Rozdział Ósmy
Louis po raz kolejny zmarszczył gniewnie swoje brwi, gdy niczego nie znalazł. Przeszukał już chyba całą przeglądarkę internetową, wpisując przeróżne hasła, ale na nic się to nie zdało. Wciąż jego pytania nie uzyskały tak długo wyczekiwanych odpowiedzi, więc z nerwów nieświadomie wsadził sobie między zęby kryształ, zwisający z jego szyi i zaczął go gryźć.
- Cholera - wymamrotał pod nosem i zminimalizował okienko przeglądarki, gdy tylko Alison weszła do pokoju.
- I jak? Masz coś?
- Niestety, żadnych innych mieszkań - westchnął cicho, kręcąc swoją głową. Czuł się źle z tym, że musiał ją okłamywać, ale tak było lepiej. Wmówił jej, że rozglądał się za nowym mieszkaniem, bo w tym obecnym nie czuł się zbyt komfortowo. Oczywiście był świadom tego, że nie było go stać na nowe, więc tylko udawał.
- A tak w ogóle co to za kamień, który nosisz za szyi? - wskazała palcem na kryształ między jego zębami, a on natychmiast wypuścił go z ust.
Zarumienił się i usiadł prosto, chowając naszyjnik pod koszulką.
- Taki amulet szczęścia.
- Wierzysz w talizmany i amulety? - przyjaciółka uniosła brew w górę. - Nie znałam cię od takiej strony.
- Ten nie jest taki ważny, to tylko na dobrą aurę.
Przyjął od niej kubek mleka z miodem, które było jego uzależnieniem i wypił je w niespełna kilka sekund.
- Och, skończyło się już - powiedział smutno. - Przepraszam, że zapytam, ale zrobiłabyś mi kolejne?
- Louis, wypiłeś to w przeciągu kilku sekund, nawet swojego nie zdążyłam wypić.
- Przepraszam - posłał jej przepraszające spojrzenie i uśmiechnął się, gdy Alison złapała za jego pusty kubek. - Dzięki, jesteś najlepsza.
Gdy tylko ponownie został w jej sypialni sam, włączył z powrotem przeglądarkę. Stukał przez chwilę palcami w klawisze laptopa, gdy nagle coś przyszło mu do głowy. Niewiele pamiętając wpisał to, co najbardziej utkwiło w jego pamięci w pole wyszukiwania z szybko bijącym sercem.
Służący ciemności.
Niestety, i tym razem nie zwiastowało to odkrycia niczego nowego. Sunął kursorem w dół z nadzieją, że może jednak rzuci mu się w oczy coś, czego jak dotąd nie widział, ale wszystko, co do tej pory wyświetlało się na ekranie głównym, było już dawno przez niego sprawdzone. Nic zatem nie było w stanie odpowiedzieć mu na nurtujące go pytania.
Znudzonym wzrokiem przesuwał po ekranie, gdy nagle coś przykuło jego uwagę. Zmrużył oczy i wytężył wzrok, odczytując tytuł jednego z linku.
Niewyjaśniona sprawa sprzed stu lat: Mężczyzna, którego opętał demon
Niewiele myśląc Louis wszedł w link, który przekierował go do strony informacyjnej. Spojrzał ponad ekran laptopa, czy Alison aby na pewno była jeszcze w kuchni i powrócił do czytania artykułu z 1915 roku o Terrym Scottcie, który twierdził, że w snach nawiedział go demon, który jednak nie ośmielił się go zgładzić, jak głosił nagłówek tamtejszej gazety, Daily Mirror.
