Rozdział Trzynasty
Silny ból szybko rozprzestrzenił się po całej jego czaszce, w zaledwie kilkanaście sekund od odzyskania pełnej świadomości, gdy zaciskał swoje powieki i kręcił głową, w celu zlokalizowania swojego położenia. Gdy otworzył oczy, ujrzał swoją sypialnię, blado oświetloną przez przebijające się ledwo przez zasłonięte firany słońce. Znajdywał się w swoim łóżku, przykryty kołdrą aż po szyję. Nie był tylko pewien, ile w tym, co wczoraj się wydarzyło, było prawdy, czy nie był to jedynie wymysł jego głowy.
Uniósł dłoń i dotknął nią bardzo ostrożnie boku swojej głowy, gdzie wyczuł bandaż, przesiąknięty krwią, która już dawno zdążyła zaschnąć. Wzdrygnął się i natychmiast ją cofnął, zatapiając swój policzek w miękkiej poduszce. To jednak nie był sen. Nic, co się wczoraj wydarzyło, nie było snem. Mógł nazwać to jedynie koszmarem.
Niemal od razu, gdy przed oczami jego wyobraźni pojawił się Harry, z furią przyciskający Chrisa do ziemi i przymierzający się do zabicia go, przypomniało mu się, co nastąpiło potem. Alison była świadkiem tego wszystkiego, a co więcej, Louis pozwolił, aby Harry został z nią sam w jej mieszkaniu. Nie myślał o tym, jak niebezpieczne to było, kiedy prawie tracił przytomność i próbował zatamować krwawienie, przytłoczony tym wszystkim, co się wydarzyło. Miał po prostu nadzieję, że Harry będzie w stanie zatroszczyć się o Alison, ponieważ wtedy był pewien, że to ona była tą, która wtedy opieki potrzebowała najbardziej.
Nagle poczuł ból w mostku, którego przyczyną musiało być oparzenie. Kiedy uniósł materiał swojej koszulki i zajrzał pod nią, dostrzegł odciśnięte, palące znamię. Było mocno zaczerwienione i prawdopodobnie świeże. Musiało powstać przez noc. Musiało powstać, kiedy Harrym władały emocje tak silne, że naszyjnik stał się wrzący i przywarł do skóry Louisa, niemal się w niej zatapiając i boleśnie ją wypalając.
Z małym grymasem na twarzy leniwie przekręcił się na plecy, wyciągając ręce na boki, aby się przeciągnąć. Niefortunnie, jego dłoń wylądowała na czyjejś twarzy.
Natychmiast odskoczył na drugi kraniec łóżka w momencie, w którym Harry zrobił dziwną minę i dotknął swojej twarzy własną dłonią. Następne spojrzał na Louisa pytająco.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Przepraszam - wydukał cicho Louis, wpatrując się w niego z szeroko otwartymi oczami. Nie pamiętał, aby Harry był tutaj, gdy zasypiał. Tak naprawdę nie pamiętał nawet sceny, w której kładł się do łóżka, każde jego wspomnienie było niewyraźne i zamglone. - Co tutaj robisz?
- Czuwam przy tobie - odparł po prostu Harry, powracając do swojej poprzedniej pozycji. Policzek oparł na dłoni na materacu, sztywno leżąc na miejscu obok.
Louis pokręcił swoją głową i bardzo powoli ułożył się z powrotem na łóżku, o wiele spokojniejszy. Odwrócił się przodem do Harry'ego, podciągając kołdrę aż do brody i westchnął głęboko.
Miał mu tyle rzeczy do powiedzenia, ale jednocześnie nie wiedział, od czego zacząć. Mierzyli się spojrzeniami kilka chwil - Harry starał się chyba odczytać jego myśli i zrozumieć go, za to Louis po prostu podziwiał jego duże, zielone oczy i myślał o tym, jak bardzo piękne były. Nie miał nic przeciwko, aby widywać je coraz częściej. Czyniły go człowiekiem i przez chwilę Louis nawet wierzył, że nim był.
- Co cię wczoraj powstrzymało? Przed tym, aby wiesz... zabić Chrisa? - Louis zapytał nagle bardzo cicho, doszukując się w nim odpowiedzi.
- Powiedziałeś mi, abym tego nie robił.
- Nie, to na pewno nie było to. Zrobiłeś się jakiś taki dziwny.
