5. Trening

Obudziłam się wczesnym rankiem. Promienie słoneczne wpadające przez dosyć sporawe podłużne okienko nie aż tak pod sufitem oświetlało cały pokój. Naraz podniosłam się z wygodnego łóżka przegarniając palcami roztrzepane z lekka włosy. Ciężko było mi je rozczesać. Były tak splątane że musiałabym bawić się w rozdzielanie na promyki. Stwierdziłam że zrobię to później. Teraz usiadłam tak by móc patrzeć przez te okienko na wschód słońca. Nie wiem czemu, ale w tym "nowym ciele" wschód podobał mi się o wiele bardziej niż wcześniej. Uśmiechnęłam się, czułam jak poranne promyki grzeją mnie w twarz i ramiona. Było przyjemnie i miło. W końcu gdzieś niedaleko tego laboratorium zauważyłam chodzących już profesorków. Czy oni w ogóle śpią? Nie wiem. Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi.

-Nie przeszkadzam? -odezwał się głos Triona.

-Nie. Niedawno wstałam. Co kombinujecie tam na zewnątrz? -Odwróciłam się w stronę chłopaka.

-Przygotowujemy się na wszelaki sposób na twój trening. Jesteśmy ciekawi co potrafisz i czego możemy pomóc ci się nauczyć. Właśnie Drake przysłał mnie po ciebie. Kazał poinformować ze wszystko jest już prawie gotowe tylko brakuje ciebie tam. A no i chodź na śniadanie. Jeśli jesteś głodna..

-Brzmi ciekawie, i skuszę się na coś. Czuje się jakbym nie jadła od kilku dni. - Po chwili zsunęłam się z łóżka i stanęłam na równe nogi. Albo mi się wydawało, albo serio byłam wyższa od niego, jak i od pozostałych ludzi. -Prowadź.

-Ok, proszę za mną- Szatyn uśmiechnął się i poprowadził mnie na stołówkę, gdzie panie gotujący czy wydający im jedzenie już przyszykowały mi specjalny "zestaw startowy". Mega żarcia, ale jakiego dobrego. Chyba w życiu się tak nie najadłam jak dziś. Po skończonym śniadaniu Trion zaprowadził mnie na zewnątrz. Była to nie za duża polana w lesie oddalona od laboratorium o dobrych kilkadziesiąt kratek. W każdym razie bezpiecznie i pewne że nie ucierpi labo podczas mojego treningu. A przypominam ze sama nie wiem co potrafię. W końcu stanęłam z chłopakiem pośrodku prawdziwego pola do treningu. Chłopacy z labo postarali się by jak najlepiej odzwierciedlić typowe miejsce na tę czynność. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie byli rozstawione manekiny, w odpowiednich odstępach by móc miedzy nimi poruszać się i wykonywać pewne manewry. Była też wkopana w ziemię budka dla ludzi by mogli obserwować i nie ucierpieć w razie gdyby coś poszło nie tak.

-Ah nareszcie jesteś Veii... I jak się spało? -odezwał się Drake szedł akurat z tego ala bunkra.

-Mmmm... Miło. Dzięki ze pytasz. To wszystko dla mnie?

-Tak, dla ciebie i szkolenia twoich umiejętności. Chcesz go przetestować?

-Chętnie, tylko nie wiem jak się za to zabrać... -Głęboko westchnęłam z niezadowoleniem samej siebie. Miałam jakieś moce, to na bank, ale jak je użyć? Albo wywołać? Nie mam bladego pojęcia.

-Hmm.. a może spróbuj się skupić na czymś i wyceluj. Może coś się zadzieje? W sumie sam nie wiem zbytnio jak sie za to zabrać. Ale wiem że nauczymy cię posługiwać się mieczem.

-Mieczem? -Powtórzyłam lekko zaskoczona. Nigdy nie miałam do czynienia z mieczem, a zawsze z tego co jeszcze pamiętam zawsze chciałam. Nie mogłam się doczekać. W sumie to chciałam od razu zacząć uczyć się walki mieczem.

I tak, przystąpiliśmy do pierwszego dnia treningu. Zaczęliśmy od teorii, jak trzymać miecz, jak się nim posługiwać i jakie ciosy nim zadawać. Po godzinnej teorii Mike, przydupas Drake'a, przyniósł dwa drewniane miecze. Tyle wystarczy by nauczyć się trzymać i poznać podstawowe techniki walczenia nim. Wzięłam go do ręki i zaczęłam się troszkę nim bawić, by przyzwyczaić rękę do nowej broni. Mimo iż był on drewniany, miał skubany swoją wagę. Był on dosyć ciężki jak na drewno. Spodziewałam się ze będzie lżejszy. No ale cóż. Machałam nim na prawo i lewo, wywijałam nim kółka i ósemki, kręciłam się z nim, tykałam nim wszystkie manekiny przy tym uśmiechając się jak głupi do sera. Nie wiem czemu ale tykanie manekinów sprawiało mi dziwną radość. Zupełnie jakbym była dzieckiem i szturchała patykiem krowy. Niestety długo się nie nabawiłam tym. Trion przyprowadził pewnego mężczyznę z wioski niedaleko laboratorium. Wtajemniczył go we wszystko więc ten zgodził się przyjść i nauczyć mnie sztuk walki.

