• Bal •

Bal Bożonarodzeniowy był niepodważalnie idealnie  zorganizowany. Dobrze wyglądający uczniowe, kolorowe suknie, światła, śnieg, muzyka, wszystko to się idealnie komponowało. Trudno było się nie zachwycać magiczną atmosferą panująca w Wielkiej Sali.

Jednak Regulus nie był, ani trochę zadowolony z balu. Wręcz powodował w nim uczucie zawrotów głowy. Kręcący się rytm muzyki ludzie, jedynie dawali wrażenie wirującego koła, w którym to Black jest uwięziony. Dlatego też przy pierwszej lepszej okazji, stanął w niewidocznym miejscu i z daleka obserwował bawiący się Hogwart.

Gdzieś w środku tańczył jego brat, dobrze się bawiąc z przyjaciółmi. Regulus mu teraz okropnie zazdrościł. Zresztą zawsze mu zazdrościł — jego odwagi, przyjaciół, pozycji w szkole, tego, że uwolnił się od rodziny.

Młodszy chłopak widział, że nigdy nie będzie żyć jak Syriusz. Nie będzie miał kochającej rodziny, przyjaciół, ani miłości. Jedynie depresyjną samotność i śmierciożerców na głowie.

Wypił kolejną szklankę Ognistej, którą przemycił któryś ze Ślizgonów. Gorzki, ale przyjemny smak rozlał mu się w ustach dając chwilowe uczucie rozluźnienia. Regulus zamknął oczy, nie mogąc patrzeć na kręcących się ludzi. Czuł, że robi mu się niedobrze.

Mroczny Znak okropnie piekł, a wręcz palił jego rękę. Dodatkowo zawroty głowy wywołane alkoholem i głośną muzyką wzmacniały ten ból jeszcze bardziej. Ślizgon oparł się mocniej plecami o ścianę, chcąc utrzymać stabilność. Musiał wyglądać teraz naprawdę żałośnie. Jako Black powinien siedzieć z resztą Ślizgonów i rozmawiać o poważnych tematach, ale chłopak zwyczajnie uważał ich za ludzi gorszych od siebie. Jednocześnie grupa tych ludzi miała się za lepszych i wyższych od innych, przez co Black nie chciał z nimi siedzieć.

Cóż za hipokryzja.

Jednakże wiedział, że końcu będzie musiał skierować się w stronę stołu i dołączyć do rozmowy, gdyż niedługo miały się odbyć kolejne tajne spotkania. Regulus początkowo chciał być częścią śmierciożerców. Teraz jednak kiedy już wpadł w paszcze węża wiedział, że nie ma ucieczki. Całkowicie został pochłonięty i powoli się wyniszczał brakiem wolności i głosami w głowie.

Chwiejnym krokiem, odepchnął się od ściany i ruszył w stronę siedzących przy stole Arystokratów. Przeciskał się przez tańczący tłum, co chwile czując jak ktoś depcze mu po nogach. Płonąca ręka, zawroty głowy, alkohol we krwi. Wszystkie te czynnik głośno dawały o sobie znać.

Ostatecznie Black potknął się i wpadł na jednego z uczniów.

— Wszystko w porządku? — usłyszał głos przekrzykujących tłum, lekko roześmiany.

— Nie — wyszeptał, jednocześnie mając nadzieję, że nieznajomy usłyszy jego cicho wołanie o pomoc.

— Chodź pomogę ci dojść do stołu, Reg.

Czarnowłosy podniósł głowę i dostrzegł znajome okulary. Cicho przeklnął, że trafił akurat na Pottera, ale będąc w złym stanie, zwyczajnie chwycił rękę Gryfona i dał się poprowadzić do stołu.

— Napij się.

Kiedy usiadł do stołu James podał mu szklankę wody polując, aby młodszy wypij jej całą zawartość.

— Pójdę po Syriusza.

— Nie chce — Regulus złapał kurczowo rękę chłopaka, kiedy ten chciał odejść.

— Napewno wszystko okej?

— Tak — mruknął. — Za dużo alkoholu.

— Oj młody nieładnie — starszy potargał mu włosy przez co ten się skrzywił. — Idę w tłum. Krzycz jak coś!

Black kiwnął głową i oparł się o siedzenie. Muzyka znowu dudniła, ale o dziwo zawroty głowy i ból ręki ustał. Czasem Regulus miał wrażenie, że to tylko jego wyobraźnia i wcale nigdy go nic nie boli, tylko to jego imaginacja tworzyła fałszywe obrazy.

Miał nadzieje, że już nie będzie musiał chodzić na bale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top