Rozdział VII

Ku małemu zaskoczeniu i jednak też uldze, Gregor nie był zbytnio zainteresowany szczegółami opowieści Bayrama o sytuacji z Lucasem. Podczas tego przypadkowego spotkania na jednym z korytarzy, młodzieniec obiecał, że zajmie się chłopakiem, na co Alfa odpowiedział zwykłym życzeniem powodzenia. A z tych słów wybrzmiało wsparcie, nie jakaś prześmiewczość. Chociaż nie powstrzymał się od uwagi, że skoro od kilku dni w stadzie są aż dwie delty, to przynajmniej jest ktoś w odwodzie, by zająć się tą sprawą.

Ale Shayrs nie chciał tym obarczać Neiry. Raz, że to przecież on swoim brakiem opanowania doprowadził do całej tej historii, a dwa – wychodząc na tę samą część ogrodu, w której zobaczył Cloen rozmawiającą z grupą młodszych dziewcząt, podwójnie umocnił się w przekonaniu, że nie może dołożyć jej kolejnych obowiązków związanych z omegami. Podczas gdy on tak naprawdę jeszcze w niczym jej nie pomógł, mimo że dzielili rangę nie od dzisiaj. Sam by podziękował za taką „pomoc".

Ruszył w stronę drugiego skrzydła dziedzińca. Zmagając się z niepewnymi i wycofanymi spojrzeniami innych, przypomniał sobie słowa dziewczyny – jak mają mu teraz zaufać, skoro podniósł rękę na jednego z nich? Bardzo szybko roztrwonił zaufanie watahy, choć w głębi duszy liczył, że jeszcze nie wszystko stracone. Bo co by nie mówić, trafiła mu się sytuacja na błąd nowicjusza. Marne pocieszenie i usprawiedliwianie czynu, którego się przecież nie cofnie, no ale od czegoś są te drugie szanse. W końcu postanowił odgonić od siebie niesprzyjające myśli i skupić się na najważniejszym aktualnie celu – naprawieniu relacji z Lucasem. Pozostawała tylko kwestia jak to zrobić.

Zszedł ze ścieżki i oparł się na jednym z najbliżej stojących drzew. Mimo że w głowie trwały intensywne poszukiwania odpowiedniego rozwiązania sprawy z chłopakiem, musiał też pełnić swoją funkcję opiekuna omeg. Obserwując otoczenie, szukał jakiegoś inspirującego wzorca zachowania. Bo jak już znajdzie młodego, to trzeba będzie się w pewien sposób zachować, pomijając, że to akurat on za pierwszym razem nie dał popisu dobrych manier.

– Nad czym tak myślisz, Delto? – Ethan zbliżał się do niego spokojnym krokiem i z dłońmi w kieszeniach spodni. Bayram wyprostował się i skinął głową.

– Witaj, Gammo. Nad... pewnym problemem.

– Związanym z młodym Lucasem, czy doszło ci nowe zmartwienie? – Shayrs zrozumiał, że się rozeszło aż do samej góry. Nie był jednak pewien jak to traktować, dobrze czy źle.

– Z nim.

– A więc to nie jest problem, tylko wyzwanie. Mylę się? – brunet splótł ręce na klatce piersiowej i sam zaczął ogarniać wzrokiem okolice zamku wraz z jego mieszkańcami – Co wtedy czułeś?

– Chciałem tylko, żeby mnie słuchał, ale wyszło, że go przestraszyłem i to było... – choć pytanie wydawało mu się nieco nietypowe, młodszy położył dłoń na karku, przypominając sobie poprzedni dzień – satysfakcjonujące.

– Ale się nie przemieniłeś.

– Na szczęście.

– Nie byłbym tego taki pewien – Bayram szerzej rozwarł powieki słysząc te słowa.

– Co masz na myśli? – wpatrywał się w profil Flinta – On się bał, przez same oczy, kły i pazury. Myślał, że go skrzywdzę. Chyba zszedłby na zawał widząc wilka.

