tego wilka w środku.
- Więc spędziłeś życie jak ten wędrowny wojownik zgłębiający sztukę kung-fu? - Lucas nasycił pytanie ironią i oparł się łokciami na udach.
- Mniej więcej, w końcu ja musiałem jakoś sobie radzić, a bestia się wyszaleć - odpowiedni kierunek w tej rozmowie właśnie został przez Deltę obrany.
- I co robiłeś?
- To, co robi każdy drapieżnik, aby przeżyć.
Wraz z tymi wypowiedzianymi nieco chłodniejszym tonem słowami, Bayram zagrał swoją najważniejszą kartę. Kiedy pierwszy raz skrzyżowały się ścieżki jego i Omegi, nieświadomie pozwolił wilkowi zdobyć lepszą pozycję, co położyło grunt pod ich stosunki. W ciągu całego czasu spędzonego na treningach, stworzył sobie inny wizerunek, wymagającego nauczyciela, którego chce się przebić. Teraz postanowił przypomnieć i zarazem uświadomić młodemu, z kim ma do czynienia.
- Zabijałeś... ludzi? - zgodnie z przewidywaniami Shayrsa, chłopakowi rozszerzyły się źrenice, kiedy wyszeptał te słowa.
- Może się zdarzyło jakąś sarnę czy dzika, ale to musiało być lata temu, pierwsze pełnie - starszy nastawił się już na to umiejętne teatralne bagatelizowanie - Ale tak, przede wszystkim ludzi.
Nie był do końca pewny, czy dobrze zauważył, ale twarz Lucasa wydawała się nieco zblednąć. Omega jeszcze nerwowo przełknął ślinę i odwrócił wzrok, podczas gdy Delta wnikliwie obserwował jego reakcje. Strach to jedynie tania imitacja szacunku, ale jest łatwiejszy do wywołania i nic nie równa się z nim pod względem możliwości kontrolowania cudzych umysłów. Zwłaszcza tych należących do krnąbrnych nastolatków.
- C-czyli ty uczysz nas... - młodzian w końcu wydusił coś z siebie, gdy zdecydowanie w słowo wszedł mu Bayram.
- Możesz zabić nożyczkami do papieru, albo nie umieć skorzystać z kałasznikowa. Macie się przede wszystkim umieć bronić, to moja jedyna intencja. Co zrobicie z tym, czego was uczę, na to już wpływu nie mam - przemawiając, ani na moment nie spojrzał w stronę Omegi. Pozwolił zadziałać instynktowi opiekuna wybrzmiewającemu z tych słów. Opiekuna, lub raczej Delty.
Powstałą między nimi ciszę przerwały oznaki zbliżającej się burzy, huki grzmotów i wycie mocniejszego wiatru. Plac treningowy całkowicie opustoszał z tych, którzy jeszcze chcieli wyrobić dzienną dawkę aktywności fizycznej, tak samo zaczęło się dziać w parku i ogrodzie. Tymczasem Shayrs wziął głębszy wdech świeżego powietrza, jako że uwielbiał taką pogodę. Na moment zapomniał, że ma obok siebie Lucasa, który akurat teraz cicho odchrząknął.
- Jak można żyć ze świadomością, że... kogoś się zabiło?
- Jakkolwiek to dla ciebie brzmi, można przywyknąć - podrapał się po karku - Zwłaszcza, gdy w grę wchodzi kwestia przeżycia następnego dnia.
- Musiałeś się obracać w ciekawym środowisku...
- Nie zawsze, aczkolwiek na początku było trudno i to jest najlepszy magnes na najgorszych. Potem po prostu obowiązuje prawo dżungli - Bayram rozłożył ręce i podniósł się z ławki - Zaraz zacznie lać, trzeba ogarnąć siłownię.
Faktycznie już nic nie zostało ze słonecznej pogody, która charakteryzowała niemal połowę tego dnia. Całe niebo przysłoniły ciężkie chmury, które czekały tylko na sygnał do uwolnienia strug deszczu, w akompaniamencie coraz głośniejszych grzmotów i zwiększającej się liczby błyskawic. W warunkach takiego wyczekiwania, Delta z Lucasem uwijali się przy zabezpieczaniu sprzętu.
Żaden z nich nie odezwał się ani słowem. Starszy celowo zamilknął, przez cały czas stwarzał taką atmosferę wokół siebie, jako kogoś nieprzejmującego się swoją przeszłością, dlatego tak swobodnie o niej mówiącego, nawet o mrocznych epizodach. Spostrzegał kątem oka, że młodszy mu się przyglądał, z pewnego rodzaju obawą, ale i zafascynowaniem. Zamierzony efekt został osiągnięty.
