Rozdział Jedenasty

Louis po raz kolejny westchnął rozdrażniony, gdy usłyszał prośbę o poukładanie towaru na półkach. Miał serdecznie dość swojej pracy i widoku Mary, który wywoływał u niego poczucie winy. Musiał żyć ze świadomością, że wiedział o wszystkim, choć wolałby nie i pogodzić się z tym, co miało nadejść. W dodatku nie mógł uwolnić się od myśli o Harrym, które dręczyły go od kiedy tylko się obudził, dlatego całą swoją zmianę chodził zamyślony, a przed oczami widniała scena pamiętnego pocałunku, który przyprawił go o szybsze bicie serca. Mógłby nawet przyznać, że był to najlepszy pocałunek w jego życiu.

W pewnym momencie niekontrolowanie uśmiechnął się i dotknął palcami swoich ust, na wyobrażenie uczucia warg Harry'ego ponownie. Był odwrócony tyłem do Mary, aby ta przypadkiem nie nakryła go na fantazjowaniu i udawał, że był wielce zajęty wypełnianiem arkuszy. A gdy tylko dziewczyna odeszła w głąb sklepu, aby sprawdzić, czy wewnątrz niego nie działo się nic niepokojącego, odrzucił wszystkie kartki na bok i pozwolił sobie na tak szeroki uśmiech, że rozbolały go policzki.

Właśnie wtedy też usłyszał dzwonek przy drzwiach, oznajmiający przybycie nowego klienta, więc niechętnie odwrócił się, aby rzucić na niego okiem. Podniósł swój wzrok na przybyłego klienta, który znalazł się przy ladzie, a jego widok sprawił, że wszystkie kolory odpłynęły Louisowi z twarzy.

- Co ty tu robisz? Wynoś się! - krzyknął szeptem, strwożony tym, że ktoś mógłby go zobaczyć. Harry jednak nic nie robił sobie z jego kazań i stał tak dalej, przyglądając się mu uważnie. Palce miał ułożone płasko na ladzie, a splątane na wszystkie włosy strony opadały na jego czoło.

- Nie mogę wejść do sklepu?

- Jakoś wątpię, że jesteś zainteresowany kupnem płyty Rolling Stonesów. - zakpił, kręcąc swoją głową. Rzucił krótkie spojrzenie Mary, która stała między regałami i rozmawiała z którymś z klientów, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi, po czym znów powrócił nim do Harry'ego. - Chyba, że bardzo chcesz.

Aby nie wzbudzać podejrzeń innych klientów ani kamer monitoringowych, wcisnął Harry'emu w dłoń pudełko z płytą z wystawy, a następnie wyjął swoją kartę z kieszeni, aby zapłacić nią za zakup.

- Co mam z tym zrobić? - zapytał zmieszany mężczyzna, oglądając pudełko ze wszystkich stron.

- Zapłaciłem za to, potraktuj to jako mój prezent od ciebie. Ale teraz mi to oddaj, jest moja.

Zabrał mu płytę z rąk, zanim ten miał w ogóle okazję ją otworzyć.

- Schowam ją do kurtki, nie wiadomo gdzie ją zapodziejesz. Jestem za biedny na wyrzucanie pieniędzy w błoto.

Zniknął zza lady i podążył na zaplecze, aby schować płytę do swojej kurtki tak, jak zapewniał. Podczas tej krótkiej wędrówki pozwolił sobie na szybkie przeanalizowanie sytuacji, i w zgodzie z samym sobą w końcu przyznał, że Harry wydawał mu się naprawdę atrakcyjny. Była to spontaniczna myśl, która po prostu wpadła mu do głowy.  Podobał mu się sposób, w jaki jego usta poruszały się, gdy mówił; podobał mu się ich kolor i kształt, a jeszcze bardziej podobało mu się to, jak smakowały i jak bardzo miękkie oraz jedwabiste były. Prócz tego podobał mu się kolor jego oczu, które błyszczały jak dwa szmaragdy, gdy tylko na niego spoglądał. Głęboka otchłań była ucieleśnieniem jego wszystkich, ukrytych pragnień.