„(...)Twierdził, że napastnik wyłaniał się z cienia i wykazywał chęć zawarcia z nim więzi, a z każdym dniem przejawiał coraz bardziej ludzkie zachowanie. Świadek upierał się, że on istniał naprawdę, ale nikt z bliskiego otoczenia nie chciał mu wierzyć. Znajome źródła i sąsiedzi twierdzili, że oszalał i padł ofiarą opętania, w dodatku mężczyzna wariował, gdy tylko słyszał o egzorcyzmie. Zmarł zaledwie miesiąc później w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie było żadnych ran kłutych, a po sekcji zwłok potwierdzono również, że nie było to zatrucie silnymi substancjami. Jego ciało odkryła była żona - było sine, a skóra zapadała się między kościami. Ale tym, co przykuło uwagę śledczych, były jego czarne oczy. Niestety niemożliwe było wyjaśnienie przyczyny śmierci i w efekcie do ustalenia, co tak naprawdę przytrafiło się mężczyźnie, nie doszło."
Każdy włos na ciele Louisa zjeżył się, gdy tylko skończył czytać. Potężna gula utworzyła się w jego gardle i był pewien, że zaraz zwymiotuje. Zamknął szybko stronę i odłożył laptopa na bok, zanim ukrył twarz w dłoniach.
Harry mu o tym mówił. Mówił mu, że dzieje się to raz na stulecie. Co jeśli z Louisem będzie tak samo, jak z tym mężczyzną - najpierw majaczył o tym, że nieznajoma postać nawiedza go w snach, później objawiła się w postaci mężczyzny, który twierdził, że nie chce go zabić. Co więcej, wykazywał się coraz większa sympatią, prawdopodobnie po to, aby zbliżyć do siebie Louisa, a później bez większych skrupułów zabić.
- Co ci się stało? - głos Alison przywrócił go na ziemię.
Kobieta przyglądała mu się przerażona.
- Jesteś blady jak ściana. Dobrze się czujesz?
- Nie najlepiej. Czy będziesz zła, jeśli przenocuję u ciebie dzisiaj? - zapytał słabo. - Zadzwonię do kierownika i powiem, że złapałem grypę. Nie dam rady iść do pracy jutro.
- Oczywiście, ale Louis... Powinieneś w takim razie iść z tym do lekarza.
Alison podała mu kubek z ciepłym mlekiem i usiadła obok, odgarniając mu włosy z czoła.
- To nic takiego, poleżę i przejdzie mi. Dziękuję ci za wszystko.
Dobrze wiedział, że taki obrót spraw nie sprawi, że wszyscy zaczną martwić się mniej, ale wciąż nie mógł wyjawić nikomu prawdy. Prawda była nieprawdopodobna i niewiarygodna, więc pozostawało mu tłumienie tego w sobie przez resztę czasu, jaki mu pozostał.
Gdy siedział skulony pod prysznicem, a ciepła woda spływała po jego ciele, Louis przypatrywał się czarnemu kryształowi, który zdobił jego szyję. Nie zdjął go jeszcze ani razu, bojąc się konsekwencji. Bał się, że Harry w jakiś sposób się o tym dowie, ponieważ dając mu go, miał w tym jakiś cel. Tylko co jeśli naszyjnik miał okazać się być nie ochroną, a czymś, co pozwoli mu go odnaleźć na wszelki wypadek, gdyby zechciał uciec?
Niestety nie było możliwości, aby się tego dowiedzieć. Nikt nie umiał mu pomóc, gdyby tylko spróbował poprosić kogoś o pomoc, mógłby ujść za szaleńca i w efekcie jego losy potoczyłyby się tak samo, jak wspomnianemu Terry'emu, który zmarł w niewyjaśniony sposób. To tylko utwierdzało go w przekonaniu, że nie było dla niego ratunku.
- Jesteś pewien, że nie chcesz zająć łóżka? Louis, widzę, że czujesz się okropnie.
- Daj spokój, dam sobie radę - posłał przyjaciółce uspokajający uśmiech, gdy podała mu ciepły koc na tę noc. - Wiesz, co by się stało, gdyby Chris dowiedział się, że spałem w twoim łóżku? Byłbym skończony!
- Przestań - Alison najwyraźniej nie miała ochoty na żarty, posyłając mu chłodne spojrzenie. - Nie chcę o nim rozmawiać.