Harry w odpowiedzi wyciągnął rękę przed siebie i niespodziewanie zaczął odgarniać włosy z czoła Louisa, na co ten intensywnie się zarumienił. Wiedział, że w ten sposób skutecznie odwracał jego uwagę, ale nic nie mógł poradzić na to, że się temu oddawał. Nawet nie zauważył, gdy Harry tak po prostu, zupełnie naturalnie podniósł się na łokciu i pochylił do Louisa, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Poprosiłeś mnie o to. Dlatego nie mogłem tego zrobić.
Louis wstrzymał na krótki moment swój oddech, a jego serce biło tak szybko, że prawie go nie czuł. Tak dawno nie był z nim tak blisko i kiedy w końcu poczuł jego gorący oddech na swojej twarzy, kiedy ujrzał jego lekko rozchylone, różowe usta, instynktownie zamknął swoje powieki, gotów na to, co miało nadejść. Okazało się to być dobrym posunięciem - właśnie wtedy ich usta się spotkały, a serce Louisa eksplodowało w jego piersi. Nawet pulsujący ból w głowie stracił znaczenie, gdy znaczenie miało coś innego.
Harry pocałował go i nie było sposobu, aby się temu oprzeć. Louis założył dłoń na jego karku, gdzie jego skóra była gorąca i miękka, wywołująca u nim przyjemne deszcze. Otwartą dłoń ułożył na jego policzku, który był bardziej rozpalony, niż jakakolwiek część jego ciała. Palcami potarł jego żuchwę, podczas gdy Harry przycisnął swoje usta do ust Louisa mocniej, niemal wbijając go w materac. Poruszał nimi jakby z góry ustalone miał, jak to robić, aby doprowadzić Louisa do wszechogarniającego go szaleństwa.
- Poczekaj... Poczekaj, Harry - wyszeptał wprost w jego nabrzmiałe usta, przykładając dłoń do jego policzka. Powstrzymanie go było niesamowicie trudnym zadaniem, bo Harry zdawał się wpaść w trans i nie potrafił przestać. Wciąż, mimo prób, skubał dolną wargę Louisa, kuszony nią do tego stopnia, że nie mógł się kontrolować.
Louis nie chciał przerywać pocałunku, chciał całować go jeszcze długi czas, ale usłyszał odgłos skrzypiących drzwi od swojej sypialni, w których po chwili stanęła Alison. Dostrzegł ją przez uchylone powieki i niemal od razu odsunął się od Harry'ego mocno zmieszany. Jego policzki oblały się intensywną czerwienią, gdy usiadł, wierzchem dłoni ocierając nadmiar śliny z ust. Harry po prostu obejrzał się przez ramię, spoglądając na Alison zupełnie niczym niezrażony.
- Przepraszam, chciałam tylko powiedzieć, że zrobiłam ci śniadanie - oznajmiła, tylko lekko zakłopotana, opierając się o framugę drzwi. Gryzła swoją dolną wargę z uniesionymi w górę kącikami ust, wodząc wzrokiem to do jednego, to do drugiego. Wydawała się być oswojona z sytuacją, i co więcej... nie bała się Harry'ego. - Jak się czujesz?
- Jest dobrze - skłamał Louis, wciąż siedząc tak spięty i przyciskając kołdrę do swojej piersi. - Powinienem zapytać o to ciebie...
Przyjaciółka na krótki moment odwróciła spojrzenie, po czym powróciła nim do Louisa. W jej oczach kryło się wiele smutku i cierpienia, ale nie aż tak wiele, jak mógłby się spodziewać.
- Pogodziłam się z tym. Czuję się dobrze. - jej ton głosu zdradzał, że wcale tak nie było, ale starałam się tego nie okazywać. Nabrała głęboko powietrza do płuc i lekko zakołysała się na swoich stopach. - Za to ty powinieneś jeszcze długo tutaj leżeć.
- Daj spokój, wiesz, że nie potrafię leżeć tak długo - zdobył się na mały uśmiech, który dziewczyna odwzajemniła.
- Ja nie będę wam już przeszkadzała, wrócę do siebie. Dzięki za... opiekę.
Tu posłała spojrzenie Harry'emu. Louis wyłapał to, a w jego głowie od razu zaczęło tworzyć się wiele pytań, co wydarzyło się jeszcze tej nocy. Harry pozwolił jej tak po prostu wszystko pamiętać? Czy Alison polubiła go i czy zdawała sobie sprawę, co tak naprawdę się wydarzyło, czy obrała to za zbyt realistyczny sen z domieszką prawdziwych zdarzeń?