Kiedy był już gotów, aby wrócić do miejsca swojej pracy, które znajdowało się za ladą, natknął się na Harry'ego, który niepostrzeżenie wszedł za nim i oglądał właśnie każdy kąt pomieszczenia, wyraźnie zainteresowany. Na ten widok Louis westchnął głęboko i potarł dłonią swoje czoło.

- Nie dotykaj tu niczego, dopiero co sprzątałem...

- Nie było cię nigdzie, więc pomyślałem, że jesteś w pracy.

- O to chodzi, że zawsze jestem w pracy. Zawsze jestem w pracy, Harry, i mam już tego serdecznie dość. - westchnął zrezygnowany. - Lepiej idź stąd, zanim ktokolwiek cię zobaczy. Nie pracuję tu sam, pracuję razem z Mary.

Na dźwięk jej imienia, Harry spiął się. W ułamku sekundy spojrzał na niego spojrzeniem tak ostrym, jak sztylet, czego Louis niemalże doświadczył, a za chwilę zbliżył się do niego.

- Mary?

- Tak, Mary - odparł już mniej pewnie Louis. - Coś nie tak?

- Do niej też się nie zbliżaj, Louis. Tak samo jak do Zacka. Nie zbliżaj, rozumiesz? - zapytał, patrząc mu głęboko w oczy. Prawie zdołał go onieśmielić, ale Louis mimo to nie odwrócił spojrzenia.

- Nie mogę, pracuję z nią - ściszył swój głos, aby był osiągalny tylko dla uszu mężczyzny. - Mamy dobre relacje, tak nagle mam je zerwać?

- Boję się, że coś ci się stanie. To dziwne, bo ja... boję się, Louis.

Louis z początku nie rozumiał. Zmarszczył swoje brwi, doszukując się odpowiedzi w jego oczach, ale gdy te słowa odbijały się niczym echo w jego głowie przez dłuższy czas, w końcu zrozumiał. Zrozumiał, że Harry czuł, i że było to dla niego czymś innym. Czymś nowym. Odczuwał tak silne emocje jak strach, coś najbardziej ludzkiego.

Harry po raz pierwszy się bał. Harry bał się o Louisa. 

- Ja tak nie potrafię. Nie obiecam ci tego, że będę się trzymał z daleka od niej. Nie mogę. - powiedział drżącym głosem, zaciskając swoje powieki. - Była moją dziewczyną przez pewien czas i nie zapomnę o niej tak po prostu, zwłaszcza gdy umawia się z kimś, kto chce ją zabić. Nie mogę, Harry, przykro mi.

Nie widział twarzy Harry'ego, gdy mówił, ale miał nadzieję, że nie wzbudzi w nim gniewu. Wsparł się plecami o jeden z regałów, mając nadzieję poukładać swoje myśli w tak krótkim dla siebie czasie ze świadomością, że nikt nie stał za ladą i nie mógł obsłużyć klientów. Chciał wrócić do pracy i pozwolić, aby sprawiła, że choć na moment zapomni o tym, co go dręczy, ale wtem poczuł duże dłonie na swoich policzkach, które wypełniały je jak części układanki, a po chwili jego twarz owiał gorący oddech. Zadrżał, ale nie otworzył swoich oczu, nie zaprotestował, nie odsunął się - stał tak dalej i czekał, ponieważ już sam dotyk dostarczył mu tyle doznań, że pragnął więcej.

Niemal wydał z siebie jęk rozkoszy, gdy w końcu o jego usta otarły się inne, znajome, słodkie, które był prawie jak marzenie. Dłońmi powędrował do jego szyi, gdzie zacisnął palce na gorącej skórze, a kiedy przysunął go do siebie bliżej, dopiero wtedy Harry wpił się w jego usta z taką siłą, że Louis gwałtownie wpadł na regał za swoimi plecami, sprawiając, że ten zachwiał się i o mało nie wywrócił wszystkich rzeczy, jakie się na nim znajdowały.

