Rozdział IV
Nie ma to jak łyk wody w środku nocy. Zawsze jest to przyjemne uczucie orzeźwienia i rozluźnienia, po którym o wiele przyjemniej wraca się do spania. Po to właśnie Bayram zawsze trzymał w pobliżu łóżka szklankę z przezroczystą cieczą. Z jednego przypadku sprzed lat, kiedy zmagał się z wyjątkowo mocną grypą, uczynił nawyk, który praktykował niemal bez przerwy. A nawet jeśli zdarzyło mu się nie opróżnić naczynia po zachodzie słońca, to przynajmniej wiedział co robić zaraz po przebudzeniu.
Tym razem na kastlik została odłożona całkowicie pusta szklanka, a w podobnym stanie było jeszcze stojące przy nim łóżko. Shayrs nie spał zbyt spokojnie tej nocy. Położył się krótko przed północą, zasnął dopiero po około godzinie, a teraz na prostokątnym wyświetlaczu cyfrowe ciemnozielone kreski tworzyły godzinę drugą trzydzieści sześć. A kiedy zaspokajał pragnienie, postanowił zacząć chodzić po pokoju. Otrzymał go kilka godzin temu, zaraz po tym jak zdecydował się na przyjęcie propozycji Gregora. I to właśnie rozmowa z Alfą była przyczyną tego, że od dziesięciu minut krążył po ciemnym pomieszczeniu, bombardując umysł myślami.
Jak na pierwsze wrażenie, to naprawdę mu się tu spodobało. Nie chodziło o zamek jako taki - każde miejsce ma swoją duszę. A ta rezydencji zdawała się podziałać na chłopaka. Zaintrygowała, nie, zafascynowała. Skusiła. Ale wątpliwości tylko odsunęła, nie rozwiała. Dlaczego się tu znalazł? Od jak dawna mógł być śledzony przez nich? Jak to wszystko jest możliwe? Od kiedy w ogóle istnieje ten... drugi świat? Jeszcze kilka dni temu wyczekiwał zmierzchu, aby pod postacią ogromnego wilka pozbawić życia jakichś przypadkowych zbirów i przy okazji wzbogacić się ich kosztem. Rano media trąbiłyby o ataku bestii, a on sam bezstresowo cieszyłby się odpoczynkiem. A teraz wiedział, że istnieje jeszcze co najmniej trzydzieści osób, które potrafią przyjąć wilczą postać i żyją we wspólnocie o więziach mocniejszych niż rodzinne, w luksusowym pałacu pośrodku lasu. I on sam miałby być częścią tej społeczności. Za cenę lojalności. Tylko tyle, czy aż tyle? Jeszcze Dunstan zapowiedział na następny dzień kolejne spotkanie, tym razem już w obecności najważniejszych członków stada. Wtedy dopiero jego wstąpienie do watahy będzie jakby formalne.
Spokojnym krokiem podszedł do okna po drugiej stronie pokoju, z którego miał ładny widok na puszczę i góry. Zarys tych dzieł natury na tle ciemnogranatowego nieba dostrzegał swoim wyostrzonym wzrokiem, podobnie jak kontury własnej sylwetki w odbiciu szyby. Beznamiętne wpatrywanie się w krajobraz, jego chłodne, a przy tym chłopaka ulubione barwy, miało go uspokoić, pozwolić się wyciszyć. Błądząc wzrokiem po tej czarno-granatowej palecie, mimowolnie natknął się na zarys swojej twarzy. Wtedy, w jednej chwili, zobaczył zamiast niej wilczy pysk. Białe zębiska błyszczały w rozwartym pysku, a na miejscu oczu znajdowały się tylko dwie czarne plamy. Po lekkim drgnięciu z zaskoczenia, Bayram zareagował szybkim potarciem powiek palcami i ponownym skupieniu się na lustrze okna. Jednak kilka chwil wpatrywania się w samego siebie nie przyniosło już podobnego efektu.
Odetchnął głęboko, przymykając na moment oczy, a następnie skierował się ku łóżku. Chciał odgonić, uporządkować jedne myśli, to ta sytuacja przywiodła mu następne. Ale na pochylanie się nad nimi nie miał już ochoty i siły. Według zegarka, spędził na tych nocnych spacerowych rozważaniach ponad pół godziny. Ziewając przeciągle, położył się, przykrył cienką kołdrą i założył ręce za głowę. Mając w głowie spotkanie z Alfą za kilka godzin, przez kilka minut wpatrywał się w sufit, aż w końcu Morfeusz łaskawie porwał go w swoje ramiona.
