4. Laboratorium
Po jakimś czasie spędzonym w tej dziwnej czarnej, mrocznej wręcz pustce w końcu zaczęłam słyszeć co dzieje się wokół mnie. Słyszałam dziwne dźwięki, brzdęki jakby z metalu, dziwne odgłosy, takie stłumione. Po dłuższej chwili wsłuchiwania się w otoczenie powoli wracało mi czucie. Początkowo nie czułam za wiele. Wiem tylko że byłam na czymś zimnym. Zimno te przeszywało mnie na wskroś, i aby nie lepiej. W pomieszczeniu w którym się znajdywałam było potwornie zimno, niczym w piwnicy. Głosy i wszelkie odgłosy zaczęły się wyostrzać. Wracała mi też moja przytomność. Po chwili rozszedł się tak głośny brzdęk że aż truposza by obudził. A przynajmniej tak mi się wydawało. W końcu mogłam panować nad sowim ciałem. Poruszyłam się i schowałam twarz w barku, bo inaczej nie mogłam. Dopiero teraz dotarło do mnie że jestem przykuta do zimnej stalowej ściany, a ja sama znajduję się w zimnej stalowej laboratoryjnej celi.
-Widzę że Eksperyment 520 się ocknął. Mike, zanotuj. -odezwał się gość w białym graniaku który to narobił takiego hałasu ze aż musiałam się ocknąć. Ale chwila. Eksperyment? Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po całej sali, aż w końcu spojrzałam na siebie.
-COŚCIE MI ZROBILI?! -Pierwsze moje słowa po przebudzeniu. Genialnie. Ale, niemało kto by tak się wydarł gdyby ocknął się w innym miejscu niż jego dom. A jego ciało było... Inne. Byłam cała biała. Caluśka. Włosy, skóra, ręce nogi, twarz... Wszytko było białe jak kartka papieru. Tylko nie oczy. Co zdążyłam zauważyć w odbiciu okularków tego profesorka. Nie miałam ubrań, a po nagości nie było nawet śladu. I ten dziwny dym który unosił się z mojego ciała. Nie byłam do końca pewna czy to ich sprawka, czy to rzeczywiście moje nowe ciało go wytwarza. Chciałam się podnieść by dorównać temu doktorkowi, ale powstrzymały mnie kajdanki za które byłam przykuta do ściany. No i ten ból ramienia. Zupełnie jakby sprzedali mi milion szczepionek czy eksperymentalnych cieczy, i zakładam ze tak właśnie też było, skoro jestem... Nie jestem sobą.
-Spokojnie, jeszcze trochę i wszystko wróci do normy- Odezwał się ten doktorek, po czym przykucnął by znów zasadzić mi kolejny zastrzyk.
-Normy? Jakiej normy?! -W sumie nie wiedziałam co się ze mną działo. Z tamtego życia.... No przyznam się ze prócz tamtej nocy już nie pamiętam za wiele. Wiem tylko ze była legenda przy ognisku, później kłóciłam się z mamą. Na końcu poszłam spać na tarasie... No i ten koszmar. No i... Ten głos... Który nazwał mnie Veii. Czyli teraz tak będę się nazywać? W sumie, nie pamiętam swego prawdziwego imienia.
- Bądź grzeczna to niedługo cię wypuścimy. -Po chwili gościu wbił mi igłę ze strzykawką która miała w sobie jakąś dziwną jaskrawą substancję. Nie czułam się po niej zbyt dobrze, ale i nie miałam siły by się szarpać. Poza tym, wszytko mnie bolało.
-Co chcecie... Ze mną zrobić? -Zadałam pytanie, ale nie wiedziałam gdzie trzymać głowę. Opadała mi co chwilę w dół, zupełnie jakbym znowu traciła przytomność lub była bezsilna nawet ze swoimi siłami.
-Coś, co pomoże nam z tobą współpracować. Nie martw się, jeszcze trochę musisz wytrzymać. -Po tych słowach uśmiechnął się trochę wrednie i wyszedł, znów robiąc ten chamski odgłos żelaznych drzwi. Ja nie miałam siły dłużej utrzymać głowy. Znów odpłynęłam w niezbyt miłe objęcia Morfeusza.
-Szefie, co z nią zrobimy gdy się już ocknie? -Zapytał Mike, przydupas tego całego profesorka.
-To się okaże. Mam jednak nadzieję ze będzie posłuszna i uwierzy we wszystko co jej powiemy lub przekonamy. Przydałby się obrońca tego miasteczka. Null za dużo już zniszczył, a chordy Zombie czy szkieletów i innych mobów za dużo wybiły ludzi czy zaraziły.- Mruknął zamyślony profesorek.
-Zgodzę się, ale czy nam się to uda? -Zapytał zaniepokojony podwładny.
-Powinno. Z tego co zauważyłem nie pamięta za wiele. Poza tym jest mocno osłabiona. Prawdopodobnie nie będzie w stanie na chwilę obecną kontrolować swoich mocy. Musimy jakiś jej w tym pomóc.
-Tylko jak? Masz zamiar z naszego laboratorium zrobić pole treningowe?
-Nie. Mam lepszy pomysł.
-Jaki?
-Zrobimy pole treningowe za miasteczkiem. Znam świetną polanę gdzie kilka złamanych drzew nie zaszkodzi.
