Epilogue
Jedna osoba. Tak wiele? Tak mało? Jeśli kiedykolwiek myśleliście, że nie jesteście ważni dla nikogo to byliście w cholernym błędzie. Być może nie znać jeszcze osoby, dla której jesteście całym światem i która tym samym jest dla was? To właśnie przeżyła Annabeth Chase.
Poznała chłopaka, którego znienawidziła od pierwszego wejrzenia, potem, sama nie wie jak, ale zakochała się w nim, straciła go, a teraz, gdy już go odzyskała i mogła swobodnie leżeć z nim na plaży, pozwalając by promienie księżyca ślizgały się po ich ciałach. Annabeth wiedziała, że nigdy przedtem nie była tak szczęśliwa, leżała więc wtulona w pierś swojego chłopaka i obiecywała sobie, że już nigdy nie pozwoli mu odejść.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś - szepnęła i pocałowała go w szyję.
Percy przyciągnął ją do siebie i zaśmiał się.
- Ja też nie wierzę. Z piekła dostałem się prosto do nieba. Czy to możliwe?
Annabeth uniosła się i usiadła na nim okrakiem. Wpatrzyła się w jego oczy, tak spokojne, zupełnie jakby to co przeżył było tylko jedną z wielu przygód. On przeszedł przez Hades, a zachowywał się całkowicie normalnie, swobodnie! Jak można być tak wyluzowanym?
- Jak Ty to robisz? - zapytała - Odchodziłam tutaj od zmysłów, poddawałam się starożytnym rytuałom, nie mogłam spać, a ty sobie spokojnie siedzisz i wyglądasz świetnie. Kurwa, Jackson, czy ty jesteś wyluzowany czy nieczuły? Przez to pół roku zaczęłam wyglądać jak zombie...
Przerwał jej pocałunek, nagły i spokojny. Z miłością oddała go i wplątała palce we włosy chłopaka. Uwielbiała to robić. Jego włosy były cudownie miękkie. Oderwała się od niego by zaczerpnąć powietrza,a Percy puścił do niej oko.
- Jesteś najseksowniejszym zombie jakie kiedykolwiek widziałem, Chase.
Blondynka trzepnęła go w ramię.
- Jak tam było?
- W piekle? - oczy Percy'ego zwęziły się - Normalnie. Ciemno, tęskniłem za słońcem. Nie potrafiłem liczyć czasu, bo tam czas nie istnieje.
- Współczuję - Annabeth położyła mu dłoń na policzku - Przejść przez to wszystko sam.
Percy wstał i spojrzał w ciemne, nocne niebo. Przeczesał palcami swoje włosy i wciągnął morskie powietrze. Annabeth nie chciała mu przerywać, ewidentnie nad czymś myślał.
- Nie byłem sam - mruknął wreszcie - Przeszedłem przez to, ale nie sam.
Blondynka wstała i podeszła do niego. Wzięła go za rękę, chciała by czuł, że jest blisko, że może na nią liczyć.
- W takim razie z kim?
Spojrzał jej w oczy, ale nie odpowiedział od razu. Przez jego twarz przeszedł cień zawahania. To był ułamek sekundy, ale Annabeth wiedziała, że zastanawia się czy coś powiedzieć.
- Z wami wszystkimi - uśmiechnął się.
Wiedziała, że nie mówi prawdy, że coś ukrywa. Percy Jackson nigdy się nie wahał. Zabijał, mordował, ale nigdy się nie wahał. Zawsze był pewny.
- Percy...
- Csii - pocałował ją - Nie wracajmy do tego co było. Jestem tutaj. Z Tobą. I już nigdy Cię nie zostawię, obiecuję.
Pocałował ją i poczuła, że nogi się pod nią uginają. Całe szczęście, bo Percy jakby to przewidział i podniósł ją, przypierając do drzewa. Zaczął całować jej szyję, dekolt, a Annabeth uśmiechała się jak głupia idiotka i trzymała jego głowę, Co ten chłopak z nią robi?
- Nie powinniśmy iść do domku, ogierze?
- Możemy - mruknął, zatrzymując się na jej piersiach - Możemy to zrobić gdzie chcesz, jeśli o mnie chodzi nie jestem szczególnie wybredny, mała.
Annabeth zaśmiała się perliście i wpiła się w jego usta oplatając jego szyję.
- Wybieram łóżko.
Percy bez słowa podniósł ją i skierował się w stronę obozu. Blondynka nie myślała o niczym, racjonalne myślenie zostało zastąpione, przez instynkt, o który siebie nie podejrzewała. Jedynie w uszach pobrzmiewała jej obietnica, którą chciałaby usłyszeć każda dziewczyna.
Już nigdy Cię nie zostawię, obiecuję.
Coś się kończy... O to epilog, a w najbliższym czasie pojawi się również notka, która podsumuje to wszystko, co wydarzył się przez te dwa lata pisania. Dziękuję wszystkim tym, którzy dotrwali do tego momentu, będziecie mieli swoje miejsce w moim sercu! 💙💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top