– Shayrs, nie chodzi mi o niego – Gamma obrócił głowę – Szczerze, chciałeś się wtedy zmienić?

– N-nie wiem, naprawdę – odpowiedział po chwili – Chodziło tylko o to, aby mnie uszanował, jako swojego Deltę...

– O, właśnie. To jest najważniejsze, czego ty sam chciałeś – Ethan podszedł krok bliżej. Młody zmarszczył brwi, próbując odczytać cokolwiek z obojętnej miny mężczyzny.

– Chcesz powiedzieć, że...

– Nie możesz się już wymigiwać nieopanowaniem wilka, bo to on uosabia twoją podświadomość.

– Czyli naskoczyłem na Lucasa, ponieważ... ten drugi ja tego chciał? – zapytał tonem osoby szukającej ostatecznego potwierdzenia odpowiedzi, do której samemu się doszło.

– Nie możesz się zachować jak człowiek, który otrzymał moc i nie jest pewien, czy wolno mu jej używać. Jako likantrop jesteś jednością dwóch natur, Shayrs.

– No i dlatego, że stoję wyżej niż omegi, pozwoliłem sobie na takie zachowanie. Ranga bardzo działa na wilki, prawda? – spojrzał w oczy Gammy, który delikatnie pochylił czoło.

– Coś tam zatrybiło, nareszcie – uniósł nieznacznie kąciki ust, po czym niespodziewanie położył dłoń na barku Bayrama – Przemyśl to sobie na spokojnie, kiedy pójdziesz szukać tego młodego. Tam masz Christiana i Alana, na pewno ci dobrze poradzą dokąd iść.

Mężczyzna ruchem głowy wskazał na jedną z oddalonych ławek i Delta zauważył na niej młodych blondyna i bruneta – chłopców, których widział wtedy z Lucasem. Zdając sobie sprawę, że na razie nie znajdą już wspólnych tematów, Shayrs i Flint podziękowali sobie za rozmowę i ruszyli w swoje strony. Tymczasem obaj młodzi na widok zbliżającego się do nich Bayrama wstali i nieśmiało się skłonili.

– Delto – odpowiedział im szybkim skinięciem, po czym gestem dłoni poprosił, aby znów usiedli, samemu kucając przed nimi.

– Alan i Christian, tak? – spoglądał na nich, a ci bez słowa potwierdzili, że za pomocą intuicji słusznie przyporządkował imiona do twarzy – Czy teraz już możecie mi powiedzieć o co wam poszło wczoraj?

– Często mu się to zdarza – odezwał się dłuższej chwili ciszy blondyn – Raz się drze na mnie, raz na Christiana.

– Ale dlaczego?

– Nie można mu nic powiedzieć – brunet beznamiętnie wpatrywał się w swoje buty – Każdą uwagę bierze bardzo osobiście.

– Powiedziałem mu tylko, że zanim ruszy na pierwsze polowanie, to niech trochę poćwiczy. Nie chciałem być złośliwy, przynajmniej nie aż tak, ale Lucas – Alan rozłożył dłonie – uznał, że nazwałem go słabym.

– A że zraniono mu dumę, musiał coś udowodnić – dodał Christian.

– Charakterny... – mruknął Bayram.

– On jest spoko gość, tylko... No bywa gnojkiem – prychnął blondwłosy.

– I to wielkim.

– Dobra chłopaki – młodzieniec wyprostował się i położył dłonie na biodrach – Pewnie dzisiaj go jeszcze nie widzieliście?

– Po takich akcjach zazwyczaj woli szwendać się samemu – Christian podniósł wzrok na Deltę – Więc raczej jest lesie, widziałem parę razy jak z niego wychodził po kilku godzinach.

– Co z nim zrobisz? – zapytał nieśmiało Alan, na co szatyn wzruszył obojętnie ramionami.