Jego usta były sponiewierane przez subtelne, ale namiętne muśnięcia warg, które nie dawały mu nawet chwili wytchnienia. Harry całował go coraz namiętniej, przekraczając wszelkie bariery, dopóki Louisowi nie zabrakło tchu. A kiedy ten zaczął tracić powietrze w płucach, mimo tego, że ust Harry'ego łaknął bardziej, niż powietrza, potrzebować nabrać głębokiego oddechu, ale nie potrafił tego przerwać. Był tym zamroczony i oszołomiony, i gdyby tylko mógł, nigdy by nie przestawał.

Otworzył szeroko swoje oczy, gdy tylko usłyszał huk. Resztkami sił, jakie w sobie zebrał, odepchnął ciało Harry'ego, który ustąpił, po czym spojrzał w stronę drzwi. Stała w nim Mary z szeroko otwartymi ustami i wypiekami na policzkach, wyglądając, jakby właśnie zobaczyła ducha. U jej stóp leżał stos książek, który przed paroma chwilami znajdowały się w jej dłoniach.

- J-Ja... Ja... Przepraszam, ja... Nie wiedziałam... Nieważne. - wykrztusiła obserwując tę dwójkę z nieukrywanym szokiem. Szok dopiero po chwili pozwolił jej wykonać kilka kroków w tył, tym samym wycofując się z pomieszczenia. - Później...

Tak, później.

Louis wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed paroma chwilami stała Mary i otarł swoje nabrzmiałe usta wierzchem dłoni. Jego pierś falowała szybko z powodu nierównomiernego oddechu, ale było to teraz jego najmniejszym zmartwieniem.

Mary właśnie nakryła go z Harrym, gdy się całowali. Była świadkiem czegoś, czego nigdy nie powinna była zobaczyć.

- Boże... Boże, Boże... - wymamrotał, gdy z każdą chwilą docierało to do niego coraz bardziej. Zakrył twarz dłońmi, czerwony ze wstydu. - Ona to zobaczyła... Ona ciebie zobaczyła. Tak, jak Alison.

- Zajmę się tym - odezwał się cicho Harry, zwilżając językiem swoje przekrwione usta. Zrobił kilka kroków w tył, nie spuszczając z niego wzroku. - Wracaj do pracy, ja... Ja zajmę się tym, Louis.

- Zajmiesz się - szepnął Louis słabym głosem, po czym odwrócił głowę w bok. - Dobrze. Idź stąd najlepiej.

Harry tak, jak obiecywał, po chwili zniknął w drzwiach, zostawiając Louisa samego w pomieszczeniu. Zaraz po jego wyjściu, Louis potrząsnął swoją głową, jakby właśnie starał się zrozumieć, co się właśnie stało, bo nic nie potrafiło do niego dotrzeć. Jeszcze nie teraz. Wszystko działo się zbyt szybko i pochopnie, niespodziewanie, coraz bardziej szalenie plącząc jego myśli i uczucia wobec Harry'ego. Miał wrażenie, że robił on wszystko, aby go do siebie zniechęcić, a jednocześnie rozpalić w nim żarzące się z siłą tysiąca piekeł uczucie.

Przywrócił swój stan do normalności zaledwie kilka minut potem, kiedy jego dłonie przestały drżeć, a umysł zaprzątało tylko kilka, niespokojnych myśli, które jednak były w stanie dać mu spokojnie pracować. Niepewnie wrócił na swoje stanowisko, nie pamiętając, że miał iść na swoją przerwę po to, aby zjeść kanapkę, której w rezultacie nawet nie zaczął. W zamian będzie musiał wytrzymać do końca swojej zmiany, a gdy wróci do mieszkania, zje długo wyczekiwaną kolację.