- Przepraszam - powiedział natychmiast i przygryzł wnętrze swojego policzka, gdy zalało go poczucie winy. - Pozwolisz, że usnę przy zapalonej lampce. To w razie czego, gdyby zachciało mi się pić i żebym o nic się nie potknął.
Gdy Louis następnego dnia wrócił do swojego mieszkania późnym wieczorem, kiedy słońce już dawno zaszło, stał przed chwilę w progu i wypatrywał w ciemności smukłej sylwetki i ciemnych oczu. Jednak ku jego zaskoczeniu, nie zastał nikogo w środku. Znikąd żadne dłonie nie zacisnęły się na jego skórze, a w pobliżu nie czuł oszałamiającego chłodu, który przeszywał go do szpiku kości. Nawet wtedy, gdy zapalił światło i rozejrzał się wokół, nigdzie go nie dostrzegł. Był skłonny jeszcze uwierzyć, póki był na to czas, że było to wynikiem zwykłej paranoi i wszystko to sobie zmyślił, gdyby nie naszyjnik, który wciąż spoczywał schowany pod jego koszulką.
Przez następne kilka dni wszystko się uspokoiło, jakby nigdy nie miało miejsca. Cisza w jego życiu, która z powrotem nastała doprowadzała go do szaleństwa i nie rozumiał dlaczego, w końcu pragnął, aby to wszystko się skończyło. Za każdym razem, gdy Louis wracał do swojego mieszkania, stawał w progu i przez długi czas wpatrywał się w przestrzeń, jakby go tutaj oczekiwał. Odczuwał również pewnego rodzaju lęk i niepokój, niekonieczne wywołane obecnością Harry'ego, a raczej jej brakiem.
Louis mógł nawet przyznać, że przywykł do jego obecności, nieważne, jak dusząca była. Czuł jego obecność na każdym kroku, ale jednocześnie z każdym, kolejnym spotkaniem bał się go coraz mniej. Strach powoli ustępował, a narastała ciekawość pomieszana z fascynacją. Im więcej czasu mijało, Louis zdesperowany coraz częściej wyszukiwał informacji, które choć trochę mu pomogą, ale niestety jedyny, pomocny artykuł przeczytał tamtego wieczoru u Alison. Wszystkie innego źródła okazały się być nieprawdziwe bądź niezwiązane z tematem, więc musiał trzymać się tej jednej, nieszczęsnej informacji.
Gdyby Louis miał opisać, jakie to uczucie mieć świadomość, że za niecały miesiąc zostaniesz zabity, odpowiedziałbym, że nie wie. Nie wiedział. Czuł wszechogarniającą go pustkę, ponieważ prawdopodobnie nie docierało do niego, że tak właśnie miało być. Wciąż czuł się jak we śnie, ale wszystko było bardzo realne i nie mógł pozwolić sobie na nieuwagę. Od tamtej pory, nawet jeśli był zmęczony i śpiący, chodził z szeroko otwartymi oczami i oglądał się za siebie nawet wtedy, gdy nie zapadł jeszcze zmrok.
Ale w tonącym w mroku mieszkaniu nie zagościł nikt więcej prócz niego samego. Przez te kilka dni wypełniała je dziwna pustka, ale starał się o tym nie myśleć.
***
Wracał właśnie z pracy w nie najlepszym humorze po tym, jak spadł z drabinki, podczas układania czegoś na najwyższej półce. Był niemal pewien, że zbił sobie kość ogonową i kilka żeber, co w połączeniu z wolno gojącymi się siniakami sprawiło, że czuł się już jedną nogą w trumnie. Pragnął tylko jak najszybciej znaleźć się już w domu i odpocząć po ciężkim dniu w pracy. Przyspieszył kroku, gdy z odległości kilkunastu metrów dostrzegł swoją kamienicę, na której widok odetchnął z ulgą. Sięgnął ręką do kieszeni spodni, aby wyciągnąć klucze, kiedy ktoś nagle zagrodził mu drogę.