***
Następne sześć godzin minęło Bayramowi spokojnie. Przecierając nieco zaspane oczy, mimowolnie skierował myśli ku czekającej go dzisiaj rozmowie. Obmyślanie jej spodziewanych scenariuszy zajęło go podczas krótkiej porannej gimnastyki i toalety. Po kilkunastu minutach założył na siebie ciemne jeansy, szary T-shirt oraz czarną rozpinaną bluzę z kapturem. Czując lekki ścisk w żołądku skierował się do wyjścia z pokoju, szukając w pamięci trasy do jadalni, gdzie poprzedniego wieczoru jadł kolację z kilkoma członkami stada. Bez Alfy, który nieobecność wytłumaczył pilnymi obowiązkami.
Ledwo przeszedł przez próg i zamknął drzwi, gdy usłyszał ten charakterystyczny głos.
- Witaj, Bayram. Dobrze, że widzę cię już na nogach o tej porze - Gregor zmierzał w kierunku chłopaka z drugiej strony długiego korytarza. Mężczyzna miał na sobie ciemnoszare spodnie i białą koszulę z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami. Jego twarz zdobił poważny, acz pogodny wyraz.
- Cieszę się więc, że oszczędziłem ci trudu budzenia mnie - Bayram odpowiedział z małym przekąsem, uścisnął wyciągniętą dłoń szatyna i na jego zaproszenie gestem podążył za nim. Przemierzyli kilkanaście metrów drogi przez korytarze i schody, aż Shayrs rozpoznał trasę: prowadziła do gabinetu Dunstana. W końcu dotarli pod te ogromne drzwi z ciemnego drewna.
- Spokojnie, załatwimy to szybko, też mi kiszki marsza grają - mężczyzna przepuścił młodego, uśmiechając się z przymrużeniem oczu - Za moment dołączą do nas jeszcze dwie osoby. Wiedz o nich, że rządzą w watasze razem ze mną.
- Czyli są trzy alfy tutaj?
- Nie, alfa zawsze jest jeden - Gregor poprawił chłopaka wskazując mu fotel, samemu sadowiąc się na drugim, znajdującym się naprzeciwko - Oni dzierżą tytuły bety i gammy.
- Gammy...? - Bayram zapytał wyraźnie zaintrygowany - Jeśli beta jest prawą ręką, to gamma lewą? Taki trzeci do dowodzenia?
- Betą, główną, jest zazwyczaj osoba najbliższa alfie, najbardziej zaufana. Wieloletni przyjaciel, tak najprościej mówiąc. I razem z alfą dokonuje nominacji najlepszej z bet na gammę - Gregor spokojnie wszystko tłumaczył, kiedy Shayrs utkwił w nim wzrok.
- Zawsze myślałem, że alfa, beta i długo nic. Nie tak to działa u wilków?
- Owszem, działa i to od wieków. Ale tak jak zmieniają się czasy, to samo dzieje się z społeczeństwami. Przecież na pewno znasz historię, każdy ustrój polityczny miał swoje pięć minut. Potem są zmiany w rządzeniu, drobne i wielkie, aż nie znajdzie się tej najlepszej.
- No tak, ale...
- Trudno zachować porządek na międzynarodowej konferencji, gdzie wszyscy przywódcy mają swoje cele i ambicje w głowie. I choć faktycznie mało jest stad, na których czele stoi taki triumwirat, to nasz gatunek wyróżnia poczucie wspólnoty. Otoczyć się odpowiednimi ludźmi i można działać.
Chłopak przytaknął na te słowa i już chciał coś powiedzieć, gdy rozległo się głuche pukanie do drzwi. Gregor jednym słowem udzielił pozwolenia na wejście i przez próg przeszło dwóch mężczyzn. Na podstawie tego, czego się właśnie dowiedział, chłopak uznał ich nie tylko za oczekiwanych gości, ale też tych, którzy towarzyszyli Alfie podczas tamtej akcji w lesie. Przelotnie spojrzeli na Shayrsa, po czym delikatnie skinęli głowami przed Dunstanem.