Posyłał ukradkowe spojrzenia Mary, która z założonymi rękoma na piersi przechadzała się między regałami z płytami i książkami, ale ani razu nie zaszczyciła swoim spojrzeniem Louisa. Wydawała się pamiętać o całym zdarzeniu, ale Louis wiedział, że Harry musiał wymazać jej pamięć chociaż w połowie. Mogła nie pamiętać jego twarzy lub mieć przed oczami całkowicie mgliste, niewyraźne wspomnienie, ale czuł, że wiedziała. I właśnie przez to Louis czuł się niesamowicie niezręcznie do wczesnego wieczora, kiedy to opuszczał lokal, żegnając się z dziewczyną jedynie cichym słowem.

Gdy tylko opuścił budynek, ujrzał Harry'ego, czekającego przed sklepem i wpatrującego się w jego osobę. W momencie, w którym Louis stał się osiągalny dla jego wzroku, rozchylił swoje usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Louis wykorzystał okazję i zbiegł po schodach, nie chcąc dłużej godzić się na to, aby mężczyzna miał tak duży wpływ na jego życie. Już sama jego obecność była przytłaczająca i onieśmielająca, ale tym razem przeciwstawił się temu, choć było to niesamowicie trudne.

Minął go bez słowa, zaciskając swoje usta i błagał, aby Mary nie odprowadzała go właśnie wzorkiem. Nie rozmawiali za wiele odkąd stała się świadkiem sceny na zapleczu, ale i ona i Louis byli mocno skrępowani tą sytuacją. Niczemu nie sprzyjał fakt, że Mary mogła opowiedzieć wszystko Zackowi, który był nie tylko wrogiem Harry'ego, był również jego wrogiem.

Zanim skręcił w jedną z ulic, obejrzał się jeszcze przez ramię, aby zobaczyć, czy Harry jeszcze tam stał, ale po nim nie został nawet ślad. Kontynuował zatem swoją wędrówkę, nie zastanawiając się dłużej, czy powinien odczuwać niepokój, który właśnie w tym momencie czuł. Starał się go wyzbyć, rozmyślając o tym, jak obiecał swoim siostrom, że spędzi z nimi przyszły weekend. Był tym wręcz przerażony, ale chciał pokazać swoim rodzicom, że był odpowiedzialnym i dojrzałym facetem, a w dodatku wciąż troskliwym i kochającym bratem. Był zmuszony przetrwać kilkugodzinne męczarnie w kinie, a później na kręglach i w aucie, które pożyczy od ojca, słuchając irytujących głosów swoich młodszych sióstr, ale może chociaż to na moment zapewni mu odskocznię od szalonego tempa, jakim w ostatnich tygodniach toczyło się jego życie.

Dotarł do swojego mieszkania, w którym miał cichą nadzieję zastać kogoś lub coś, ale poczuł zawód, gdy okazało się być odwrotnie. To nie była przecież jego wina, skoro nie miał możliwości, aby zgadzać się bądź nie na obecność Harry'ego którą ten zdarzał się zaszczycać Louisa, a został niemal od razu postawiony przed faktem dokonanym. W ten właśnie sposób przywykł do jego obecności, przywiązał się, a przywiązanie było początkiem bardzo silnej więzi, którą wiedział, że z czasem coraz trudniej byłoby przerwać. Teraz jednak nie myślał o jej przerwaniu, nigdy wcześniej nie przeszło mu to nawet przez myśl, odkąd tylko dostrzegł choć małą cząstkę człowieka w Harrym.

Nie mając nic ciekawszego do zrobienia, Louis tak, jak zwykle wziął wieczorny prysznic, ubrał swoją ciepłą piżamę i udał się do kuchni, gdzie przygotował sobie na kolację tosty i mleko z miodem. Był przytłoczony ciszą, która atakowała go ze wszystkich stron. Miał przyjaciół i rodzinę, która wspierała go w ważnych dla niego momentach, ale co mu po tym, skoro tak naprawdę czuł się bardzo samotny. Mógł rozmawiać jedynie sam ze sobą, ponieważ nie było nikogo, kto mógłby chcieć dzielić z nim życie.