Louis wykonał krok w tył zaskoczony, gdy ujrzał uśmiechającego się do niego mężczyznę. Na jego nieszczęście bardzo dobrze go znał, jak i jego towarzyszy, który stanęli za nim.
- Co za niespodzianka - zakpił, zakładając ręce na biodrach. - Nie sądziłem, że spotkamy cię tutaj.
- Mieszkam niedaleko, jak miałbyś nie spotkać? - zapytał nieco chłodno Louis. - Daj mi spokój, nie mam ochoty na żarty.
Jego serce zabiło szybciej, gdy tylko w świetle latarni błysnęła mu stal ostrza noża. Niespokojnym wzrokiem przesunął po twarzach mężczyzn i zatrzymał go na Jasonie, który wpatrywał się w niego wściekły. Felix musiał przytrzymywać go ręką, aby nie rzucił się na Louisa, który w tym momencie nie wiedział, co się działo.
- Jestem sam - powiedział drżącym głosem, zwilżając językiem wargi. - To sprawa między tobą, a Chrisem, nie mam z tym nic wspólnego.
- Dlatego tym razem po prostu cię oszczędzimy, abyś przekazał coś twojemu koledze, Chrisowi.
Louis wstrzymał oddech i zaczął iść tyłem, chociaż miał świadomość, że nie ucieknie. Odruchowo sięgnął do swojego naszyjnika i zacisnął go w swojej dłoni, błagając, aby cudem coś uchroniło go przed tym, co nadchodziło. W tym momencie znienawidził Chrisa jeszcze bardziej za sprowadzanie na niego swoich kłopotów. Pozostało mu oczekiwanie i przygotowanie się na to, co miało nastąpić.
- Jest twój, Jason.
Wspomniany mężczyzna zacisnął dłoń na rękojeści wysuwanego noża i wyciągnął go przed siebie. Louis nabrał do płuc powietrza, zbyt sparaliżowany, aby uciec, gdy jego plecy zderzyły się z czymś twardym. Zatrzymał gwałtownie, ale zanim mógł zareagować, poczuł czyjś oddech na swoim karku. Jego ciało spięło się, a na twarzach mężczyzn dostrzegł rosnące zdziwienie, które dopiero po chwili zaczęło ustępować przerażeniu. A Louis bardzo dobrze wiedział dlaczego.
- Zachowuj się ludzko - wyszeptał drżącym głosem, ponieważ dobrze wiedział, czyją obecność czuł.
- Odsuń się - usłyszał przy swoim uchu. Mimo przechodzących przez jego ciało dreszczy, odsunął się w bok, dopiero po chwili w akcie odwagi spoglądając na Harry'ego, który zaciskał dłonie w pięści.
- Co on do cholery ma z oczami? - odezwał się jeden z paczki Felixa, przyglądając się Harry'emu z grymasem na twarzy, podchodząc bliżej. Z całą pewnością nie zdawał sobie sprawy z tego, na co się pisał.
To była sekunda. Louis nawet nie mrugnął, gdy ujrzał Harry'ego, który znalazł się przy mężczyźnie i zaciskał palce na jego szyi, unosząc go w górę. Niemal widział, jak jego palce wtapiając się w jego skórę, a mężczyzna tracił swój oddech. Wszyscy wpatrywali się w to z szeroko otwartymi oczami.
Niewiele myśląc, Louis postanowił w końcu zareagować. Nie potrafił po prostu stać i patrzeć na jego siniejącą twarz.
- Harry, zabijesz go! - krzyknął drżącym głosem, chcąc wykonać krok w jego stronę, jednak szybko się wycofał, gdy Jason się do niego zbliżył.
Jak na zawołanie, na dźwięk jego głosu Harry w końcu go puścił i odwrócił głowę w jego stronę. Gdy tylko dostrzegł, że Louisowi grozi niebezpieczeństwo, złapał za dłonie niczego niespodziewającego się niczego Jasona i wykręcił je do tyłu, niemal mu je łamiąc. Przycisnął usta do jego ucha i wyszeptał do niego coś bardzo cicho, przez co jego głowa opadła, a ciało bezwiednie opadło na ziemię. Ale to nie był koniec.