- Nadal jesteś na mnie zły o tamto? - zapytał cicho, wypuszczając drżący oddech z płuc.
Gdy ponownie spojrzał na Harry'ego, ten leżał na plecach, z jedną dłonią pod swoją głową, a palce drugiej dłoni zaciskał na ramie łóżka. Wpatrywał się w Louisa nieodgadnionym wzrokiem, jego włosy były zmierzwione i pojedynczymi pasmami opadały mu na czoło, jego policzki zdobił delikatny rumieniec, a zaróżowione i lekko spękane usta miał rozchylone. Wyglądał niesamowicie przystojnie, bez względu na to, kim był. W tym momencie sprawiał, że serce Louisa przyspieszało z każdą chwilą i nie mógł nic temu zaradzić.
- Nie - odrzekł powoli, wpatrzony prosto w Louisa. Wziął głęboki oddech, głośno wypuszczając powietrze przez nos, po czym palcami potarł swoje oko.
- Tak po prostu... nie? - zdziwił się Louis. Zmarszczył lekko swoje brwi, mnąc w dłoniach pościel. - Byłeś wściekły, bałem się ciebie. Bałem się, że już nigdy nie...
- Teraz już wiem, że nie było warto. Byłem wściekły. Wkurwiłeś mnie. - Harry uniósł się na rękach, pochylając się w jego stronę z bardzo poważnym wyrazem twarzy. - Po prostu nie rób tego więcej. Nie możesz tego robić, nie możesz mówić wszystkim o tym, co między nami jest, o tym, co wiesz. Możesz natrafić na nieodpowiednie osoby i wtedy nas zabiją.
- Nie powiem niż nikomu - obiecał Louis, będąc naprawdę szczerym. Nie odwracał spojrzenia od jego intensywnych, szmaragdowych oczu, które z każdą chwilą coraz bardziej łagodniały. - Nigdy i nikomu...
Harry bardzo powoli skinął swoją głową i ku niezadowoleniu Louisa, odsunął się od niego, aby po chwili zwinnie wstać z łóżka. Wyszedł z sypialni z nieznanymi mu zamiarami, ale po chwili wrócił z talerzem pełnym kanapek, na widok których zmiękło Louisowi serce.
- Zrobiła ci to... Nie wiem za bardzo, co to jest, ale dla ciebie - Harry podał mu talerz marszcząc swój nos, po czym usiadł na materacu.
- Och... Dzięki. Muszę zjeść śniadanie, żeby mieć siłę na cały dzień. - wytłumaczył Louis z małym uśmiechem. Jak dziecku, pomyślał. - Chcesz jedną?
- Nie...
Nie ukrywał, że był głodny, więc nie czekając dłużej zaczął od kanapki z serem, zatapiając w niej swoje zęby. Zaczął przeżuwać ją bardzo dokładnie, starając się udawać, że wcale nie przeszkadzało mu intensywne spojrzenie Harry'ego. Wędrował nim do niego i do kanapki, którą trzymał w dłoni z szeroko otwartymi oczami, jakby próbował zrozumieć, jak to działa.
- Może jednak chcesz gryza? - wymamrotał Louis z pełnymi ustami, opluwając się zmieloną kanapką.
- Gryza twoich ust?
Na jego słowa, Louis prawie zakrztusił się jedzeniem. Zamrugał szybko, kiedy łzy pojawiły się w jego oczach i zakrył usta wierzchem dłoni.
- Kanapki...
Przełknął z trudem wszystko, co miał w ustach i odłożył połowę drugiej kanapki, bo nagle odechciało mu się jeść. Postawił talerz na stoliku obok i spróbował usiąść, mimo potwornego, przeszywającego bólu.
- Co?! - Harry prawie krzyknął, widząc grymas na jego twarzy. Poderwał się niespodziewanie, skupiając swoje szeroko otwarte oczy na Louisie, który spojrzał na niego nieco zdezorientowany.
Po chwili jednak nie potrafił powstrzymać swojego uśmiechu.
- Harry, nic mi nie jest, po prostu trochę boli mnie głowa. - wyjaśnił spokojnie, oblizując swoje lekko spierzchnięte usta. Gdy usiadł, oparł się plecami o ramę łóżka, wcześniej podkładając tam sobie poduszkę i podkulił kolana do piersi, zaciskając swoje palce na kołdrze.