Z jeszcze większym zawodem i uczuciem pustki, ułożył się w łóżku, przykrywając pierzyną pod samą szyję. Przekręcił się na bok i zwinął w embrion, pragnąc przeleżeć tak całą jesień i całą zimę, dopóki nie zmaleją mrozy, śnieg nie stopnieje, a na niebie nie pojawi się słońce, rozproszone po całym mieście. Tylko to było w stanie poprawić jego samopoczucie na obecną chwilę.

Gdy udało mu się przymknąć powieki, po chwili znowu je otworzył. Z rosnącą nadzieją i kołaczącym w piersi sercem, obejrzał się przez ramię, ponieważ tak dobrze znane mu już uczucie drugiej osoby obok sprawiło, że jego tętno przyspieszyło. Cała złość, jaką wobec niego czuł jeszcze godzinę temu jakby gdzieś wyparowała, bo liczyło się tylko to, że tutaj był.

- Harry? - wyszeptał, w ciemności wpatrując się w jego bladą twarz.

Całą siłą woli powstrzymał się, aby nie okazał mu swojego zadowolenia, jakie wywołała jego obecność, po czym przekręcił się na plecy.

Harry leżał nieco spięty na materacu obok, z policzkiem opartym na dłoni i jak dotąd bez żadnego słowa, nawet bez jakiegokolwiek, najcichszego dźwięku patrzył na Louisa, jakby próbował odczytać jego myśli.

- Cóż, to zły sposób komunikacji. Nie możesz znikać tak nagle, gdy jestem na ciebie zły. - dodał, lustrując uważnie wzorkiem jego twarz. - Dziwnie widzieć cię w innej pozycji z niż gdy stoisz.

- Nigdy nie rozumiałem, jak możesz tak leżeć - odezwał się w końcu Harry, dłonią podpierając się o materac.

- I jak? Zrozumiałeś w końcu?

Louis pozwolił sobie na mały uśmiech, gryząc wnętrze swojego policzka, a jego wzrok nieświadomie przesunął się po ciele Harry'ego. Nie mógł dostrzec szczegółów w ciemności, ale za to bardzo wyraźnie widział jego błyszczące, zielone oczy, wpatrzone w jego własne.

- Nie do końca. Jeszcze to odkrywam. - odparł z lekko zmarszczonymi brwiami.

- Dlaczego dzisiaj przyszedłeś do mojej pracy?

- Chyba chciałem po prostu cię zobaczyć.

Louis zaniemówił na krótką chwilę, podczas której serce tłukło się w jego piersi coraz szybciej i coraz mocniej, a motyle w jego brzuchu niespokojnie dawały o sobie znać.

- Dlaczego mnie pocałowałeś?

- Bo chciałem go zrobić.

- Nie możesz robić wszystkiego, na co masz ochotę - jego głos niebezpiecznie zadrżał, ale mimo powagi, którą starał się zachować, podczas wypowiadania tych słów, całkowicie się z nimi nie zgadzał. - W środowisku mało kto akceptuje, kiedy mężczyzna całuje mężczyznę.

Tak naprawdę, jeśli tylko Harry tego chciał, mógł całować go o jakiejkolwiek porze i gdziekolwiek, a Louis nie miałby nic przeciwko, ponieważ kochał smak jego ust.

- Wiem, że nie mogę, ale wiem, że ty też tego chcesz. Daj spokój. - jeden kącik jego ust uniósł się ku górze, i właśnie w tym momencie Louis uniósł się na łokciach z szeroko otwartymi oczami.

Czy Harry się właśnie uśmiechnął?

- Twoje oczy mi coś przypominają... - dodał nieco ciszej, wciąż tak na niego patrząc, a jego wzrok przeszywał Louisa, niemalże go nim rozbierając. Zdawał się odczytywać jego myśli, czyniąc Louisa kompletnie przed nim obnażonym.

Ten wpatrywał się w niego z zaróżowionymi policzkami, ale ani myślał mu przerywać. Wciąż pozostawał w tej samej pozycji, jakby nie mógł wyjść z zadumy.

- Co takiego? - zapytał ledwie słyszalnie.

- Szafiry. Chyba tak.

- Szafiry? 