- Panowie - Alfa podniósł się z fotela, co zaraz po nim uczynił Bayram - Oto właśnie Beta i Gamma naszej watahy - dodał, spoglądając na młodego. Ten zbliżył się nieco do obu przybyszów. Gdy pierwszy raz ich widział w świetle samochodowych reflektorów, wszyscy trzej wydawali się mieć bardzo podobną sylwetkę. Teraz zauważył, że zgadzał się raczej tylko wzrost, zresztą wszyscy byli niewiele wyżsi od chłopaka. Pierwszy z jegomości, który wyciągnął dłoń, miał lekko pomarszczoną, pociągłą twarz i wyraziste zielone oczy. Na pewno nie był tak potężnie zbudowany jak Alfa, ale wciąż. Jasnobrązowe włosy zaczesał gładko do tyłu, a całkowicie czarny elegancki strój nadawał mu bardzo poważnego wyglądu.
- Jestem Ramon Harks, Beta. Miło - to był ten typ głębokich głosów, których używa się w domach strachu z wesołych miasteczek. Równie dobrze sprawdziłby się do wykurzania natrętów z ciemnych jaskiń. A uścisk dłoni miał mocny i pewny. No i to przenikliwe spojrzenie.
Przyglądając się drugiemu z gości, Shayrs poczuł dziwny mętlik w głowie. Osobnik w eleganckich jeansach i niebieskiej koszuli z podwiniętymi rękawami wydawał mu się znajomy. Przystrzyżone czarne włosy, oczy nie tyle brązowe, co wyglądające nawet jak połyskujący ciemny bursztyn, kilkudniowy zarost. Przeszukując na szybko pamięć, usłyszał w głowie ciche warknięcie. Wtedy go olśniło.
- Ty to...
- Ethan Flint. Widać, że coś dzwoniło, tylko ten niewyćwiczony słuch nie nakieruje gdzie trzeba - młodzieniec, choć wyglądający na kilka lat starszego od Bayrama, odpowiedział z ironicznym uśmiechem i uścisnął dłoń chłopakowi - Jestem tu Gammą.
Nie minęły nawet dwie pełne doby świadomego bycia w tej watasze, a Shayrs już uścisnął dłoń z przywódczym triumwiratem. Wprawdzie nie znał zasad życia takiego stada, ale domyślał się, że raczej trzy najważniejsze osobistości nie biorą na osobność byle kogo. Może troszkę to połechtało jego poczucie wartości, choć nie powiedziałby tego głośno. Przez te kilka chwil mężczyźni jeszcze mu się przyglądali, po czym wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Twarze oczywiście nie zdradzały nic, wyrażane przez nie emocje byłoby trudno jednoznacznie scharakteryzować. Pewność, zaduma, politowanie? Jak tu wybrać najlepsze samym wzrokiem? No właśnie, niemożliwe.
- Nie będziemy tego przedłużać - trwającą ciszę przerwał w końcu Gregor, wyciągając przed siebie prawą rękę, co zaraz zrobili Ramon i Ethan - Położysz swoją dłoń na naszych i pozwolisz nam działać. Skup się - skierował wzrok na młodego, na co ten przytaknął, choć niezbyt pewnie. Panowie zetknęli się dłońmi, po czym Bayram powoli przystawił do nich swoją prawą. Przywódcy zamknęli oczy i wzięli głębokie wdechy, a on poczuł dziwne ciepło przechodzące przez rękę i rozlewające się na całe ciało. Kiedy zorientował się, że jego oczy przybrały żółtą barwę, trójka również uniosła powieki - źrenice, które utkwili w chłopaku, też błyszczały się na złoto. Dojrzał też kątem oka, że palce były teraz zakończone pazurami, u ich wszystkich.
- Skup się - słowa wypowiedział Flint, ale jego głos był inny, jakby naszedł na to jakiś niski pogłos. W reakcji na polecenie, Shayrs zacisnął zęby i dla pewności zgiął palce dłoni, którą przystawił do tych trzech. Czuł przy tym, że jego szczękę wypełniły wilcze zęby. Chyba się nie przemieniał?
- Skup się - podobny zaniżony tembr wybrzmiał tym razem z ust Harksa. Chłopak widział jak oni utrzymują obojętne, choć właśnie skoncentrowane wyrazy twarzy. Doznał przy tym wrażenia, że ich oczy błyszczą coraz mocniej.
- Skup się - chyba można się było spodziewać, że w niemal identyczny sposób przemówi i sam Dunstan. Jednak od niego ta siła przekazu wychodziła z o wiele większą mocą niż przy Becie i Gammie. Cóż, przecież Alfa. Ale wraz z koleją Gregora, dotychczasowe ciepło również się nasiliło.
