14. To ja cię stworzyłem!

Udałam się na spoczynek razem z nim. Rankiem ocknęłam się jako pierwsza. Poderwałam się delikatne do góry i sprawdziłam czy z chłopakiem wszystko w porządku. W jak najlepszym wypadku, dalej spał a bandaże były przekrwawione. Zajęłam się zamianą bandaży tak delikatnie jak tylko umiałam. Nie chciałam go niepotrzebnie budzić, z resztą sen dobrze mu zrobi.

Byłam zdumiona stanem rany jaką ją ujrzałam po tym gdy podałam Nullowi miksturę regeneracji. Rana zasklepiła się i nie była już tak głęboka jak wczoraj w nocy. Przystąpiłam do ponownego bandażowania rany. Null nawet nie obudził się i nie jęknął przez sen, najwidoczniej był bardzo zmęczony a ja nie miałam serca go budzić. Podniosłam się i pokierowałam się do wyjścia. Poczułam nagłą ochotę jedzenia. A skoro ja jestem głodna to i Null będzie głodny. Przez to ze jest ranny będzie potrzebował dużo jedzenia.

Postanowiłam udać się na jakieś polowanie. W tym lesie trochę trudno o zwierzynę ale o leśne owoce już nie. I tak też myślałam. Od razu po wyjściu z jaskini zauważyłam niedaleko krzewy słodkich jagód, trochę dalej malin i Jerzyn. Z radością podeszłam i zaczęłam je zbierać do swojego ekwipunku. Gdy już zerwałam prawie wszystkie owoce z krzaków w oddal usłyszałam świnie. Z uciechą na twarzy ruszyłam z odgłosem świń po drodze wyciągając swój czarny żelazny miecz z białą rękojeścią.

Biedne zwierze nie wiedziało że zaraz skończy jako stek smażony na ognisku. Biegłam jak się dało, ba nawet się teleportowałam co parę kroków, w końcu dorwałam świnkę. O dziwo było z nią jeszcze kilka innych. Nie zwlekałam długo i ubiłam wszystkie z wyjątkiem dwóch by nie było tu pusto. A wędrując dalej spotkałam owieczki. Sprawnymi ruchami ogoliłam je z wełny schowałam wszystko do ekwipunku. Postanowiłam pokrzątać się jeszcze chwilę, dzięki temu nabrałam czystej wody do jakiejś dużej miski wydrążonej z pnia jaką udało mi się zrobić. Zaraz po tym zaczęłam wracać zadowolona gdyż udało mi się znaleźć tyle pożywienia ile się dało.

Wracając rozglądałam się po całym lesie. W sumie jak się tak głębiej zastanowić to jest tu całkiem miło. Nie zwracając uwagi na moby oczywiście. W końcu dotarłam do jaskini w której przesiadywał chłopak. Weszłam cicho bez hałasu, podeszłam do niego i postawiłam miskę z wodą obok niego. Ku mojemu zdziwieniu Null dalej spał. Z jednej strony cieszyłam się że odpoczywa, z drugiej jednak trochę się martwiłam i zastanawiałam się czy żyje. Na szczęście żył. Uśmiechnęłam się mimowolnie i udałam się po jakieś gałęzie i patyki by móc zrobić ognisko i upiec zdobyte mięso ze świnek. Przecież surowego jeść nie będziemy .

Krzątałam się po lesie i szukałam. Udało się znaleźć całkiem sporą kupkę liści. Wszystko zapakowałam w prowizoryczną uprząż z suchej trawy i zaniosłam do jaskini. Potem również ścięłam trochę drzewa i porąbałam je by było do ogniska. Niedługo później znalazłam krzesiwo dzięki któremu udało mi się rozpalić ognisko. Później to już z górki, upiekłam mięso na długich Kijak i przy okazji ogrzałam się po zimnej nocy. Null też na tym skorzystał gdyż zauważyłam że przez głęboki sen przysunął się do ogniska. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem i czekałam cierpliwie aż się obudzi.

Niestety On się nie budził a dzień leciał. Zrezygnowana wyczekiwaniem zjadłam upieczoną kolacje i położyłam się spać obok ogniska by mc go jeszcze pilnować. Ziewnęłam i oddałam się w objęcia Morfeusza. Na moje szczęście spałam całą noc, a na nieszczęście ogniska, spaliło się dosyć szybko.

Rankiem obudziły mnie świergoczące ptaki. Ziewnęłam i przeciągnęłam się po czym spojrzałam na Nulla, lecz chłopaka nie było. Poderwałam się na równe nogi i zaczęłam sę rozglądać po jaksini.

-Null? –zawołałam rozglądając się- Null jesteś tu?- Lecz odpowiedziała mi głucha cisza. Zmartwiłam się i wybiegłam na zewnątrz. Nie powiem oblał mnie zimny pot i strach że co mu się stało. Wybiegłam poza obręb jaskini i zaczęłam szukać go miedzy drzewami wzrokiem. –Null!

