Koza.

Definicję szkoły każdy zna - koszmar każdego dziecka na świecie. Wszyscy dobrze ją znamy i nienawidzimy. Trzeba siedzieć tam jakieś 7-8 lekcji i nudzić się na większości z nich. A co jeżeli trzeba zostać DŁUŻEJ? Takie sytuacje się zdarzają, kiedy jakiś złośliwy uczeń przeskrobie coś na oczach nauczyciela i musi wtedy iść do pewnego smutnego pomieszczenia zwanego "kozą".

I w tym pokoju wszystkich nieprzyjemnych kar i zwierzeń siedziało teraz czterech uczniów wraz z jednym nauczycielem, który próbował wydobyć trochę prawdy od nastolatków, na których był skazany. 

- Panie Allen, proszę przestać tupać w podłogę! - krzyknął po raz setny, nauczyciel.

- Ale wie pan, że jestem młodszy, więc w sumie to ja powinienem mówić do pana "pan", a nie pan do mnie. A tak w ogóle, to głodny jestem. Zostało ci jakieś śniadanie hermano? - nawijał z nieprzeciętną szybkością Bart tak, że ledwo jego przyjaciele zdołali zrozumieć ostatnie zdanie. 

On chce od ciebie coś wyłudzić. Spław go. - podpowiadał Jajmiemu skarabeusz.

- Wiesz, że nie mogę z tobą rozmawiać, bo znowu wyjdę na głupka? - spytał szeptem chłopak, sięgając już do plecaka. 

- Właściwie, to już pan wyszedł, panie Reyes. - powiedział nauczyciel, spoglądając w jego stronę. - A tak w ogóle, to w kozie nie wolno jeść, pić, pisać wiadomości... - wymieniał, kolejno patrząc na Barta, Virgila i Tima, którzy łamali te wszystkie zasady - Oraz mówić nie pytanym. - i tu jego wzrok zatrzymał się na Jaimem . - Myślałem, że mogę już darować sobie i wam czytanie regulaminu i przejść dalej. - dopowiedział nudzony.

- To niech pan mówi - powiedział Virgil, "a my i tak nie będziemy słuchać" - dodał w myślach.

Nagle chłopcy usłyszeli trzaśnięcie pięścią w biurko. 

- To poważna szkoła i nikt nie będzie... - i tu urwał, gdyż przemowę przerwały mu odgłosy wydawane przez Barta grzebiącego w plecaku Jajmego w poszukiwaniu reszty jego śniadania.

- Niech pan nie przerywa. - zachęcił trzynastolatek kiedy zorientował się, że wszyscy na niego patrzą.

- Zadam wam trzy podstawowe pytania. - oznajmił głośno połowicznie łysy mężczyzna, głośno przy tym wstając, na co jedyną reakcją było ziewnięcie Virgila i "Mhm" Barta. - Czy jesteście mądrymi uczniami? - zapytał poważnie.

- Ta. - odezwał się jako jedyny Tim.

- Czy jesteście poważnymi ludźmi? 

"Nie".

Po braku słownej odpowiedzi mężczyzna zmarszczył czoło i srogo spojrzał po uczniach.

- Yyy... tak? - odpowiedział w końcu Jajme.

- To co robicie w tej kozie?! 

- To samo co pan. - odpowiedział szybko Bart. - Męczymy się... I trochę się pan garbi.- i oni się dziwią, że nauczyciele łysieją.

"Pan" Garson, gdyby pozwalała mu na to procedura, pewnie wykonałby facepalma, ale tak tylko ciężko westchnął i złapał się za głowę. (To taki połowiczny facepalm)

- Czy was nie stać na chociaż odrobinę powagi? - jęknął.

- To po co pan się tu zatrudnił? - zapytała jedyna osoba, która nosiła tutaj czapkę.

- Czy muszę ci przypominać, że w szkole...

- Nie wolo nosić czapek. - dokończyli chórem koledzy.

- Virgil! Łamiesz prawo szkoły już od paru lat! - krzyknął Bart radośnie, podnosząc się przy tym z krzesła.

- Bart siadaj. - upomniał go nauczyciel. - Virgil ściągaj czapkę. - nakazał, po czym spojrzał w stronę Jajmiego. - A ty chłopcze, zanim coś powiesz...

- Kiedy ja nawet nie chciałem...

- To tak na wszelki wypadek.

Na chwilę zapadła długo wyczekiwana cisza, która nie mogła przecież trwać wiecznie.

- Przejdźmy wreszcie do konkretów. - stwierdził Garson, siadając w swoim fotelu na kółkach. - Niech każdy z was powie, z jakiego powodu tu siedzi.