Bayram zdobył się już na wyżyny swojej koncentracji i praktycznie pchał swoją dłoń na ich. Ogarniające go ciepło przeszło już do takiego stopnia, że miał wrażenie stać między wysokimi ogniskami. Przełknął ślinę nieco zdenerwowany i wziął głęboki haust powietrza. Wtedy niespodziewanie wszyscy trzej złapali go jedną dłonią za przedramię i tak zacisnęli palce, że wbili mu wszystkie pięć pazurów w skórę. Impuls bólu dotarł do jego świadomości z taką siłą, że czuł się jak po dostaniu potężnego ciosu w głowę. O ile wcześniej razem z zębami ściskał usta, teraz Alfa, Beta i Gamma mogli zauważyć wilcze uzębienie w pełnej okazałości, zwarte ze sobą tak, że kartka papieru nie dałaby rady się przecisnąć. Shayrs był przyzwyczajony do bólu, ale nie do takiego. Zmusił się resztkami sił do ustania na nogach i powstrzymania choćby najmniejszego jęku. Znów przelatywał wzrokiem po oczach trójki.
Usłyszał wilki. Trzy, na pewno. Najpierw były to poirytowane pomruki, które nasiliły się w ostrzegawcze warknięcia. Czyżby to już...? Nie zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, ponieważ drapieżniki wydawały z siebie agresywne ryki. Brzmiały tak, jakby go okrążyły w poszukiwaniu słabego punktu, czekały na moment odpuszczenia. Zrozumiał natychmiast. Niedoczekanie. Przywoływał wspomnienia każdej przemiany jaką tylko mógł. Tych początkowych, kiedy jako dzieciak co pełnię przypominał krzyżówkę człowieka z wilkiem. Pierwszej całkowitej, najboleśniejszej. Pierwszej świadomej. Pierwszej świadomej podczas pełni. I każdej podczas pełnego księżyca, kiedy dawał się ponieść emocjom i buzującej adrenalinie... Tak jak to zrobił podczas ostatniej akcji w dokach i podczas walki w lesie. Z nimi. Z ich watahą.
Ryk. Wilk w końcu się obudził.
Przywołanie obrazów z tych zwierzęcych czeluści umysłu wyzwoliło drapieżnika. Nie będzie kładzenia uszu po sobie, podkulania ogona i zwijania się w kłębek. Stanął naprzeciwko im wtedy, zrobi to i teraz. Tak łatwo nie będzie, nie odpuści. Na ich ryknięcia odpowiadał swoimi. To nie było powodowane strachem, tylko obroną. Ale tylko na początku, przecież najlepszą obroną jest atak. Dlatego w każdy pomruk, warknięcie i ryk wkładał emocje. Całego siebie.
Nagle trzy wilki przestały ryczeć i zawyły. Melodyjny odgłos błyskawicznie rozładował całą atmosferę nieuchronnej walki. Dołączył do nich. Wspólnie kierowali pyski ku górze, wydając z siebie charakterystyczny wysoki śpiew.
Nagle wilki zamilkły. Ciepło ustało. Oczy przestały błyszczeć. Cztery prawe ręce ułożyły się wzdłuż czterech wyprostowanych ciał. Gregor, Ramon i Ethan wydawali się stać niewzruszenie, choć twarze zdradzały swego rodzaju zaintrygowanie. Tymczasem Bayram wyglądał jakby miał zaraz paść na podłogę. Oddychał głęboko i szybko, z trudem przełykając ślinę. Ale w jego oczach można było zobaczyć pewną satysfakcję i dumę. Nie przejmował się bólem w przedramieniu, ozdobionym krwawymi śladami po pazurach. Spoglądał w oczy całej trójce.
- Witaj w stadzie - odrzekł Alfa.
***
Gdyby w tej chwili nie był zajęty pochłanianiem już trzeciej dokładki, Bayram z pewnością zastanawiałby się nad możliwościami tych, którzy odpowiadali za wyżywienie mieszkańców zamku. Zaspokoić żołądek jednego ludzkiego mężczyzny podobno jest trudne, to co dopiero z czterema likantropami? Jeszcze z których jeden musiał nabrać sił po wyczerpującym rytuale przyjęcia do watahy?