– Porozmawiam. A na razie nie utrudniajcie dnia Delcie Cloen – mrugnął do nich jednym okiem i skierował się w stronę puszczy.

***

Jeśli wilk chciał podporządkować sobie omegę, to pewnie umiałby ją też znaleźć – ta myśl zakotwiczyła w rozumowaniu Bayrama, kiedy przechodził między kolejnymi drzewami i krzakami. Postanowił pozostać w ludzkiej postaci, wyostrzając wszystkie zmysły. Coraz lepiej szło mu ich wykorzystywanie. Rozglądał się, nasłuchiwał, wdychał każdy zapach – skoro Lucas często spacerował po lesie, musiał zostawić w nim jakiś ślad, na który w końcu Shayrsowi udałoby się trafić.

Mijało południe, a zapuszczał się coraz głębiej. Większe zagęszczenie drzew i mniej odczuwalnych bodźców jasno sugerowało, że po tej części puszczy mało kto chodził. Ale z drugiej strony, tym łatwiej można było próbować wychwycić cokolwiek prowadzącego do chłopaka. Wciąż nic nie rzucało się w oczy, ucho czy nos, jednak młodzieniec nie miał zamiaru rozważać opcji nakazującej powrót do zamku po określonym czasie błądzenia między gałęziami.

Nagle poczuł delikatny, chłodny powiew wiatru na karku. Dzień był ciepły, chmury nie miały szans zasłonić słońca i żadne dmuchnięcie z dzisiaj nie równało się temu. Zaintrygowany zatrzymał się i skoncentrował, rozkładając ramiona przykryte rękawami bluzy tylko do łokci. Dla pewności zaczął się powoli obracać i wtedy zimne powietrze znowu pogładziło skórę. Ruszył za jego źródłem zauważając, że między pniami przedziera się coraz więcej promieni słonecznych. Intuicja kazała mu przyspieszyć, ale gdy do nozdrzy dotarł zapach, którego szukał, stawiał kolejne kroki nieco wolniej.

Stanął niespodziewanie oślepiony złotą tarczą na niebie i dopiero po chwili ogarnął wzrokiem krajobraz przed sobą. Oniemiał na widok rozpościerającej się poniżej zbocza kotliny pokrytej łąkami, między którymi wił się cienki strumień rzeki. Ciągnął się on od zalesionych wzgórz, znajdujących się już u podnóży gór w odległości kilkuset metrów. Ze swojego okna w zamku widział tylko korony drzew i zarys masywów, co już robiło na nim wrażenie. Teraz podziwiał panoramę jeszcze piękniejszą, którą pochłaniał szeroko otwartymi oczami. Wtem wyczuł obecność obok.

Lucas siedział ze złączonymi stopami i kolanami w zgięciach łokci, zajmując dłonie łodyżką trzciny. Gdy do jego uszu dotarł odgłos kroków, natychmiast obrócił głowę w stronę zbliżającego się Bayrama, który ujrzał na jego twarzy mieszaninę dumy i smutku.

– Czego tu chcesz? – zapytał po chwili.

– Usiąść i podziwiać – odpowiedział spokojnie Shayrs, siadając niecały metr od młodego – Ładne widoki. Naprawdę dobre miejsce na samotnię. Można spokojnie pomyśleć, o takim życiu czy...

– Życie jest do kitu – mruknął pod nosem, a starszy opanował prychnięcie.

– Zapewne. Tak jak świat jest niesprawiedliwy, nie? – chłopak uparcie wpatrywał się przed siebie, jakby celowo unikał spojrzenia Delty. Powstały między nimi dystans był praktycznie świeży.

– No a jak...

– Słuchaj, Lucas – postanowił skierować wzrok w tym samym kierunku – Domyślam się, co czujesz.

– Daruj sobie.

– Ty lepiej wyluzuj. Ile masz właściwie lat, szesnaście?