-Tu jestem! Odezwał się po chwili, idąc za jego głosem znalazłam go na prawo od wyjścia z jaskini. Leżał na głazie w miejscu gdzie słońce świeciło pełną parą. Wygrzewał się niczym kot.

-Na Notcha! Nie strasz mnie nigdy więcej! Myślałam ze coś się stało! –Skarciłam go wzrokiem, chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie i niewinnie.

-Przepraszam ale tak smacznie spałaś ze nie miałem sumienia cię budzić. Swoją drogą ile ja spałem? –Podniósł się z głazu z pozycji leżącej na siad. Jego ciało emitowało dym ale w mniejszej skali. Przynajmniej tak mi się wydawało.

-Prawie dwa dni. –Odpowiedziałam spokojniej i podeszłam do niego wzdychając z wyraźną ulgą- Jak się czujesz?

-Bywało gorzej. Ale obecnie jest dobrze. Dzięki że się mną zajęłaś. –dodał z lekkim uśmiechem i przesunął się na głazie po czym podał mi rękę. Weszłam na głaz za jego pomocą. W tym miejscu było naprawdę ciepło.

-Jak ramię?

-Cóż.... –Spojrzał na zabandażowane ramię i poruszył nim trochę- Trochę ciągnie i boli ale ujdzie. Dzięki za troskę.

-Aj tam drobnostka. –zachichotałam- cieszę się ze dobrze się skończyło. –Po chwili wyciągnęłam z ekwipunku połowę jedzenia jakie wczoraj zdobyłam i upiekłam- Trzymaj, połowa tego co wczoraj udało mi się znaleźć. Na pewno jesteś głodny.

-Głodny jak wilk, dzięki- Na podane przeze mnie owoce i schaby uśmiechnął się i oblizał. Był naprawdę głodny więc bez zbędnego gadania zabrał się za zajadanie. Musze przyznać że uśmiechałam się pod nosem sama do siebie widząc jak ten czarny łakomczuch zajada bez przerwy. Ale nie dziwiłam się, w końcu nie jadł dwa dni, w laboratorium tez nie karmili za dobrze. Nadrabiał zaległości.

-Nie sądziłem że prześpię tyle czasu, wybacz... Obiecałem że odpowiem na wszystkie twoje pytania następnego dnia...

-Aj daj spokój, potrzebowałeś odpoczynku przecież, to zrozumiałe. Poza tym byłeś ranny wiec długi odpoczynek dobrze ci zrobił. Teraz jedz i nabieraj sił. Jestem pewna ze tym razem nikt nie przeszkodzi nam w rozmowie.

-Nie tak jak wtedy –westchnął ale zaraz ugryzł znowu mięso. Podwinął nogi by siedzieć po turecku.- Nienawidzę ludzi za ich upór i wredność. Zawsze robią przekręty tylko po to by na tym skorzystać.

-Myślisz ze zrobili tak samo ze mną?

-Już to zrobili. –Wgryzł się i przełknął kęsa. Jego usta otwierały się szerzej niż u normalnego człowieka czy gracza. To było spowodowane dłuższymi kącikami ust które były dodatkowo stwardniałe i formowały coś w rodzaju dwóch ostrych kłów. – Zmienili cię w białą postać i wmawiali ze jestem zły. Trenowali cię chociaż nie mieli bladego pojęcia co potrafisz. Kazali bronić ci wiosek i ludzi... Chociaż to ostatnie sama robiłaś bez ich rozkazów.

-Uhh... -spuściłam lekko głowę.- Skąd wiesz? Jestem biała bo taka miałam być. –podrapałam się po karku i wzrok w cień pod sobą chociaż był on jasny niż zazwyczaj.

-Miałaś być czarna jak ja –powiedział i wgryzł się w ostatnie mięso. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.

-Dlaczego?- Null westchnął po części by złapać oddech a i po części dlatego że zaczynały się schody w wyjaśnieniu tego o co pytam. W końcu obiecał mi że wszystko wyjaśni, więc oczekiwałam od niego szczerej odpowiedzi mimo iż mogłam usłyszeć coś złego. Nie wydawał mi się on zły ani wredny. Był... Szczery... Dobry... Miły przede wszystkim, co od samego początku mnie zadziwiało. Po naszej ostatniej rozmowie gdy powiedział ze nie wie jak mi to wyjaśnić.... Zaczęło mi się zdawać że coś do mnie ukrywa lub czymś mnie „obdarowuje".

-Dlaczego? –ponowił moje pytanie na co zwrócił też moją uwagę z moich małych zamyśleń i głębokiego obserwowania jego zachowania-Dlatego ze to ja tak zaplanowałem. –Po chwili spojrzał na mnie tuż po tym gdy przegryzł i połknął ostatni kęs jedzenia. Jego wyraz twarzy był spokojny ale i poważny a za razem coś się za nim kryło. Ja zaś patrzyłam na niego teraz z wytrzeszczonymi oczami po tym co od niego usłyszałam.

-To ja cię stworzyłem Veii. Nie oni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top