Podszedł do mnie, przedstawiliśmy się sobie po czym mężczyzna założył na głowę skórzany hełm i wziął do ręki drewniany miecz. Przedstawił mi kilka ruchów, wyjaśnił jak mają one wyglądać i jak moje ciało ma przy tym pracować by wszystko było idealnie. Doktorzy z laboratorium usiedli niedaleko by mam nie przeszkadzać. Obserwowali nas z bezpiecznej odległości. W końcu przyszedł czas na pierwsze ruchy. Muszę przyznać, facet miał dobrze wygadane. Stosując się do jego wyjaśnień i uwag szybko załapałam pierwsze ruchy i kroki. Niestety jak to bywa na treningu, rozbroił mnie. Uśmiechnął się po tym i podał mi miecz.

-Było bardzo dobrze. Szybko pojmujesz wiedzę, ale pamiętaj, musisz trzymać miecz mocno, a za razem elastycznie by móc wykonywać nim ruchy i nie dać przeciwnikowi go sobie wyrwać.-Odezwał się mężczyzna. W sumie ubrany był w niebieską koszulkę i granatowe spodnie które kolorem wpadały w fiolet. A no i brązowe włosy.

-Jasne -Odpowiedziałam mu i chwyciłam za miecz. Kolejna "potyczka". I wyszła znacznie lepiej niż poprzednia. Facet był zdumiony moim talentem. Przyznam się ze ja sama sobie też się zdumiałam, nie sądziłam że tak szybko to pojmę i się nauczę. W sumie nie znam swojego nowego ciała i dopiero teraz je poznaję. W końcu trening dobiegł końca. Podziękowałam za pierwszy dzień lekcji Mężczyźnie, a potem z pozostałymi ludźmi wróciłam do laboratorium. Byłam głodna jak pies. Kobiety z stołówki znów przygotowały mi zestaw jedzenia. Podziwiały mnie i śmiały się ze jeszcze takiej osoby tutaj nie miały która pochłaniały jedzenie w takich ilościach.

-Jestem pod wrażeniem Veii... Myślałem że ze zrozumieniem początkowej teorii pójdzie ci znacznie dłużej, a tu bach! Już umiesz! Zaskakujesz nas- Zagadał Drake.

-Ja sam siebie też zaskakuję. Nie wiedziałam ze tak szybko to ogarnę... -Po chwili wepchnęłam sobie całe udko z kurczaka. Byłam naprawdę głodna, przepraszam. Po najedzeniu poczułam się niesamowicie senna, więc poszłam do swojego pokoju i położyłam się spać. Było trochę trudno, bo blask bijący od mojego ciała i ten biały dym trochę przeszkadzał ale zasnęłam.

W nocy znów śniła mi się czarna pustka. Ale tym razem było trochę inaczej. Po chwili ta pustka zmieniła się w dzisiejsze pole treningowe. Były tam te manekiny i bronie. Byłam tam sama. A przynajmniej tak mi się zdawało. Czułam na sobie czyjś wzrok.

-Chcesz poznać swoje moce? To skup się. -Odezwał się męski lekko zniekształcony głos. Rozejrzałam się ale nie widziałam mojego rozmówcy.- SKUP SIĘ!- Ryknął znikąd.

-Na czym!?- W końcu odezwałam się, bałam się.

-Skup się i wyczuj ją. Poczuj ją. Dotknij jej...-Głos rozchodził się echem wokół mnie.

-A-Ale co takiego?

-Swoją magię. No już, skup się! - Tak jak niewiadomy mi rozmówca chciał tak też zrobiłam. Stanęłam na środku. Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się, nie wiem na czym, ale się skupiłam. Finalnie poczułam w sobie dziwne ciepło, jakby rozchodziło się od serca po całym moim ciele.

-Dobrze....-Wyrwał mnie z lekkich rozmyśleń głos. - Obierz cel, wymierz i atakuj.

-Ale jak?

-Magią...

Jak kazał tak zrobiłam, obrałam cel, skupiłam się. Nagle w dłoni poczułam mrowienie i ciepłe coś. Zrobiłam rzut w stronę manekina a w jego stronę poleciała z prędkością błyskawicy biała kula energii która go rozwaliła na strzępy i spaliła. byłam zdumiona i w szoku.

-Woh.. -wydusiłam z siebie zdziwiona.

-Dobrze. Trenuj to a opanujesz to szybciej niż myślisz. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top