W miarę jak wyraz twarzy Harry'ego zmieniał się w bardziej opanowany, Louis zdenerwowany bawił się pościelą między swoimi palcami.
- Będę musiał z nią porozmawiać. Z Alison. Ale wiem, że ona potrzebuje teraz pobyć sama, znam ją. - powiedział cicho, utkwiwszy swój wzrok na swoich poranionych dłoniach. - Rozmawiałeś z nią wczoraj, prawda? Możesz jej zaufać, obiecuję ci to. - ściszył swój głos i natrafił na jego zielone oczy, które mieniły się i zapierały mu dech w piersi za każdym, kolejnym razem, gdy w nie spoglądał. - Muszę doprowadzić się do porządku, dzisiaj będę trochę zajęty...
- Czym? - Harry znowu zmarszczył swoje brwi, a Louis zauważył, że jego dłoń niepewnie drgnęła ułożona na poduszce obok.
Dlatego właśnie chwycił ją w swoją własną, zaskakując tym nie tylko siebie, ale również Harry'ego, który przyglądał się ich złączonym dłoniom, jakby były czymś niezwykłym. W pewnym sensie tak było.
- Obiecałem rodzicom, że na weekend wpadnę i spędzę czas z moimi młodszymi siostrami. To nie jest nic wielkiego. - kąciki jego ust uniosły się w górę, gdy kciuk Harry'ego zaczął niepewnie przesuwać się po wierzchu jego dłoni. Na ten gest przeszedł go przyjemny dreszcz, a w głowie zrodziło się pragnienie, aby skraść mu choć jeszcze jeden, słodki pocałunek, wtulić się w jego ramiona i być blisko niego, ale póki co, chciał wstrzymać się z tym kilka dni. Wiedział, że gdy tylko pozwoli sobie na to za kilka dni, tym samym spełniając swoje fantazje, doznania będą dwa razy bardziej satysfakcjonujące.
- Czyli nie będzie cię tutaj?
- Nie, będę u rodziców. Tam, gdzie... Szukałeś mnie na samym początku, ale się wyprowadziłem. Nie przychodź tam. - dodał szybko, mogąc się domyśleć, co leżało w jego zamiarach. - Wrócę w niedzielę popołudniu i ja... Ja chciałem cię zapytać, czy pojawisz się wtedy.
- Chcesz, abym pojawił się tutaj wtedy? - zapytał go tak szybko, ja słowa te wypadły z ust Louisa. Nie zaprzestawał swoich ruchów, które z każdą sekundy stawały się coraz delikatniejsze, lekkie, czułe. Próbował dopasować tempo i subtelność wszystkiego, co robił.
- Tak - odparł pewnie Louis. - Nigdzie indziej, tylko tutaj, z tobą. Chciałbym, abyśmy spędzili trochę czasu, po prostu będąc tutaj tylko we dwójkę.
Kiedy wypowiadał te słowa, wciąż wydawało się to dla niego nierealne. A mimo to tak bardzo tego pragnął, że było to nie do opisania. Był gotów przeleżeć cały dzień w łóżku i zatapiać się w jego ciepłych ramionach, zatracać się w jego szmaragdowych oczach i jego głębokim, ochrypłym głosie, ale była to jego motywacja, aby doczekać niedzieli, dlatego niechętnie wysunął dłoń spod palców Harry'ego.
- Dziękuję ci za wszystko - powiedział jeszcze, chwilę się wahając, ale ostatecznie pochylił się i wyciągnął na jego wargach słodki pocałunek.
Gdy odsuwał głowę, był świadkiem, jak Harry przymknął oczy i wysunął swoje usta, wyglądając przy tym bardzo zabawnie, bo zapewne spodziewał się, że pocałunek będzie dłuższy i o wiele bardziej namiętny. Gdy jednak nic takiego się nie stało, uchylił z powrotem powieki, a jeden kącik jego ust drgnął.
Nic nie powiedział, ale Louis wiedział, że przyjdzie. Wodził za nim wzrokiem, jak Louis wstał i brał prysznic, przed tym przez dziesięć minut rozwodząc się nad tym, jak zakryć swój siniejący policzek i spuchnięty nos, jak ubierał się i pakował na weekend, który spędzi u rodziców, jak próbował zdjąć swój bandaż, który uwierał go w głowę. Nie wydawał najcichszego dźwięku, bo po prostu napawał się widokiem, który był dla niego niesamowicie interesujący. Sprawiał wrażenie, jakby mógłby wpatrywać się w Louisa godzinami, obserwując z zainteresowaniem to, co robił, co mówił.