Siedzieli w ogromnej jadalni połączonej z kuchnią w dalszej części. W sali dominowały czerwień i czerń, stoły i krzesła były ułożone w kształt prostokąta bez drugiego krótszego boku i przykryte szkarłatnymi obrusami. Dochodziło południe, także Shayrs i trójka przywódców byli tak naprawdę jedynymi, którzy jeszcze siedzieli przy posiłku, nie licząc pracujących nad zaopatrywaniem ich w kolejne potrawy, gdy tylko ich potrzebowali. Gregor uznał, co zaakceptowali Ramon i Ethan, że przyjęcie nowego osobnika wymaga jakiegoś uczczenia, więc postanowili to połączyć z pierwszym posiłkiem dnia.
Jedząc, pobieżnie wprowadzali chłopaka w świat likantropów. Polecali mu skorzystanie z mieszczącej się w rezydencji biblioteki, skąd mógłby czerpać wiedzę o dziejach świata również ludzkiego, tylko dzięki materiałom wzbogaconym o wilcze wątki. Wytłumaczyli mu hierarchię stada, dzięki czemu Shayrs dowiedział się, że od teraz nosi tytuł omegi - takiego zwykłego członka watahy, który, mimo poczucia wspólnoty, nie znajduje zbyt wielkiego uznania w oczach wyższych rangą. Omegi wykonywały wszystkie prace w zamku, ale na stado wpływały tylko swoją liczebnością. Choć i to nie do końca, ponieważ w hierarchii było również miejsce dla delty - najważniejszej i najbardziej poważanej omegi, która reprezentowała przed przywódcami najzwyklejszych członków watahy.
Po skończonym posiłku cała czwórka wyszła z rezydencji i przechadzała się po parku. Bayram zauważył wtedy zupełnie inne nastawienie pozostałych mieszkańców do swojej osoby - biła od nich sympatia. Gdy pierwszy raz pojawił się w tym miejscu, reakcje na niego były różne, w najgorszym wypadku zwykłe ignorowanie. Czy doszłoby do czegoś gorszego, gdyby nie było przy nim Gregora? I jak byłoby teraz, bez towarzystwa Alfy, Bety i Gammy?
- To normalne dla likantropów, że cieszymy się z nowych osobników. Nie myśli się też o żadnej protekcji z naszej strony w stosunku do nowych - powiedział Ramon, kiedy odchodzili nieco dalej od zgiełku - A naznaczenie oznaczające przyjęcie - mówiąc to, skierował wzrok na pokryte bliznami przedramię chłopaka - zniknie po kilku dniach, czyli kiedy zdążysz zostać uznany w pełni za swego.
- Co masz na myśli? - zapytał Bayram, który również przez moment zapatrzył się na swoją rękę.
- Nasze odczuwanie upływającego czasu jest trochę bardziej, hm, wydłużone niż u ludzi - odpowiedział natychmiast Ethan - Nie mówię, że dzień to jak tydzień, po prostu jakby doba była dłuższa o kilka godzin. Czasami ma się wrażenie, że między pełniami mijają wieki, a noc przed myślisz kiedy zmarnowałeś cały ten czas - uśmiechnął się lekko.
- Nawet jeśli - zaczął Shayrs, zatrzymując się razem z przywódcami - to... Już drugi dzień jestem tutaj i znowu oprowadzają mnie najważniejsi. Pomyślicie, że się czepiam, a chcę po prostu wiedzieć - mówiąc to, spojrzał na Gregora, który przysłuchiwał się temu z zaciekawieniem.
- Chyba się nie wstydzisz tego, że spacerujesz w towarzystwie swojego alfy? - odpowiedział obojętnie mężczyzna.
- Jesteś tu nowy. Trzeba cię jakoś wtajemniczyć, co? - dodał przewracając oczami Ramon.
- Nie powiecie mi, że każdy może tak sobie z wami przechadzać tutaj - Bayram zachowywał poważną minę, wpatrując się każdemu z nich w tęczówki.
- Istotnie, nie - Ethan wzruszył ramionami i splótł ręce na klatce piersiowej - Co nie zmienia faktu, że przecież nie ma w tym nic dziwnego, że oprowadzamy nowo przyjętego członka stada po jego nowym domu.
- A w tym, że ten członek został przez was schwytany w lesie? Że wyprawiliście się po niego w dziesięciu? - chłopak po chwili uzmysłowił sobie, co właśnie palnął. Strzeliłby sobie otwartą dłonią w czoło, gdyby go właśnie nie sparaliżowało od piorunującego spojrzenia Bety.
- Dałem ci wybór, sam zdecydowałeś - Dunstan powiedział to spokojnie, ale z poważną miną - Ale chyba już widzę o co ci chodzi... Panowie - Flint i Harks odeszli za Alfą na stronę, wymieniając słowa szeptem.
