Teresa

Wiem, że piosenka w ogóle nie w klimacie DC, ale jest zajebista więc proszę czytać i skomentować rozdział :)





14 Maja El Passo 21:09

-Naprawdę nie mogę zostać w domu? - jęknął Jaime leżący przed telewizorem na kanapie - Babcia i tak mnie nie lubi...

-Nie synu - mama stanowczo wzięła pilota do ręki i niecnie wyłączyła telewizor - dziadkom na pewno będzie przykro jeżeli nie przyjedziesz! Jesteśmy już spóźnieni, zostajemy u moich rodziców na noc. Włóż jakąś koszulę i spakuj ciuchy na zmianę. I to migiem!

Krzyknęła zdecydowanie za głośno. Miała na sobie niebieską sukienkę i ubierała Milargo w podobną tylko, że różową. Jaime wolał zostać w domu, z komputerem, telewizorem i innymi sprzętami umilającymi nastolatkom życie. Jego dziadkowie mieszkali na ostatnim pietrze w dość wysokim bloku w którym na klatce zawsze strasznie śmierdziało. Gdy wychodził na górę starał się wstrzymać oddech i wejść jak najszybciej umiał. Jednak smród dochodził go dopiero na siódmym piętrze kiedy był zmuszony wziąć oddech aby nie zemdleć. Zastanawiał się jak jego dziadkowie jeszcze to wytrzymują.

Właściwie to dziadek był całkiem spoko. Jaime nie był pewien czy nie choruje na alzheimera bo zawsze zapominał jego imię i do tego wciskał wszystkim takie ohydne miętowe drażetki z aloesem, ale chyba go lubił. Za to babcia zwykle posyłała mu mordercze spojrzenie. Jaime uznał, że to pewnie dlatego, że jest tak podobny do ojca. A jak wiadomo, teściowa nigdy nie znosi swojego zięcia... i nawzajem.

Wrzucił do plecaka koszulkę i bieliznę na jutro, ubrał jakąś pogniecioną koszulę, którą ostatni raz na sobie miał na ślubie Raquel (i chyba termin jej ostatniego prania pokrywał się z tą datą) i wyszedł z pokoju.

Jakby nie mógł zostać w domu...

-Mamo - spytał schodząc po schodach - a może ja zostanę z tatą w domu, wiesz posprzątamy, zrobimy obiad, umyjemy podłogi, wyglazurujemy ściany, zbudujemy nowy komin...

Słyszał jak ojciec śmieje się z tej wypowiedzi za jego plecami. Mama też delikatnie się uśmiechnęła, ale powiedziała stanowczo 

-Do samochodu.

Jaime skitrał się niezadowolony z tyłu i oparł głowę okno.

Bardzo lubię twoją babcię - stwierdził skarabeusz

-Jesteście do siebie bardzo podobni, nie dziwię się -odpowiedział mu.


14 Maja Góra Sprawiedliwości 21:30

-Tim, błagam, błagam, błagam powiedz jaka jest odpowiedź - Bart szarpał za ramię Tima.

Czternastolatek nie reagował, dalej powoli jadł swoją kanapkę z szynką.

-Nie Bart, to proste. Pomyśl.

Rudy chłopak z jękiem rzucił się na kanapę uderzając przy tym Garfielda w ramię. Jakiś czas temu Tim opowiedział mu zagadkę którą dostał od Riddlera na misji i do tego rozwiązał w kilka sekund. Kiedy Bart myśli nad nią już prawie cały dzień!

-Możesz uważać? Tim, co żeś mu zrobił? - spytał niezadowolony Gar kiedy przez nagły ruch rudego rozlał trochę coli na kanapę i swój ogon.

-Córka Teresy jest matką mojej córki. Kim jestem dla Teresy? - powiedział Bart recytując treść zagadki z pamięci.

-Banalne - mruknął Garfield.

-Sam jesteś banalny - odpowiedział Bart zakrywając oczy rękoma i krzycząc na cały głos. Przestał dopiero w tedy, kiedy Tim walnął go w brzuch - Ała! Śmieciu! - szybko poderwał się z pleców tym razem kopiąc Garfielda w nadgarstek przez co cała Cola znalazła się na złotym, puszystym dywanie i była już tylko pożywieniem dla Wilka.

Bart rzucił się na Tima starając się go przygwoździć do kanapy, jednak Robin był silniejszy i chwilę później już założył Bartowi blokadę na szyi odwracając go do siebie plecami. Chłopak nadal nie dawał za wygraną. Odepchnął się mocno nogami od biednego Garfielda i obaj wylądowali na dywanie. Ich walka nie trwała długo, gdyż już po chwili zjawił się ten wielki, biały pchlarz i zaczął lizać obojga po twarzach. Uważał, że leżeli coś spadło na ziemię, automatycznie należało do niego.