W końcu przyszedł ten czas, gdy Harry zniknął - było to wtedy, gdy Louis wyszedł któryś już raz z łazienki z grzebieniem w dłoni, a jego wzrok padł na puste łóżko. Jego serce boleśnie się zacisnęło, chociaż nie było powodu do smutku. Harry wróci, a on i tak był zajęty, nie mógł w końcu uzależniać od niego swojego życia i znajdywać też czas dla rodziny.
Kiedy jego telefon zaczął dzwonić, początkowo bał się spojrzeć na wyświetlacz, wiedząc, czyje imię mógłby tam zastać. W końcu nie często zdarzało mu się wdawać w bójki z przyjaciółmi, którzy potem byli świadkami wybuchu złości jego demonicznych kochanków, w rzeczywistości będących jego mordercami. W to wszystko wchodziła jeszcze dziewczyna jego najlepszego przyjaciela i nadprzyrodzone moce, którym bał się nawet wchodzić w drogę. On sam nie potrafił pojąć tego wszystkiego, więc jak mógł oczekiwać od innych, że mogliby zrozumieć choć w małym stopniu?
Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że to nie Chris do niego dzwonił, a Ian, więc odebrał bez jakiekolwiek.
- Chris jest wściekły - zaczął bez ogródek, sprawiając, że żołądek Louisa wywrócił się do góry nogami. - Opowiedział mi, co się wczoraj wydarzyło. Czy was już do reszty popieprzyło?!
- Ian - silił się na spokojny ton Louis, palcami dłoni pocierając swoją skroń. Był zmuszony przełożyć prasowanie swoich ubrań na później, bo wiedział, że zbyt rozdrażniony mógłby spalić dom. - To nie tak. Stanąłem w obronie Alison, kłócili się i o porządnie. Nie mogłem stać i bezczynnie na to patrzeć.
- Nie mów mi tego, bo ja to wiem. Ale on chce się spotkać, z tobą i ze mną.
- Ze mną też?
Na samą myśl, Louisowi przeszły ciarki po plecach. Jak po tym, jak rzucił się na niego, a Harry stanął w jego obronie i prawie go zabił, miał tak po prostu spojrzeć mu w oczy?
- Tak, dziś o czwartej w Nalib's Coffie.
- Mam tylko godzinę, na piątą trzydzieści umówiłem się, że zabiorę Celine do kina, bo na weekend jadę do rodziców.
- Lepiej przyjdź, Louis. Chociaż na chwilę. Cześć.
Kurwa.
Po chwili Louis zorientował się, że wypowiedział to na głos. Rzucił komórkę na swoje łóżko i dotknął swojej głowy, wciąż pokrytej przez liczne bandaże. Będzie musiał je zdjąć, nie pokaże się tak przecież własnej siostrze. Nie mógł dać po sobie poznać, że coś było nie tak, radził sobie przecież. Był dorosły i odpowiedzialny.
Rozejrzał się po swojej sypialni, która świeciła pustkami, mimo że wszystko zdawało się być na swoim miejscu - łóżko stało w tym samym miejscu, była też komoda i szafa z lustrem. Jednak nie było pary masywnych dłoni, które mógłby złapać. Miał teraz na to ogromną ochotę, więc przygryzł jedynie swoją dolną wargę, aby stłumić to pragnienie w sobie. Niepotrzebnie prosił go, aby zostawił go samego - mógł pozwolić, aby był przy nim do ostatnich minut w jego mieszkaniu, kiedy opuści je i pojedzie do rodziców, pożyczy auto od ojca i zabierze młodszą siostrę na miasto.
Nie wiedział, jak przebiegnie jego konfrontacja z Chrisem po wczorajszym wieczorze. Jak spojrzy na niego po tym wszystkim, jak prawie go zabił, jak był świadkiem pojawienia się Harry'ego i jego demonicznej agresji. Przede wszystkim bał się, że to, o czym tak bardzo zapewniał go Harry - że nie skrzywdził go tylko i wyłącznie ze względu na jego błagania - było nieprawdą. Nie wiedział tylko, co było prawdziwym powodem, dla którego odskoczył od niego, kiedy był o krok od skręcenia mu karku.