-Mhm, mam rozumieć ze mam zebrać kilku chętnych na ten "trening"?
-Jeśli młoda szybko dojdzie do siebie to tak.
-A jeśli nie?
-To i tak ich znajdziesz. Będziemy potrzebowali sporej liczby ludzi, by w jak najkrótszy i możliwy sposób wytrenować ją na tyle, by poradziła sobie z Nullem.
-Myślisz że sama w pojedynkę będzie w stanie?
-Nie wiem, ale lepiej żeby tak. W przeciwnym wypadku całe te miasteczko zostanie zrównanie z ziemią przez tę czarną masę.
I tak rozeszli się w swoje strony. Jeden z nich poszedł robić kolejne badania, zaś drugi poszedł zrobić listę chętnych na później na trening. Ku zdziwieniu ich dwójki zgłosiło się sporo osób. Każdy z nich miał pomysł na trening indywidualny i pomysł jakie moce mogę posiadać. Większość była niepowtarzalna. Kilku nawet sądziło że mam takie same jak mój owy przeciwnik. Jednak to wszystko okaże się niedługo.
Ocknęłam się kilka godzin później. Miałam niesamowity ból głowy. Czułam też dziwne ciepło na skórze, w miejscu gdzie ulatniał się ten cały biały dym. W całej tej żelaznej celi był mało widoczny, tak jak ja sama. W końcu... Poczułam dziwny przypływ energii. Rozejrzałam się po całej okolicy za kratami. Była głucha cisza, gdzie nigdzie słychać było stłumione głosy profesorów. Postanowiłam spróbować sił i wstać. Udało się. Pół sukcesu. Ale została kwestia kajdan. Jak tu się uwolnić i nie narobić hałasu czy zamieszania? Ciężki orzech do zgryzienia. Gdzieś na końcu korytarza usłyszałam kroki. To nie mógł być nie kto inny jak ten doktorek, albo przydupas. I tak też było. Przydupas.
-No... Ocknęłaś się. -Mruknął zadowolony.
-Jak widać.... -Burknęłam i spojrzałam na kajdany.
-Spokojnie, to dla naszego i twojego bezpieczeństwa. Nie chcemy byś zaatakowała kogokolwiek z nas, lub samą siebie.
-Samą siebie? Gościu normalny jesteś?
-Wiem jak to brzmi, ale bywały przypadki że eksperymenty atakowały same siebie.
-Ciekawe... -mruknęłam trochę tym zainteresowana. W końcu Mike postanowił wejść do środka.
-Zaczekaj, pomogę ci. -Po chwili sięgnął za kajdany. Otworzył je uwalniając tym samym mnie. - Lepiej?
-O niebo. Dzięki. -Po chwili pomadowałam nadgarstki, były obolałe i otarte.
-Chodź ze mną. Wraz z Drakem chcemy byś nam pomogła i dowiedziała sie co nieco o naszych planach co do ciebie.
-Planach? -zapytałam z lekkim zaskoczeniem.
-Tak. Planach. Chcemy cię wyszkolić na tyle byś była w stanie obronić dosyć niemałe miasteczko w nocy. No i może czasem za dnia, ale głównie w nocy.
-Przed kim, czy tam czym?
-Przed Mobami, i jednym takim... Złym... Czarnym... Typem.- nie powiem, tym mnie zainteresował. Po chwili stanęliśmy przed windą. Wsiedliśmy i zjechaliśmy na parter. Tam był ten cały Drake. Ten cały jego szef, a wraz z nim kilku chętnych.- Szefie... -Oznajmił ten Przydupas Mike.- ocknęła się i jest spokojna.
-Doskonale. -Mruknął Drake po czym odwrócił się w moją stronę z uśmiechem.- Miło cię widzieć.
-Hm... Chyb atak.
-Powiedz mi.... Jak się nazywasz? Jeśli masz w ogóle jakieś imię.
-Veii... -Chociaż chwilę przez wypowiedzeniem tego zawahałam się. Lecz podświadomość kazała mi je powiedzieć. A sprzeczać się sama z sobą nie będę.
-Ładne imię. Pasuje do ciebie. Także... Przechodząc do konkretów. Chcemy pomóc poznać ci twoje moce i pomóc ci je opanować. Jeszcze nie wiemy jak to będzie, ale myślę ze damy sobie jakoś radę.
-Mhm.. Ok... -zbędne ględzenie... Przewróciłam oczami, ale oni chyba nie zajarzyli. W sumie nie mam źrenic ani nic w tym stylu...
-Świetnie. Trening zaczynamy jutro z samego rana. Pokażesz nam co umiesz, lub coś. A tymczasem... Trion, zaprowadź Veii do jej nowego pokoju.
-Się robi Drake.- Po tych słowach młody szczupły i wysoki szatyn podszedł do mnie, a następnie poprosił bym za nim poszła. Kilka minut później byliśmy u celu. Zostawił mnie w moim "nowym" pokoju. Był całkiem przytulny i jasny. Nie mogłam oprzeć się łóżku. Bez zastanowienia rzuciłam się na nie i już nie wstałam. Tym samym słyszałam cichy śmiech Triona i zamykające się drzwi. Następnie zasnęłam długim snem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top