- Tak. Te wszystkie kamienie, kryształy. Niektóre przynoszą szczęście. Inne są kawałkiem kogoś, mając go, trzymasz przy sobie cząstkę kogoś. Niektóre chronią. One zawierają w sobie mnóstwo mocy, mnóstwo energii i dobrej aury. Tyle dobra. Jak tutaj. - palcem wskazał na kryształ przy jego lewej piersi, więc Louis odruchowo złapał go między swoje palce, ssąc dolną wargę w zębach.

- Ten krzystał?

- Nie, twoje serce.

- Aha - to jedyne, co udało mu się powiedzieć, jakby tylko tyle miał do powiedzenia, zdając się nie rozumieć głębi jego słów. Rzeczywistość jednak była inna, po prostu uczuć nie dało się w tak pozornie prosty sposób wyrazić. Miał z tym trudność, będąc przepełniony podziwem i zauroczeniem, nieważne, jakie wrażenie teraz sprawiał, i jak mógł odbierać jego postawę Harry. Był naprawdę, prawdziwie zauroczony.

Palce jego dłoni drgnęły, jakby same lgnęły do bladej, ziemistej cery, która bezlitośnie kusiła go swoim blaskiem. Uniósł swoją dłoń i położył ją na policzku Harry'ego, z kciukiem ulokowanym tuż przy dolnych rzęsach. Trwali tak chwili w ciszy, dopóki Louis nie poczuł rumieńców, jakie właśnie rozchodziły się po twarzy Harry'ego.

- Wiesz... Ja też mogę wiedzieć, kiedy o mnie myślisz. Na przykład... kiedy serce ci szybciej bije - wraz z wypowiedzeniem tych słów, drugą dłonią dotknął jego lewej piersi, aby sprawdzić, czy jego serce faktycznie pracowało, jak należy. Było tam i biło niesamowicie szybko. - Lub kiedy twoja skóra staje się gorąca, szczególnie na twarzy. Wiem, że w tym momencie właśnie to robisz, ale wcale nie w złym sensie.

- Tak właśnie myślisz?

- Tak - rzekł z pewnością w głosie. Wpatrywali się w swoje oczy tak długo, dopóki Louisowi nie wpadła do głowy pewna myśl. - Harry, muszę ci zadać pytanie. Chociaż tak właściwie to nie jest pytanie.

- Ostatnio masz ich całkiem sporo.

- Na moim miejscu byś ich nie miał? - powiedział z małym humorem w głosie, ale bardzo szybko spoważniał. Zabrał swoją dłoń z jego twarzy i podparł się łokciami o materac. Jego ciało stało się nagle bardzo spięte i obawiał się, że Harry również to zauważył. - Po prostu... Wciąż pewnych rzeczy nie rozumiem. Oczekuję, że pozwolisz mi je zrozumieć, ponieważ w dziwny sposób my... no wiesz.


- O co chodzi?

Nadeszła ta chwila, w której miał być z nim całkowicie szczery. Wstrzymał powietrze w płucach i spojrzał mu głęboko w oczy, zanim wyszeptał:

- Alison, ja... ja jej wszystko powiedziałem.

Nie spodziewał się spokojnej reakcji z jego strony, ale również nie spodziewał się, że zareaguje tak agresywnie. Jego oczy pociemniały, a kiedy pochylił się do Louisa, ten zadrżał wystraszony, chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu.

- Co ty zrobiłeś?

W tym momencie wszystko zniszczył.

- Powiedziałem jej, bo jest moją przyjaciółką - wykrztusił, wciskając całe swoje ciało w materac. - Powiedziałem jej o tobie. Przepraszam...

Harry dyszał coraz ciężej nad jego ciałem, zaciskając dłonie w pięści po obu stronach jego głowy. Z minuty na minutę po zielonych jak szmaragdy tęczówkach, różowych ustach i aksamitnej skórze nie było śladu - na ich miejsce powróciły czarne jak smoła oczy, pergaminowa cera, sine usta i chłód, bijący od jego ciała. W momencie, w którym Louis zechciał błagać, aby się uspokoił, Harry otworzył szeroko swoje usta, spomiędzy których wydobył się przeraźliwy, oszałamiający wrzask, który był nie do zniesienia.

