Robal #3
Jechaliśmy całą piątką pociągiem prosto w stronę Smallville. Mimo początku września już zaczynało się ściemniać, w przedziale panował pół mrok. Siedziałem na środku, po mojej prawej, obok okna gadał Bart, na przeciwko niego siedział Tim i Virgil. Bestia musiał na chwilę przysnąć bo jego głowa opadła na moje ramię.
-Dlaczego zawsze dowodzi Robin?-żalił się Bart
-Może dlatego że jedyny potrafi, Amigo?-odpowiedziałem mu, zaczynał mnie już powoli denerwować tymi samymi pytaniami na każdej misji.
Likwidacja zbędnego mięsa zajmie ci zaledwie kilka sekund.
-Nie prawda! Przekupujesz sędziów!-wskazał palcem na Tima.
Impuls nawet nie poczuje kiedy...
-DOŚĆ!-złapałem się za głowę, wszyscy na mnie spojrzeli... znowu.
Gwałtownym ruchem rąk i krzykiem obudziłem Bestię który spojrzał na mnie spode łba.
-A tym razem to było do nas, czy Skaraba?- Virgil niepewnie podniósł rękę, jak uczeń zgłaszający się do odpowiedzi.
-Yyy, co?-spojrzałem na nich rozkojarzony, przez chwilę dało się słyszeć tylko odgłos kół na torach- Co... do Skaraba, sorry chłopaki.
Tim wyglądał na zaniepokojonego.
-Jaime... wszystko w porządku?-spytał trochę niepewnie.
-Tak, a co?- zabrzmiało to zbyt oschle, zrobiło mi się głupio.
-W senie... chodzi mi o to że od ostatniego czasu Skarab jest coraz wredniejszy. Co się stanie jeżeli przestaniesz nad nim panować?
-Nie dojdzie do tego-zapewniłem go odwracając wzrok i wpatrując się w jedyne wolne miejsce w przedziale.
Na moje szczęście Bart postanowił zmienić temat.
-Nudzi mi się. Kiedy dojedziemy? Jestem głodny.
-Masz pecha. Za cztery godziny. Idź do Warsa i coś sobie kup- precyzyjnie odpowiedział na jego pytanie Tim.
Na samą myśl o jedzenie zaburczało mi w brzuchu. Żałowałem że nie obroniłem mojego spaghetti przed wróżką.
Dobra to zabrzmiało dziwnie...
-Przejdę się z tobą-zadeklarował Virgil- muszę do kibla.
Obaj zbierali się już do wyjścia.
-Czekajcie-powiedziałem wyciągając z plecaka parę drobniaków- idę z wami. Chłopaki kupić wam coś...
Jednak kiedy tylko wstałem Bestia rozłożył się na trzech wolnych siedzeniach i wrócił do przerwanej mu drzemki. Tim zaś tylko pokręcił głową i wrócił do przeglądania telefonu.
Przeszliśmy we trójkę trzy wagony, Virgil co jakiś czas zaglądał do przedziałów.
-Nie masz co patrzeć, i tak nic nie ukradniesz-za żartował z niego Bart.
-Nie o to mi chodzi, patrzcie. W tym pociągu nie ma żywej duszy.
-Może nie każdemu się pali jechać nocnym pociągiem na jakieś za dupie-odpowiedziałem mu.
Usiadłem razem z Bartem przy ladzie i rzuciłem okiem na ceny dość drogich kanapek, po chwili dołączył do nas Virgil wracając z kibla. W tym wagonie również nikogo nie było, nawet sprzedawcy.
-Nikogo tu nie ma- Bart wykazał się spostrzegawczością godną Sherlocka Holmesa- myślicie że jak rąbnę jedna kanapkę bez płacenia, zauważą?
Nie wydaje mi się żeby było tu aż tak pusto
-O co ci chodzi?-spytałem Skaraba który pierwszy raz od kilku miesięcy po tych słowach zamilkł.
Na mojej twarzy musiała malować się niepewność gdyż Bart od razu to zauważył.
-Co jest żuczek?
-Skarabeusz... on, nie odzywa się...
-Słyszeliście to?- Virgil odwrócił się gwałtownie- misja miała zacząć się w Smallville, nie tu... chyba że...
To pułapka
LUZIK, LUZIK NIE BIĆ JESZCZE DZISIAJ DODAM NASTĘPNĄ CZĘŚĆ, JUŻ PRAWIE JĄ SKOŃCZYŁAM!!!
I jak? Skomentuj!
Znak ktoś jakieś fajne, żywe piosenki?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top