- Bo pan kazał. - wyprzedził wszystkich z odpowiedzią Allen.

- Nie o to mi chodziło. Hawkis? - jego wzrok przeniósł się na chłopaka, który miał teraz wydać cały sekret swojego życia...

- No więc...

- Przejdzie pan do konkretów? - na te słowa "nauczyciela", Virgilowi zostało tylko przewrócić oczami i mówić dalej.

- To było tak...

- Panie Hawkins! - chłopak usłyszał nad sobą głos poddenerwowanego nauczyciela, na którego podniósł wzrok znad telefonu; właśnie kończył pisać sprawozdanie z ostatniej misji. - Czy jest pan w stanie chociaż przypomnieć temat dzisiejszej lekcji? - wznowił swój wywód mężczyzna, zadając przy tym trudne pytanie.

Virgil spojrzał na zegar. Jeszcze 20 minut do końca lekcji, więc nie ma szans, żeby dzwonek zadzwonił. Chłopak wychylił się lekko, odsłaniając sobie tym samym częściowy widok na tablicę, z której jeszcze nie starto tematu.

- I wtedy...

- Właściwie prosiłem pana o konkrety. - przypomniał się nauczyciel, patrząc na Virgila jakby był obrażony, że musi tu przez niego siedzieć i słuchać jego marnych tłumaczeń.

- No tak, ale potem Jajme... - urwał, wskazując na kolegę siedzącego po jego prawej stronie.

Garson spojrzał na Reyesa, czekając na dalszy ciąg historii. 

- Więc... wtedy

Wtedy po raz pierwszy uznali cię za głupka. - przypomniał o sobie skarabeusz - Pierwszy na tamtej lekcji.

- Weź... - chciał go upomnieć Jajme, ale w porę sobie przypomniał, że wszyscy nadal na niego patrzą. - Wziąłem wtedy...

- Możesz się wreszcie uciszyć i dać mi rozwiązać te zadania? - odezwał się do skarabeusza, który wciąż wtrącał coś o "Więcej niszczenia przestępców, a mniej robienia tego, co i tak ci nie wychodzi". I właśnie wtedy poczuł na sobie ten wzrok...

- Panie Reyes, czy chciałby pan podać nam odpowiedź do zadania trzynastego? - tym razem nauczyciel chciał pomęczyć kogoś innego, kto akurat się podłożył.

No i poza tym, że Jajme był dopiero w niecałej połowie jedenastego, to spoko.

Odpowiedź to "zjonizowany gaz o odpowiednio dużej koncentracji cząstek" - podpowiedział Skarab, chociaż brzmiało to bardziej jak definicja plazmy niż rozwiązanie zadania z matematyki.  

- Eee... nie? - odpowiedział po dłuższej chwili, a matematyk wiąż srogo się na niego patrzył, szykując jakąś ciętą ripostę.

- Więc może zechciałby się pan wziąć w garść i nie przerywać, kiedy...!

- A temat, to jest ee... tasowanie równań skróconego mnożenia.- przerwał męczarnie Jajmego Virgil, dukając tema zapisany na tablicy pismem godnym doktora.

- Zastosowanie Virgil. Z a s t o s o w a n i e. Tasować można karty, nie matematyczne równania.

- Grrr.- skarabeusz musiał w bliżej nieokreślony sposób wkurzyć Jajmego, a Jajme w bardzo blisko określony sposób, delikatnie mówiąc - zdenerwował nauczyciela, który nawet tym razem nie raczył na niego spojrzeć.

- Koza. - stwierdził krótko.

- Hę? - zdziwił się chłopak.

- Koza. Już. - powtórzył poważnie nauczyciel.

Uczeń, nie mając zbyt wielkiego wyboru, spakował się, zarzucił plecak na ramię i ruszył drogą hańby, prosto ku drzwiom. 

I właśnie w tym momencie, kiedy inni patrzą na ciebie wzrokiem pogardy i potępienia, powinien zjawić się ktoś inny na kogo go skierują.

- I właśnie w tym momencie zjawiam się ja! - przerwał przyjacielowi Bart. - Hermano, teraz moja kolej. 

Jajmemu ulżyło, a młody Allen mógł nareszcie popisać się swoimi umiejętnościami dyktatorskimi. Nawet wstał, jak to powinien zrobić uczeń, gdy odpowiada przed nauczycielem na poważnym przedmiocie. Ale skąd Bar mógł o tym wiedzieć?

- Zaczęło się rano, kiedy pomyślałem, że wpadnę do swojego kuzynka...