Bayram obserwował ich w bezruchu. Zaczął się zastanawiać do czego właśnie sprowokował trzy najpotężniejsze osobniki watahy. Chyba nie mieli zamiaru go zabić? No nie, nie po tym wszystkim co doprowadziło do jego znalezienia się tutaj... Natychmiast skarcił się w myślach za takie pomysły. Powoli jednak ogarniał go coraz większy niepokój.
Prawdopodobnie świetnie panowali nad emocjami, skoro w ogóle nie gestykulowali, niemal w ogóle nie odwracając się do niego. Spróbował jakoś im się przysłuchać, ale nie potrafił wychwycić żadnego słowa. Gamma mógł mieć rację - niewyćwiczony wilczy słuch, choć lepszy niż ludzki, jest bezużyteczny. Wracali, z obojętnymi minami. Gregor spokojnie położył mu prawą dłoń na lewym barku. Jego para oczu rozbłysła na złoto, a słowom towarzyszył ten niski pogłos wydobywający się z ust Alfy.
- Bayram Shayrs, oficjalnie mianuję cię Deltą naszej watahy - chłopak poczuł falę ciepła w całym ciele, a szczególnie w skroniach, oczy przybrały żółty kolor. Zdębiał.
- C-co?
- Gratulujemy oczywiście - powiedział z nieukrywanym sarkazmem Ramon, na co przytaknął Ethan.
- Rozczytałeś nas. Jesteś wyjątkowy, po byle kogo nie wychodzimy w dziesięciu. Dlatego uznaliśmy, że zasługujesz na wyróżnienie. Zadowolony? - Flint nawet nie próbował iść w przeciwną stronę niż Beta.
- Wy chyba żartujecie... - Shayrsa zaczęło irytować ich podejście. Wtedy tę rozmówkę przerwał jednym gestem Gregor.
- Dość, chyba zrozumiał - spojrzał na młodego - Nie żartujemy, Delto. Myślę, że zdajesz sobie sprawę z tego, że taki gest z naszej strony świadczy o sporym zaufaniu, które pokładamy w tobie. I którym zostaniesz obdarzony przez wszystkie omegi tutaj.
Słuchając Alfy, młody jeszcze bardziej karcił się w myślach za swoje nieutrzymanie języka w zębach. Raz na jakiś czas zdarzało mu się właśnie coś takiego, palnięcie na głos skrywanych myśli w najbardziej nieodpowiednim momencie. Był w tym zamku dopiero drugi dzień, a już otrzymał jeden z tych bardziej znaczących tytułów. W innych okolicznościach byłby to powód do radości, teraz była to jednak bryła lodu w żołądku.
- Przecież sami wiecie, że nic nie wiem. Dopiero zaczęliście mnie wprowadzać i...
- I wiemy, że świetnie udźwigniesz ten zaszczyt. Jak przystało na kogoś o takim potencjale - wszedł mu w słowo Ramon, wpuszczając na swoją pociągłą twarz udawany podziw.
- Oznacza to również, że będziesz musiał powstrzymać swoją żądzę bycia wyjątkowym - powiedział ironicznie Flint - Ponieważ w naszej watasze już jest Delta.
- Chyba mi się uda - Bayram starał się odgryzać sarkazmem - Nie zależy mi na byciu pierwszą deltą tego stada.
- To fantastycznie, możemy mieć więc nadzieję, że ją polubisz. Jest bardzo sympatyczna.
- Ona?
******
Piąta część tej opowieści wjechała. Co ciekawe, miesiąc temu kliknąłem "Publikuj" kiedy miałem pewność, że do wyjścia na światło Internetu nadaje się prolog. Leci trochę ten czas, co? ;d Z tej okazji podziękowanie dla czytających i głosujących, bardzo mi miło za feedback, skaczące cyferki są swego rodzaju batem motywującym dla mojej wyobraźni ;)
Nie będę próbował ściemniać, że nie mam problemów z przestrzeganiem terminów, nawet narzucanych przez samego siebie ;p Tak żeby troszkę się usprawiedliwić - o zapełnianie kolejnych stron w Wordzie woła nie tylko "Likantrop" (i parę innych dzieł, na które mam pomysł, ale to kiedy indziej ;d), ale "niestety" również licencjat :P Zdradzę jednak, że mam plan, aby kolejne rozdziały wychodziły już regularnie.
Tradycyjnie - zachęcam do wyrażania opinii/krytyki/sugestii. No i do następnego! ;>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top