Louis ze łzami w oczach zakrył uszy dłońmi, aby choć trochę zmniejszyć ból, jaki wtedy mu towarzyszył - ciężki, mający wrażenie trwać wieczność.

- Harry! Harry, błagam, uspokój się! - prawie załkał, nie potrafiąc zamknąć swoich powiek, dzięki czemu był świadkiem koszmaru, który dział się właśnie na jego oczach.

Usta Harry'ego były szeroko otwarte, zęby miał ostre jak kły, po jego policzkach ciekła nieokreślona, smolista maź, a kilkucentymetrowy język, zawijał się na końcu jak u poczwarki i chybotał się na wszystkie strony. Przypominał demona, który gotów był wyssać z niego duszę bez zawahania, więc przez ten krótki moment Louis był pewien, że to były właśnie ostatnie sekundy jego życia. Gorące łzy spływały po jego rozpalonych policzkach, a spomiędzy ust uciekał niespokojny, płytki oddech.

- P-Przepraszam - udało mu się powiedzieć przez ściśnięte gardło, chociaż wiedział, że nie powinien więcej się odzywać, bo mógł tylko pogorszyć swoją sytuację. Nigdy, w najśmielszych snach nie spodziewał się, że będzie świadkiem furii, jaka teraz władała mężczyzną. Był przerażony.

Jednak z każdą sekundą, która mijała, Harry nie wyrządził mu najmniejszej krzywdy. Zaciskał swoje paznokcie na pościeli, rozwścieczony się w niego wpatrując, ale jego twarz bardzo powoli wracała do poprzedniej postaci. Usta z powrotem stały się krwiste i ludzkie, a oczy przysłoniła mgła. Przestał już tak dyszeć, jakby miał za moment stracić nad sobą całkowitą kontrolę, i zamiast tego sprawiał wrażenie, jakby całkowicie ją odzyskał, jakby zdał sobie sprawę, gdzie był i co właśnie się wydarzyło.

Następnie jego wzrok zatrzymał się na łzach Louisa, które ten przełykał bezgłośnie, nie wykonując przy tym najmniejszego ruchu. Louis dopiero wtedy uświadomił sobie, że drżał, a dłoni, które zaciskał w pięści, nie potrafił rozluźnić. Jakby zatrzasnęły się i miały pozostać w tej pozycji już na zawsze. Zanim mógł się uspokoić i porozmawiać z nim, wytłumaczyć wszystko, Harry zacisnął usta w wąską linię, niebezpiecznie zbliżając swoją twarz ku tej Louisa, ale jego zamiary były zupełnie inne, niż mogłoby się wydawać.

Louis miał wrażenie, jakby przeniknął do jego ciała, a później nastąpiła jedynie ciemność.



Od autora: Hej kochani po ponad trzech miesiącach. Po pierwsze przepraszam, że zniknęłam i tak bez uprzedzenia zawiesiłam swoją działalność, ale musiałam uporać się z kilkoma rzeczami i uporządkować pewne sprawy. Przyznam, że miałam też dużą blokadę, a ten rozdział pochodzi jeszcze z okresu, gdy już się pojawiła - napisałam go na początku sierpnia i nie byłam z niego ani trochę zadowolona, dlatego zwlekałam z dodaniem go, bo jednocześnie​ wiedziałam, że inaczej tego nie napiszę, bo nie umiem. Na szczęście przez te kilka miesięcy pisałam i kolejne rozdziały są już napisane bez żadnego problemu, więc myślę, że teraz dodawanie będzie szło mi już gładko :) Mam nadzieję, że wciąż jest tu choć garstka Was, która to czyta.

Nie poprawiałam więc tego rozdziału, bo niestety do pisania został mi jedynie telefon, na którym pisze mi się naprawdę ciężko, ale mimo wszystko jakoś daje radę. Przepraszam za wszelkie błędy.

chojrak

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top