- A tak około godziny piętnastej? - Garson znudził się już do reszty i pewnie tak jak czworo tutaj zebranych uczniów, zastanawiał się dlaczego w ogóle zadał jakieś pytanie około 15 minut temu, zamiast siedzieć spokojnie, czekając w ciszy na koniec dziewiątej lekcji.

- Aaa, piętnasta! Ok. No to...

W tym pełnym napięcia wydarzeniu, drzwi się otworzyły i do klasy wparował Bart.

- Cześć Bart. - przywitał się Virgil.

- Cześć !- odpowiedział mu. - O, hej Hermano. Czemu tak stoisz? - zapytał Bart podchodząc do niego. 

I właśnie teraz ani Jajme ani nauczyciel nie wiedzieli co mają dokładnie zrobić.

- Mam takie jedno pytanie... - zaczął trzynastolatek, ale nie dane mu było dokończyć.

- A nie możemy tego załatwić w bardziej... ustronnym miejscu? - szepnął Jajme, patrząc na uchylone drzwi.

- Będziecie mogli to panowie załatwić w kozie. - wtrącił nauczyciel z nad wyraz dobrym słuchem, zbliżając się do obu chłopców. - Chciałby pan się tam przejść panie...

- Allen. - dokończył uśmiechnięty Bart.

- Allen? Skądś kojarzę to nazwisko. Czy ja przypadkiem nie uczyłem twojego taty? - zastanawiał się.

- Taaa... Raczej to mało prawdopodobne. - stwierdził sprinter.

- No nic. Idziemy! - nakazał, wskazując na drzwi.

- Pa Bart! - krzyknął za nimi Virgil. 

- Nie musi się pan z nim żegnać, panie Hawkins. - mówiąc to, matematyk zatrzymał się przed drzwiami.

- Tak?- zdziwił się Virgil.

- Jest to jednoznaczne z wybraniem się do takiego jednego, miłego miejsca zwanego...

- KOZĄ! - wykrzyknęła chórem reszta klasy.

- Dokładnie. Chociaż chodziło mi bardziej o pokój, w którym można przemyśleć swoje karygodne zachowanie...

- Ale ja nie zrobiłem nic kary... co?

- Zapraszam. - nie ustępował tamten.

Bart zaciął się na chwilę, w której zdążył wciąć się nauczyciel. 

- Czyli właściwie trafił pan do kozy za co? - zwrócił się do Virgila.

- Podobno za "karygod..." A czy to pan nie był wtedy na tej lekcji?

- Ja? - zdziwił się Garson, po czym chrząknął i kazał teraz mówić Timowi.

- Ja nie mogę. - zaprotestował Tim.

- Dlaczegóż to, panie Timmohty? 

- Ja mu pomogę! - zaoferował pomoc Bart, ponownie wstając z ławki tak, że krzesło poleciało do tyłu.

Czwórka szła tak przez prawie pusty korytarz. Napotkali tylko dziewczynę, która wyszła z toalety i nauczyciela od biologii, z którym matematyk urządził sobie "małą" pogawędkę, trwającą prawie do końca lekcji. Drzwi z napisem "koza" ukazały się im dopiero, gdy zadzwonił dzwonek na przerwę.

- Proszę. - powiedział mężczyzna, otwierając kluczem drzwi do klasy. - Zapewniam, że tutaj będziecie mogli wyciszyć swoje umysły i... - i właśnie teraz ujrzał to, co pozostali, a mianowicie Tima Drake'a we własnej osobie, stojącego na jednej ręce, na oparciu fotela obrotowego i jeżdżącego sobie na nim w kółko. Na ich widok chłopak zeskoczył na siedzenie i podłożył sobie ręce pod głowę.

- Witam. - rzekł z "nauczycielskim akcentem" i niewyczuwalnym zawstydzeniem.

I tak właśnie dochodzimy do chwili teraźniejszej, gdzie czwórka nastolatków kończy się wywnętrzniać i robi w kozie to, czego robić się nie powinno: Tim popisujący się akrobacjami zapewne wczoraj nauczonymi przez jego starszego brata, Jajme znów mamroczący coś do "siebie", Bart podnoszący krzesło i robiący przy tym jeszcze więcej huku niż przy jego wywalaniu i Virgil kończący pisać te nieszczęsne sprawozdanie, od którego wszystko się zaczęło.

I jaką siłę przeciwko takim buntownikom może posiadać zwykły matematyk?

Hej wszystkim !

Kto oglądał serial "Nowe przygody Batmana", powinien kojarzyć tę scenę z Timem na fotelu. :)

To pa !

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top