Pojawił się o umówionej godzinie i w umówionym miejscu. Nie ukrywał, że był mocno zdenerwowany, w końcu nie wiedział, czego miał się spodziewać. Nie powinien udawać się na to spotkanie bez powiadamiania o tym Harry'ego, ale już było za późno. Spojrzenia jego i Chrisa się spotkały, gdy tylko wszedł do lokalu. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu się w oczy, była jego rozcięta, spuchnięta warga oraz żółty siniak na jego szczęce.
- Hej - powiedział niepewnie z dłońmi w kieszeniach, spoglądając też na Iana, który nerwowo stukał palcami o blat wysokiego stolika.
- Czy wam kompletnie odbiło?! Co wy ze sobą zrobiliście. Nie poznaje już tych dobrych przyjaciół z liceum, którzy zawsze ze sobą trzymali.
- Daj spokój, Ian - uspokoił go Chris i ku zaskoczeniu Louisa, uśmiechnął się lekko. - To była tylko zwykła bójka. Ale muszę przyznać, że Louis ma gest. - tu zaśmiał się, dotykając swojej szczęki.
Louis zmarszczył swoje brwi, nieco zakłopotany. To nie on go uderzył, nie zdążył, bo został pchnięty na ziemię, zanim cokolwiek mógł mi zrobić. To Harry go uderzył i prawie zabił, a on nie rozumiał, czy tego nie pamiętał, czy po prostu udawał.
- O co poszło? - westchnął chłopak, patrząc na tę dwójkę. - No bo to musiało być coś poważnego.
- Nie, zupełnie nic. Trochę się ostatnio sprzeczaliśmy i po prostu... w końcu nie wytrzymaliśmy napięcia.
Napięcia?
Z wszelkimi staraniami starał się nie parsknął mu twarz. Stanął w obronie swojej przyjaciółki, nad którą ten znęcał się i Louis pragnął, aby zapłacił za to najwyższą, najbardziej bolesną cenę. Przed Ianem i innymi udawał, że nic złego się nie działo, ale on nie był taki ślepy. Wiedział też, że Chris pamiętał, co tak naprawdę się wczoraj wydarzyło, ale umyślnie chciał wprowadzić go w błąd. Louis na całe szczęście był zbyt wyczulony i nie było mowy o tym, aby mu uwierzył. Był zbyt wielkim kłamcą i już dawno przestał być jego przyjacielem.
- Nie mam za wiele czasu - powiedział w końcu, oblizując swoje usta. - Jestem umówiony z rodzicami.
- Jasne - Chris podniósł się ze swojego siedzenia, wyciągając do niego otwartą dłoń. - Chciałem cię tylko przeprosić. To nie miało sensu, obaj zachowaliśmy się jak dzieci.
- Jak dzieci? - z niedowierzania Louis pokręcił swoją głową. Zrobił krok w tył, nie chcąc dłużej przebywać w jego obecności, która nagle wprowadzała go w stan niepokoju. - To ty przemyśl swoje zachowanie, Chris. I zostaw Alison w spokoju, już nigdy jej nie skrzywdzisz, rozumiesz?
Zignorował jego dłoń i po prostu się odwrócił, aby jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie przypuszczał, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym mu się postawi, ale gdy wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił, dotarło do niego, że powiedział to wszystko na głos. I nie żałował.
- Spieszę się. Cześć.
Niczego nie żałował. Szybko wrócił do swojego mieszkania, oddalonego zaledwie o dziesięć minut od kawiarni, sięgnął po swoją torbę z ubraniami i opuścił kamienicę. Jego nogi wciąż lekko drżały, ale niepokój stawał się mniejszy i czuł, jakby z jego ramion został ściągnięty niewidzialny ciężar. Teraz tylko pozostawało mu przetrwać te dwa dni bez Harry'ego, na których samą myśl wypełniał go smutek. Ale wiedział, że chociaż nie było go przy nim fizycznie, nie widział go i nie mógł go dotknąć, Harry dbał o to, aby był bezpieczny.
Od autora: Już 10.000 wyświetleń, jejku kiedy to zleciało! Właściwie to prawdopodobnie przez ten rok, bo to opowiadanie ciągnie się ze mną od zeszłego listopada haha. Idzie mi mozolnie pisanie tego, ale myślę, że jesteśmy już w połowie, a nawet dalej. Dziękuję wszystkim, którzy to czytają, komentują i gwiazdkują, to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top