Zdążyli schować się w zamku dosłownie sekundę przed oberwaniem chmury, przekroczyli próg rezydencji jako ostatni będący na zewnątrz. W tej chwili praktycznie nie mieli już co robić, co było dla nich nową sytuacją. Odkąd Shayrs zajął się treningami, jeszcze nie zdarzyło się tak, by ćwiczenia nie zostały dokończone. Miał w planach rozmowę z Alfą na temat zorganizowania miejsca do walk również przy niekorzystnej pogodzie, ale poruszenie tej kwestii przy Dunstanie zawsze mu umykało.
- Choćby przestało padać w ciągu dziesięciu minut, dzisiaj już nie wznawiamy sesji - Delta szybko zebrał wokół siebie wszystkie zazwyczaj ćwiczące z nim omegi - Odpoczywajcie, zbierajcie siły na jutro, chyba że będzie gorzej z pogodą niż dzisiaj. Będę informować, możecie się rozejść.
Najniżsi rangą członkowie watahy udali się w swoje strony i tak samo zrobiłby Bayram, gdyby nie postać Lucasa, jedynego, który został z tamtej grupy. Chłopak nieśmiało spojrzał na młodzieńca, jakby chciał podejść i zadać nurtujące go pytanie. Z kolei starszy tylko stał z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała i swoją postawą nie dawał jasnej sugestii, czy miałby ochotę udzielić odpowiedzi. Czekał, aż nastolatek ostatecznie postanowił zrezygnować z ewentualnego zamiaru i ruszył do siebie. To nie był jeszcze ten moment.
Młodzieniec również skierował się ku swojemu pokojowi. Przemyślał dzisiejszą wymianę zdań ze swoim podopiecznym. Omega musiał nabrać nowego spojrzenia na Deltę. Tak jak kiedy się poznali, tak i teraz Shayrsowi chodziło o sprowokowanie młodego do wykonania pierwszego ruchu. Wtedy jednak nie sprawdziła się próba łagodniejsza, zakładająca zwykłą rozmowę. Teraz trzeba było sięgnąć po coś bardziej zdecydowanego - przeszłość. Zdradzenie jej fragmentów przyniosło skutek, ziarna wywołujące zaintrygowanie zostały rzucone. Pozostało czekać na reakcję umysłu, który w naturze ma tendencję do nieszanowania autorytetów, kierowania się nieustabilizowanymi emocjami i czynienia wszystkiego powodem do depresji. Bayram podejrzewał, że nie będzie musiał długo czekać.
***
Wspólnota, poczucie egzystowania wśród swoich, pewność posiadania oparcia w najbliższym otoczeniu - tego chce wilk.
Świadomość własnej siły i pozycji, chęć dominowania nad słabszymi, ale też potrzeba chronienia tych będących niżej w hierarchii, odpowiedzialność za innych - tego chce wilk.
Odczucie, że jest ta jedna osoba, do której zawsze można się zwrócić, bezpośrednie wsparcie, bratnia dusza - tego chce wilk.
A człowiek?
******
"NO NARESZCIE" - pomyśleli, dosłownie, wszyscy ;)
Nie żeby pisanie tutaj było dla mnie ciężarem, ale za każdym razem, po każdej tak długiej przerwie, czuję ogromną ulgę, gdy mogę nacisnąć to "Publikuj" i niech się dzieje wasza wola w ocenie tego, co udało mi się wyprodukować. Szczególnie w ostatnich tygodniach, gdy jednak musiałem bardziej się skupić na uczelni, sesji, licencjacie... Cóż, została tylko obrona (a wcześniej kilka formalności ;p) i witamy lipiec z nadzieją na powrót do częstszego wstawiania aktualizacji :)
Pękła granica 100 gwiazdek, a za moment jak nic stuknie TYSIĄC ODSŁON, zaledwie 4 miesiące po prologu. Wiem, że u innych twórców takie liczby wybijają szybciej, ale że tak powiem, mnie obchodzi głównie moja praca nad tą historią i feedback z waszej strony na jej temat - do czego jak zawsze mocno zachęcam, nie wspominając, że to wy jesteście moim głównym źródłem motywacji ;>
Jakiś impuls w podświadomości odpowiedzialny za zadośćuczynienie wam czekania czy co - drugi najdłuższy rozdział ever! Autokrytyka to jak zawsze inny poziom - co myślicie o kolejnym epizodzie tej opowieści? ;d I oczywiście śmiało wyłapujcie to, czego mój zaspany wzrok już nie daje rady znaleźć! ;p
Rzuciło mi się w oczy (i w powiadomieniach - dzięki, nancymar91 ;d) coś takiego jak tutejszy konkurs "Splątane nici". Jest kategoria "O wilkołakach", to może i znajdzie się wśród zgłoszeń miejsce dla "Likantropa", co sądzicie? :>
Jeśli dotarliście aż tutaj, to dziękuję za przeczytanie i zachęcam do pozostawienia po sobie śladu poniżej - gwiazdka, komentarz, opinia, tekst jakikolwiek, feel free to go ;d Jeszcze raz dziękuję za wszystkie pozytywne przekazy i do... następnego i jak najszybszego!
A.I.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top