Chłopcy, aby uciec od Wilka szybko wrócili na bezpieczną kanapę. Już Garfield miał wszcząć odwet za swój mokry ogon gdy za ich plecami usłyszeli głośne chrząknięcie.

Za nimi stał zaspany Mal w spodniach od piżamy i kurtce na motor. 

-Misja... drużyna... spać, dzwonić, bez ryb... kawa- na szczęście chłopcy znali się na tyle długo by zrozumieć wszystko.

Właśnie czekała ich nocna misja, mieli o dwudziestej drugiej spotkać się w centrum Góry Sprawiedliwości, w pełnym składzie ich drużyny (bez Lagaana). Mal poinformuje resztę specjalnymi komunikatorami... no i mężczyzna pilnie potrzebuje kawy.

14 Maja Dakota Północna 21:32

Specjalny telefon Virgila który dostał od Ligii właśnie zadzwonił.

-Nie, nie, nie, nie...

Mruczał chłopak przez sen. Był weekend. Miał się wyspać! Nie chce mu się teraz popierdalać po mieście. Jednak wiedział, że dopóki nie wyjdzie z domu to ustrojstwo się nie zamknie. Ubrał się po ciemku, aby przynajmniej teraz nie drażnić oczu i wyszedł z pokoju. Na szczęście w salonie była tylko mama oglądająca Sherlocka, albo jakiś inny serial. Miał szczęście. Gdyby to był tata nigdy by go nie wypuścił. Poinformował mamę o tym, że wychodzi i, że powinien wrócić przed śniadaniem.


14 Maja Góra Sprawiedliwości 21:46

Zebranie się całej ekipy trochę zajęło. 

Cóż... TO SĄ WŁAŚNIE MINUSY MŁODSZEGO SKŁADU. Chyba każdy to wiedział i nie był z tego zadowolony. Kiedy inni sobie smacznie śpią, ich się budzi by odwalali tą najcięższą robotę.

Mal, równie niezadowolony z życia jak reszta chłopców sprawdzał ich obecność.

-Gdzie Cassie? - spytał.

-To dziewczyna, zdziwił bym się gdyby zdążyła przed świtem - powiedział Bart z zieloną papugą na ramieniu.

-Virgil? 

-Jestem - chłopak wszedł do pokoju dosłownie w tym momencie.

-Masz koszulkę tył na przód - zauważył Tim

-I mam to w dupie - mruknął kładąc głowę na blacie, chcąc uzyskać jeszcze trochę tego cudownego snu.

-Jaime? - spytał znowu Mal.

-On pisał na grupie, że jedzie do dziadków - powiedział Bart - pewnie nie odebrał sygnału. 

Mal westchnął.

-Zadzwońcie do Cassie, niech zgarnie go po drodze. Macie dziesięć minut. 

-Ej Tim - Bart szturchnął kolegę delikatnie w żebra - kim jestem dla Teresy?

-Nie powiem ci.



14 Maja El Passo 21:58

Jaime siedział na niewygodnej kanapie i oglądał Familiadę razem ze swoim tatą na ciągle przerywającym telewizorze. Jego użalanie się nad sobą przerwał dzwonek do drzwi.

-Któż to może być, tak późno? - spytała babcia.

-Może Mikołaj! - ucieszyła się Milargo.

Jaime mało interesował się tą sytuacją, do póki babcia nie zawołała go do przed pokoju. Wstał lekko zdziwiony i poszedł w stronę drzwi wyjściowych.

Przestraszył się widoku uśmiechniętej babci. W dodatku uśmiechała się w jego stronę.

-No, no - poklepała go po plechach - nie wiedziałam, że masz dziewczynę.

Jaime w porę powstrzymał się przed pytaniem "mam co?". Zamiast tego wyszedł na śmierdzącą klatkę schodową na której stała Cassie.

-Co ty tu robisz?  -spytał.

-Zgarniam cię na misję, a co? Masz bardzo sympatyczną babcie - uśmiechnęła się ładnie - Zostawiłeś w domu komunikator, Reyes. Już dawno powinniśmy być w Górze, ruszaj się. No co tak stoisz? Lecimy!

Uniosła się w powietrze i wzleciała pod sam sufit otwierając jedną klapę i wylatując na dach. Jaime uaktywnił pancerz i zrobił to samo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top