- Co ty mu zrobiłeś?! - wykrzyczał Felix, widząc, co Harry zrobił z Jasonem. Razem z resztą rzucili się na niego z furią, chcąc zaatakować go od tyłu, ale Harry, jakby był na to przygotowany, odepchnął ich dłońmi z niespotykaną siłą, jak gdyby zwykłą przeszkodą na odległość przynajmniej kilku metrów.
Louis podskoczył wystraszony i zatkał usta dłońmi, będąc pewnym, że usłyszał gruchot ich łamanych kości. Gdy spojrzenia jego i Harry'ego się spotkały, natychmiast zaczął się cofać, przerażony siłą, jaką władał. Jego oczy przybrały jeszcze głębszy odcień czerni, a jego skóra nie była teraz jedynie blada - była niemalże fioletowa.
Pomimo tego, że się go bał, chciał jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu. Trząsł się z przerażenia i był o krok od omdlenia, ale nie odsunął się, kiedy Harry chwycił go za ramiona bez jakiegokolwiek słowa. Razem z nim odsunął się w cień i zacisnął swoje oczy, a ostatnim, co przed tym widział, były podnoszące się z ziemi sylwetki, zanim kompletnie zniknęły.
Louis natychmiast wyrwał się z uścisku dłoni Harry'ego i otworzył swoje oczy, oddychając szybko.
- Powiedz mi, że go nie zabiłeś - zaczął od razu chwiejnym głosem. - Co ty mu zrobiłeś?
- Miałem zachowywać się ludzko.
- Nie, nie było tak - pokręcił swoją głową na granicy płaczu. Bał się, że Harry zabił któregoś z nich i będzie miał przez to poważne kłopoty. - Człowiek nie posiada takiej siły, na ich oczach ty...
- Sprawiłem, że niczego nie będzie pamiętał - Harry wszedł mu w słowo, ale to nie uspokoiło Louisa.
- A co z resztą? Oni cię widzieli, do cholery, widzieli cię! Widzieli wszystko, co robisz!
Z bezsilności zaczął chodzić po całym pokoju, wplatając palce w swoje włosy i pociągając za nie, ale to nie pomagało. Było jeszcze gorzej, a niczego nie ułatwiał mu stojący obok i ze spokojem wpatrujący się w niego mężczyzna, który był sprawcą całego zamieszania.
- Szczerze? Mogłeś mnie tam zostawić, mogli mnie pobić i miałbym święty spokój, Jason w końcu by sobie ulżył. - powiedział ze łzami w oczach.
W końcu opadł na łóżko, zaciskając swoje oczy i próbował wymazać z pamięci ten incydent. Zapragnął nagle, aby nigdy nie zaistniał. Mógł wyjść z pracy wcześniej, pójść inną drogą i nie myśleć o Harrym akurat wtedy, gdy myślał, że był potrzebny. Wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Jednak z tą jedną myślą coś sobie uświadomił. Sięgnął drżącą dłonią do swojego naszyjnika i zacisnął na nim swoje palce.
- Czy ty...? - podniósł na niego swój wzrok. Stał w tym samym miejscu i wpatrywał się w Louisa, rozluźniając palce swoich dłoni. - Skąd wiedziałeś?
Wstrzymał swój oddech, gdy Harry nagle się poruszył. Przechylił głowę w bok, zanim odpowiedział:
- Czułem to.
- Czy to ma związek z tym? - Louis chwycił kryształ między palce i uniósł w górę. - Czy ty... Czujesz, gdy myślę o tobie?
- Tak.
Louis dał sobie czas, aby przetworzyć jego słowa w swojej głowie. Przez kilka następnych minut starał się uspokoić swój niespokojny oddech, pocierając ramiona dłońmi. Co dziwne, Harry wciąż tutaj był. Był tutaj przez cały ten czas, był wszędzie, gdzie był Louis i pojawiał się w najmniej spodziewanych momentach. A jednak właśnie dzisiaj pojawił się znikąd po kilku dniach nieobecności i prawdopodobnie uratował Louisowi życie. Uratował je już drugi raz.