– Niedługo siedemnaście – powiedział po krótkiej ciszy.

– No to faktycznie się nażyłeś, by krytykować świat – rzucił obojętnie Shayrs, wzruszając ramionami. Lucas natychmiast spojrzał na niego.

– Wal się – odburknął.

– Ciebie mogę walnąć.

– Spróbuj!

– O, zachęcasz? – Bayram w jednej sekundzie zerwał się na równe nogi, co po chwili uczynił również Omega.

Jeden drugiemu zaczął posyłać salwy błyskawic z zielonych oczu, nie myśląc w ogóle o mruganiu. Starszy emanował pewnością siebie w tej sytuacji, podczas gdy młodszy starał się usilnie utrzymać nerwy, co nie umknęło uwadze pierwszemu. Stłumił wewnętrzne mruknięcie wilka, które chciało zabarwić tęczówki na żółto. Nie potrzebował tego, właśnie zdobył wystarczającą przewagę.

– Daj mi powód, jak wczoraj. Tylko wiedz, że tym razem Delta Cloen ci nie pomoże – Shayrs powoli wycedził każde słowo, przymrużając powieki.

– Nie odważysz się, Alfa kazałby cię zabić za coś takiego – nastolatek nieco ściszył głos, a jego oddech przyspieszył.

– Naprawdę myślisz, że zawracałby sobie głowę jedną omegą?

– Przestań! – chłopak już zaciskał pięści, na co Delta zareagował lekkim rozłożeniem rąk i zrobieniem pół kroku w jego stronę.

– Dawaj. No już! – zawołał prowokacyjnie – Pokaż co potrafisz, młody!

W kolejnych chwilach nie padło więcej słów, za to wzrosło napięcie między młodzieńcami. Bayram bezustannie gromił intensywnym wzrokiem Lucasa, który nerwowo przełykał ślinę, a także z coraz większą trudnością powstrzymywał się od spojrzenia w inną stronę. Obaj mieli zielone oczy i choć u młodszego były one ciemniejsze, tak u starszego tęczówki błyszczały niemal jak dwa szmaragdy.

Nerwowość, która ich oddzielała od siebie, zdawała się o wiele mocniej wpływać na Omegę. Nie radził sobie już z tłumieniem emocji, zaczął tracić rezon, co wywołało u Delty małą satysfakcję. W końcu chłopak nie wytrzymał – błyskawicznie odwrócił się plecami do Shayrsa ze zwieszoną głową i próbował opanować przyspieszony oddech. Nawet na moment nie rozprostował palców. Nie miał zamiaru spojrzeć za siebie, gdy usłyszał przeciągłe, rozczarowane westchnięcie.

– Wiem, że gość, który naskakuje na kolegów i pyskuje, aż się go nie przystawi do drzewa pół metra nad ziemią, to nie prawdziwy ty – obniżony głos Delty nieco go zmroził. Delikatnie obrócił głowę, by kątem oka dostrzec jak wyższy rangą powoli się wycofuje – A jak już chcesz zgrywać niezależnego twardziela, to chyba musisz trochę popracować.

Drżąca dłoń powoli przybliżyła się do twarzy, kierując palce ku oczom. Na widok lekko trzęsącego się od nadmiaru emocji ciała, Bayram tylko splótł ręce na klatce piersiowej i z poważną miną skierował się między drzewa. Uznał, że dość na dzisiaj.

Po przejściu zaledwie kilkunastu metrów musiał się zatrzymać i oprzeć dłonią o jedno z masywniejszych drzew. Oddychał jakby musiał powstrzymywać się od tego na czas przekraczający możliwości. Instynktownie zacisnął powieki, czując uderzające w skronia fale ciepła. Wilk, którego powstrzymywał przy Lucasie, w jego głowie rozbrzmiał teraz zdecydowanie głośniej. Przetarł powoli czoło, gdy z ulgą zobaczył swoje palce ciągle zakończone paznokciami, a nie pazurami drapieżnika. Wziął głębszy haust powietrza i wiedziony węchem oraz słuchem ruszył ku czarnemu zamkowi.