Nagle sięgnął dłonią do lampki nocnej i zapalił ją. Następnie rozpiął swoją kurtkę, gdy zaczął odczuwać duszności i zawiesił ją na ramie swojego łóżka, pozostając w samym swetrze. Gdy spojrzał na Harry'ego z dołu, ten wpatrywał się w niego z lekko rozchylonymi ustami i zmarszczonymi brwiami.
- Dziękuję - Louis powiedział w końcu. Czuł, że powinien podziękować mu za to, że mimo wszystko pomógł mu, chociaż nie wiedział dlaczego. Chcąc zrównać się z nim twarzą, wstał. - Dziękuję - powtórzył, przełykając ciężko ślinę. - Ja tylko... Nie rozumiem. Mimo tego, co mówiłeś wcześniej, nie boję się ciebie. Nie wiedziałem, że kiedykolwiek to powiem, ale chyba trochę przywykłem.
- Do czego?
- Do ciebie.
Wraz z tymi słowami, Louis poczuł napływający do jego twarzy rumieniec. Zacisnął wargi, jakby chciał zatrzymać wszystkie emocje w sobie i nie pozwolić im się uzewnętrznić. Jednak jakaś dziwna siła nie pozwalała mu odwrócić spojrzenia od jego czarnych oczu, które go hipnotyzowały. Czerń stawała się coraz głębsza, pochłaniająca go całego, ale zanim całkowicie go wciągnęła, dziwne pragnienie zrodziło się wewnątrz niego. Było to tak nagłe i intensywne, że zaniemówił na długą chwilę.
- Ja... Nawet sam nie wiem dlaczego. To dziwne.
Chłód jego ciała był wszechogarniający, ale mimo to działał na niego jak magnes. Nie rozumiał tego, ale nie tylko on. Mierzyli się spojrzeniami kilka, długich sekund w kompletnej ciszy. Louis wziął głęboki oddech, a jego dłonie same powędrowały w górę, jednak nie opierał się im. Przywarły do policzków mężczyzny, które były prawie jak lód.
Właśnie w tej chwili Louis miał wrażenie, że czas jakby zwolnił, i że towarzyszyło mu silne pragnienie ust Harry'ego, których łaknął jak powietrza. Jako jedyne zaczęły nabierać intensywnej, czerwonej barwy, sprawiając wrażenie bardzo miękkich i pełniejszych. Wraz z tym spostrzeżeniem zaczerwienił się aż po uszy, ale wątpił, że nawet to mogło wstrzymać go przed tłumionym i nieodgadnionym pragnieniem.
Zbliżył swoją twarz ku twarzy Harry'ego i nim którykolwiek z nich mógł zareagować, musnął ustami te należące do mężczyzny. Były niesamowicie gorące i tak miękkie, na jakie wyglądały, więc zrobił to ponownie. Uczucie, jakie mu wtedy towarzyszyło, było nie do opisania. Jego serce biło niesamowicie szybko i był pewien, że zaraz wyskoczy z jego piersi, ale tym, co sprawiło, że rozgrzał się do czerwoności było ciepło, rozchodzące się pod jego palcami. Co więcej, poczuł jego przyspieszony oddech, a gdy z powrotem uchylił powieki... ujrzał jego intensywnie zielony oczy, wpatrzone w jego własne. Przesunął palcami po jego zaróżowionej skórze, ponieważ była tak przyjemna w dotyku, że nie potrafił się odsunąć.
Gorąco rozeszło się po całym jego ciele od czubków palców aż po szyję, gdy czas mijał, a oni trwali tak w bezruchu. Louis nie wiedział, czy minęły dopiero sekundy, czy długie minuty lub godziny. Czas zdawał się płynąć wolniej, niż zwykle, a przed nim stał mężczyzna w całej okazałości. Nie demon, który skrywał się w ciemności, nie tajemnicza istota, której się bał i dzięki której przestał czuć się bezpiecznie. Był całkowicie pewien, że całował człowieka z bijącym sercem pod lewą piersią i niesamowicie pięknymi oczami.