***

Pomarańczowa poświata zachodzącego słońca objęła swym zasięgiem rezydencję i niektóre rejony parku. Większość członków stada, głównie najmłodszych, zaczęła znikać w murach swojego domu, co oznaczało względne zmniejszanie się liczby obowiązków Shayrsa. Przechadzając się kamienistą ścieżką obok jednej z pustych już altan, dojrzał po drugiej stronie skweru Neirę. Dziewczyna wyściskała się z jakąś małą dziewczynką, kiedy sama zauważyła szatyna. Szybko skrócili odległość między sobą, witając się pierwszy raz tego dnia.

– Gdzieś ty dzisiaj był?

– Z Lucasem, przecież miałem się nim zająć.

– Zastanawiam się czy chcę wiedzieć coście robili cały ten czas – spojrzała na niego unosząc brew i kładąc dłonie na biodrach.

– Spokojnie, tylko rozmawialiśmy – odpowiedział splatając dłonie za plecami – Pierwszy raz z wielu, oczywiście.

– To chyba mogę się czuć spokojna, skoro nie słyszałam żadnych krzyków.

– I taka możesz pozostać, moja droga.

Lekko zmrużyła powieki na te słowa, ale utrzymała pogodny wyraz twarzy. Bayram szybko zmienił temat, pytając jak minął jej dzień, na co podsuwała mu kolejne opowieści. Słuchając brunetki, miał wrażenie, że pracowała w przedszkolu, nie tylko z dziećmi, ale i wilczymi szczeniętami, które uwielbiały się ze sobą bawić. Podzielił się z nią tym spostrzeżeniem, co ją bardzo rozbawiło i zarazem tchnęło ku kolejnemu wykładowi na temat relacji między deltami a omegami.

Rozmowa wystarczyła im na kolejne okrążenie zamku, kiedy przed głównym wejściem zobaczyli znajomą twarz. Lucas szedł z pochyloną głową i rękami w kieszeniach, gapiąc się tylko na swoje buty. Neira na jego widok natychmiast chciała do niego podejść i prawie wypowiedziała imię nastolatka, gdy pojawiło się przed nią wyprostowane ramię Shayrsa. Spojrzał na nią poważnie i pokręcił głową, a sama zerknęła na niego zdziwiona.

– Zostaw go na razie.

– Dlaczego?

– Młody nie jest w nastroju na rozmowy.

– Czy ty coś...

– Powiedzmy, że odbyłem z nim wychowawczą rozmowę – natychmiast jej przerwał stanowczym tonem – Poza tym, sam przecież go przygarnąłem, prawda?

– Ale to nie znaczy, że możesz mi zabronić rozmawiać z nim – nie pozostała dłużna ze zdecydowaniem w głosie.

– Zgadza się, także uznaj moje słowa za dobrą radę, a nie zakaz.

– Mam nadzieję, że wiesz co robisz.

– Tu akurat wiem.

Nie przejął się uważnym spojrzeniem granatowych oczu. Gestem dłoni zaproponował dziewczynie przekroczenie progu i pójście do głównej jadalni. Zbliżała się pora kolacji, na którą to obie Delty udały się razem.

******

Ten, jak już zacznie budować relacje międzyludzkie (?), to normalnie... Co myślicie, w którą stronę może to pójść? ;d

Tak, mam zamiar to robić zawsze - dziękuję za pozytywne przyjęcia kolejnych części i wszelkie uwagi dotyczące tekstu, takie zawsze na wagę złota!

Oceniajcie, gwiazdkujcie, wyrażajcie zdanie - feel free to go. Uch, czuję się jak jakiś youtuber... Do następnego! ;)

Może rozważę jednak aktualizacje w poniedziałki?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top