- Co ty robisz? - zapytał cicho, przerywając ciążącą między nimi ciszę. Jego jabłko Adama zadrżało, gdy przełykał ciężko ślinę, a to dało Louisowi potwierdzenie, że miał w sobie więcej ludzkich cech, niż się spodziewał.
- To za to, że mnie uratowałeś - wyszeptał Louis, gryząc swoją dolną wargę. Jego serce biło jak oszalałe, więc nie wątpił, że Harry je słyszał. - Dzisiaj i... wtedy, na dachu.
Zabrał dłonie z jego twarzy, gdy poczuł palące ciepło przy skórze na swojej klatce piersiowej. Sięgnął tam dłonią i zacisnął palce na naszyjniku. Zmienił swój kolor i teraz mienił się szkarłatem. Był również niesamowicie gorący. Louis spojrzał na niego, a później z powrotem przeniósł swój wzrok na Harry'ego, jakby doszukując się w nim odpowiedzi, jednak ten również zdawał się nie rozumieć. Dla obydwóch było to nieznane uczucie, którego nie potrafili okiełznać. Całe przerażenie, jakie Louis odczuwał jeszcze pół godziny wcześniej, teraz odeszło w niepamięć.
Louis bardzo dobrze wiedział, że za moment wszystko zniknie, dlatego chciał zrobić to ponownie. Chciał utrwalić sobie w głowie ten moment na dłużej, pragnął, aby nie znikał tak szybko, jak się pojawił. Zacisnął swoje powieki i bez namysłu uniósł podbródek, aby ponownie złączyć ich usta. Wraz z tym, kryształ w jego dłoni zaczął wrzeć i ranić jego palce, ale zamiast go puścić, ścisnął go jedynie mocniej, chociaż wiedział, że nie powinien. Wiedział również, że nie powinien go całować, ale robił to. Właśnie to robił.
Trwało to zaledwie kilka sekund, a już zabrakło mu w piersi tchu. Nieświadomie wstrzymywał powietrze i napinał swoje ciało, ale działało to niemal automatycznie. Odsunął głowę z szybkim oddechem w piersi i rozchylił swoje usta, mając nadzieję, że gdy otworzy oczy, nie ujrzy go. Był tego również pewien. Stał tak jeszcze jakiś czas, próbując uspokoić swój niespokojny oddech i myśli, plącząca się jedna o drugą w jego głowie.
Nie mylił się. Tak, jak podejrzewał, Harry'ego nie było już w pomieszczeniu - zniknął i pozostawił po sobie mgliste wspomnienie, które było jednak bardzo realne. A Louis nie zamierzał otwierać swoich oczu przez długi czas, chciał rozkoszować się tym uczuciem, jakie wypełniło jego ciało, a którego nie czuł bardzo dawno.
Od autora: Ej mensy przepraszam za jakiekolwiek podobieństwo do jakiejś innej książki/filmu/opowiadania, ja nigdy z czymś takim się nie spotkałam, wszystko jest moim wymysłem, dlatego z góry przepraszam x x
Nie mam pojęcia, czy jest sens kontynuować to opowiadanie, bo miałam pomysł, ale kompletnie nie umiem go przedstawić. Nie umiem opisywać scen walk albo jakichś takich fantastycznych scen, to jest takie straszne trudne. Nie zmuszam się do tego, ja chcę to napisać, ale to jest takie trudneeee... Najlepiej opisuje mi się sceny pocałunków, jakichś czułości, a o to tutaj trudno, bo to moje pierwsze takie opowiadanie całkowicie z głowy. Wszystko mam przemyślane, ale aby to ubrać w słowa i przedstawić Wam tak, jak to sobie wyobrażam... Cholerny wysiłek. Piszcie, co myślicie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top